32
Parę przyjaciół obudziło natarczywe pukanie do drzwi. Było kilka minut po jedenastej, lecz oni mieli wrażenie, że ktoś brutalnie wyrwał ich ze snu o świcie. Michael spojrzał na Sam, ale ona jedynie odwróciła się do niego plecami i wyłączyła swój dzwoniący telefon. Nawet nie otworzyła oczu.
- Ktoś puka.
- Przecież słyszę, Mickey.
- Otwórz, Samuelu.
- Ale nie chce mi się wstawać tak cholernie bardzo. - Wymamrotała w poduszkę. Pukanie nie ustępowało, więc Michael z westchnieniem wstał z łóżka i poszedł otworzyć. Czuł się jak definicja nieogarnięcia, jego włosy sterczały w każdą możliwą stronę, miał poduszkę odciśniętą na policzku i ledwo patrzył na oczy. Poprawił swoją wymiętą koszulkę i otworzył - w tej właśnie chwili poczuł, że przegrał życie.
No tak, któż inny mógłby ich tak chamsko obudzić? To po prostu musiał być Chris. Vloger zmierzył go wrogim spojrzeniem.
- Co ty tu robisz?
- Tymczasowo mieszkam. - Michael przeczesał palcami resztkę swoich włosów, przypomniał sobie jak poprzedniej nocy Sam to robiła i uśmiechnął się na samo wspomnienie.
- Sam nic nie mówiła.
- Sam nie musi ci się tłumaczyć.
- Gdzie ty tak właściwie śpisz?
- W wannie - sarknął, nie mógł się powstrzymać. Chris jedynie uniósł obie brwi. - A jak myślisz? Wow, nie grzeszysz inteligencją, co nie?
- Kto przyszedł, Mikey? - Usłyszeli zachrypnięty głos Sam dochodzący z salonu.
- Nikt ważny!
- To wracaj do tego pieprzonego łóżka i mnie przytul.
Mike prawdopodobnie nigdy nie widział tak bardzo zdenerwowanego człowieka, szczerze mówiąc niezbyt się tym przejął. Szkoda życia na przejmowanie się osobami, które nic nie znaczą.
Chris wyminął Michaela w drzwiach i ruszył do salonu, gdzie zastał zaspaną Sam. Widząc go przeniosła się do pozycji leżącej, Mike zauważył rumieńce na jej policzkach, domyślił się, że zdała sobie sprawę z tego, jak brzmiał ich dialog i jak musi to wyglądać. Taak, ich poranek nie mógł zacząć się lepiej...
___
Dodam dziś jeszcze jeden, ale najpierw ogarnę życie .-.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro