37. Rozmowa
-Wróciliśmy! - krzyknęła mama na wejściu.
W międzyczasie Rob poszedł wypakowywać torby z samochodu. Ja za to udałem się do pokoju. Po cichu wszedłem do pomieszczenia i na łóżku zastałem Scarlett. Dziewczyna leżała i czytała jakąś książkę. Nawet nie zwróciła uwagi na to, że wszedłem do pomieszczenia.
-Cześć, co czytasz? - zapytałem ciekawy.
Jednak moja narzeczona nic mi nie odpowiedziała i pokazała tylko okładkę książki. Tytuł brzmiał "W oczekiwaniu na dziecko". Scarlett naprawdę musiała spodobać się informacja, że jest w ciąży.
-Chciałaś o czymś ze mną porozmawiać? - zapytałem niepewnie.
-Tak. Chciałam ci powiedzieć, że zapisałam nas do szkoły rodzenia. - oznajmiła.
-Zapisałaś od razu? Dlaczego nie zapytałaś mnie o zdanie? A co jeśli będę potrzebny w studiu?
-Jak zawsze to samo. Studio zawsze jest ważniejsze. Wszystko jest ważniejsze, oprócz mnie i tego co mam do powiedzenia. Tak jest za każdym razem. Zapisałam nas dlatego, bo wiedziałam, że się nie zgodzisz.
-Kto powiedział, że się nie zgodziłem? Studio nie jest ważniejsze od ciebie Scarlett.
-Ale jakoś w nim przebywasz więcej czasu niż ze mną - burknęła, a ja westchnąłem.
-Chcę po prostu zapewnić tobie, sobie i naszym przyszłym dzieciom dobrobyt. Tak, aby miały wszystko czego chcą. Żeby później mogły iść do dobrej szkoły, na studia i żeby mogły kupić sobie dom, nawet z naszych pieniędzy, jeśli nie będą miały swoich. Chcę po prostu, żeby kiedyś ani tobie ani dzieciom niczego nie brakowało.
-Masz rację. Przepraszam, odwołam kursy. Damy sobie jakoś radę bez nich. - powiedziała i uśmiechnęła się lekko.
-Nie przepraszaj, bo co prawda ty po części też masz rację. Wybiorę się z tobą chętnie do tej szkoły rodzenia, jeśli to cię ucieszy to dlaczego nie.
-Dziękuję - powiedziała i się we mnie wtuliła - Kocham cię - dodała po chwili.
-Ja ciebie też kocham. Pamiętaj o tym. A teraz pokaż mi co kupiłaś, bo nie wierzę, że pojechałaś i wróciłaś bez niczego - zaśmiałem się.
-Praktycznie kupiłyśmy same ubranka dla maluszka. Wiesz, Gemma mi trochę naopowiadała i tak jakoś wyszło, że ja też również wpadłam w szał zakupów.
-Powiedzmy, że rozumiem. Jednak nie chcę wiedzieć, jakich głupot ci naopowiadała.
-I tak bym ci nie powiedziała, ale patrz. - powiedziała i zaczęła wyciągać ubranka z toreb.
-Okej, no ładne są te ciuszki - stwierdziłem.
-Podobają ci się? Tutaj jest biała koszuleczka, trzy pary kolorowych bodów, no i milion skarpetek, a no dodatkowo jeszcze wzięłam dwa śliniaczki - uśmiechnęła się promiennie.
-Bardziej, jestem ciekaw czy to chłopiec czy dziewczynka - oświadczyłem.
-Mnie to obojętne. Chłopiec czy dziewczynka ważne, aby było zdrowe.
-Racja to jest najważniejsze. Takie pytanko, kiedy jest kolejna wizyta u lekarza?
-W następnym tygodniu, chyba we wtorek. Akurat jutro wieczorem wrócimy, w poniedziałek pojedziemy do studia, a we wtorek na wizytę - nagle Scarlett zrobiła skwaszoną minę i przyłożyła dłoń do ust.
-Coś się dzieje? - zapytałem przestraszony.
Dziewczyna mnie wyminęła i wybiegła z pokoju. Pobiegłem za nią do toalety. Klęczała przy ubikacji i wymiotowała. Szybko złapałem za jej włosy i zacząłem pocierać dłonią jej plecy. Po chwili wymioty ustały, jednak na wszelki wypadek siedzieliśmy tak jeszcze chwilę.
-Lepiej ci? - spytałem.
-Cały dzień mi się chciało dobrze, że dopiero teraz to zrobiłam, a nie gdzieś na mieście - westchnęła - Uroki ciąży. Prawda bobasie? - powiedziała do brzucha, a ja się zaśmiałem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro