42
Przepraszam za ten rozdział... :D Nie lubię go i był pisany na raty. I dlaczego cholera nie mogę wyśrodkować tekstu? ;-;
Btw, ta piosenka mnie rozprasza cri, ale jest taka piękna ok. I zupełnie nie pasuje do tego rozdziału </3
- Mikey, a oglądałeś The Rocky Pictiure Show? - zapytała przeciągając wyrazy, a Michael robił się coraz bardziej zmęczony jej ciągłymi pytaniami o filmy i seriale, ponieważ w tej kwestii Samatha była prawdziwym ekspertem i była w stanie mówić o jednym odcinku godzinę. Uwielbiał Sam, naprawdę, ale czasem po prostu chciał, żeby się zamknęła.
- Nie...
- Wiesz, ogólnie nie lubię musicali, ale to jest życie! Zaśpiewam ci moją ulubioną piosenkę, chcesz?
- Nie...
- Okej, no to słuchaj. - Całkowicie zignorowała odpowiedź Mike'a, ze skupioną miną odchrząknęła i przystąpiła do śpiewania. - Czułam się spełniona, nie mogąc wygrać. Wcześniej tylko się całowałam. Myślałam, że nie trzeba się oddawać mocnym pieszczotom, to tylko prowadzi do kłopotów i mokrych doświadczeń... - Zaśmiał się głośno, ponieważ Sam zdecydowanie była pozbawiona talentu muzycznego, w dodatku ten niesamowicie ambitny tekst... - A teraz chcę tylko wiedzieć jak to jest posunąć się dalej, posmakowałam krwi i chcę więcej. Nie będę się sprzeciwiać, chcę pozostać na dystans, mam chętkę do zaspokojenia, potrzebuję pomocy! - Bardzo wczuła się w śpiewanie, grała całą sobą, jej włosy latały na wszystkie strony, a ona sama skakała po całym pokoju. - Dotykaj, dotykaj, dotykaj, dotykaj mnie, chcę być nieczysta. Rozdygocz mnie, doprowadź mnie do dreszczy, wypełnij mnie! - Zakończyła swój „taniec", zmęczona usiadła na kolana swojego przyjaciela i oparła głowę o jego ramię, ciężko dyszała, bo naprawdę się zmęczyła. - I zgadnij co było potem. - Uśmiechnęła się do niego łobuzersko i mrugnęła, a Michaelowi było coraz mniej do śmiechu.
Trochę zajęło mu ogarnięcie Sam i przekonanie jej do pójścia spać. Czasem miał wrażenie, że opiekuje się dzieckiem, lecz dziecko raczej nie kłóciłoby się z nim o to, że owszem, pójdzie pod prysznic, ale tylko z nim.
Ostatecznie i tak wyszło na jego, tak samo jak przekonał ją do wzięcia leków na zbicie gorączki, wypicia herbaty i zjedzenia zupki chińskiej. Mike'a po prostu nie było stać na nic lepszego, ale Sam nie narzekała.
- Przepraszam, Mikey. Wiem, że jestem ciężka w obsłudze i serio podziwiam cię za wytrzymanie ze mną - powiedziała, już lepiej kontaktowała i zdała sobie sprawę z tego, jak głupie rzeczy zrobiła, ale postanowiła udawać, że nie pamięta.
- Ja siebie też podziwiam, ale przynajmniej było zabawnie. - Okrył ją kołdrą i położył się obok, prawdopodobnie był bardziej zmęczony od niej.
Między nimi zapanowała chwilowa cisza, która była tylko odrobinę niezręczna.
- Mikey...
- Hm?
- Mam problem. Dość duży.
Spojrzał na nią z zaciekawieniem, przywykł do tego, że Sam rzadko rozmawiała z nim na temat swoich problemów i słabości, dlatego też musiał odkrywać je na własną rękę. Po prostu należała do osób, które wolały tłumić w sobie emocje.
- Okej, porozmawiajmy o tym. - Odwrócił się do niej twarzą, więc ona zrobiła to samo. Wtuliła się bardziej w poduszkę i nawiązała kontakt wzrokowy ze swoim przyjacielem. Poczuła, że się stresuje.
- Chyba zakochałam się w moim przyjacielu, a nie chcę spieprzyć naszej przyjaźni, bo na niej zależy mi najbardziej.
Odpowiedziała jej cisza ze strony Michaela, którego najzwyczajniej w świecie zatkało. To on był zazdrosny, terytorialny i cholera wie jaki jeszcze, dlatego nie spodziewał się tego, że to Sam jako pierwsza wypowie te słowa.
- Rozważałaś kiedyś opcję, że on ma tak samo?
- Nie - odpowiedziała szczerze. - On jest jak słodki kotek, a ja... ja jestem sobą.
- Po pierwsze, kto kiedykolwiek powiedział, że bycie tobą ssie? Jesteś cudowna i uważam tak od dawna, uważałem tak jeszcze zanim spotkaliśmy się na żywo. Pierwsze co w tobie polubiłem to właśnie charakter, a po drugie... On nie jest jak kotek. Jest najbardziej... męskim mężczyzną jakiego poznałaś, rozumiemy się?
Sam próbowała zachować powagę, ale nie wytrzymała i parsknęła śmiechem. Mike wywrócił oczami, a ona wplotła palce w jego włosy, które wciąż były sianem.
- Mrucz idioto.
- Dlaczego ta rozmowa nie może być normalna? - jęknął zrezygnowany, to nie tak wyglądało w jego głowie, ale oni chyba nie byli w stanie zrobić tego inaczej. I tak było dobrze. Sam obdarzyła go promiennym uśmiechem i odrobinę niepewnie się w niego wtuliła, a on bez wahania ją objął. Oparł brodę o jej głowę i przymknął oczy. - Dokończymy to jutro, ale musisz zasnąć ze świadomością tego, że twoje uczucia są odwzajemnione i nie rozumiem jak mogłaś pomyśleć inaczej.
- Ale nie staniemy się typowi, prawda?
- Z tobą się tak nie da, Suczymonie.
- Cofam wszystko, co powiedziałam.
Zaśmiał się głośno i przyciągnął ją bardziej do siebie, tak w razie gdyby chciała mu gdzieś uciec, ale prawda była taka, że nie miała najmniejszego zamiaru.
___
Nie bijcie mnie lalalalalala, ja po prostu zupełnie nie nadaję się do takich rzeczy xd
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro