☆ christmas tree ☆
- EDGAR.
- LIAM.
- miau?
liam spojrzał na swoją siostrę, która ani trochę nie wykazywała skruchy, a potem na kocura, który był najprawdopodobniej najbardziej zadowolony ze swoich dokonań w całym kocim życiu. pośrodku konfliktu leżała choinka i mnóstwo drobinek ze strzaskanych bombek, które jeszcze godzinę wcześniej dumnie wisiały na gałązkach.
- czyli jeszcze raz - sapnął liam, zaciskając dłonie w pięści. - zostawiłaś to diabelskie nasienie samo z choinką, na której wcześniej powiesiłaś jakieś cholerne kanarki, na które to kocisko o umyśle imbecyla polowało od tygodnia.
- jak zwykle przesadzasz - westchnęła ruth, przewracając oczami. - przewrażliwiony jesteś, edgar nic nie zrobił wielkiego, a ta choinka i tak wyglądała jak nieboskie stworzenie. było kupić żywą i już.
- rozwalę cię kiedyś i wypcham kocurem - wymamrotał chłopak, opadając na fotel. - ruth annabelle payne, myślę, że pora żebyś się stąd wyniosła - dodał nadzwyczaj poważnym tonem, z dłońmi splecionymi na podbrzuszu niczym pastor podczas pogadanki przedmałżeńskiej. - musisz się wynieść, ruth, albo stracę szacunek dla łączących nas więzów rodzinnych i tą odrobinę litości dla zwierząt.
- liam, są święta, chyba cię pogwizdało - zarechotała ruth, po czym wyszła z salonu podśpiewując jakąś świąteczną piosenkę. edgar dumnym susem wskoczył na fotel, na którym siedział liam i mrucząc, zapadł w pośniadaniowo-przedobiednią drzemkę, w pełni zasłużoną.
tymczasem liam wyglądał jak osoba, która nagle dostała niebezpiecznego ataku albo dziwnego skurczu mięśni, ponieważ jego prawa powieka niespokojnie drgała, a nozdrza rozszerzały się i zmniejszały z prędkością skrzydeł kolibra.
- liam, ktoś dzwoni do drzwi! - krzyknęła ruth, najprawdopodobniej ani myśląc, by samej otworzyć drzwi. brat dziewczyny zebrał w sobie resztki godności i poszedł sprawdzić, która nędzna dusza ma czelność zakłócać jego święty niepokój.
- o, cześć... ashton.
- payne, choinka - wymamrotał irwin, wpadając do mieszkania liama. - potrzebujemy choinkę, a carrie jest na etapie wyzywania mnie od niemożliwych imbecyli, ciąża to gówno - dodał ash, sprawiając wrażenie kogoś, kto zobaczył piekło na własne oczy. - kupisz choinkę na tą wigilię kamienicową?
- kamieniczną - mruknął liam i rozważywszy wszelkie za i przeciw, w końcu westchnął i wzruszył ramionami.
- dobra, zajmę się choinką.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro