49
Michael nie czuł się w nastroju na rozmowy z kimkolwiek, a bardziej niż czegokolwiek innego żałował, że nie może porozmawiać ze swoją przyjaciółką. To do niej zwracał się, gdy miał jakiś problem, większy lub mniejszy, lecz Sam zawsze starała się po prostu być i go wspierać, nawet kiedy uważała, że przesadza. Teraz Mike nie miał dziewczyny - i niestety - przyjaciółki chyba też. Myślał nad rozmową z mamą, ale odkąd na nowo wprowadził się do swojego rodzinnego domu, nie rozmawiali zbyt dużo. Michael przeczył samemu sobie, ponieważ chciał z kimś pogadać, a jednocześnie potrzebował samotności.
Drzwi do jego pokoju uchyliły się, ale Mike nie miał ochoty, żeby chociaż odwrócić się w tę stronę. Właśnie przeżywał swój mały koniec świata, miał prawo do humorków. Nakrył się kołdrą bardziej, a po chwili poczuł, że materac ugina się pod czyimś ciężarem, następnie ciepła dłoń dotknęła jego ramienia.
- Zaraz zejdę na dół, naprawdę zaraz. Aktualnie średnio widzę w tym sens.
- Mikey... - Drgnął, gdy usłyszał głos Sam i gwałtownie odwrócił się do niej twarzą, przeniósł się do pozycji siedzącej. Spodziewał się zobaczyć swoją mamę, a nie Sam. - Twoja mama mnie wpuściła. Chcę pogadać.
- Okej... - odpowiedział niepewnie i przeczesał palcami swoje włosy.
- Miałeś rację, może dobrze wyszło - serce Mike'a zabiło szybciej, gdy usłyszał te słowa - bo uświadomiłam sobie, że chcę mieszkać z tobą do usranej śmierci. Mimo wszystko.
Nie spodziewał się, że pogodzą się tak szybko, ale najbardziej zdziwiło go to, iż Sam wyszła z inicjatywą i to ona do niego przyszła. Przez moment milczał, dla Samanthy ta chwila dłużyła się w nieskończoność.
- Chodź tutaj. - Rozłożył swoje ręce, a ona bez wahania się w niego wtuliła. Przymknęła oczy, te kilka dni uświadomiły jej, jak bardzo potrzebuje Michaela w swoim życiu. Nie potrafiła z tego zrezygnować, nawet jeśli Mike czasem denerwował ją jak nikt inny.
W końcu miłość to nie tylko dobre chwile i czułe słówka. To trwanie przy sobie mimo przeszkód i chęć walki o coś, bez czego nie jest się w pełni sobą.
- Między nami już jest okej?
- Wciąż cię kocham, więc chyba tak. - Pocałował ją w czoło, zaśmiała się na jego słowa.
- O nie, Michael, robimy się typowi.
- Serio? To wyobraź nas sobie za dziesięć lat.
Żadne z nich nie rozumiało, w jaki sposób dzięki swojej obecności ich humor potrafił się tak diametralnie zmienić.
- Widzę to... Będziesz łysy - odpowiedziała ze śmiertelną powagą, teraz to on zareagował śmiechem. Prawdopodobnie miała rację, ale nie zamierzał tego przyznawać.
- A ty będziesz ważyła sto kilo po trzech ciążach.
- Chcesz zrobić trójkę dzieci w dziesięć lat?!
- Nie wierzysz w zdolności mojego magicznego penisa?
Sam miała wrażenie, że zaraz się udusi ze śmiechu, a Mike wydawał się być poważny, co jeszcze bardziej ją bawiło. Gdy już opanowała swój wybuch radości, oparła głowę o jego ramię i cicho odetchnęła. Wreszcie poczuła się jak w domu, Michael był jej domem.
___
MOCIE LUDZIE, CIESZCIE SIĘ ICH MIŁOŚCIĄ
I CIESZCIE SIĘ TYM, ŻE WRESZCIE SPOTKAM MOJĄ IBFF <3333 HALOHALOHALO, SŁYSZYCIE MÓJ KRZYK?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro