rozdział 1 część 4
Stwór popatrzył na nią karcąco.
– Nie krzycz tak! Nic ci nie zrobię! Czy wyglądam na ludojada? – sapnął niskim, miłym głosem.
Rachel powoli pokiwała głową. Potwór, zbity z tropu nie za bardzo wiedział co powiedzieć.
Nagle zza rogu wyskoczył Dorian, gotowy ratować siostrę mimo chorej nogi. Jednak to, co zobaczył zmroziło mu krew w żyłach. Wielki podobny do wilka stwór, patrzył na niego ze stoickim spokojem. Był wyraźnie schorowany. Jego skórę, pokrytą śnieżnobiałym futrem szpeciły zaatakowane grzybem, łyse połacie. Uszy miał poszarpane, pazury połamane, a wielkie żółte oczy mocno zaropiałe. Sprawiał wrażenie zmartwionego.
– Kim jesteś? – zdołał wydukać.
– Jestem jednym z Pilnujących.
– To znaczy?
– Pilnuję, aby nikt nieproszony tu nie wchodził. Każdy może ze świątyni wyjść, ale nie każdy ma prawo wejść. Mało kto ma taką możliwość. Do tych osób należą: Jedne z Pierwszych, Pierwszy, Meofazy i wybrańcy, tacy jak wy.
– A kim są te osoby?
– Jedne z Pierwszych to cztery siostry będące wraz z Pierwszym, pierwszymi ludźmi w naszej krainie. Obecnie tylko jedna z Jednych z Pierwszych, Euchrambida ma swoją ludzką postać. Pozostałe, w obliczu wielkiego niebezpieczeństwa zamieniły się w swoje drugie formy, odpowiadające częściom krainy. Są to pochodnia, wielki sopel i pień. Drugą postacią Euchrambidy jest podobno stokrotka – kwiat wiosny. Meofazy to pierwsze zwierzęta Meofazji, uważane za święte. Obecnie znamy tylko jednego przedstawiciela tego gatunku – pupilka Euchrambidy. Gatunek ten, zdziesiątkowany przez straszną epidemię, uważa się za prawie wymarły. Kiedyś setki Meofazów biegały po polanach, a teraz... Teraz najpewniej został tylko jeden. Wybrańcy to osoby mające misję do wypełnienia. To bardzo ogólne opisy, ale jestem pewien, że osoby, które wkrótce poznacie wyjaśnią wam to wszystko bardzo dokładnie i wyczerpująco.
– Czyli nic nam nie zrobisz gdy się odwrócimy?
– Oczywiście, że nie. Idźcie dalej. Przed wami najwyżej trzy – cztery minuty drogi. Zaraz wyjdziecie z tego okropnego miejsca.
– Poczekaj, zawsze tu tak było?
– Nie, kiedyś było tu jasno, biało i miło. W powietrzu unosił się zapach fiołków. Ja zaś byłem przepięknym, zdrowym strażnikiem tego miejsca. Dzieci się mnie nie bały. Zastanawiacie się pewnie co tu się stało? Stan tej świątyni odzwierciedla stan Wielkiej Świątyni na środku krainy. W momencie przybycia uzurpatora to piękne miejsce stało się piekłem. Waszym zadaniem jest uratować tą krainę, sprawić aby znów była godnym pozazdroszczenia miejscem zamieszkania.
W oczach potwora zagościły szczere łzy. Gdy to zauważył, szybko starł je łapą.
– Jesteście... Jesteście naszą ostatnią nadzieją. Wy, książę i Euchrambida wraz z Meofazem. Jeżeli wszyscy polegniecie, naszą, jak dotąd piękną krainę czeka zagłada. Tutejsi osadnicy nigdy nie pozwolą Ermofowi dojść do władzy, ale są za słabi, by z nim wygrać.. Wiele ludzi skona w męczarniach, karcąc siebie za rzeczy, którym nie są winni. Niejedno niewyklute dziecko nigdy nie pociągnie mnie za ucho, nigdy nie obejmie swojej mamy, nigdy nie ujrzy światła dziennego! Myślicie, że zniszczenie Wiosennej Świątyni przebiegnie szybko? Nie! Początkowo nowi mieszkańcy będą wykluwać się bez magicznej ochrony przed upadkiem. Niewinne dzieci będą spadać i powoli umierać na posadzce, a potem pojawiać się będą tylko zdeformowane karykatury. Nie pozwólcie mu... Musicie się spieszyć, idźcie puki nie jest za późno!
Rodzeństwo zgodnie przytaknęło, Rachel ucałowała jeszcze strażnika w nos i oboje ruszyli szybkim krokiem ku wyjściu. Tak jak zapewniał stwór, po paru minutach ujrzeli drewniane, pomalowane na biało drzwi prowadzące na zewnątrz. Czyżby wystarczyło je pchnąć, by po raz pierwszy ujrzeć wielki świat? Czy były dla bliźniąt tak wyczekiwanymi wrotami otwierającymi miliony nieznanych im dotąd dróg? Dzieci wiedziały, że przejście przez nie oznaczało również wkroczenie w niebezpieczną misję.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro