*11*
Na salę zdjęciową weszło troje mężczyzn. Jeden z nich był wielki, ochroniarz pozostałej dwójki. Drugi wysoki, miał włosy przed ramiona, zaś trzeci, odrobinę niższy od swojego kolegi, miał włosy postawione na żelu. Z przygotowań świateł do zdjęć wyrwał mnie głos fotografki.
- Zoey! Ten reflektor daj niżej - pokiwałam głową w geście zrozumienia.
Potem ponownie ktoś mnie wołał, tyle że tym razem był to męski głos.
- Czy to ty robiłaś wczoraj zdjęcia fanom serialu "Supernatural"? - zapytał jeden z aktorów, któremu wczorajszego dnia robiłam właśnie tam zdjęcie.
- Tak, to byłam ja. W czym mogę pomóc?
- Wychodzi na to, że znalazłem cię już wczoraj, Zoey. Jestem Jensen, miło mi.
- Cześć - to były jedyne słowa jakie udało mi się powiedzieć, do momentu gdy Pani fotograf kazała mi do niej podejść.
- Masz może czas dzisiaj wieczorem?
- Dzisiaj zostaje do zamknięcia, taka praca - dodałam zmieszana sytuacją.
Fotograf przyglądała mi się ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
- Jestem brudna? Mam coś na nosie? - zapytałam.
- Tak... znaczy nie. Jest Pani czysta, ale skąd... zna Pani Jensena Acklesa?
- To skomplikowane... - odpowiedziałam, prychajac cicho pod nosem. - Co mam robić?
[22:05]
Zoey: Nigdy nie ubawiłam się tak bardzo, robiąc zdjęcia.
[22:06]
Jensen: Urok osobisty. Tylko i wyłącznie urok osobisty.
[22:06]
Zoey: Nie, to nie to. Bardziej dziki taniec z Jaredem.
[22:07]
Jensen: Wciąż upierałbym się przy wrodzonym uroku osobistym.
[22:07]
Jensen: Jest po 22 czyli jest już po zamknięciu. Chcesz się spotkać?
[22:07]
Zoey: Chętnie, tylko nie wiem czy uda ci się przemknąć obok fanów.
[22:08]
Jensen: Zależy gdzie jesteś.
[22:08]
Zoey: Właśnie wyszłam głównym wejściem.
[22:08]
Jensen: Właśnie wychodzę z hotelu z prawej.
[22:09]
Zoey: No to zaczekam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro