𝟖
W końcu małżeństwa wygoniły swoje pociechy, jako że młodzież powinna posiedzieć we własnym towarzystwie. Wyproszeni zgodnie udali się do pokoju Sung-yi. Skoro chłopak nie przebywał w nim na co dzień, uznali, że był on najczystszy, a przynajmniej nie zdążył w nim aż tak nabrudzić od powrotu.
Zasiedli więc, gdzie tylko się dało. Dwóch na łóżku, jeden przy biurku, a Sung-yi wraz z Su-yeon na poduszkach przy maleńkim stoliczku. Cisza dźwięczała im w uszach, przerywana jedynie donośnymi śmiechami dobiegającymi z dołu.
— Aaale stypaaa. — Chun-so rozparł się na fotelu, znudzony przeciągając głoski. — Przynajmniej rodzice dobrze się bawią. W ogóle dlaczego nic nie mówicie? — Ze zmrużonymi oczyma przyglądał się każdemu. Starał się robić niby groźną minę, jakby miało to zmusić ich do gadania.
Milczeli nadal jak zaklęci.
Sung-yi w pewnym momencie spojrzał na dziewczynę. Policzki mu się zaróżowiły, a serce zabiło mocniej. Kiedy i ona skierowała na niego oczy, nie mógł wytrzymać kontaktu wzrokowego i na powrót spuścił głowę. Gdyby tylko wiedział, że Su-yeon przeżywała dokładnie to samo, co on...
Do-hyun w tym czasie uśmiechnął się przebiegle. Niedoczekanie, żeby usiedział spokojnie. Sprawdził przyniesiony ze sobą koszyk. Zostało w nim jeszcze trochę jemioły. Niewiele myśląc, a raczej nie myśląc wcale, pochwycił ją w garść i rzucił w stronę brata i starszej koleżanki.
— Ej! Za co to?! — wykrzyknął Sung-yi. Już raz mu wystarczyło, gdy najmłodszy obrzucał go jemiołą. Po co robił to znowu? Jaki miał w tym cel? Nie będzie grzecznie przystawał na jego widzimisię. — Co ty mi tym tu rzucasz? Sam się obrzuć, jak tak ci wesoło. — Pozbierał roślinę i cisnął nią w brata.
Do-hyun jednak nie przejął się odbitymi od piersi szczątkami gałązki. Z wielce poważną miną i równie poważnym tonem, oznajmił:
— Musicie się pocałować. W końcu trafiła w was jemioła.
Sung-yi aż pacnął się dłonią w czoło na głupotę słów różowowłosego. Chciał to skomentować. Naprawdę chciał to skomentować. Jakąś ciętą ripostą. Albo dosadną dezaprobatą, po której Do-hyun zaniemówiłby, może nie na wieki, ale na dłuższy czas. Kang jednak wyłącznie się przygarbił. Wszelkie słowa uciekły z głowy, jakby zawczasu wiedziały, że na krewniaka nic nie zadziałają. W końcu na każdą uwagę Do-hyun miał zatkane uszy.
Piosenkarz zerknął ponownie na pannę Kim. Zdawała się nie tyle zirytowana zachowaniem Do-hyuna, co speszona. Zmarszczył brwi.
— Dobrze, dość tej dziecinady — zarządził Jeon-hun. Nie mógł dłużej patrzeć, jak brat w durnowaty sposób próbował przekazać oczywistość. Coś, co każdemu chodziło po głowie, a co nie potrafili powiedzieć na głos. A przynajmniej nie prosto w twarz zainteresowanych. Chciał czy nie, musiał przejąć rolę tego, których ich uświadomi. — Porozmawiajcie ze sobą wreszcie, do cholery! — Nie zamierzał się unosić, samo wyszło.
Wszyscy zwrócili na niego uwagę, z lekka pytającą.
— Każdy to widzi — kontynuował. — Wasze spojrzenia, odwracanie wzroku i zawstydzenie. Mówi to samo za siebie. Jednak zastanawia mnie jedno... — urwał na moment, jakby faktycznie coś analizował. — Dlaczego wolicie pogrywać w ten sposób, zamiast wyjaśnić sobie pewne sprawy. Nie sądzicie, że byłoby wam wtedy łatwiej?
Ani chłopak, ani dziewczyna nie odpowiedzieli. Tylko wpatrywali się w niego niczym na osobę, która naopowiadała o niestworzonych rzeczach.
Jeon-hun westchnął. Swoje powiedział, a co oni zrobią z jego słowami — nie zamierzał się tym martwić. Miał już czyste sumienie, więc mógł spać spokojnie.
— A teraz zostawimy was samych. Mam nadzieję, że wykażecie się choć odrobiną rozumu. Wykorzystacie fakt, że jesteście tu razem i macie czas wyłącznie dla siebie.
Wstał i zabrał ze sobą ferajnę, kiwając głową w stronę drzwi, a dodatkowo wskazując kierunek ręką. Do-hyun niezbyt chciał opuścić pomieszczenie, wolał skulić się w kulkę i cichutko podsłuchać nadciągającą konwersację. Jednak spojrzenie starszego — poważnie i nieznoszące jakiegokolwiek sprzeciwu — zmusiło różowowłosego do ruszenia się, w przeciwnym razie zostałby wyciągnięty siłą, chociażby wytargany za farbowane kudły.
Kang Sung-yi westchnął ciężko, co uczyniła i dziewczyna. Dwoje serc biło szybko i mocno, jakby żadne z nich nie zamierzało przegrać niepisanego wyścigu na prędkość i siłę uderzania.
Wiele cisnęło się na usta, wiele kłębiło się w głowach, lecz gdy na siebie spoglądali, dopadał ich paraliż, a umysły pożerała pustka. Odwracali wtedy wzrok speszeni, a policzki się różowiły.
Minuty mijały, a żadne z nich nie potrafiło odezwać się jako pierwsze.
Jesteś mężczyzną, Sung-yi zacisnął dłonie. Powiedz coś, a nie czekaj, aż inni cię wyręczą.
I mógł na siebie krzyczeć oraz obrzucać się obelgami, jednak nic nie powodowało wezbrania odwagi.
Milczeli więc tak, co jakiś czas ciężej oddychając i posyłając sobie ukradkowe spojrzenia.
— Dawno się nie widzieliśmy — zaczął Sung-yi, gdyż cisza powoli zaczynała mu dźwięczeć w uszach. Atmosfera gęstniała, stając się trudną do zniesienia, przynajmniej dla niego.
Dziewczyna uniosła spojrzenie na chłopaka. Jej usta lekko drgnęły, jakby chciała się uśmiechnąć, jednak skończyło się na nieudolnych próbach. W dalszym ciągu uparcie się nie odzywała.
— Będziemy tak... siedzieć bez słowa? — kontynuował. — Może opowiesz, co u ciebie? Jak tam studia? Bo studiujesz, prawda?
Rozchyliła wargi, lecz żaden dźwięk nie wydobył się ze ściśniętego stresem gardła. Odchrząknęła, by pozbyć się niewygodnej guli.
— Tak, studiuję — odparła w końcu ledwie słyszalnie. Poprawiła się w siedzącej pozycji. — Idzie mi całkiem dobrze — dodała już głośniej. — Nawet udało mi się zdobyć paru przyjaciół. — Na wzmiankę o znajomych, z którymi spędziła wiele miłych chwil, jej twarz się rozpromieniła.
— To wspaniale!
Wyglądał na zadowolonego dobrymi wieściami i już zamierzał coś dodać, gdy Su-yeon go uprzedziła:
— A jak tobie się wiedzie? Wiesz... sława... fani. — Fani wypowiedziała jakimś dziwnym głosem.
— Spełniam swoje marzenia, więc nie powinienem, ale... — Zaczerpnął głębszy oddech, powietrze wolno wypuścił ustami. — Czasami chciałbym się wrócić do czasów, kiedy nie byłem sławny. Teraz jestem obserwowany na każdym kroku. Jeden błąd i już pojawi się o nim odpowiedni artykuł.
Kim pokiwała głową w zrozumieniu.
— A jak tam twoje życie miłosne? — zapytał szybko, nim ta pierwsza zdążyła zadać mu pytanie.
Spod uniesionych brwi patrzyły na niego szeroko otwarte oczy. Co ją tak zaskoczyło? Czy poruszył niestosowny temat? Owszem, poruszył, ale nic nie mógł poradzić na to, że uporczywie zaprzątał mu głowę.
— Można powiedzieć, że... — urwała na moment — praktycznie nie istnieje — dokończyła cichutko. Policzki Su-yeon zaróżowiły się, jakby wyznała coś wielce wstydliwego.
— A Jeon-hun? Czy to nie on ci się podobał? — wypalił. Głos zawierał pewną mieszankę wyrzutu, zazdrości oraz złości.
Twarz dziewczyny okryła woalka konsternacji.
— Nigdy nie był on w moim kręgu zainteresowań.
— Wcześniej mówiłaś co innego. — Ponura nuta tylko mocniej oplotła słowa.
Chwila milczenia. Do Su-yeon powoli zaczął docierać sens wypowiedzi chłopaka. Wspomnieniami wróciła do ostatniej rozmowy, kiedy to Sung-yi wyznał jej swoje uczucia. Tamtego dnia serce Kim skakało z radości i na równi płakało ze smutku. Czuła dokładnie to samo, co on. Pragnęła usłyszeć te słowa od dłuższego czasu, sama nie będąc w stanie wypowiedzieć ich jako pierwsza.
Dusza krzyczała, by odpowiedziała ja też. Głos jednak uwiązł jej w gardle. Kochał śpiewać i marzył o karierze muzyka — to wiedziała od dawna. Lecz niedawno dowiedziała się, że planował wyjechać do Seulu, aby spełnić to marzenie. Czy gdyby wtedy szczerze powiedziała mu, że lubiła go w romantyczny sposób, tak po prostu udałby się w podróż? A może zostały w Namsik?
Ostatnie, czego pragnęła, to być powodem, który go zahamował.
— Ach, no tak.
Co miała powiedzieć więcej? Nieważne, jakie wyrazy opuściłyby jej usta, i tak postawią ją w złym świetle. Może powinna zdobyć się na szczerość? W końcu dziś wypadała ta magiczna noc, podczas której mówiły zwierzęta. Świnie również.
— Wiesz co — rzekła twardo. Postąpi jak należy, choć z solidnym opóźnieniem. — Skłamałam. Skłamałam w sprawie z Jeon-hunem. Po prostu... bałam się, że gdy przyznam się do moich prawdziwych uczuć, ty zrezygnujesz ze swoich marzeń.
— Prawdziwych uczuć? — Nie do końca rozumiał.
— Czuję to samo, co ty. A przynajmniej to samo, co ty kiedyś. Od dawna.
Szeroko rozszerzył oczy w zdumieniu. Przez chwilę myślał, że się przesłyszał albo że paskudnie z niego zażartowała. Jednak jej poważna mina wykluczała te ewentualności.
— Rozumiem, jeśli mnie teraz znienawidzisz — kontynuowała. Serce waliło dziewczynie jak oszalałe. Może dokonała złego osądu. Może powinna milczeć nadal, a wyznanie zabrać ze sobą do grobu. — Wybacz. Źle zrobiłam, mówiąc ci to.
Raptownie wstała. Coś kłuło ją w środku, a wyrzuty sumienia powoli zaczęły nękać duszę. I po co rozdrapywała stare rany? Odgrzewane kotlety nie smakowały tak samo, szczególnie te przedawnione.
Czuła się głupio, a jednocześnie gdzieś tam czaiła się ulga. Wreszcie to z siebie wyrzuciła. Między nimi nie było już nieporozumień. Jedynie mogła wywołać drobne zamieszanie. Ale... Nie łączyła już ich żadna relacja. Sung-yi na pewno zdążył o niej zapomnieć. Postąpiła trochę egoistycznie — dla spokoju własnego ducha.
Mocny uchwyt na ramieniu powstrzymał ją przed dalszą wędrówką do wyjścia. Szybko się odwróciła, napotykając spojrzenie wyrażające tyle emocji. Nie wszystkie z nich potrafiła nazwać.
— Jak to... od dawna? — Głos mu drżał. Nie potrafił przyswoić informacji. — Dlaczego nie powiedziałaś mi od razu? — Żal wybił się na pierwszy plan.
— Już ci mówiłam, bałam się. Bałam się, że będziesz chciał tu zostać. W Namsik. Co mam jeszcze dodać? — Uciekła na moment wzrokiem, łapiąc oddech. — Przepraszam. — W jej oczach wezbrały łzy. — W tamtej chwili wydało mi się to najlepszą opcją. Żałuję jedynie, że wciągnęłam w to Jeon-huna. Mogłam zwyczajnie powiedzieć, że nie czuję tego samego i tyle. — Po policzkach popłynęły ciepłe, słone krople. — Masz teraz zespół. Żyjesz swoim wyśnionym życiem. Jesteś idolem.
Patrzenie na niego stawało się coraz trudniejsze. Płacz wstrząsnął jej dolną wargą.
— Nie powinnam była tego mówić — westchnęła ciężko. — Wystarczyłaby mi krótka rozmowa z tobą o byle czym.
To, co działo się we wnętrzu dziewczyny było istnym huraganem, który po drodze pozbierał napotkane rzeczy. Zlepek różnorakiego pochodzenia, kręcący się i kręcący. Sama nie wiedziała już, co czuła. Chciała się wyrwać i odejść, lecz Sung-yi jej na to nie pozwolił. Zamiast tego jednym wprawnym szarpnięciem przygarnął ją do siebie i mocno przytulił.
— Tęskniłem za tobą — wyszeptał we włosy Kim. Nie potrafił się na nią złościć. Przynajmniej nie teraz. W tamtym momencie jedyne, czego pragnął, to nacieszyć się jej obecnością. — Dzisiaj... dzisiaj po prostu spędźmy wieczór w miłej atmosferze.
Kim Su-yeon po otrząśnięciu się z szoku, odwzajemniła uścisk, wtulając się w przyjemnie ciepłe ciało chłopaka.
— Też za tobą tęskniłam.
I przytulaliby się jeszcze dłużej, gdyby nagle drzwi do pokoju się nie otwarły, a do środka nie wpadł Do-hyun, lądując cielskiem na podłodze. Jeon-hun z kolei zamarł w geście próby złapania brata, natomiast Chun-so stał gdzieś dalej, zupełnie niewzruszony sytuacją.
— Eee... — Do-hyun stracił nagle mowę. Podniósł się niezgrabnie i zmierzył lekko niedowierzającym wzrokiem Sung-yi i Su-yeon. — Ja tylko chciałem sprawdzić, czy się nie pozabijaliście, bo strasznie cicho się zrobiło — wytłumaczył, czym jednocześnie przyznał się do podsłuchiwania.
— Ja tylko próbowałem go powstrzymać. — Jeon-hun uniósł ręce w obronnym geście.
— Tak, tak. — Chun-so wszedł do pomieszczenia. — A w połowie też zacząłeś podsłuchiwać.
Najstarszy odchrząknął, jakby tym gestem mógł zmazać niewygodną informację.
— A tak w ogóle... — Spojrzał na nich spod przymrużonych powiek. — Udało wam się obgadać sytuację? Przez te drzwi to tylko szmery słychać.
Sung-yi i Su-yeon zerknęli na siebie. Chłopak uśmiechnął się delikatnie.
— Coś niecoś się dowiedziałam. Ale i tak czeka nas poważna rozmowa. To co? — Klasnął w dłonie. — Może napijemy się po kieliszku soju?
Chun-so i Do-hyun energicznie potaknęli.
— Wy nie. — Sung-yi wymierzył w nich oskarżycielski palec. — Wam nadal przysługuje wyłącznie herbatka. Alkohol możecie co najwyżej powąchać.
KONIEC
__________
myślałam już, że się nie wyrobię. pisałam ten rozdział po szalonej popołudniówce w pracy do 3 w nocy. a końcówkę dopisywałam rano. także dzisiaj idę wcześniej spać, bo zmęczenie daje o sobie znać.
w tym miejscu życzę Wam wesołych świąt Bożego Narodzenia oraz szczęśliwego Nowego Roku. trzymajcie się ciepło! ❤️
#merrysungyimasJH
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro