13. Wszystko dzięki włączonej choince
#mlcwLS
#sektabanff
RHODES
Budzę się powoli, czując, że całe moje ciało jest zesztywniałe z bólu.
Prawdopodobnie to dlatego, że siedzę na kanapie i w tej pozycji spędziłem całą noc. Gdzieś w jej trakcie Poppy nieco osunęła się w dół po moim ciele, aż obecnie leży skulona obok mnie na sofie, z głową na moich kolanach. Śpiąca spokojnie, z lekkim uśmiechem na tej jej ślicznej twarzy, z rozrzuconymi dookoła ciemnymi włosami, sprawia, że na sam jej widok coś przesuwa się boleśnie w mojej klatce piersiowej.
Gdzieś po tym, jak zasnęła, sięgnąłem też po leżący na oparciu kanapy koc i go na nią narzuciłem, ale sam zostałem praktycznie bez okrycia, przez co jest mi teraz paskudnie zimno. Kiedy skupiam się na swoich odczuciach – bólu kości i zimnie – dochodzę do wniosku, że robię się stary. Nie powinienem był w ogóle w ten sposób zasypiać...
Ale jak mogłem się powstrzymać, kiedy Poppy Harris przykleiła się do mojego boku i na mnie usnęła?
Jęczę i przeciągam się, czując, jak chrupią mi wszystkie kości. Mimo że czuję się jak gówno, i tak uważam tę noc za jedną z lepszych w całym moim życiu. W końcu spędziłem ją z Poppy, tak? Niewiele mi potrzeba, żeby być zadowolonym.
Zwłaszcza gdy ona też się przeciąga, a potem jej długie rzęsy drgają, zanim ostatecznie Poppy otworzy oczy.
Patrzy prosto na mnie, przez chwilę jeszcze tak cudownie rozespana i półprzytomna. Uśmiecha się miękko, jej spojrzenie jest ciepłe i łagodne. Po chwili jednak chyba uświadamia sobie, w jakiej znajduje się sytuacji, bo jej oczy rozszerzają się w zdumieniu, a usta otwierają, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie wiedziała co.
– Dzień dobry – mamroczę, starając się zachowywać swobodnie i naturalnie, zupełnie nie tak, jakby moje serce biło jak szalone z niepokoju o jej reakcję. – Masz bardzo niewygodną sofę, pierniczku.
To głupie, słodkie przezwisko samo mi się wymyka. W końcu Poppy ciągle pachnie piernikiem. W dodatku ta wczorajsza sukienka, którą ciągle ma na sobie... Tak bardzo mi do niej pasowała.
– Co ty tu robisz, Rhodes? – pyta zachrypniętym głosem.
Puszczam ją, kiedy chce się podnieść, i pozwalam jej usiąść na sofie i odrzucić do tyłu włosy; spomiędzy lśniących pasm wymyka się czerwona kokarda, której nie zdjęła przed snem. Poppy ściąga ją niecierpliwym ruchem, zanim odwróci się do mnie z pytającym wyrazem twarzy.
Cóż... była wczoraj pijana. Może nie pamięta wszystkiego.
– Odwiozłem cię do domu – przypominam jej powoli. – Pomogłem wejść do środka, bo nie potrafiłaś otworzyć drzwi. Zdjąłem ci buty. A potem pociągnęłaś mnie na sofę, owinęłaś się wokół mnie jak bluszcz, a zanim zasnęłaś, powiedziałaś, żebym został. Nie pamiętasz?
Właściwie nie wiem, czy wolałbym, żeby pamiętała, czy nie. Powiedziałem wczoraj kilka bardzo jednoznacznych rzeczy, które mogły jasno dać jej do zrozumienia, co do niej czuję. Przyznałem, że pomimo tej pojebanej ilości ozdób na zewnątrz chciałbym być jej sąsiadem, na litość boską! Co jest ze mną nie tak? Do tej pory zawsze potrafiłem trzymać język za zębami.
Ale też pierwszy raz widziałem Poppy w takim stanie, całkowicie pijaną. Była cudownie słodka i trudno było trzymać gardę wysoko, kiedy tak się zachowywała.
Poppy chwyta się za głowę, wsuwa włosy pomiędzy pasma włosów i jęczy. Chyba ma kaca.
– Jak przez mgłę – mamrocze, a potem posyła mi pełne wyrzutów sumienia spojrzenie. – Przepraszam! Nie chciałam być dla ciebie takim kłopotem. Mogłeś poczekać, aż zasnę, a potem wyjść, zamiast zostawać. Nie dziwię się, że było ci niewygodnie... i... na pewno masz lepsze rzeczy do roboty niż spanie tu ze mną...
Czy ona sobie żartuje?
– Gdybym chciał wyjść, to bym wyszedł – zapewniam stanowczo, na co ona milknie nagle i patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami. – Zostałem, bo chciałem tu z tobą być. Wydawało mi się, że tobie też było dzięki temu lepiej. Ale jeśli nie, to powiedz wprost, a od tej pory będę się trzymał z daleka.
Choćby miało mnie to zabić.
Poppy mruga zdziwiona, a potem uśmiecha się nieśmiało, w ten niesamowity sposób, który rozświetla całą jej twarz.
– Nie, było w porządku – zapewnia lekko, a potem zrywa się z łóżka. – Ale musimy wstawać, bo już późno, a oboje idziemy do pracy! Mogę ci znaleźć jakieś ubranie na zmianę po moim byłym, jeśli chcesz, chociaż pewnie będzie na ciebie trochę za ciasne... albo możesz wziąć prysznic tutaj, a potem pojechać do siebie, a ja pójdę do sklepu pieszo! Jak tylko zrobię nam śniadanie!
Biegnie do kuchni, a ja patrzę za nią z rozbawieniem. Z niedowierzaniem kręcę głową. Chociaż na myśl o noszeniu za małych ciuchów po typ typie, byłym Poppy, robi mi się niedobrze, perspektywa zostawienia jej i powrotu do siebie po własne ubrania jest jeszcze gorsza. To łatwy wybór.
– Oddychaj, Poppy – rzucam, z trudem podnosząc się z sofy. Jezu, kręgosłup tak mnie boli, że chyba będę potrzebował wizyty fizjoterapeuty. – Poczekaj, razem zrobimy śniadanie, a potem zaplanujemy dalsze kroki. Chętnie wezmę u ciebie prysznic i przyjmę od ciebie ubrania, jeśli cokolwiek na mnie wejdzie.
Poppy odwraca się już w drodze do kuchni i obdarza mnie promiennym uśmiechem.
– Na pewno znajdą się jakieś luźne dresy – oznajmia.
Mój kącik ust drga.
Dresy wystarczą, nawet jeśli po tym debilu, którego rzuciła.
***
– Jak poszło? Twój plan się powiódł?
Podnoszę wzrok znad komputera, gdy otwierają się drzwi sklepu i zaraz potem rozbrzmiewa znajomy głos. Krzywię się na widok Drew maszerującego beztrosko w moją stronę pomiędzy na wpół pustymi półkami z resztką towaru.
Ponieważ nie zostało mi go dużo, ruch w sklepie jest dzisiaj niewielki, co przyjmuję z ulgą i zadowoleniem. Mogę dzięki temu dowolnie długo wspominać śniadanie z Poppy, które przyrządziliśmy razem – pankejki z syropem klonowym i gorącą czekoladę – i to, jak swobodnie zachowywała się w mojej obecności. Jak bardzo na miejscu wydawałem się w jej świątecznie przystrojonym domu. Jak właściwie czułem się, podwożąc ją do pracy, zanim zaparkowałem naprzeciwko i otworzyłem własny sklep.
Okej, mam na sobie obecnie nieco zbyt obcisłą koszulkę po jej byłym, ale to niewielka cena, jaką musiałem zapłacić. Za to szare dresy są całkiem w porządku. A jeszcze bardziej w porządku jest to, że pachnę teraz piernikiem tak jak Poppy. Odkryłem źródło tego zapachu, kiedy poszedłem pod prysznic i znalazłem jej piernikową piankę do mycia.
Oczywiście, że nie mogłem się powstrzymać.
Mamroczę jakieś przywitanie, podczas gdy Drew podchodzi bliżej. Jest w wyraźnie dobrym nastroju.
– Nie wiem, o co ci chodzi – odpowiadam w końcu.
Drew unosi brew.
– Jasne – prycha. – Ktoś już mi powiedział, że dzisiaj rano widziano Poppy Harris wysiadającą z twojego samochodu, zanim poszła otworzyć sklep. To jak było? Jej numer się przydał?
Cholerne miasteczko z jego cholernym plotkarzami.
Gapię się w kretyńsko uśmiechniętą twarz Drew, zastanawiając się, czy też by się tak szczerzył, gdybym teraz wybił mu jedynkę. Albo dwie.
Ale nie zrobię tego. Ostatecznie czy tego chcę, czy nie, rzeczywiście jestem mu coś winny za to, że wczoraj dał mi numer do Poppy.
– To nie twoja sprawa – warczę.
– Ach, nie moja? – dziwi się uprzejmie Drew. – Przysiągłbym, że wczoraj mówiłeś coś innego. Pamiętam, że proponowałem, że sam napiszę albo zadzwonię do Poppy, żeby powiedzieć jej o choince, ale bardzo ostro zaprotestowałeś. „Och, nie chcę ci robić kłopotu, Drew, sam dam jej znać"!
Przewracam oczami, gdy nieudolnie naśladuje mój głos. Zaraz potem teatralnie załamuje ręce i z kolei podnosi głos do tonu, jakiego nigdy w życiu bym nie użył.
– Sam dam jej znać, Drew, na pewno będzie mi dozgonnie wdzięczna i zaprosi mnie do siebie na noc! Wreszcie, po dwóch latach wzdychania do niej, odkryje, co do niej czuję, i przyzna, że odwzajemnia te uczucia, a wszystko to dzięki włączonej choince!
Drew szczerzy się i mruga kilkukrotnie, a potem wraca do własnego głosu.
– Nie tak było?
– Nie, idioto – mamroczę, czując, że pieką mnie czubki uszu.
Oczywiście, że zarówno Drew, jak i Henry, a nawet John doskonale wiedzą o moim beznadziejnym zauroczeniu Poppy Harris. Zapewne nie zdają sobie sprawy, jak silne są te uczucia, i nie sądzą, że naprawdę ją kocham, ale wiedzą, że od lat wodzę za nią wzrokiem. Kiedy dowiedzieli się o jej rozstaniu z tym dupkiem, od razu zaczęli mnie namawiać, żebym wkroczył, zanim ktoś inny znowu sprzątnie mi ją sprzed nosa. Więc kiedy wczoraj napisałem do Drew o numer telefonu do Poppy...
Cóż, prawdopodobnie wyobraził sobie nieco więcej, niż rzeczywiście miało miejsce.
Ale też mu się nie dziwię, biorąc pod uwagę plotkę o tym, że rano wysiadła z mojego samochodu, co w dodatku jest totalnie prawdą.
– Czyli nie powiedziałeś jej, że się w niej kochasz? – Z ust Drew znika uśmiech, gdy mężczyzna mruga z niedowierzaniem. – I nie spędziłeś nocy w jej domu, a potem nie podwiozłeś jej rano do pracy?
Czuję odrobinę zakłopotania.
– Właściwie to...
Oczywiście Drew wyciąga ze mnie całą tę historię, bo jest pieprzoną przekupą jak większość osób w tym miasteczku, a ja nie mam dość siły, żeby mu się przeciwstawić. Zresztą lubię mieć kogoś, komu mogę się wygadać, a Drew, Henry i John zawsze zatrzymywali moje tajemnice dla siebie. W końcu Poppy przez ostatnie dwa lata o niczym się nie dowiedziała, prawda?
Kiedy kończę, Drew uśmiecha się szeroko i klaszcze w ręce.
– No i zajebiście – komentuje. – Wyszło dużo lepiej, niż się spodziewałem. Myślałem, że co najwyżej da ci buziaka w zamian za pomoc z choinką i ewentualnie pozwoli się odwieźć do domu. A ty od razu wpakowałeś się jej do łóżka! Szacunek, stary.
Krzywię się.
– Nie wpakowałem się jej do łóżka. Spaliśmy na kanapie. I nie pozwoliłbym na nic więcej, kiedy była pijana.
– Nieważne. – Drew wzrusza ramionami. – To już jakiś pierwszy krok. To kiedy następny?
Właśnie wtedy przypominam sobie, że przecież jestem z nią umówiony na dzisiaj po pracy.
Mamy razem jechać po świąteczne wieńce.
– Dzisiaj – mówię nieco zaskoczony. – Jedziemy razem po dekoracje na otwarcie twojego sklepu. Może...
Mój głos zamiera, bo nie potrafię sobie wyobrazić, co mogłoby się dzisiaj stać. Pojedziemy po wieńce, a potem wrócimy do miasta i tyle będzie z naszej eskapady. Może jednak... może, jeśli znajdę w sobie odwagę...
...którą normalnie przecież posiadam...
...zaproszę ją na kolację. Albo na gorącą czekoladę. Lampkę wina. Cokolwiek.
A ona się zgodzi.
– Super – komentuje Drew, kiedy nie dokańczam myśli. – Trzymam za ciebie kciuki, tylko błagam, przywieźcie te wieńce. Neva urwie mi głowę, jeśli nie będą gotowe na otwarcie księgarnio-kawiarni.
Tym razem to mój moment, żeby głupkowato się uśmiechnąć.
– Jasne. Nie chcielibyśmy rozczarować Nevy, prawda? – rzucam.
Mój przyjaciel krzywi się i pokazuje mi środkowy palec, na co wybucham śmiechem. On kręci głową i wycofuje się, najwyraźniej zamierzając uciec, kiedy tylko temat zszedł na Nevę zamiast na Poppy. Nie próbuję go zatrzymywać.
Oboje wiemy swoje.
Mamy tak samo przejebane.
I żaden z nas tego nie żałuje.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro