38. Piekarnia
Obudziłem się rano w pustym łóżku. Najwidoczniej Scarlett wstała wcześniej ode mnie. Jednak na zegarku była dopiero ósma. Wstałem i poszedłem umyć zęby, po czym zszedłem na dół.
Scarlett siedziała w jadalni i rozmawiała z moją mamą.
-Witam panie - powiedziałem z uśmiechem.
-Hej, śniadanie jest na blacie w kuchni. Zjedz i zabierz Scarlett na spacer, w końcu trzeba korzystać z pięknej pogody - skinąłem jedynie głową.
Wyciągnąłem talerzyk i nałożyłem sobie parę kanapek. Chwilę później dosiadłem się już do stołu, przy którym siedziały moje kobiety.
-Jak się spało? - zapytałem - Czujesz się już lepiej?
-Tak sobie, z rana jeszcze trochę wymiotowałam, ale troszkę lepiej.
-To zaraz poczujesz się jeszcze lepiej, kochana. Harry idź się ubierz i zabierz ją na spacer. - powiedziała mama.
Nie zdążyłem nawet zjeść. Jednak wolę coś przekąsić później. Szybko pobiegłem do pokoju założyłem pierwsze lepsze spodnie i koszulę po czym zbiegłem na dół.
-Idziemy? - zapytałem mojej narzeczonej.
-Jasne, tylko założę kurtkę i możemy iść - odpowiedziała i poszła do przedpokoju.
-Specjalnie chcę was wysłać na spacer, zabierz ją do piekarni, niech pozna Barbarę skoro i tak zaraz jedziecie. Tylko pilnuj jej, ma moje wnuczęta w brzuchu.
-Jasne mamo, dziękuję - ucałowałem jej polik.
Wyszedłem z domu. Scarlett czekała przy furtce. Złapałem ją za rękę i poszliśmy.
-Zabiorę cię do piekarni, okej? - zapytałem.
-Dlaczego do piekarni? - zaśmiała się.
-Bo to była moja pierwsza praca. Uwielbiałem tamto miejsce - wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.
-Daleko to jest? - spytała.
-Nie, praktycznie za tamtym rogiem - wskazałem palcem.
-No to chodźmy. - uśmiechnęła się.
Nie minęło dziesięć minut, a my już staliśmy pod piekarnią. Otworzyłem Scarlett drzwi, a sam wszedłem tuż za nią.
-Harry, skarbie! - krzyknęła jedna z nowych sprzedawczyni - Ostatni raz widziałam cię półtora roku temu, kiedy się zatrudniłam - uśmiechnęła się.
-Cześć Suzy, jest może Barbara? - zapytałem z uśmiechem.
-Ma tutaj zaraz wpaść. Będzie najpóźniej za pięć minut.
-To świetnie - stwierdziłem. - Scarlett to jest Suzanna, Suzy to jest Scar. Moja druga połówka.
-Miło mi poznać. - Scarlett podała Suzy dłoń.
-Mi również. -odpowiedziała Suzy, jednocześnie ściskając.
-O witam! A kogo tu przywiało! Harry gdzieś ty się podziewał? - zapytała Barbara.
-A tu i tam, wiesz jak jest. - uśmiechnąłem się.
-No tak w końcu przychodzenie do piekarni nie uczyni cię sławnym. - zaśmiała się.
-A tam gadasz, wolę wasze towarzystwo, niż niektórych gwiazd. - przyznałem.
-A ta gwiazdka za tobą to kto to? Czy pani coś kupuje? - Scar pokręciła przecząco głową.
-To moja narzeczona Scarlett. - przedstawiłem ją.
-Do tego spodziewamy się dzieciątka. - dodała ciszej Scar.
-Jeszcze lepiej! Oj moje drogie dzieci oby wam się wiodło. Miło było mi was widzieć. Nie chcę was wyganiać i naprawdę bym z wami posiedziała, jednak za chwilę będą godziny szczytu w końcu dochodzi wpół do dziesiątej.
-Przerwy w pobliskiej szkole - wyjaśniłem Scarlett.
-Tak, właśnie. A nie chcę, żeby was staranowali. Tym bardziej, że Scarlett jest w stanie błogosławionym. Także porozmawiamy jak się jeszcze kiedyś zobaczymy. Mam nadzieję oczywiście zobaczyć twoje nowo narodzone dzieciaczki, wiesz gdzie mieszkam także odwiedźcie mnie za parę miesięcy, moi przyszli rodzice.
-Oczywiście. Odwiedzimy. - powiedziałem.
Pożegnaliśmy się z obiema kobietami i wyszliśmy. Wróciliśmy do domu, po drodze zahaczyliśmy o budkę do robienia zdjęć. W domu zabraliśmy się za pakowanie naszych rzeczy. Co prawda mieliśmy wyjechać wieczorem, jednak wyjeżdżamy za chwilę, żeby w domu jeszcze trochę odpocząć.
-Mamo my za chwilę wyjeżdżamy! - krzyknąłem.
-Już idę!
Spakowałem obie nasze torby i torebki z zakupów, które zakupiłem ja i które zakupiła Scarlett. Po chwili podeszła do mnie mama i dała mi jeszcze trzy słoiki oraz dwie miski.
-Spakuj to do zrywki, proszę. - powiedziałem.
Scarlett siedziała w samochodzie, kiedy ja czekałem na mamę. Po chwili jednak kobieta przyszła i dała mi cały zapakowany prowiant.
-Dziękuję mamo. - powiedziałem i ucałowałem ją w czoło.
-Opiekuj się Scarlett! Miłej podróży i uważaj na drodze. W słoikach masz kompoty. Malinowy, truskawkowy i wiśniowy. W jednej misce masz krokiety, a w drugiej dałam trochę pierogów. Do przyjazdu powinny być dobre.
-Dziękuję, kocham cię. Do zobaczenia. - powiedziałem i wsiadłem do samochodu, po czym pomachałem i ruszyłem w drogę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro