Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

☆ christmas tree ☆

- EDGAR.

- LIAM.

- miau? 

liam spojrzał na swoją siostrę, która ani trochę nie wykazywała skruchy, a potem na kocura, który był najprawdopodobniej najbardziej zadowolony ze swoich dokonań w całym kocim życiu. pośrodku konfliktu leżała choinka i mnóstwo drobinek ze strzaskanych bombek, które jeszcze godzinę wcześniej dumnie wisiały na gałązkach.

- czyli jeszcze raz - sapnął liam, zaciskając dłonie w pięści. - zostawiłaś to diabelskie nasienie samo z choinką, na której wcześniej powiesiłaś jakieś cholerne kanarki, na które to kocisko o umyśle imbecyla polowało od tygodnia.

- jak zwykle przesadzasz - westchnęła ruth, przewracając oczami. - przewrażliwiony jesteś, edgar nic nie zrobił wielkiego, a ta choinka i tak wyglądała jak nieboskie stworzenie. było kupić żywą i już.

- rozwalę cię kiedyś i wypcham kocurem - wymamrotał chłopak, opadając na fotel. - ruth annabelle payne, myślę, że pora żebyś się stąd wyniosła - dodał nadzwyczaj poważnym tonem, z dłońmi splecionymi na podbrzuszu niczym pastor podczas pogadanki przedmałżeńskiej. - musisz się wynieść, ruth, albo stracę szacunek dla łączących nas więzów rodzinnych i tą odrobinę litości dla zwierząt.

- liam, są święta, chyba cię pogwizdało - zarechotała ruth, po czym wyszła z salonu podśpiewując jakąś świąteczną piosenkę. edgar dumnym susem wskoczył na fotel, na którym siedział liam i mrucząc, zapadł w pośniadaniowo-przedobiednią drzemkę, w pełni zasłużoną.

tymczasem liam wyglądał jak osoba, która nagle dostała niebezpiecznego ataku albo dziwnego skurczu mięśni, ponieważ jego prawa powieka niespokojnie drgała, a nozdrza rozszerzały się i zmniejszały z prędkością skrzydeł kolibra.

- liam, ktoś dzwoni do drzwi! - krzyknęła ruth, najprawdopodobniej ani myśląc, by samej otworzyć drzwi. brat dziewczyny zebrał w sobie resztki godności i poszedł sprawdzić, która nędzna dusza ma czelność zakłócać jego święty niepokój.

- o, cześć... ashton.

- payne, choinka - wymamrotał irwin, wpadając do mieszkania liama. - potrzebujemy choinkę, a carrie jest na etapie wyzywania mnie od niemożliwych imbecyli, ciąża to gówno - dodał ash, sprawiając wrażenie kogoś, kto zobaczył piekło na własne oczy. - kupisz choinkę na tą wigilię kamienicową?

- kamieniczną - mruknął liam i rozważywszy wszelkie za i przeciw, w końcu westchnął i wzruszył ramionami.

- dobra, zajmę się choinką.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro