26
Oparł brodę o głowę Sam i przymknął oczy, na jego usta wpłynął błogi uśmiech. Naprawdę miło było się do kogoś przytulić, poczuć jego ciepło i przyjemny zapach kwiatowych perfum.
- Nie puszczę cię - ostrzegł, na co zareagowała śmiechem.
- Chyba będziesz musiał. - Mike usłyszał za sobą znajomy głos, nie mógł powstrzymać się od wywrócenia oczami. Zignorował obecność Chrisa i na złość mocniej przytulił do siebie Sam, jednak ona postanowiła to zakończyć i odsunęła się od Michaela na dwa kroki.
- Chris, to jest Michael, opowiadałam ci o nim. Michael, to Chris, wiesz...
- Twój chłopak - dokończył za nią.
- Nie.
- Tak - Chris odpowiedział dokładnie w tym samym momencie, w którym Sam zaprzeczyła. Mike przegryzł dolną wargę, żeby się nie zaśmiać. W końcu nie chciał, żeby przez niego powstało jakieś spięcie między Sam a Chrisem... (kto w to nie wierzy ręka w górę)
- Ludzie nie będą źli? - zapytał Michael, gdy razem wyszli z lokalu. Dziewczyna jedynie wzruszyła ramionami i obdarzyła swojego przyjaciela promiennym uśmiechem. - Wow, a ja się bałem, że się nie ucieszysz, a tymczasem rezygnujesz dla mnie ze swojej imprezy.
- Nie jest moja, więc mogę wyjść trochę wcześniej, co za problem? A tak właściwie - skrzyżowała ręce na piersi - dlaczego nie powiedziałeś mi o tym, że przyjdziesz?
- Bo chciałem zobaczyć twoją minę, która oczywiście była bezcenna!
- Spadaj, Mickey. - Szturchnęła go łokciem w ramię.
- Nie chcesz tego, Samuelu. - Uśmiechnął się szeroko i poruszył brwiami. Prychnęła teatralnie i odwróciła głowę w drugą stronę, a on ze śmiechem objął ją ramieniem i do siebie przyciągnął. - Ale ty jesteś niska.
- Nie jestem, mam metr siedemdziesiąt.
- W kapeluszu?
- Wiesz, że teraz moje groźby są realne, prawda? - zapytała z poważną miną, starała się brzmieć groźnie. Mike'a to śmieszyło, ale na wszelki wypadek zabrał rękę. Sam może i nie wyglądała groźnie, jednak trochę już ją znał i wiedział, że może oberwać. Spacerowali ramię w ramię, rozmawiali o wszystkim i o niczym. Nie mieli szczególnego celu, nie było konkretnego miejsca, do którego zmierzali. Najzwyczajniej w świecie szli przed siebie i cieszyli się swoim towarzystwem.
___
Myślę o zrobieniu maratonu, zobaczymy jak się wyrobię :D Trzymajcie kciuki
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro