Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18. Zauważ mnie w końcu

Z dedykacją i życzeniami szybkiego powrotu do zdrowia dla Aleksandry! <3

#mlcwLS

#sektabanff

RHODES

Ona jest tu przy mnie.

Śpi ze mną w jednym łóżku, całkiem naga, przytulona do mnie plecami. Jej twarz jest spokojna, włosy rozczochrane, na szyi ma ślad moich pocałunków. Wygląda na porządnie zerżniętą, kiedy leży na moim ramieniu, objęta w talii drugim, z tym jej krągłym tyłkiem przyciśniętym do mojego boleśnie wzwiedzionego fiuta.

Dałem jej w nocy dwa orgazmy.

Jedyne, czego żałuję, to że zrobiliśmy to w całkowitych ciemnościach i pod setką koców, bo gdybym chciał ją odkryć, obojgu nam odmarzłyby tyłki. Chciałbym mieć czas i możliwości, by zobaczyć całe jej ciało. Nauczyć się go na pamięć. Widzieć, jaki ma wyraz twarzy, kiedy szczytuje. A poza tym słyszeć każdy jej jęk, krzyk i to, jak błaga, powtarzając moje imię. Tego również musiałem nam odmówić – w końcu Margaret i Dennis spali za ścianą, a mojemu pierniczkowi na pewno byłoby wstyd rano, gdybym jej nie powstrzymał.

Ale to nieważne. Możemy nadrobić to wszystko, kiedy wrócimy do domu, bo przecież będziemy mieć jeszcze milion okazji. To nie tak, że zamierzam jej pozwolić po tej nocy wrócić do tego, jak wyglądały nasze stosunki wcześniej. Nie, już wystarczy. Dwa lata trzymania się od niej z daleka i milczenia na temat moich uczuć, i oglądania jej z innym facetem zdecydowanie wystarczą. Teraz zamierzam zrobić wszystko, żeby ona była moja.

Najlepiej na zawsze.

Na razie jednak muszę się skupić na tym, jak poprowadzić tę poranną rozmowę, żeby nie spanikowała ani nie spróbowała się wycofać.

Miałem na myśli wszystko to, co jej wczoraj powiedziałem. Ta dziewczyna jest cudem. I nie twierdzę, że jestem jej godzien, ale może zasłużyłem chociaż odrobinę dwoma latami cierpliwości i bólu na widok jej z innym facetem. Może tym razem...

Nie zamierzam zmarnować tej szansy.

Kiedy tylko zamykam oczy, pod powiekami mam wspomnienia ostatniej nocy. Wprawdzie niewiele widziałem, ale reszta zmysłów działała bardzo dobrze i wciąż pamiętam wszystko. Jej dotyk, dźwięki, jakie wydawała, sposób, w jaki zaciskała się na moim fiucie. Pamiętam smak jej ciała, jej ust, gorliwość, z jaką odpowiadała na pieszczoty. Tamta noc, kiedy spałem u niej na kanapie? Zdetronizowana.

To zdecydowanie była najlepsza noc mojego życia.

Kiedy na nasze łóżko przez niezasłonięte okno pada światło poranka – wygląda na to, że śnieg wreszcie ustał – Poppy marszczy brwi i próbuje osłonić się przed promieniami. Przyglądam się temu z rozbawieniem i czułością, pozwalając jej się samodzielnie wybudzić. Serce bije mi coraz szybciej, ale próbuję je ignorować. Będzie dobrze.

Prawda?

– Dzień dobry, pierniczku – mamroczę, kiedy jestem już pewien, że się obudziła, po czym pochylam się, odsuwam jej włosy z karku i ją tam całuję.

Zamierzam zrobić to krótko, ale kiedy czuję, jak dreszcz przebiega przez jej ciało, i słyszę jej westchnienie, przedłużam pieszczotę. Zaciskam dłoń na jej brzuchu, przyciągając ją jeszcze mocniej, aż cała jest do mnie przytulona. Poppy się wierci, a ten kontakt sprawia, że twardnieję jeszcze bardziej, ale nie wydaje mi się, żeby próbowała się odsunąć. Raczej wręcz przeciwnie.

– Która godzina? – pyta zachrypniętym głosem.

Ponieważ chwilę wcześniej zerknąłem na swoją komórkę, mogę jej odpowiedzieć.

– Dochodzi ósma. Jak się czujesz?

Waha się przez chwilę, aż podnoszę głowę, by spojrzeć jej w twarz. Nie potrafię odczytać jej wyrazu.

– Jestem trochę obolała – przyznaje niepewnie; tym razem przynajmniej zdaje się od razu pamiętać wszystko, co się między nami wydarzyło. – Ale to dobry ból i nie mam nic przeciwko.

– Znam na to dobre antidotum – zapewniam niskim od pożądania głosem.

Na jej ustach pojawia się ten słodki uśmiech, który tak kocham.

– Ach tak? – dopytuje tonem, który podpowiada mi, że doskonale wie, co mam na myśli.

Przytakuję mruknięciem.

– Tak, jest naprawdę bardzo dobre – przekonuję ją. – Ale ma skutki uboczne. Mogą obejmować chwilową niepoczytalność i głośne krzyki.

Poppy chichocze, a to sprawia, że ja również się uśmiecham. Jezu, nikt inny nie wywołuje tak często uśmiechu na moich ustach, co ona.

– To brzmi niebezpiecznie – rzuca po chwili.

Pochylam się, by pocałować ją w bok szyi, tuż obok miejsca, gdzie w nocy zostawiłem jej malinkę.

– Ale ci się spodoba, obiecuję.

Poppy odwraca się w moich ramionach, aż mogę wreszcie spojrzeć jej prosto w oczy. Choć wciąż zaspana, już błyszczy w nich podniecenie, co jest naprawdę dobrym znakiem. Nie wygląda na to, by Poppy chciała po tej nocy wrócić do naszej relacji sprzed niej. Raczej, podobnie jak ja, chce więcej.

Dzięki Bogu.

– Może zaryzykuję...

Zanim zdążę zrobić coś więcej, cokolwiek, choćby ją pocałować, rozlega się pukanie do drzwi.

Poppy wydaje z siebie przestraszony pisk, po czym przytula się do mnie mocniej. Dokładniej naciągam na nas koce, aż niczego spod nic nie widać, akurat w momencie, gdy drzwi pokoju gościnnego się uchylają.

W progu stoi nie kto inny, jak tylko nasza gospodyni, Margaret.

Jest już ubrana i starannie uczesana, a w rękach trzyma kolejny stosik ubrań. Ogarnia spojrzeniem najpierw nas dwoje w łóżku, a potem spuszcza wzrok na podłogę obok niego, gdzie leży koszula nocna Poppy, którą w nocy z niej ściągnąłem. Jedna brew Margaret wędruje nieco w górę, ale gospodyni uśmiecha się szeroko i kładzie ubrania na komodzie przy wejściu.

– Dzień dobry, kochani – mówi z ręką na klamce. – Zapewne ucieszy was informacja, że nasz lokalny bohater, George, zdążył już przejechać pługiem po drodze dojazdowej do naszego domu i ponownie połączyć nas z cywilizacją. Dobry, stary George... nie wiem, co byśmy bez niego zrobili. Tak czy inaczej... Zostawiam wam tu ubrania, kiedy będziecie gotowi, zejdźcie na śniadanie. Potem możecie wracać do domu.

Odwraca się, nie czekając na naszą odpowiedź, ale zanim zamknie drzwi, posyła nam jeszcze jedno spojrzenie przez ramię.

– Mam nadzieję, że przyjemnie spędziliście noc – dodaje. – Od naprawdę dawna nikogo nie gościliśmy w tym pokoju, więc to była przyjemna odmiana.

Po tych słowach zamyka za sobą drzwi i zostawia nas znowu samych. Moje mięśnie nieco się rozluźniają, a Poppy wypuszcza wstrzymywane w płucach powietrze, co każe mi się zastanawiać, czy nie oddychała przez cały monolog naszej gospodyni.

– Ona totalnie wie, co robiliśmy tutaj w nocy – mamrocze.

Śmieję się i kiwam głową, a potem pochylam, żeby pocałować ją w nos.

– Totalnie wie – potwierdzam. – I ma to gdzieś albo wręcz ją cieszy, że w domu pojawiła się jakaś młodsza energia. A teraz możemy...

– ...ubrać się i przygotować do wyjazdu – wchodzi mi w słowo Poppy, a potem wyślizguje się z moich ramion i wyskakuje z łóżka.

I chociaż daje mi to bardzo, bardzo przyjemny widok na jej nagie pośladki, a potem także piersi, myślę sobie, że nie do końca tak miał się rozwinąć ten poranek.

***

Wracamy do Banff w dziwnej ciszy, którą rozpaczliwie chcę przerwać, ale nie wiem jak.

Mam na sobie flanelową koszulę i nieco za krótkie spodnie, które ledwie zapięły się na mnie w pasie, a Poppy – za duży na nią o dwa rozmiary świąteczny sweter i jasnoniebieskie dżinsy o kroju rodem z lat osiemdziesiątych. Żadne z nas nie narzekało jednak podczas ubierania się, bo oboje byliśmy wystarczająco wdzięczni temu starszemu małżeństwu za udzieloną nam pomoc. Ważne, że ubrania są czyste.

Zjedliśmy z Margaret i Dennisem stanowczo zbyt obfite śniadanie, a potem wreszcie pożegnaliśmy się i ruszyliśmy w drogę. Od tego czasu, kiedy tylko zostaliśmy sami, Poppy stała się dziwnie milcząca, zupełnie jak nie ona, i jeszcze nie jestem pewien, co z tym fantem zrobić.

Kilometry uciekają nam pod kołami, chociaż staram się jechać powoli. To zresztą jest uzasadnione: już raz mieliśmy w tej okolicy wypadek i wolałbym tego nie powtarzać, a dzisiaj warunki na trasie są jeszcze gorsze. Wprawdzie dzień jest ładny, śnieg przestał już padać i wyszło słońce, ale mnóstwo tego białego gówna zalega na drodze i poboczach, a ulica wygląda na śliską, i naprawdę nie chciałbym stracić kontroli nad samochodem, bo szarżowałem po drodze.

Staram się więc jechać ostrożnie, czego chyba nie docenia wyglądająca przez okno Poppy. Wzdycha, jakby coś leżało jej na sercu.

Nie tylko tobie, pierniczku.

– Czy możemy... o tym porozmawiać? – W końcu to ona pierwsza przerywa ciszę.

Oczywiście, że tak. Chociaż w jej towarzystwie wcale nie milczy mi się tak komfortowo, jak przy innych ludziach, na pewno jest to dla mnie mniejszy problem niż dla niej. Poppy jest gadułą i w każdych warunkach cisza to dla niej największa tortura, a co dopiero w takich, kiedy pozostają między nami pewne niewyjaśnione kwestie.

Ale okej. Przecież na to właśnie miałem nadzieję, prawda?

– Jasne – odpowiadam spokojnie. – Może ja zacznę. Chciałbym powtórzyć tę noc, Poppy.

Dziewczyna posyła mi zaskoczone spojrzenie.

– Chcesz się znowu ukrywać pod kocami w pokoju gościnnym Robinsonów?

Parskam śmiechem, bo nie mogę się powstrzymać, kiedy ona używa takiego tonu, jakby naprawdę miała to na myśli.

– Nie, pierniczku – protestuję z rozbawieniem. – Właściwie to wolałbym ją powtórzyć u ciebie albo u mnie, gdzie będę mógł włączyć światło, rozłożyć cię nagą na łóżku bez obawy, że dostaniesz od tego zapalenia płuc, i całować tak długo, aż nauczę się twojego ciała na pamięć.

Kiedy Poppy przez chwilę nie odpowiada, zerkam kątem oka w jej stronę. Wygląda na zmieszaną, a czubki jej uszu płoną, co z jakiegoś powodu też mnie bawi.

– Och... okej – mamrocze po chwili. – Czyli... chcesz seksu?

Tylko tyle zrozumiała z mojej wypowiedzi? Okej, może powinienem wyrażać się jaśniej.

Włączam kierunkowskaz i zjeżdżam na pobocze, chociaż przy takiej ilości śniegu nie jest to łatwe. Jakoś mi się jednak udaje. Opieram łokieć o kierownicę i odwracam się przodem do zdziwionej Poppy.

– Chcę cię wziąć na randkę – mówię stanowczo. – Wiem, że zrobiliśmy to w złej kolejności, ale nieważne. Chcę randki albo dziesięciu, i tak, chcę cię wziąć do łóżka, ale nie chodzi tylko o seks. Możemy to zrobić między randkami albo po nich, albo przed, jak tylko będziesz wolała, bo naprawdę mi wszystko jedno, dopóki będę w tym czasie z tobą.

Oczy Poppy nieco się rozszerzają.

– Naprawdę?

– Naprawdę – potwierdzam stanowczo. – Poppy, dekoruję ten cholerny sklep tylko po to, żeby zwrócić na siebie twoją uwagę. Od dwóch lat. Przez dwa lata czekałem, aż zerwiesz z tym palantem i w końcu zauważysz obok siebie innego mężczyznę, takiego, który zamierza być przy tobie i wspierać cię, nawet kiedy tego nie potrzebujesz. Nie chodzi mi tylko o seks. Chcę wszystkiego. Zauważ mnie w końcu, proszę.

Ku mojemu zdziwieniu Poppy odpina pas i przechyla się do mnie między siedzeniami. Chwyta moją twarz w dłonie i przez chwilę po prostu na mnie patrzy. Żadne z nas się nie porusza, a w samochodzie słyszę tylko nasze przyspieszone oddechy, bo z jakiegoś powodu mój pierniczek nie włączył nawet świątecznych piosenek.

Cholera, na tym etapie byłbym nawet gotów śpiewać je z nią.

– Widzę cię, Rhodes – mówi w końcu cicho. – Przepraszam, że tyle mi to zajęło, ale teraz cię widzę.

Pochyla się, a potem mnie całuje, i to najsłodszy pocałunek, jaki mógłbym od niej otrzymać. Rozchylamy wargi, nasze języki się łączą, a ja obejmuję tył jej głowy, przytrzymując ją przy sobie. Moje serce bije wyłącznie dla tej kobiety i chyba już czas, żeby ona wreszcie to zrozumiała.

Kiedy po chwili się odsuwa, jej oczy błyszczą pięknie.

– Pójdę z tobą na randkę – oznajmia. – Albo na dziesięć, sto albo tysiąc, ile tylko będziesz chciał. I nie musimy czekać, zanim znowu pójdziemy do łóżka. Jeśli chcesz mnie zobaczyć nagą, odprowadź mnie dzisiaj do domu, a zaprowadzę cię prosto do mojej sypialni. Potem możemy zrobić razem jakiś obiad i cieszyć się wspólnym wolnym dniem, bo jutro musimy wrócić do rzeczywistości i naszych sklepów.

Nie mogę powstrzymać kolejnego leniwego uśmiechu, który wypełza mi na usta.

– Brzmi jak świetny plan – zapewniam. – A wieczorem wyjdziemy gdzieś razem.

Jej twarz cała się rozświetla, gdy to proponuję, i kiwa głową. Tyle wystarczy, żeby większość napięcia natychmiast opuściła moje ciało.

Mój pierniczek mnie chce. Chce ode mnie równie wiele, co ja od niej.

Tyle mi wystarczy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro