𝟔
Niechętnie ściągnęła ręcznik z głowy. Włosy posypały się, ukazując swe żółte zakończenie. Policzki płonęły jej wstydem. Już nigdy — przenigdy! — nie sięgnie po farbę do włosów. Nawet u fryzjera nie poprosi o farbowanie. Ten pierwszy raz, ale o jeden za dużo, wystarczył, by podobne fanaberie trwale wybić z głowy.
— Nic nadzwyczajnego się nie stało — skwitował Do-hyun, obejrzawszy pukle koleżanki. Jego usta nawet nie drgnęły w uśmiechu. Swoją posturą wyrażał czysty spokój i niewzruszenie.
— Nic nadzwyczajnego?! — Złapała za rozjaśnioną część i zbliżyła ją do chłopaka, niemal wciskając w twarz. — Jakbyś nie zauważył, są żółte. Żółte! Jestem omletem!
— Ciesz się, że nie przegniłym glonem. — Położył na łóżku reklamówkę.
— No bardzo pocieszające. — Przewróciła oczyma.
— To normalne, że po rozjaśnieniu wyszedł ci ciepły odcień. Tak już jest — wytłumaczył.
Su-yeon skrzyżowała jedynie ręce na piersiach. Czekała na konkretne sposoby działania.
Do-hyun chciał jeszcze trochę pomęczyć starszą koleżankę. Uśmiechnął się szelmowsko.
— Tylko tym mogę cię poratować — Wyciągnął z reklamówki najpierw różową farbę, potem szarą.
— Co?! — Omal nie zakrztusiła się śliną. — Nie ma mowy! Nie masz nic innego?
W jej oczach powoli zaczęła wzbierać panika. I choć Do-hyun zamierzał pociągnąć dalej drobny żart, widząc pobladłą twarz dziewczyny, zlitował się nad nią i z reklamówki wyciągnął trzy farby, tym razem w różnych odcieniach brązu. Mrużył oczy i przekrzywiał głowę raz w jedną, raz w drugą stronę.
— Może jak je zmieszamy, to coś z tego wyjdzie... — zawyrokował, a w jego głosie nie wybrzmiała ni nuta pewności. Tym razem nie miał w planach nabierać Kim.
Su-yeon przełknęła ślinę. Czy czekało ją coś gorszego od żółtego koloru? Być może. Czy miała inne wyjście? Jedynie nie robić nic, co nie wchodziło w grę.
— Do dzieła. Miejmy to już za sobą.
Przełknąwszy ostanie zawahanie, było jej już naprawdę wszystko jedno. Usadowiwszy się na krześle, okryła ramiona ręcznikiem i zacisnęła powieki. Nie chciała na to patrzeć. Myślami uciekła do widoku siebie, gdzie ładnie ubrana i pomalowana stała przed Sung-yi, który prawił jej komplement, że wygląda świetnie, a ona, z lekkim uśmiechem, odpowiedziała, iż przesadza.
⟣⋆✧⋆⟢
Efekt przeszedł ich oczekiwania. Sam Kang Do-hyun nie mógł wyjść z podziwu własnego dzieła. Końcówki co prawda różniły się kolorem od reszty, jednak ładnie wpasowały się w całokształt.
Kim Su-yeon przeglądała się w lustrze, z zębami wyszczerzonymi w ogromnym zadowoleniu. Niemal popłakała się z radości.
— Życie mi uratowałeś! — wykrzyknęła przepełniona wdzięcznością. Niewiele myśląc, pod wpływem gorących emocji, rzuciła się na chłopaka i mocno go przytuliła. — Nie wiem, jak mam ci się odwdzięczyć.
— Od razu życie — wymamrotał spomiędzy jej długich pukli. — To tylko włosy.
Dziewczyna ściskała go jeszcze przez chwilę, nim w końcu wypuściła z objęć.
— Już myślałem, że mnie udusisz — zaśmiał się.
Zignorowała przytyk.
— Dziękuję — odpowiedziała spokojnie, szczerze. — W ramach podziękowania przyniosę wam Christmas Cake zrobione własnoręcznie.
— I tak byś je przyniosła — odrzekł z pewnością. — Zrobione z myślą o Sung-yi.
Nie mogła zaprzeczyć. Choć chciała, kłamstwo nie zamierzało przejść przez gardło.
— W takim razie przyniosę dwa — zadeklarowała, czym poniekąd potwierdziła, że ciasto wykonałaby dla Sung-yi. — Będzie ze specjalną dedykacją dla ciebie. Zadowolony? — Uniosła brew i założyła ramiona na piersi. Popatrzył na niego wyzywająco.
— Ze specjalną dedykacją mówisz... — Złapał podbródek między palec wskazujący a kciuk. Zmrużył oczy i udawał zadumanego. — Może być! — zgodził się dość szybko, w końcu był łasy na słodkości. — Ale tak już całkowicie poważnie, to nie musisz się fatygować. Jedno ciasto w zupełności wystarczy.
— Nie, zrobię dwa — uparła się. — W ramach podziękowania. Zasłużyłeś.
— Skoro to nie problem... To kiedy zamierzasz do nas wpaść?
— Myślę, że w wigilię wieczorem. Tata na pewno będzie chciał odwiedzić swojego przyjaciela i wychylić z nim po kieliszku.
— Żeby tylko na jednym się skończyło — zaśmiał się chłopak. Dobrze znał nawyki ich ojców przy przyjacielskich spotkaniach. — Sung-yi ucieszy się na twój widok. Tak dawno nie rozmawialiście.
— Może już skończmy to ciągłe wywoływanie Sung-yi? — zaproponowała, a w oczach błyszczała niema prośba.
— Dobrze. — Potaknął energicznym ruchem głowy. Wkrótce i tak zobaczą się twarzą w twarz, a wtedy... Wtedy zadzieje się magia. A przynajmniej jemu tak się roiło. — No to co? Wywiązałem się z zadania, więc będę się zbierał.
Mozolnie podniósł się z siedziska. Ręce wspierał o nogi, a stękał przy tym jak staruszek. W końcu się wyprostował i przeciągnął. Z uśmiechem na ustach pokierował się do wyjścia, a Su-yeon podążyła za nim. Odprowadziła go pod same drzwi.
— Jeszcze raz bardzo ci dziękuję — powiedziała, gdy chłopak przyodział się w kurtkę, buty i już sięgał do klamki.
— Ależ nie ma za co! — zapewnił. Od tych podziękowań policzki mu się zaróżowiły. Przyjemnie być użytecznym. — Służę pomocą! I polecam się na przyszłość.
Su-yeon uśmiechnęła się promiennie.
— Będę pamiętać! — Pomachała mu na odchodne.
⟣⋆✧⋆⟢
— Gdzie byłeś? — zapytał Sung-yi, gdy tylko Do-hyun wszedł do ich saloniko-jadalni. Okropnie nudziło mu się w domu, więc liczył, że chociaż najmłodszy z braci zabawi go rozmową.
— U Kim Su-yeon — rzucił niby od niechcenia. Uważnie jednak obserwował reakcję starszego, więc nie umknęło mu uwadze, gdy brew chłopaka lekko drgnęła ku górze.
— U Kim Su-yeon? — powtórzył. Podrapał się po brodzie, jakby próbował dopasować imię do konkretnej osoby. — U jakiej Kim Su-yeon?
— Nie udawaj głupiego — prychnął. — Taki młody, a już ma zaniki pamięci. — Pokręcił głową. — Tak często spędzałeś z nią czas za szkolnych lat, że nie uwierzę ci, że nie przyszła ci jako pierwsza do głowy. A już na pewno nie, że zapomniałeś.
Właśnie. Spędzał z nią tyle czasu, tyle przegadanych godzin i śmiechu, a kontakt nagle się urwał. W momencie, gdy ich drogi się rozeszły — ona poszła na studia, on wspinał się po szczeblach kariery — nie wymienili się ani jedną wiadomością. Jakby nagle stali się dla siebie obcy. Niejednokrotnie chciał do niej napisać. Sięgał po telefon, a palce same odnajdywały jej numer, wystukiwały kolejne litery, jednak zanim wcisnął magiczny przycisk wyślij, wycofywał się. Kasował tekst, odkładał smartphone'a. Su-yeon się nie odzywała, a skoro ona siedziała cicho, uznał, że nie życzyła sobie rozmowy z nim. Zwłaszcza po tym. gdy wyznał, że lubił ją w romantyczny sposób, a ona odpowiedziała, że wolała jego brata.
Na samo wspomnienie, ukłuło go w środku. Płuca ścisnęły się boleśnie, a wnętrzności wykonały nieprzyjemnego fikołka.
— A jak tam układa jej się z Jeon-hunem? — zapytał, jakby na odpowiedzi wcale mu nie zależało. W istocie serce tłukło się w piersi, a on sam niesamowicie się niecierpliwił. W duchu skandował, by z ust Do-hyuna padły słowa przeczące ich związkowi.
— Z Jeon-hunem? — Zmarszczył brwi. Dlaczego pytał się akurat o niego? Czy to... podchwytliwe pytanie? — Chyba tak samo jak z nami wszystkimi — odparł skonsternowany, drapiąc się po brodzie. — Czasami wpada przynieść nam jakieś słodkości z ich piekarni, jeśli coś się nie sprzeda. I wpada też z rodzicami na obiad. Wtedy soju idzie w ruch!
Czyli nie powiedziała nic Jeon-hunowi? A może powiedziała, tyle że tamten nie odwzajemnił jej uczuć? Tylko się przyjaźnią? Udają, że nie było tematu? Bo mogło nie być! Zacisnął usta. Tak czy tak, świadomość, że między Su-yeon i bratem nie kroiło się nic ponad zwyczajną znajomość, napawało go spokojem. Twarz mu pojaśniała, a mięśnie w końcu rozluźniły się w wyrazie ulgi. Ostatni raz przyjrzał się Do-hyunowi, chcąc wyczytać, czy aby przypadkiem czegoś nie kręcił. Brat nie wyglądał, jakby coś zatajał. Usadowił się więc wygodniej na kanapie.
Choć nie zdawał sobie z tego sprawy, właśnie szczerzył się jak kot na widok ulubionych saszet. Jeszcze chwila i zacząłby mruczeć oraz łasić się z ekscytacji, a takie czułości powinien zachować na spotkanie z dziewczyną. Ale czy ona je zechce?
— A tobie co tak nagle wesoło?
Do-hyun otworzył oczy w zdziwieniu, po czym je zmrużył i uważnie przyglądał się bratu. Czyżby myślał o Kim Su-yeon, dlatego tak mu się nastrój zmienił?
— A właśnie! — Przypomniał sobie nagle. — Podobno nie utrzymujesz z Su-yeon kontaktu. Pokłóciliście się może? Noona nic nie chce powiedzieć.
Wykonał minę smutnego szczeniaczka, proszącego i chwilę uwagi. Liczył, że tym sposobem uda mu się choć trochę zmiękczyć serce i wolę brata, aby wyciągnąć od niego jakieś informacje, gdyż dziewczyna milczała jak zaklęta. Ile już razy pytał się jej, dlaczego nie rozmawia z Sung-yi, ta nawet słowem nie zająknęła się o przyczynie. Przyjaźnili się od dziecka! A w dodatku — najważniejszym — ta dwójka zdawała się sobą zauroczona. Kiedy prysnął czar? Niemożliwe, że tak po prostu poszli oddzielnymi drogami.
— Życie — odparł krótko Sung-yi. Była to sprawa wyłącznie między nim a Su-yeon. Ostatnie, czego chciał, to rozdmuchiwać to osobom trzecim. Nie przyniosłoby to niczego, prócz satysfakcji ciekawego brata. — Bywa tak, że ludzie zwyczajnie tracą ze sobą kontakt. Ja zajmowałem się zespołem, a Su-yeon, z tego co wiem, studiowała. Wyszło, jak wyszło. Nie ma o czym gadać.
— Ale teraz ty jesteś tutaj... Ona jest tutaj... — Na usta Do-hyun wkradł się przebiegły uśmieszek. Uważnie obserwował reakcję krewniaka. — Więc skoro oboje tu jesteście, to może odnowicie kontakt? Hm? Myślę, że to świetna okazja i dobry krok. — Pokiwał głową z uznaniem. Rola swatki niezwykle mu odpowiadała.
Sung-yi nawet na niego nie spojrzał. Uparcie patrzył gdzieś przed siebie. Obawiał się, że oczy mogły zdradzić jego prawdziwe uczucia. A mianowicie, iż chętnie odnowiłby kontakt z dziewczyną, nie potrzebował do tego żadnego namawiania. Jednak nie potrafił otwarcie się przyznać. Była to jego osobista sprawa i nie czuł się komfortowo, gdy brat wkraczał na te rejony.
— Czas pokaże — odparł tylko. Uniósł się z kanapy i pokierował do swojego pokoju. Wiedział, że wyłącznie w ten sposób ukróci gadaninę chłopaka.
— A ty gdzie się wybierasz? — zawołał za nim Do-hyun. — Nie skończyliśmy rozmawiać!
Sung-yi korciło, aby szczerze odrzec, że na żadną rozmowę, w której Do-hyun poruszał interesujące go tematy, się nie pisał. Ale czy zapytano Kanga o zdanie? Ugryzł się jednak w język. Nie chciał wszczynać dyskusji, niepotrzebnie by się denerwował, gdyż Do-hyun i tak obstawałby za swoim przekonaniem. Umknął więc w ciszy do własnych czterech ścian, co stanowiło najprostsze i najskuteczniejsze rozwiązanie.
__________
o tym rozdziale to bym zapomniała, gdyż wklejanie tekstu zakończyłam na piątce. uf, w porę się zorientowałam. w dzień publikacji nie wiem, czy bym się wyrobiła przez pracę.
#merrysungyimasJH
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro