Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

50. Kolejne cześć

Jechałem tak szybko jak tylko mogłem. Wiem, że sto na godzinę w miejscu zabudowanym to trochę przesada, ale naprawdę musiałem jak najszybciej dostać się do Louisa.

Po dwudziestu minutach nareszcie byłem na miejscu. Niegdyś nasz ulubiony pub, a dzisiaj nawet nie wiem czy miałby ochotę się tam wybrać. Czym prędzej pognałem do lokalu.

W środku jak w każdym pubie unosił się dym z papierosów i zapach spoconych mężczyzn. Wzrokiem próbowałem odnaleźć przyjaciela, jednak to na nic. Pomieszczenie było tak duże, że musiałem udać się w jego głąb.

Po półgodzinnej przechadzce przez klub, miałem już dosyć. Nigdzie nie widziałem Louisa, a sam nie wiedziałem gdzie mam dalej szukać. Postanowiłem pójść do właściciela, kiedyś w trójkę niemalże się przyjaźniliśmy. Zapukałem parę razy w drzwi z napisem "Właściciel - nie przeszkadzać." Po chwili otworzył mi wysoki mężczyzna, który wyglądał jak jakiś kulturysta.

-Czego? - zapytał wyraźnie niezainteresowany.

-Muszę pogadać z Coltonem. Naprawdę jest mi bardzo potrzebny w tym momencie. - powiedziałem zdyszany ze stresu.

-Nazwisko?

-Styles. Harry Styles.

Drzwi na chwilę się zamknęły. Czekałem przed nimi jak jakiś walnięty przez dziesięć minut i kiedy miałem już odejść, nagle się otworzyły.

-Wejdź, pan Colton czeka. - skinąłęm głową i wszedłem.

Rozglądnąłem się po pomieszczeniu i mogłem przyznać, że wiele się w nim zmieniło. Nowe ciemne meble i ciemne ściany kontrastowały ze sobą. Pokój wyglądał jak pomieszczenie największego ze zbirów, jednak każdy kto poznał właściciela wiedział, że to naprawdę sympatyczny człowiek. Po chwili na krześle obrócił się mój stary znajomy. Jak zawsze na jego twarzy dominował uśmieszek.

-Cześć Harry! Mój stary przyjacielu, opowiadaj co cię tu sprowadza! - przywitał mnie wesoło.

-Witaj Colton. - powiedziałem uśmiechnięty, tak naprawdę nie spodziewałem się, że jeszcze kiedykolwiek go spotkam. - Mam do ciebie sprawę.

-Domyśliłem się, że przybywasz z jakąś sprawą. Co się takiego stało, że zwracasz się do staruszka Coltona?

-Jakiego tam staruszka! Jeszcze przynajmniej pięćdziesiąt lat przed tobą.

-Harry mam już pięćdziesiąt sześć. Naprawdę robię się stary, a nawet już jestem, a teraz powiedz wreszcie o co chodzi.

-Colton, był tutaj dzisiaj Louis. Zadzwonił do mnie, że mam tutaj po niego przyjechać, bo jest zalany. Jestem tutaj prawie od godziny, ale jego nigdzie nie widziałem. Martwię się, bo nie odzywał się pięć dni i nagle kiedy dał znać gdzie jest, to nie mogę go znaleźć. Dlatego chciałem zapytać czy mogę skorzystać z twoich kamer.

-Oczywiście! Weź krzesło i usiądź obok mnie.

Razem zaczęliśmy przeglądać kamery z całego dnia, aż w końcu doszliśmy do godziny jedenastej rano - w tym momencie Louis wszedł do pubu. Natomiast nie mogliśmy znaleźć go wychodzącego, dlatego musiał gdzieś tutaj być.

-Haroldzie weź mojego ochroniarza Mike'a i poszukajcie Louisa w pubie.

Znalazł się. Po godzinie, ale się znalazł. Leżał prawie nieprzytomny za kanapą. Mike pomógł mi go wnieść do samochodu. Podziękowałem jemu i Coltonowi za pomoc no i odjechałem.

Ja: Znalazłem go. Jest cały i zdrowy, powoli wracamy do domu.

Scarl: To super! Bardzo się cieszę! Przyszykuję mu pokój. Jedź powoli, kocham Cię xx

-Oj Louis. Czasami jesteś jak dziecko. Naprawdę cieszę się, że cię znalazłem przyjacielu.- wyszeptałem.

× × ×

Następnego dnia Louis spał do czternastej. Scarlett co chwilę zaglądała do niego, ale on dalej się nie budził. W pewnym momencie tak się wystraszyliśmy, że sprawdziliśmy jego puls. W międzyczasie, kiedy czekaliśmy aż Louis się obudzi, ja musiałem uregulować wszystkie rachunki domowe, związane ze studiem, a także z jego pracownikami.

-Cześć. - powiedział zachrypnięty Louis w drzwiach.

-Cześć. - powiedziałem zadowolony, że w końcu wstał oraz zawiedziony tym jak stoczył się w ciągu tych kilku dni.

-Louis! Miło cię wreszcie widzieć! - krzyknęła Scarlett. - Chodź, odświeżysz się troszkę.

Chłopak wrócił pół godziny później. Na co tylko czekałem. Scarlett za to co chwilę wypytywała mnie o czym z nim będę rozmawiał, ja jednak sam jeszcze nie wiedziałem co chcę mu powiedzieć. Louis usiadł na kanapie i chrząknął znacząco. Od razu odwróćiłem wzrok w jego stronę.

-Scarlett mogłabyś zostawić nas na chwilkę samych?

-Jasne. - powiedziała i po chwili zniknęła za drzwiami.

Przez chwilę żaden z nas się nie odzywał tak, jakbyśmy nie wiedzieli o czym mamy rozmawiać. Aż w końcu Louis przerwał tą niezręczną ciszę.

-Harry, przepraszam, że się nie odzywałem. Wiem, że źle zrobiłem, ale uwierz chciałem odpocząć i chociaż na chwilę odizolować się od tej całej sytuacji.

-Odpocząć? Zalewając się w trupa? Louis wydawało mi się, że jesteś dorosłym człowiekiem. A nie odbierałeś od nikogo przez pięć cholernych dni! Martwiłem się i to tak mocno, że nie sypiałem po nocach. A ty w ramach tego balowałeś sobie, żeby zapomnieć o zaistniałej sytuacji. Wiem, że ostatnio mnie przy tobie nie było, ale zrozum, że zawsze jak jest źle możesz się do mnie odezwać..

-Wiem to Harry i naprawdę źle się czuję z tym, że po prostu nie spędziłem tych dni z tobą albo nie porozmawialiśmy. Przepraszam Cię stary, naprawdę jestem dupkiem.

-Już po sprawie. A teraz powiedz co zamierzasz z Alice?

-Wiesz postanowiłem, że dziecko zostanie z nią, a ja będę je odwiedzać i płacić alimenty. Nie mogę z nią być, a dziecka nie mogę wziąć, bo jak sam wiesz nie będzie dla niego dobry świat show-biznesu. - skinąłem jedynie głową. - Poznałem kogoś.

-Naprawdę? Jak się nazywa? Czy może znam ją?

-Powinieneś. - zaśmiał się. -Danielle Campbell. Jest naprawdę świetna. Uwielbiam ją i przy niej dopiero czuję, że żyję.

-Bardzo się cieszę przyjacielu. - powiedziałem z uśmiechem.

Nasza rozmowa trwała jeszcze kolejną godzinę. Omawialiśmy tyle szczegółów, że nic nas nie obchodziło. Aż tu nagle Scarlett wbiegła do pokoju i wystraszona.

-Harry! Coś się dzieje. Krwawię i to bardzo obficie. Boli mnie brzuch i tak ze mnie cieknie, jakbym miała się wykrwawić. To nie jest normalne i na pewno to nie jest zwykła menstruacyjna krew, Harry.

-Ubieraj się. Jedziemy do szpitala, Louis?

-Oczywiście, że jadę z wami. - powiedział pewnie.

Czym prędzej ubrałem się i pomogłem Scarlett. Po chwili już w trójkę siedzieliśmy w samochodzie. Do szpitala dotarliśmy po piętnastu minutach. Kiedy pielęgniarki zobaczyły nas w wejściu od razu pobiegły po wózek dla Scarlett. Chwilę później znajdowaliśmy się w pomieszczeniu lekarza ginekologa.

-Z płodami wszystko w porządku. Jednak nastąpi tutaj przedwczesny poród. Przygotujemy salę i zaraz zabieramy się za poród. - powiedział lekarz.

-Harry, zostaniesz ze mną?

-Oczywiście skarbie. - powiedziałem i ucałowałem jej polik.

Po czterech godzinach siedzenia na sali w końcu udało się urodzić pierwsze dziecko. Chłopiec, nazwaliśmy go William. Po kolejnej godzinie urodziła się dziewczynka. Nazwaliśmy ją Grace. Lekarz powiedział, że jak na wcześniaki były bardzo małe. Jednak dobrze, że są całe zdrowe.

Po kolejnych paru godzinach obdzwoniłem większość osobników z naszych rodzin. Dlatego właśnie siedzimy w pokoju ze Scarlett i dwoma maluszkami oraz resztą naszej wielkiej rodziny.

Ja: Udały nam się te dzieci Xx

Scarl: Wiem panie Heri Stajls xx

× × ×

To już ostatni rozdział te części. Pytanko czy ktoś chce kolejną? Bojeśli miałabym cokolwiek dalej pisać to tylko zależy od was moi drodzy czytelnicy i od tego czy będę miała o czym, ale na pewno byłoby o czym pisać. Piszcie w komentarzach!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro