Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

☆ christmas presents ☆

- TATA.

- maddie... - westchnął zayn, przewracając oczami, jednak dziewczynka nic sobie z ewidentnego zmęczenia materiału ojca nie robiła.

- TATA.

- tak wiem, madddie, słońce życia mojego, daj mi po prostu... jasna cholera - mruknął mężczyzna, gdy rozdzwonił się jego telefon, najpewniej leżąc pod którąś z kupek papieru i płótna, które były rozsypane po całym pomieszczeniu.

zayn był właśnie w swoim twórczym amoku, podczas którego nie mógł skoncentrować swojej uwagi na dłużej niż pięć sekund, oczywiście, jeśli przedmiotem owej atencji miało być coś, co nijak nie wygląda na sztalugę. a maddie - chociażby nie wiadomo jak zayn by się starał - nijak na sztalugę nie wyglądała.

tymczasem rezolutna kilkulatka miała w głębokim poważaniu problemy swojego tatusia i postanowiła wyruszyć ku przygodzie; przygodzie, która nie obyła się bez przeszkód, ale przynajmniej stanowiła jakąś odmianę po dwóch godzinach rysowania ludzików na tych dziwnych kartkach z logiem firmy mamy.

dlatego gdy tatę  znów pochłonęły farby i płotno, maddie wydostała się z pracowni i trzymając się wszystkiego, czego mogła - w tym także obrusu leżącego na stole, któy po przemarszu maddie wylądował na podłodze, razem ze stroikiem - w końcu dotarła do upragnionego celu.

- INKA! - krzyknęła maddie, co natychmiast zaalarmowało zayna, który wyprysnął z pracowni i w ostatniej chwili chwycił dziewczynkę i odciągnął od kłującego drzewka.

- maddie, słoneczko i księżycu ty mój, czemu nie pozwalasz tatusiowi się artystycznie wyżyć, moja dusza umrze - wymamrotał zayn na wpół przytomnie, tuląc dziewczynkę. - choinki kłują, są piękne, ale kłują. w sumie tak jak mamusia, ale nie mów jej tego.

- INKA! - krzyknęła jeszcze raz maddie, wyrywając się w stronę choinki. zayn z ciężkim westchnieniem zaczął powoli oddalać się od drzewka, na co maddie zareagowała donośnym płaczem.

- INKA, TATA. INKA.

- TATA WIE, ŻE TAM JEST CHOINKA! - krzyknął zayn, doprowadzony do ostateczności, a dziewczynka, przestraszona nagłym wybuchem złości taty, zrobiła smutną minkę, jednocześnie patrząc smutnymi oczkami na zayna.

- tata - powiedziała cicho dziewczynka, jakby próbowała opanować płacz. - tata, inka nie, enty. 

- enty? - zayn zmarszczył brwi i postawił dziewczynkę na podłodze. - enty?

- enty - potwierdziła maddie, odzyskując rezon, po czym wczołgała się pod drzewko i wyciągnęła dwie pieczołowicie zapakowane prezenty. - enty, tata. enty i inka.

- skąd ty wiesz o tych prezentach, one są dla...

- ... czyś ty zgłupiał do reszty, malik - westchnęła molly, bezszelestnie wchodząc do mieszkania. - słyszałam twój wrzask na samym dole i to miłe, że kupiłeś mi prezent, ale nie chowa się ich pod choinką, cepie nieheblowany - dodała kobieta, kręcąc głową. zayn zrobił minę niemal lustrzanie podobną do tej, którą chwilę wcześniej przybrała maddie i wzruszył ramionami.

- chciałem dobrze - wymamrotał i wycofał się do pracowni, zamykając za sobą drzwi. tymczasem maddie z zaciekawieniem przyglądała się rodzicom, jednocześnie nie puszczając prezentów, które chwyciła w małe piąstki.

- już, już szkrabie, nieźle dałaś tacie do wiwatu dzisiaj, idziemy się kąpać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro