
2. Twenty two
*Luke's POV*
- Ashton? - Zapytałem wchodząc do mieszkania. Odpowiedziała mi jedynie cisza. - Calum? Mikey?
Wszedłem do salonu, zapaliłem światło i opadłem na kanapę. Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do Micheala. Po chwili elektroniczna sekretarka powiadomiła mnie, że numer mojego przyjaciela jest nie osiągalny.
Z Calumem było podobnie...
Ashton odebrał po piątym razie.
- Czego, Hemmings? - sapnął zirytowany.
- Chyba ci przeszkadzam - westchnąłem kiedy w tle usłyszałem "pisk" Bryany.
- Trochę. Teraz mów czego chcesz. - Warknął, a ja wywróciłem oczami.
- Chciałem tylko zapytać, gdzie jesteście? Mieszkanie jest puste, a ja nie przypominam sobie, żebyście mówili, że macie jakieś plany.
- Może gdyby wielki książę Lukas Wielki nie był tak zajęty swoim nosem, domyślił by się, że traci przyjaciół - warknął i bez dalszej dyskusji - rozłączył się.
Przymknąłem oczy chwile pozostałem w ciszy. Po kilku, może kilkunastu minutach mój telefon zaświecił informując mnie o nowej wiadomości. Z chwilą wahania podniosłem telefon z poduszki obok mnie. Spodziewałem się kolejnej wnerwiającej wiadomości od Arzayeli, ale zamiast jej imienia wyświetliła się wiadomość od Sierry.
Sierra: Słuchaj, szczeniaku. Masz sie zjawić w moim biurze w przeciągu dwudziestu minut. Wysłałam po ciebie Johna. Powinien za chwile być. Mamy ważne sprawy do obgadania.
Wyszedłem z mieszkania i skierowałem sie do portierni. Blondynka przy recepcji, która już kilka razy ze mną flirtowała, pomachała mi, ale to zignorowałem. Pod wieżowcem stał już czarny Range Rover Johna. Bez zastanowienia wsiadłem do samochodu podając rękę kierowcy.
- Mówiła czego chce? - zapytałem.
- Nie, ale powiedziała, że mam natychmiast cie przywieść. Była nieźle wkurzona. Nie wiem co ją zdenerwowało, ale mam nadzieję, że nie urwie ci głowy. - Zaśmiał się ze swojego "żartu", ale mnie nie było do śmiechu. Sądzę, że byłaby do tego zdolna.
Wsiadłem pod budynkiem w którym aktualnie mieści sie biuro naszej menadżerki.
Nie pewnie przekroczyłem drzwi do holu. Jeszcze bardziej przerażony zapukałem do drzwi Sierry.
- Wejść! - Głos kobiety przebił się przez drewnianą powłokę. Nacisnąłem klamkę i wszedłem do gabinetu. - Miło, że się zjawiłeś. Zapewne nie zdajesz sobie sprawy z tego po co cię tu sprowadziłam.
- Nie za bardzo. Może mnie oświecisz?
- Siadaj. - wskazał krzesło naprzeciwko siebie. Kurcze znów czuje sie jak w gimnazjum. - Chodzi mi o Arzayelę. Miło, że mnie posłuchałeś i zacząłeś się z nią spotykać. Jej rodzice wypisali już czek i są gotowi nam go wręczyć za około miesiąc. To jedna sprawa. - Westchnęła. Wywróciłem oczami. - Ostatnio zaczęłam się martwic op twoje kontakty z chłopakami. Co się dzieje? - Wzruszyłem ramionami. - Rozumiem, że byli blisko z Moon... niektórzy nawet za blisko - powiedziała do siebie szeptem, ale we mnie na te słowa sie zagotowało. - Zapomnijcie o niej i pogódźcie się. Zespól jest ważniejszy od jakiejś głupiej dziewiętnastolatki.
Na te słowa zerwałem się z miejsca. Uderzyłem dłońmi w blat ciemnego biurka. Sierra starała sie wyglądać opanowanie, ale w jej oczach ujrzałem odrobinę strachu.
- Nina. Nie. Jest. Głupia - wypowiadałem wolno i dobitnie, ale jednak starałem sie opanować.
- Usiądź. - Tym razem jej posłuchałem. - Chodzą plotki, że zostawiłeś Ninę z powodu jakiejś ciąży. - Otworzyłem szeroko oczy.
- Kto wymyślił takie brednie!? - Warknąłem, ale podejrzewam, że będę musiał poważnie porozmawiać z Arzayelą.
- Proszę cię jedynie, żebyś to wyjasnił.
- Co masz na myśli, mówiąc, wyjaśnić? - Zapytałem zirytowany.
- Pojedziesz do niej i namówisz ją by nie mówiła nic złego o zespole.
- Myślisz, że by to zrobiła? - Zapytałem z niedowierzaniem. - Nie jest osobą, która chce sensacji wokół siebie.
- Jednak dla naszego dobra, masz z nią porozmawiać. I nie chcę z tobą dyskutować.
*Nina's POV *
W poniedziałek na zajęciach z łatwością zapomniałam o wydarzeniach z przed kilku dni.
- Moi drodzy - na koniec wykładu, mężczyzna opowiadający o psychice ludzkiej, przerwał zapisywanie ostatnich notatek. - Wróćmy do czasów liceum. Proszę, abyście dobrali się w parę ze swoim sąsiadem. - Spojrzałam na chłopaka siedzącego obok mnie. Wielki, szczery widniał na twarzy chłopaka, z którym ostatnio się zderzyłam. - Waszym zadaniem jest napisać esej i streścić go w prezentacji multimedialnej. Temat brzmi - Odwrócił się do tablicy i wielkimi literami napisał "UZALEŻNIENIA - ZACHOWANIA PODCZAS, JAK I REKREACJA NA SKUTKI". - Na ten projekt macie tydzień. Eseje mają znaleźć się na moim biurku za tydzień w poniedziałek, a ten tydzień jak i następny spędzimy właśnie rozmawiając na temat uzależnień. W przyszłym tygodniu będziemy ukazywać wasze prezentacje.
Wykładowca zabrał z biurka swoją teczkę i kubek.
- To koniec, mili państwo. Miłego popołudnia.
Po kilku minutach znajdowałam się już przed budynkiem kampusu. Wszędzie byli uczniowie. Słońce miło przygrzewało, a chmury powoli przepływały po niebie.
Z zadumy wyrwało mnie szarpnięcie za nadgarstek. Ubtana na czarno postać ciągnęła mnie w stronę cienia, który dawało pobliskie drzewo. Wiedząc, że to Luke zaczęłam się wyrywać, ale nic nie zdziałałam.
- Jeśli nie natychmiast nie puscisz, zacznę krzyczeć - sapnęłam dalej będąc ciagnięta przez tego szkodnika.
- Nie zrobisz tego - powiedział i posadził na trawie, chwilę później sam robił to samo. - Musimy porozmawiać.
- Nie chcę z tobą rozmawiać.
- To chociaż nie wysłuchaj.
- Mam inny wybór? - Zapytałam z nadzieją, ale on pokręcił głową.
- Chciałem cię tylko prosić, żebyś nic nie mówiła mediom. Zespól wystarczająco już cierpi...
- Ciekawe przez kogo? - Zakpiłam.
- Podobno niechcesz ze mną rozmawiać - warknął. - Masz nic nie mówić prasie, a plotki o ciąży omijać szerokim łukiem.
- Jakiej ciąży?! - Krzyknęłam na tyle głośno, że kilka ciekawskich oczu na nas spojrzało.
- Rozeszły się plotki, że dla tego się rozstaliśmy.
- Okay. Nic nikomu nie powiem... Nie mogłabym zrobić tego przyjaciołom. - Wstałam i otrzepałam się z niewidzialnego kurzu. - Jeśli to wszystko to pozwól, że już sobie pójdę.
Kiedy miałam już odejść poczułam jak znów łapie moją rękę.
- Co jeszcze - odwróciłam się do Hemmings'a, coraz bardziej zła.
- Ja... - Chwilę się wahał. - Przepraszam...
Przez chwilę miałam wrażenie że słyszę w jego głosie prawdziwy smutek, ale po chwili przypomniałam sobie, że on nie ma uczuć.
- Wiesz co? - Spojrzałam na niego z pogardą i wyszarpnęłam rękę. - Pieprz się.
Odeszłam od niego. Chwilę później obok mnie stanął George.
- Nina? Co powiesz na to, żeby już dziś zacząć myśleć nad projektem? Wiesz tydzień to nie dużo. - Zapytał z nadzieją.
- Dobry pomysł - uśmiechnęłam się do chłopaka. - Może pójdziemy do mnie co?
- Będą twoi przyjaciele? - Zapytał, a ja kiwnęłam głową. - To na co jeszcze czekamy?!
Zaśmiałam się i spojrzałam na sekundę za siebie. Luke'a już nie było, a mnie coś zakuło w sercu.
Znów się poddał...
Zabierz wszystkie swoje rzeczy i wyjdź
Nie możesz cofnąć tego co powiedziałeś, wiem
Słyszałam to wszystko wcześniej co najmniej milion razy
Nie jestem do zapomnienia, wiesz
Nie wierzę, nie wierzę w to
Odszedłeś w pokoju zostawiając mnie w rozsypce
Ciężko mi oddychać, jestem na kolanach właśnie teraz
Mam już dość tej samej starej miłości, tego gówna, rozdziera mnie
Mam już dość tej samej starej miłości, moje ciało ma już dość *
*Selena Gomez - Same Old love (tł.pl)
_________________
Dzisiejszy rozdział dedykuję rekolekcjom. Gdyby nie one noe było by go tak szybko
Kocham was! ❤❤❤
Wasza Sinfull xx
Dobranoc!!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro