17. Niebezpieczny
Biegłam ile sił w nogach. Dopadłam do drzwi i szybko wydostałam się do sali wejściowej. Ruszyłam na górę, do jedynego miejsca, gdzie czułam się choć trochę ukryta przed wzrokiem hrabiego. Wpadłam do sypialni i cicho zamknęłam za sobą drzwi. Oparłam się o nie ciężko dysząc. Podsłuchane słowa rozbrzmiewały w mojej głowie niczym echo odbijające się od ściany lasu. Nie do końca docierał do mnie ich sens, ale jednego byłam pewna. Znalazłam się w samym środku jakiejś chorej układanki. Najbardziej bolała mnie jednak świadomość, że ochroniarz był w zmowie z hrabią. Donosił mu o wszystkim! Okazało się, że jemu też nie mogłam mu ufać. Zawiodłam się na nim, bo od początku wydawał się taki godny zaufania i troskliwy. Poniekąd opiekował się mną i był odpowiedzialny za moje bezpieczeństwo. Dzięki temu w jakiś sposób czułam, że nawiązała się między nami nić porozumienia, może nawet coś więcej. Wszystko to było jednak tylko grą, zgrabnym oszustwem. Dowódca pewnie miał rozkaz się do mnie zbliżyć i zyskać moje zaufanie, tak bym się przed nim otworzyła. A ja głupia złapałam przynętę. Byłam na tyle naiwna, żeby dać mu się omotać.
Westchnęłam ciężko i zaczęłam krążyć po pokoju, zastanawiając się, co zrobić ze zdobytą wiedzą. Przez chwilę miałam ochotę porzucić swoje wcześniejsze postanowienia oparte na obietnicy, którą złożyłam rodzicom i uciec z tego przeklętego miejsca jak najdalej. Ale przecież obiecałam rodzicom, że nie opuszczę pałacu hrabiego. Prosili mnie, żebym mu zaufała. Co miał na myśli ojciec, mówiąc że hrabia to człowiek honoru? Czy oszustwo, jakie zaprezentował razem ze swoim pracownikiem wpisywało się w honorowe zachowanie? Szczerze w to wątpiłam. Kłamstwo prawie nigdy nie jest szlachetne. Jeśli już, to w bardzo rzadkich przypadkach.
Czy hrabia rzeczywiście mógł mieć jakieś szlachetne powody, które usprawiedliwiałyby jego ukrywanie prawdy? A może moich rodziców tez okłamał, opowiadając im jakieś niestworzone bajki na temat swoich wzniosłych pobudek i celów? Tak... Mógł ich równie dobrze wyprowadzić w pole tak jak i mnie. Ale go przejrzałam. Przynajmniej po części. Nie dam się wodzić za nos i wykorzystywać. Tylko, że tak naprawdę nie miałam żadnego asa w rękawie. Byłam na łasce i niełasce Maksymiliana Rozdrażewskiego. Co miałam niby zrobić? Wymknąć się z pałacu i ruszyć dokądś w nieznane? Nie miałam pojęcia, gdzie dokładnie się znajdowałam. Nie miałam żadnych pieniędzy, a telefon był w stanie tylko odbierać połączenia przychodzące i ewentualnie wysyłać SMS-y na numer hrabiego. Skąd w ogóle zdobył taki nie w pełni funkcjonalny telefon? Podejrzewałam, że musiał zapłacić sporą sumę jakiemuś specjaliście, żeby przeprogramował urządzenie. Nie wiedziałam, w jaki sposób się to robi i czy jest możliwe manualne przywrócenie funkcji. Prawdopodobnie nie.
Usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać. Cała sytuacja mnie przytłaczała. Dlaczego to musiałam być ja? Dlaczego hrabia nie chciał mnie wypuścić, zwyczajnie pomóc, nie żądając niczego w zamian? Szlochałam z bezsilności, kompletnie nie widząc żadnego wyjścia z tej popapranej sytuacji. Nie usłyszałam nawet, kiedy pani Helenka weszła do pokoju z kolacją. Dopiero gdy stanęła tuż przy łóżku, zauważyłam jak odstawia na stolik tacę zapełnioną jedzeniem i siada obok mnie.
— Co się dzieje, słoneczko? Czemu płaczesz? — zapytała, badając mnie uważnym, przejętym spojrzeniem. Poczułam na plecach jej pulchne ramię i dłoń gładzącą mnie delikatnie po włosach.
Nie wiedziałam, czy mogłam jej zaufać. Obstawiałam, że jako pracownica Rozdrażewskiego donosiła mu o wszystkim, co się dzieje w pałacu. Zapewne powtórzy mu każde słowo, które ode mnie usłyszy. Postanowiłam być więc ostrożna i nie ufać już nikomu z personelu.
— Pani Helenko... Pan hrabia... Jaki on jest? — zapytałam, ocierając łzy z policzków. Spojrzałam kobiecie w jej jasnozielone oczy, których kąciki zwęziły się od przyjaznego uśmiechu.
— Oj dziecinko... Możnaby sporo opowiadać... — westchnęła rozmarzonym tonem, który zwiastował długą i ciekawą opowieść. Niestety szybko musiałam pożegnać się z tą wizją, bo pani Helenka kolejny raz nie była skłonna do wynurzeń. — Ale nie mogę. Tajemnica służbowa, ot co — zachichotała perliście, przykrywając moją dłoń swoją ciepłą ręką.
— Niech pani powie mi tylko jedno... — wykrztusiłam, ocierając mokre policzki. — Czy on jest... Czy jest niebezpieczny?
Miałam ochotę zapytać, czy jest niezrównoważony psychicznie, ale nie przeszło mi to przez gardło. Wolałam nie wzbudzać zbyt wielkich podejrzeń u gosposi.
— Kochana... Co mam ci powiedzieć... Pan hrabia jest bardzo niebezpieczny, ale tylko dla swoich wrogów — westchnęła, puszczając moją rękę. Wstała i podeszła do tacy, na której stał dzbanuszek z herbatą. Nalała parującego naparu do filiżanki i podała mi ją na spodeczku.
— Proszę, dobrze panience zrobi. Z cytryną, miodem, cynamonem i imbirem. Najlepsza na przeziębienia. Chciałam dodać też kurkumy, ale zabrakło. Jak na złość nie mogłam znaleźć. Muszę uzupełnić zapasy — mruknęła, a ja wyczułam, że specjalnie zmieniła temat.
Przyjęłam od niej kwiecistą filiżankę. Herbata rzeczywiście smakowała przepysznie i w przyjemny sposób rozgrzewała przełyk, pozostawiając uczucie piekącego ciepła i mrowienia.
— Po tej herbatce na pewno szybko wrócę do zdrowia, dziękuję — zwróciłam się do wychodzącej już z sypialni pani Helenki.
— Mam taką nadzieję. Proszę obetrzeć łzy i się nie martwić na zapas. Życie jest zbyt krótkie na wylewanie niepotrzebnych łez. Głowa do góry.
— Dziękuję pani... Za wszystko — dodałam cicho.
Kobieta posłała mi pokrzepiający uśmiech i wyszła, zostawiając mnie samą ze swoimi myślami.
Siedziałam na łóżku sącząc herbatę i zastanawiając się nad słowami pani Helenki. Właściwie to nie zdziwiła mnie jej odpowiedź. Hrabia z całą pewnością był niebezpieczny. Pytanie tylko, czy ja należałam do jego wrogów, czy przyjaciół? A może do żadnej z tych grup? Może byłam dla niego tylko pionkiem w rozgrywce? Byłam mu do czegoś potrzebna, to wszystko. Chociaż, ochroniarz zarzucił w rozmowie z Mentorem, że ten się we mnie zadurzył. A hrabia nie zaprzeczył. Miałam coś, co sprawiało, że tylko ja mogłam się podjąć jakiegoś tajemniczego zadania, które szykował dla mnie Rozdrażewski. I mogłam je wykonać tylko jako jego żona...
A jeśli się nie zgodzę? Jeśli po tych wszystkich próbach pójdę w zaparte i nie dopuszczę do ślubu? Co wtedy? Czy hrabia byłby gotów pozbyć się mnie jako niewygodnego świadka jego prywatnych interesów? Czy moje życie było zagrożone? Czy mój los i cała przyszłość zależne były od tego, jak poradzę sobie z siedmioczęściowym sprawdzianem Mentora i od mojej zgody na małżeństwo z człowiekiem, którego praktycznie nie znam? Nagle jedno wspomnienie, jedno raniące słowo przeszyło mnie niczym cierń. Przypomniałam sobie, jakim słowem określił mnie dowódca w podsłuchanej rozmowie. Ten, który sam ze mną flirtował, ten który pochłaniał mnie wzrokiem poprzedniej nocy, nazwał mnie siksą! I gówniarą!
Wspomnienie tych obelg było dla mnie impulsem do wzięcia spraw w swoje ręce. Nikt nie będzie mnie lekceważył z jakiegokolwiek powodu. Może i byłam młodą, niedoświadczoną i nie znającą życia, naiwną dziewczyną, ale to nie usprawiedliwiało takiej pogardy i wywyższania się.
Nie mogłam dłużej znieść bezczynności. Nie tknąwszy kolacji opuściłam sypialnię i ruszyłam prosto do odkrytego dzisiaj gabinetu hrabiego. Jeśli szczęście mi dopisze, drzwi do niego prowadzące nie będą zaryglowane i zastanę Maksymiliana Rozdrażewskiego we własnej osobie w jego własnym gabinecie. I porozmawiam sobie z nim. Prosto w oczy. Szczerze i bez niedomówień. Koniec z kłamstwami i niepewnością.
Zbiegłam po schodach ale zanim dopadłam przeklętych drzwi prowadzących do legowiska wilka, w mojej kieszeni rozdzwonił się telefon. Akurat teraz zachciało mu się tych swoich mentorskich gadek? Świetnie, możemy pogadać, ale w cztery oczy. Nacisnęłam klamkę, jednak drzwi z powrotem były zamknięte.
Brawo Michalino, rychło w czas. Miałaś okazję i ją w spektakularnie idiotyczny sposób zmarnowałaś przez swoje tchórzostwo i niezdecydowanie.
Wystarczyło tylko wtedy wparować do gabinetu i złapać ich na gorącym uczynku. Wówczas miałabym asa w rękawie. A teraz? Teraz pozostało mi jedynie odebranie tego cholernego połączenia od pana M.
— Słucham? — warknęłam do telefonu, przysiadając na najniższym stopniu schodów.
— Coś się stało, pani Michalino? Wyczuwam w pani głosie jakieś zdenerwowanie... — powiedział cicho hrabia, a mnie aż przeszły ciarki.
— Fajnych ma pan pracowników, żeby nie powiedzieć wiernych piesków, donosicieli... — wysyczałam. Nie miałam zamiaru udawać, że o niczym nie wiem. Kawa na ławę.
— Słucham? Może pani jaśniej? — zapytał Mentor, a ja z satysfakcją wyczułam w jego głosie coś na kształt zawahania.
— Wiem o wszystkim. Wysłał pan swojego przydupasa ochroniarza żeby mnie szpiegował i panu o wszystkim donosił. O mnie. O tym, co robię i mówię.
Hrabia roześmiał się, wręcz parsknął do słuchawki od niepowstrzymanego wybuchu niezrozumiałej dla mnie nagłej radości, co nieco mnie zbiło z tropu i pozbawiło pewności siebie. Mimo zmieszania postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę i docisnąć hrabiego. Niech się tłumaczy.
— Wszystko słyszałam. To wasze żałosne knucie i plany. Jeśli pan sądzi, że pozwolę sobie na takie traktowanie, to grubo pan się myli. Nie ma mowy — wypaliłam, czując że na policzki wypływają mi gorące rumieńce. Mimo wszystko wciąż odczuwałam jakiś respekt przed bądź co bądź starszym ode mnie mężczyzną, profesorem i gospodarzem domu, w którym byłam gościem, chociaż precyzyjniej byłoby powiedzieć więźniem.
— Rozumiem. To co w takim razie pani proponuje? — zapytał mężczyzna wciąż denerwująco rozbawionym tonem.
— Co pana tak bawi?
— To, jak pani nazwała mojego ochroniarza, doprawdy wyborne — westchnął, opanowując śmiech.
— On mnie określił równie, jeśli nie bardziej nieprzyjemnymi słowami, więc odpłacam się pięknym za nadobne — odparłam obrażonym tonem.
— Uroczo. Zatem, co pani proponuje? — zapytał, nie komentując ani słowem wzmianki o tym, co powiedział ochroniarz. — Stawia pani jakieś warunki, nie artykułując żadnych konkretów. A ja jestem człowiekiem konkretnym. Lubię wiedzieć, z czym mam do czynienia.
— Wcale nie jest pan konkretny. Niech mnie pan nie rozśmiesza — parsknęłam udawanym śmiechem. — Gdyby był pan konkretny, nie posuwałby się pan do takich gierek z ukrywaniem twarzy. A co do moich żądań... Nie życzę sobie, żeby ten ochroniarz zbliżał się do mnie choćby na metr.
— Da się zrobić. Coś jeszcze? — zapytał uprzejmym tonem niczym kasjer w osiedlowym sklepiku.
— Nie życzę sobie również, żeby ktokolwiek mnie śledził i kontrolował — ciągnęłam, wodząc wzrokiem po obrazach wiszących na przeciwko drzwi wejściowych.
— Tego nie mogę pani obiecać. Potrzebne mi informacje odnośnie pani zachowania i tego, jak pani sobie radzi z próbami. Poza tym ktoś musi mieć panią na oku, dla bezpieczeństwa — odpowiedział spokojnie, jakby tłumaczył coś jakiemuś nierozgarniętemu dziecku. — A właśnie... Odnośnie prób... Kolejna odbędzie się pojutrze, o ile stan pani zdrowia na to pozwoli. Obiecuję, że żadnych parków linowych już dla pani nie szykuję.
— Miło mi to słyszeć. Więc co tym razem? Skok spadochronem? Lot paralotnią? Przejście gołymi stopami po rozżarzonych węglach? — zażartowałam, chociaż wcale mi nie było do śmiechu.
— Och nie, do tego wszystkiego musiałaby pani przejść odpowiednie szkolenie, na co niestety nie mamy czasu — powiedział beztrosko. — Będzie pani miała małą wycieczkę w urokliwe strony. Spodoba się pani, podejrzewam, że towarzystwo również. Proszę być gotową po śniadaniu. Ubrania tak jak ostatnim razem dostarczy do sypialni pani Helenka. Dobrej nocy — rzekł, po czym rozłączył się.
Towarzystwo również? Kogo on miał na myśli? Siedziałam jeszcze przez chwilę, wpatrując się tępym wzrokiem w bogato inkrustowane drzwi z wyrzeźbionymi w nich jakimiś herbami. Podeszłam bliżej i przyjrzałam się dwóm identycznym tarczom widniejącym na obu skrzydłach drzwi. U góry zauważyłam głowę rycerza noszącego koronę, a ponad nim i u dołu, na samej tarczy trzy kwiaty. Przesunęłam palcami po wyżłobieniach, zachwycając się kunsztem i pięknem płaskorzeźb. Drgnęłam, kiedy usłyszałam znajome chrząknięcie.
Któż by inny? Mój prywatny ochroniarz Mruk. Jego też powinnam się pozbyć. Następnym razem zapytam hrabiego, czy ten pajac także musi za mną łazić. Po ostatnim wydarzeniu z tajemniczym obrazem w roli głównej, nabrałam do tego faceta sporej niechęci i nie miałam zamiaru znosić towarzystwa tego gbura.
Wyminęłam go, nie zaszczycając nawet jednym spojrzeniem. Wspinając się na górę zastanawiałam się, jakąż to kolejną próbę Mentor dla mnie przygotował? Czy miałam się czego obawiać?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro