𝟓
Kim Su-yeon zakopała się pod kołdrą. Krzyczała w poduszkę i kopała nogami. Aż się spociła, a niczemu winne przykrycie poplątało się.
Zrobiła z siebie zupełną idiotkę! A w dodatku wyglądała tragicznie. Rozciągnięty, stary dres. Roztrzepany, niedbale związany kok. I coś, co dopiero zauważyła po powrocie do domu — kącik ust i kawałek policzka umazała czekoladą za sprawką zjedzonego batona w drodze na komisariat.
Co za kompromitacja! Zawaliła po całej linii! Los z niej zakpił, stawiając chłopaka akurat na posterunku policji.
Co innego, gdyby nie wiedziała, że Kang Sung-yi wracał na święta do domu. Długi jęzor Do-hyuna nie potrafił usiedzieć za zębami i wszystko wyśpiewał. I dokładnie od momentu, w którym się dowiedziała, powinna zmienić swoje przyzwyczajenia. Ładnie się pomalować, starannie uczesać. Uczesać! Od dawna nie zawitała u żadnego fryzjera. Rozdwojone końcówki i przydługa grzywka — w pierwszej kolejności tym musi się zająć. Ze swoimi dwiema lewymi rękoma obawiała jakkolwiek interweniować z włosami. Chociaż... podcięcie końców chyba nie było takie trudne?
Poderwała się z łóżka i chwyciła telefon. Wyszukała w internecie pobliskie salony fryzjerskie. Spisała na kartce numery, co do jednego. Następnie wystukała pierwszy z nich.
— Dzień dobry! Z tej strony Hair Nook. Słucham?
Usłyszała kobiecy głos w słuchawce.
— Dzień dobry! — przywitała się i zaczęła skubać rąbek koszulki. — Czy jest może wolny termin tak... um... przed świętami?
Święta są jutro, geniuszu, skarciła się w myślach. Szkoda, że w ogóle robiła z siebie debila.
— Przykro nam, ale przed świętami nie mamy już wolnych miejsc. Może chciałaby się pani umówić po Bożym Narodzeniu? Akurat zwolnił się termin.
— Zależało mi, żeby było przed świętami. No nic, trudno — poddała się, bo też i nie posiadała innej opcji. Doskonale wiedziała, że wszelkie jęki i namolne próbowanie wciśnięcia się między jedną a drugą klientkę nie przyniosą pożądanych efektów. Zresztą nie przepadała za tego typu osobami i nie zamierzała się do nich upodobniać. — Do widzenia.
— Do widzenia.
Wszelkie chęci na dzwonienie do kolejnych stylistek w mig przepadły. Doskonale zdawała sobie sprawę, co usłyszy po drugiej stronie. I mogła być wyłącznie zła na siebie. Gdyby choć trochę ruszyła głową, gdyby umówiła się wcześniej, gdyby dbanie o włosy znajdowało się wyżej na liście ważnych rzeczy... Nie miała w zwyczaju — tak dla własnej osoby — zbytnio przejmować się wyglądem. Obudziła się więc z ręką w nocniku.
Dla zasady i spokoju ducha obdzwoniła resztę salonów. A nuż w ostatniej chwili zwolniłoby się miejsce?
Niestety, tak jak podejrzewała — brak wolnych terminów.
Niedobrze, pomyślała i padła jak długa na łóżko. Nadzieja matką głupich — jak to mawiają. Ale i tak wierzyła do samego końca.
Chciała zaprezentować się Sung-yi od jak najlepszej strony, szczególnie że dawno się nie widzieli. Jej serce, nawet po upływie czasu, biło szybciej na myśl o chłopaku. Dokładnie jak wtedy, przed laty, gdy chodzili do szkoły. Usłyszawszy, że wybierał się do Seulu, aby zacząć swoją przygodę z muzyką, uciekła niczym tchórz na studia do innego miasta. Urwała kontakt. Gdyby tamtego dnia udzieliła innej odpowiedzi, ich losy potoczyłyby się inaczej? Zapewne tak. Ale czy wtedy Sung-yi zostałby członkiem Shooting Star?
Mogłaby się z nim nadal przyjaźnić, wymieniać mało znaczące wiadomości, jak te dotyczące pogody. Wcześniej jednak ta przyjaźń czasami odbijała jej się kłuciem serca. Zapomnienie nie nadchodziło. Wzdychała oglądając go z oddali na koncertach lub też i na ekranie. A teraz... Teraz świadomie szukała odnowienia z nim znajomości. Chyba po prostu lubiła katować swoje uczucia. Wszak z tej relacji nie wyniknie nic prócz koleżeństwa.
Przekręciła się na bok. Włączyła pierwszą lepszą piosenkę Shooting Star, za każdym razem zapatrzona na śpiewającego Sung-yi z błyskiem uwielbiania w oczach.
Zapragnęła przez najbliższy czas nie wychodzić z łóżka...
Nie, nie, nie! Przecież nie będzie siedziała w domu przez całe święta! W innej sytuacji nie przeszkadzałoby jej to aż tak, lecz postawiła przed sobą mocny zamiar spotkania się z Kangiem i porozmawiania z nim chociażby przez chwilę. Podobna okazja może nie zaistnieć prędko. Zaspokoi swoją tęsknotę, a jednocześnie ją nakarmi.
Wyskoczyła z posłania niczym poparzona. Założyła wyjściowy dres w brązowym kolorze. Twarz przysłoniła maseczką, a na głowę naciągnęła kaptur.
— Wychodzę! — krzyknęła. — Kupię składniki na Christmas Cake!
Nie czekała na odpowiedź. W pośpiechu założyła buty i tyle ją widzieli.
— Gdzie tak gnasz, dziecko? — powiedziała za nią mama, stojąc w korytarzu i wycierając szklankę. Słowa jednak nie dosięgnęły dziewczyny, gdyż zdążyła już opuścić dom. — Pali się czy co...
— Zakochana! — zaśmiał się Min-ho, młodszy o rok brat Su-yeon. — W końcu Kang Sung-yi wrócił na święta do domu, więc nic dziwnego, że Su-yeon szaleje.
— Ty się tak nie ciesz, tylko zmykaj do naszej cukierni. Ktoś musi przypilnować interesu, skoro Su-yeon wyszła.
Min-ho skrzywił się nieznacznie. Że też siostrze zachciało się akurat teraz zakupów! Oczywiście nie miał nic przeciwko pomocy w cukierni, jednakże nie lubił przebywać tam sam z pracownikami bez nikogo z rodziny.
— A ty, mamo, nie idziesz? — W głos wkradła się nuta nadziei.
Kobieta zdzieliła go ścierką.
— Za co to?! — oburzył się.
— Rusz się, leniu. — Pogroziła mu palcem. — Posprzątam w domu i dołączę do ciebie.
⟣⋆✧⋆⟢
Kim Su-yeon udała się najpierw do drogerii, gdzie do koszyka wpakowała cienie do powiek i parę odcieni pomadek. Krążyła teraz w dziale z pólkami po brzegi wypełnionymi farbami do włosów. Zapytana o potrzebę pomocy, odmówiła i nadal wpatrywała się w opakowania.
Przejrzała internet z przeróżnymi fryzurami. I choć oczyma wyobraźni widziała się w jakimś szalonym kolorze, na który niespodziewanie naszła ją ochota, postanowiła nie szaleć zbytnio. Nigdy przedtem nie farbowała włosów. A gdyby tak tylko końcówki? Spojrzała na rozjaśniacz i uśmiechnęła się do własnych myśli. Idealnie! Lekko rozjaśni końce, w miarę naturalnie. Umaluje się, pięknie ubierze. Będzie wyglądać niczym gwiazda!
Z tej ekscytacji omal nie zapomniała kupić składników na ciasto. A właściwie to zapomniała, gdyż Christmas Cake dało o sobie znać dopiero w połowie drogi do domu.
Obładowana zakupami wgramoliła się do mieszkania. Lecz co to za wejście bez wywrotki? Toteż Su-yeon potknęła się najpierw o siatkę, później o własne nogi, wykonała parę dziwacznych pozycji i ostatecznie wylądowała na czworaka.
— Moje kolana — wyjęczała.
Niezgrabnie przeniosła się do siadu i rozmasowała obolałe części. Pozbierała rozsypane zakupy i zaniosła pakunki do kuchni. Posegregowała produkty na te do szafki i te do lodówki. Otrzepała dłonie z niewidzialnego kurzu i złapała za opakowanie farby. Nieznacznie je ścisnęła i pognała do łazienki z błyszczącymi oczyma. Ręce jej się trzęsły, gdy próbowała otworzyć opakowanie, z którym nijak sobie radziła.
— Aish! — wykrzyknęła zdenerwowana.
W przypływie niekontrolowanej złości rzuciła kartonikiem o podłogę. Najpierw się przewróciła, a teraz nie potrafiła sobie poradzić z otworzeniem farby. Czy wszechświat pragnął jej przekazać, że pomysł nie należał do tych dobrych? Nawet jeśli, posłuchała wewnętrznej ochoty na drobne szaleństwo.
Po paru uspokajających oddechach, Su-yeon w końcu udało dostać się do zawartości, którą raptownie wysypała na płytki. Przeczytała instrukcję i zabrała się do roboty.
Pół godziny później zmyła rozjaśniacz. Nadmiar wody odcisnęła w ręcznik i suszarką podsuszyła lekko włosy. To, co ujrzała w lustrze, w żadnym stopniu nie odwzorowywało to, co sobie wyobrażała. Dotknęła pukli bliska rozpłakaniu się.
Miało być lekkie rozjaśnienie, a skończyła z omletem na końcówkach.
Czym prędzej upchnęła czuprynę w turban. Przez ulotny moment, dla niej iście z koszmarów, tkwiła odrętwiała. Czyn z wolna zakotwiczał się na stałe w umyśle.
Co ona najlepszego zrobiła?!
— To niemożliwe! To nie może być prawda! — lamentowała.
Po policzku spłynęła pierwsza gorąca łza. Pragnęła pięknie wyglądać, a zamiast tego wystawi się na pośmiewisko.
Nie będzie wychodziła z domu. W najgorszym wypadku zetnie włosy.
— Nie, nie, nie. — Pokręciła głową. Skracanie nie wchodziło w grę. Tyle zapuszczała swoje ciemne pukle, starała się o nie dbać. Co jej strzeliło do głowy!
Głupota. Głupota w najczystszej postaci nią zawładnęła. I dzikie wyobrażenia. Gdyby chociaż przetestowała wcześniej. A nie! Eksperymentów się jej zachciało!
Załamana przysiadła na łóżku i cichutko łkała.
Wyglądała okropnie! I gdzie teraz znajdzie ratunek? Kupić inną farbę zbliżoną do jej naturalnego koloru? A co jeśli tylko pogorszy sprawę? Może faktycznie powinna je ściąć... W końcu to tylko włosy — odrosną. W porywie rozpaczy i bezsilności porwała nożyczki i już przykładała do nieudanego rozjaśnienia...
— Kang Do-hyun! — wykrzyknęła, przypominając sobie o chłopaku, który sam koloryzował swoją czuprynę na różowo.
Pospiesznie wybrała do niego numer. Odebrał za czwartym sygnałem, co dziewczynie wydawało się wiecznością.
— W tobie jedyna nadzieja! — zawyła żałośnie do słuchawki. Nie pokwapiła się z przywitaniem ani wytłumaczeniem. Jakby Kang jakąś magiczną siłą potrafił przejrzeć bieg wydarzeń.
Chłopak zmarszczył brwi skonsternowany.
— Noona? — zapytał ostrożnie. — Co się stało?
Dziewczyna nie odpowiedziała od razu. Głos uwiązł w gardle, a ciałem wstrząsnął szloch.
— Bo... — Pociągnęła nosem. — Bo... Chciałam tylko trochę pofarbować włosy. I nie wyszło! — Ponownie zaniosła się płaczem.
— Jak bardzo jest źle?
— Skończyłam z omletem na włosach!
— Z omletem? O czym ty gadasz? — Zmrużył oczy. Omlet? Włosy? Farbowanie? — Rozjaśniałaś? — Olśniło go. Poczuł się jak Sherlock Holmes. Cóż za dedukcja! — A użyłaś tonera? Powinien polepszyć sytuację, przynajmniej chociaż trochę zneutralizować ciepły odcień.
— Toner? Jaki toner? Ja się nie znam na takich rzeczach. Nigdy się nie farbowałam. Proszę cię, pomóż mi. Przecież nie pokaże się tak Sung-yi — wymsknęło jej się, nim zdążyła zasłonić usta dłonią.
— Aaa... — Już wszystko stało się dla niego jasne. — Więc to dla mojego kochanego brata chciałaś się upiększyć. — Z jej strony magia świąt mogła zadziałać. Uśmiechnął się do własnych myśli.
— Ha, ha. — Zaśmiała się nerwowo. W życiu się nie przyzna! — Bez przesady. Po prostu chciałam na święta wyglądać jakoś... inaczej. Spróbować czegoś nowego. Wiesz, zaszaleć chociaż raz.
— Tak, tak. I akurat złożyło się na przyjazd Sung-yi. — Powątpiewanie w głosie było wręcz namacalne. — Przede mną nie musisz ukrywać, że ci się podoba. Nic mu nie powiem.
— Pomożesz mi z tymi włosami czy nie? — Pytanie zabarwiło się ostrzejszym brzmieniem spowodowanym rozdrażnieniem i chęcią zmiany tematu. Jeszcze tego brakowało, by rozprawiała o rozterkach sercowych związanych z Sung-yi z jego bratem.
— Skołuję jakiś toner i wpadnę do ciebie — odrzekł i westchnął ciężko.
— Nie, żadnych tonerów — zaprzeczyła kategorycznie. — Wróćmy do możliwie jak najbardziej zbliżonego koloru do mojego naturalnego.
Kolejne westchnienie wydobyło się z ust chłopaka.
— Wiesz, że nie jestem fryzjerem?
— Wiem. Ale obecnie jesteś moim jedynym ratunkiem.
__________
automatyczna publikacja ratuje mi życie. bez niej nie udałoby mi się publikować o stałej porze.
#merrysungyimasJH
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro