☆ santa ☆
- uh, ja... mam psa - bąknął niall, uśmiechając się nieśmiało. siedzący naprzeciwko mężczyzna roześmiał się i pokręcił głową.
- niall, nie obraź się, ale...
- wiem. profil był ciekawszy od jego posiadacza - westchnął horan, jakby zapadając się w sobie. - to przez to, że ja ogólnie jestem ciekawszy w internecie. wiesz, syndrom freelancera, w internecie wypadam lepiej.
- wcale nie to miałem na myśli - przerwał peter, uśmiechając się szeroko. - jesteś uroczy i to mi zakłóca percepcję i w ogóle, ale ja jestem uczulony na sierść i...
- jebany śrubokręt - wymamrotał niall, przeklinając w duchu swoją bezmyślną paplaninę i równie bezmyślnego psa. peter uniósł wysoko brwi, całkowicie nie mając pojęcia, o co temu śmiesznemu irlandczykowi chodzi.
- czy ty nazwałeś psa śrubokręt? - spytał w końcu, a niall parsknął śmiechem w szklankę z wodą.
- na to wygląda. ten debil zjadł prawie mój śrubokręt, znaczy, jak był szczeniakiem i wpierdalał, cholera, zjadał wszystko w zasięgu wzroku. - niall wzruszył ramionami, jakby szczenięta zjadające narzędzia były czymś najzwyczajniejszym w świecie. - wiesz, jak to jest, zostawisz coś, a jebany, znaczy, idiotyczny pies od razu myśli że to kość.
- och, rozumiem. a co porabiasz w święta?
niall przełknął ślinę i wziął jeszcze jeden łyk wody.
- robię za świętego mikołaja - wybąkał, uciekając wzrokiem w bok. peter odsunął się trochę od stołu i spojrzał na nialla nieodgadnionym wzrokiem.
- żartujesz. ty? jesteś za szczupły na mikołaja.
- trzylatki mają to w pompie tak długo, jak daję im lalki monster high - odparł niall. - moi sąsiedzi, w sumie, po jednym z każdego piętra, dziwna sprawa, ale w każdym razie, wymyślili wspólną wigilię czy coś w tym stylu. ja nie jestem wierzący, więc wiesz, dla mnie to tylko takie tam, no, teges, ale dla nich wielka sprawa.
- to musi być świetne - rzucił uprzejmym tonem peter, podpierając podbródek na dłoni. - a co ze śrubokrętem?
- zostawię go w mieszkaniu, nie przyprowadzę psa z nadpobudliwością do miejsca z dziećmi, choinkami i ludźmi. - niall zdawał się być lekko niepocieszony własną taktyką na randkę; od chwili, gdy zdał sobie sprawę, że w sumie nie tylko dziewczyny są dla niego atrakcyjne, układał w myślach scenariusz pierwszej randki z facetem. miał szczerą nadzieję, że spotkają się w jakimś pubie, wypiją piwo i jakoś to poleci (ambitny scenariusz), albo po prostu natknie się na kogoś w klubie i zaciągnie w ciemny kąt (mniej ambitny scenariusz). jednak gdy poznał petera, który zaprosił go do normalnej restauracji, oba scenariusze wzięły w łeb.
a niech cię, cholero jedna w ładnej koszuli.
- to miłe, że przebierasz się za mikołaja dla obcych dzieci - powiedział peter, przywołując na twarz uśmiech z początku rozmowy. - chciałbym to zobaczyć.
- w sumie, to możesz wpaść. znaczy, fajnie by było, gdybyś wpadł - poprawił się szybko niall, a w restauracji nagle zrobiło się niesamowicie gorąco. blondyn odpiął jeden guzik koszuli i podwinął rękawy, co nie uszło uwadze petera.
- byłbym zaszczycony, panie święty.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro