Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

63

- Te dziecko na pewno nie jest moje - syknął Harry, głosem pełnym złości.  - Pieprzyłaś się z tyloma facetami, niż moja matka ma lat i akurat padło na mnie? Ironia losu!
- Wiem co mówię - powiedziała twardo. - Radzę Ci powiedzieć Twojej dziewczynie, że zostaniesz tatusiem w niedalekiej przyszłości. Inaczej ja to zrobię, a wątpię by ucieszyła się na mój widok.
- Nigdy nie będę ojcem tego czegoś i zacznij lepiej szukać innego naiwnego skurwysyna, który uwierzy w tą Twoją kolejną bajeczkę - usłyszałam głośnie trzaśnięcie drzwiami. Powoli wyłoniłam się zza ściany. Poważny wzrok Harrego spoczął na mnie. - Ile usłyszałaś? - zapytał ponurym głosem.
- Wystarczająco - odparłam, spuszczając wzrok na podłogę. Nie miałam najmniejszej ochoty patrzeć na jego załamany wyraz twarzy.
- Leila...
- Nie, Harry - przerwałam mu. - Nie tłumacz się.
- Będę, bo to nie jest prawda! - odparł oburzony.
- Skąd możesz to wiedzieć? - zapytałam, kierując się z powrotem do sypialnii.
- Wiem, bo zawsze się z nią zabezpieczałem! - krzyknął, idąc za mną. - Na pewno nie jest to moje, pieprzone dziecko! Ona kłamie!
- Ale jeśli tak? - odwróciłam się do niego gwałtownie. Harry zatrzymał się. - Jeśli wpadliście?  Wtedy będziesz ojcem i masz obowiązek opiekować się dzieckiem.
- Nawet tak nie mów, Leila - pokręcił głową. - Proszę, nie wierz w to, co ona opowiada! Manipuluje każdym, by tylko racja była po jej stronie!
- Tiffany jest jaka jest, ale ona będzie matką - rzekłam. - Ty spotykałeś się z nią przez cały rok, więc... Po prostu zaliczyliście wpadkę.
- Ja wiem, że to jest cholerne kłamstwo. Leila, ty wierzysz jej, a nie mi!
- Sama nie wiem, komu mam wierzyć - stwierdziłam, wzruszając ramionami. - To się nie uda.
- Co?
- My - spojrzałam na niego. Jego oczy rozszerzyły się w panice. - Nie chcę zabierać dziecku ojca.
- Leila, nie - szepnął zduszonym głosem. - Nie możesz... Kurwa, ja Cię kocham!
- Wiem, ale to nic nie zmienia. Będziesz ojcem, a Tiffany będzie Cię potrzebowała. Dziecko również.
- Dlaczego, Leila? Dlaczego do kurwy nędzy jej uwierzyłaś?
- Dopóki dziecko się nie urodzi, nikt nie zna prawdy - powiedziałam cicho. W moich oczach zbierały się łzy, a oddech ugrzązł mi w gardle. - Teraz, już nic nam nie zostaje. To koniec, Harry.
- Nie... Nie, nie, nie - mruknął, chwytając się za swoje loki. - Obiecałaś, że mnie nie zostawisz!
- Mnie też to boli, bardzo - rzekłam, przygryzając dolną wargę, by powstrzymać się od głośnego szlochu. - Ale nie widzę innego wyjścia, tak będzie lepiej.
- Gówno prawda! - prychnął. - Jesteśmy sobie pisani, a to, że los działa przeciwko nam, powinno tylko nas umocnić.
- Niestety jest na odwrót - parsknęłam, podchodząc do szafy, by wziąć swoją torbę z rzeczami. Musiałam wrócić do domu. - Tiffany wygrała, Harry.
- Nic do cholery nie wygrała - waknął. - Nie pozwolę, aby weszła między nas.
- Zrobiła to już dawno - westchnęłam, zakładając swoje czarne conversy.
- Leila, nie opuszczaj mnie - jego ton głosu był niemal błagalny. - Nie chcę by to wszystko między nami znowu zostało zniszczone.
- Jeśli mnie naprawdę kochasz, pozwolisz mi odejść, Harry - odparłam drżącym głosem. - Dla naszego dobra.
- Nie chcę takiego życia - powiedział. - Jesteś moim szczęściem i jesteś mi potrzebna.
- Mogłeś pomyśleć o tym wcześniej - szepnęłam, zabierając swój telefon i zeszłam na dół.
- Udowodnię Ci, że to nie jest prawda, Leila! - Harry zatrzymał mnie na schodach. - Ale nie opuszczaj mnie. To ty sprawiasz, że gdy o Tobie myślę, uśmiecham się, nauczyłaś mnie kochać. Myślisz, że po tym wszystkim zostawię Cię i zapomnę o Tobie? - jego słowa spowodowały falę łez, których już nie potrafiłam powstrzymać. Słuchając ich czułam ciepło, jak i gorzki ból.

Bo po wyjściu z jego domu, stracę go.

- Żegnaj Harry - stanęłam na palcach aby złożyć na jego ustach krótki pocałunek, po czym zostawiłam go osłupionego na schodach, gdy ja pokierowałam się w stronę wyjścia. Moje serce biło niewyobrażalnie mocno. Mój umysł krzyczał : Wracaj do niego! Zdrowy rozsądek jednak popierał moją decyzję.

Gdy byłam już tuż przed drzwiami, zostałam gwałtownie odwrócona i przyciśnięta do nich. Moja torba spadła na ziemię po tym, jak usta Harrego złączyły się w pełnym frustracji, bólu i namiętności pocałunku. Odpychając wszystkie minione zdarzenia na bok, włożyłam w tą pieszczotę całą siebie. Potrzebowałam tego. Potrzebowałam się zatracić i czuć jego miłość. Przy nim zapominałam o świecie : Byliśmy tylko ja i on.

Czy chciałam go opuszczać? Przenigdy. Jednakże, nie mogłam pozwolić na to, aby mała istotka, która rosła w ciele Tiffany wychowywała się bez ojca. Dziecko nie było niczemu winne.

Lecz dla mnie w tym zestawieniu, nie  był miejsca.

- Jeśli pragniesz odejść Leilo, to zrób to, ale wiedz, że ja zawsze Cię znajdę - wymruczał, odrywając się ode mnie. Jednocześnie poczułam pustkę, która z sekundy na sekundy zwiększała się. To był prawdopodobnie ostani raz, gdy mogłam go pocałować, przytulić, dotknąć... bądź widzieć.

To był mój ostatni raz, gdy miałam do czynienia z Harrym.

Z cichym szlochem podniosłam torbę i z ciężkim oddechem spojrzałam na Harrego po raz ostatni. Nawet wczoraj nie był tak załamany. Jego policzki były mokre od łez, a oczy opuchnięte. Czułam jego ból, tak samo jak on mój. - - Kocham Cię, Harry - mruknęłam i opuściłam jego dom. Ciałem oddalałam się od niego, ale moje serce zostało z nim.

Po każdym dniu trzeba postawić kropkę, odwrócić kartkę i zaczynać na nowo, bo takie jest życie.

Lecz nie chciałam zaczynać dnia bez niego.

******
Wiem, zabijecie mnie 😅

Wasza Katie. 💞

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro