12. Gra
Obudził mnie jakiś dźwięk. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to dzwonek telefonu. Przetarłam zapuchnięte oczy i zerknęłam na wyświetlacz, na którym wyświetlał się znajomy mi od wielu lat numer. Natychmiast nacisnęłam zielony przycisk.
— Tato! — krzyknęłam, rozkopując poły kołdry, żeby się wydostać z łóżka. Zerwałam się na równe nogi, nie mogąc powstrzymać łez. Nawet nie wiedziałam, czy płaczę z radości, czy innych emocji.
— No w końcu dostałem do ciebie numer. Jak ty się czujesz? Wszystko w porządku?
— No... W miarę... Nie jest źle... — bąknęłam, właściwie nie wiedząc, co odpowiedzieć.
— Dziecko... Co za ulga. Dzięki Bogu Miro miał znajomości. Już myśl...
— Czyli to prawda z wujkiem? Że to on zorganizował ratunek? — weszłam mu w słowo.
— No... Zadzwonił do tego człowieka. On się wszystkim zajął. Namierzył cię, pojechał do Łodzi. Już myślałem, że...
— Chcę wrócić do domu... Kiedy po mnie przyjedziesz? — przerwałam mu.
— Ale... Przecież podobno zgodziłaś się, żeby zostać i wziąć udział w tym zadaniu. Tak mówił ten człowiek. Dzwonił do mnie przed chwilą.
— Tato... No właśnie. Ja się zgodziłam, ale szczerze mówiąc dla świętego spokoju — przyciszyłam głos. — Facet postawił sprawę tak, że mam u niego dług i powinnam w ten sposób go spłacić — nawet teraz przewróciłam oczami.
— Eee... No bo tak to w sumie wygląda, Michaśka. I mam nadzieję, że okazałaś należny szacunek i wdzięczność. Gdyby nie ten człowiek... Boże... Co by się z tobą stało...
— Ale... Po co to wszystko? Chciałabym wrócić do domu.
— Michaśka... — westchnął ojciec. — Naprawdę nie rozumiesz, że jak facet tyle pieniędzy wyłożył, to nie wypada odmawiać? Życie ci uratował! To mało?
— To teraz mam go całować po stopach do końca życia? — żachnęłam się.
— Nie! Ale na miarę możliwości można się odwdzięczyć. Tak przyzwoitość ludzka nakazuje. Przecież mu nie oddam takich pieniędzy. A to tylko niewielka przysługa w porównaniu...
— Ale tato! Zdajesz sobie sprawę, czego on zażądał? Albo raczej, czego ode mnie oczekuje...
— No... Mówił coś o jakimś sprawdzianie psychologicznym, no i że jak w trakcie pobytu zdecydujesz się wziąć udział w jakimś zadaniu, to zostaniesz dłużej...
Roześmiałam się gorzko.
— Tato... On chce sprawdzić, czy nadaję się na żonę dla niego, wielkiego pana Mentora! Średniowiecze jakieś, albo co najmniej osiemnasty wiek! — oburzyłam się.
— Aj Michaśka, aleś ty...
Wiedziałam, że ojciec prawie powiedział "durna", ale w ostatniej chwili ugryzł się w język.
— Tu nie chodzi o ożenek, tylko jakieś zadanie, które możesz wykonać tylko jako jego żona. To jest wpływowy człowiek, zajmuje się ważnymi sprawami... Masz okazję zrobić coś ważnego, a jak zwykle myślisz, że świat się kręci wokół ciebie — westchnął.
— No ale... Nadal to wszystko wydaje mi się podejrzane...
— Posłuchaj, dziecko. Miro za niego ręczy. To jest człowiek honoru, nie zrobi ci nic złego. Sam mi to obiecał. Więc nie rób scen, tylko zacznij współpracować.
— Ale, tato...
— Bez żadnych ale.
— A co na to mama?
— No ja dzwonię z pracy, to nie mam jej żeby cię podać, ale ona jest tego samego zdania, co ja. Więc nie marudź, nie jesteś pępkiem świata.
Nic nie odpowiedziałam.
— Kochamy cię, trzymaj się dzielnie. Potraktuj to jako wyzwanie, okazję do wzięcia udziału w czymś większym, dobrze?
— Mhm...
— No, to do wieczora. Mama do ciebie zadzwoni, jak wrócę z pracy.
Rozłączył się, a ja wypuściłam powietrze z płuc, wydymając policzki. Czego jak czego, ale tego po ojcu się nie spodziewałam.
Tak czy inaczej, słowa taty nie zmieniły mojego postanowienia o próbie zawalenia po kolei każdej z części sprawdzianu.
Ubrałam się i zeszłam na dół w towarzystwie milczącego ochroniarza. Miałam nadzieję, że te próby nie będą trudne do przeskoczenia i nie miałam się czego obawiać. Nie zdziwiłabym się, gdyby po przeczytaniu moich wypocin hrabia zdecydował się natychmiast odesłać mnie tam, gdzie pieprz rośnie. Czułam, że tak będzie i byłam z siebie zadowolona. Gratulowałam sobie sprytu i pomysłowości przez całą resztę dnia, wykorzystując ostatnie chwile w pałacu na zwiedzanie i spacerowanie po parku. Sandra pewnie od kilku dni umierała ze strachu sądząc, że już nigdy mnie nie zobaczy. Tęskniłam za nią jak nigdy wcześniej.
Po wieczornym spacerze udałam się wreszcie do sypialni. Byłam wykończona. Godziny spędzone na świeżym powietrzu sprawiły, że potwornie chciało mi się spać. Wzięłam więc szybki prysznic, wskoczyłam w piżamy i wpakowałam się pod kołdrę. Chwilę porozmawiałam z mamą, która nie dość że powtórzyła słowa taty, to w dodatku jeszcze bardziej zachęcała mnie do bycia miłą wobec Mentora. Rozłączyłam się, czując rozczarowanie pomieszane z zakłopotaniem.
Nagle serce niemal wyskoczyło mi z piersi, kiedy leżący na szafce nocnej telefon znów niespodziewanie zadzwonił. Dzwonił i dzwonił, a ja wpatrywałam się w niego jak w coś przerażającego, bo z daleka rzucała się w oczy literka M.
A jak on wiedział? Domyślił się?
Poczułam wzbierającą panikę pomieszaną z ochotą na wybuchnięcie śmiechem. Chyba powoli zaczynałam wariować w tym całym pałacu.
— Dobry wieczór, pani Michalino. Mam nadzieję, że pani nie obudziłem tym późnym telefonem. Dopiero teraz znalazłem czas na rozmowę — powiedział hrabia. Głos miał jak zwykle spokojny, choć podświadomie czułam kryjącą się za nim groźbę.
— Nic się nie stało, jeszcze nie spałam — odparłam nienaturalnie wysokim tonem. Odchrząknęłam nerwowo i zaczęłam gorączkowo myśleć nad jakimś wytłumaczeniem jego niespodziewanego telefonu.
— Coś się stało? Dlaczego pan dzwoni o tej porze? — zapytałam, siląc się na neutralny ton.
— Cóż... Istotnie stało się coś — odparł mężczyzna lodowatym tonem. — Coś bardzo nieprzyjemnego i doprawdy ubolewam, że jestem zmuszony w tej sprawie do pani dzwonić. Zgodnie z obietnicą, po tym jak pani się zgodziła na pozostanie w moim domu, skontaktowałem się z pani ojcem i dałem mu numer.
— Tak. Dzwonił do mnie rano — potwierdziłam.
— Tak, wiem... Tylko, że... Otóż widzi pani... Chyba się jednak nie zrozumieliśmy... — westchnął.
— Nie wiem o czym pan mówi... Co ma pan na myśli? — zapytałam niemal szeptem, bezwiednie ściskając w pięść drżącą dłoń. Nerwowo zacisnęłam palce na materiale kołdry i trzymałam go kurczowo, tak jakby mógł mnie ochronić przed gniewem Mentora.
— Niech już pani w to nie brnie. Ja wiem i pani wie co mam na myśli... Dopiero teraz miałem chwilę aby przejrzeć wypełniony przez panią test... Nie sądziłem, że posunie się pani do tak haniebnego chwytu, jak kłamstwo. Naprawdę ma pani o mnie tak niskie mniemanie? Czym sobie zasłużyłem na taką pogardę i lekceważenie mojej osoby? Może mi to pani wytłumaczyć? — zapytał, po czym nie dając mi nawet sekundy na odpowiedź kontynuował zbolałym głosem: — Chyba lepiej bym się czuł, gdyby mnie pani spoliczkowała niż próbowała oszukać — westchnął, a ja wciąż starałam się wyczuć, czy mężczyzna jest tylko rozczarowany, czy tak naprawdę wściekły i ma ochotę mnie rozszarpać.
— Cóż... — odchrząknęłam, czując się zażenowana podobnie jak w liceum, kiedy nauczyciel przyłapał mnie na pierwszym i ostatnim w życiu ściąganiu. — Myślałam, że...
— Wiem, co pani myślała. Chciała mnie pani do siebie zniechęcić. Ale mówiłem pani, ja łatwo się nie poddaję ani nie daję zwieść, szczególnie po tak marnym chwycie jaki pani zaprezentowała. Chociaż, faktem jest, że nie mogę odmówić pani kreatywności i tupetu. Wolałbym jednak żeby podczas tej próby ujawniły się inne pani cechy, tak skrzętnie przez panią skrywane. Ale mniejsza z tym... — urwał, jakby chciał odczekać, aż jego słowa wywrą na mnie wystarczająco dobitny wpływ.
I wywarły. Było mi ogromnie wstyd. Chyba nigdy nie czułam czegoś takiego. Najchętniej zapadłabym się pod ziemię. Co on sobie o mnie pomyślał? Co ja sobie myślałam? Oboje milczeliśmy, wsłuchani we własne oddechy. Miałam wrażenie, jakby Mentor siedział tuż obok, mierząc mnie zawiedzionym wzrokiem. Drgnęłam, kiedy mężczyzna ponownie się odezwał.
— A więc? Co pani proponuje w ramach rekompensaty za poniesione przeze mnie straty moralne?
Zaschło mi nagle w gardle ze zdenerwowania. Zamknęłam oczy, starając się skupić.
— Proponuje? To znaczy? — zapytałam, wstrzymując oddech.
— Nie będę owijał w bawełnę... Oczekuję jakiejś formy zadośćuczynienia za tak karygodne zachowanie. Słucham — rzekł, a w słuchawce zaległa lepka od skrępowania cisza.
I co teraz? Zachciało mi się krętactwa to teraz mam...
— To może... Może ja uzupełnię ten test jeszcze raz. Obiecuję...
— A jaką mam gwarancję, że znów mnie pani z premedytacją nie oszuka? Udowodniła już pani, że nie jest wobec mnie uczciwa. Niby dlaczego miałbym teraz pani zaufać? — zapytał zimnym tonem.
Poczułam ten chłód całą sobą i obawiałam się ewentualnego odwetu hrabiego. Czy już zaplanował jakąś karę?
— Może... Może po prostu odeśle mnie pan gdzieś? Nie przeszłam już pierwszej próby, po co tracić na mnie czas? — zapytałam z nadzieją. Może nie wszystko stracone? Może mój cel mimo zawstydzającego zdemaskowania zostanie osiągnięty? Wówczas byłoby warto znieść to upokorzenie...
— To prawda, zawiodłem się na pani, ale nie powiem, żebym się tego nie spodziewał. Otóż niestety przewidziałem to, chociaż muszę przyznać, że niektóre pani odpowiedzi wzbudziły we mnie szczere zdumienie. Doprawdy, tylko gratulować wyobraźni... — rzucił ironicznie.
Miałam już dosyć tej niepewności. Wolałabym mieć to już za sobą. Cokolwiek to nie było.
— Co pan zamierza? Chce mnie pan ukarać? — zapytałam, autentycznie czując strach przed zemstą tego mężczyzny.
Jak mogłam być tak głupia, żeby igrać z tym wilkiem? Pożre mnie na kolację jak naiwne jagniątko.
Ogarnęła mnie rezygnacja i byłam gotowa ponieść wszelkie konsekwencje swojej głupoty. Hrabia nie należał do naiwnych ludzi i mogłam przewidzieć, że nie jestem w stanie go przechytrzyć.
— Co zamierzam? Próbując mnie oszukać, pokazała pani że nie ufa mi za grosz. Wobec tego zamierzam zdobyć pani zaufanie. Tylko wówczas będę mógł obdarzyć panią swoim. Zagrajmy więc w grę, która pozwoli nam obojgu się nieco lepiej poznać. Być może dzięki temu zmieni pani swoje nastawienie do obecnej sytuacji i przede wszystkim do mnie — zaproponował tajemniczo.
Kolejna gra? Miałam już dosyć tych głupich gier. Niby jak miałoby mi to pomóc w zaufaniu mężczyźnie bez twarzy?
— Jaką znowu grę ma pan na myśli? — zapytałam sucho.
— Bardzo prostą. W pytania i odpowiedzi. W obie strony rzecz jasna. Z tym, że obowiązywać będzie zasada obopólności. Zadający konkretne pytanie ma obowiązek również na nie odpowiedzieć. Trzeba być więc uważnym i ostrożnie dobierać pytania, których można będzie zadać w sumie tylko trzy na każdą stronę — objaśnił nauczycielskim tonem, a ja zaczynałam rozumieć, że za przydomkiem Mentor kryje się coś więcej niż tylko słowo.
— A jeśli zadam panu pytanie, a potem sama na nie nie odpowiem? — zapytałam, czując się niezbyt pewnie.
— Wtedy ja mogę zadać pani dodatkowe pytanie, a pani wówczas nie może żądać ode mnie odpowiedzi. Czy wszystko jasne? Powiedzmy, że daję pani tym samym drugą szansę. Proszę jej nie zmarnować. Wyciągam rękę na zgodę. Tylko metaforycznie rzecz jasna — dodał żartobliwie.
Zastanowiłam się. Gra nie wyglądała na ryzykowną, a poza tym może dowiem się o nim czegoś ciekawego.
— Dobrze, zgadzam się. Niech panu będzie — westchnęłam, chcąc już kończyć tę niekomfortową wymianę zdań. Musiałam odpocząć od tych nerwów.
— Doskonale. Zatem, jako że kobiety mają pierwszeństwo, zechce pani...
— Ale jak to... — przerwałam mu. — Chce pan grać teraz?
— A czemu nie? Jest dopiero jedenasta godzina — rzucił lekko. — Zdaję sobie sprawę, że małe dziewczynki chodzą spać tuż po dobranocce, jednak może dziś zrobi pani wyjątek... — mruknął, a ja słyszałam, że starał się ukryć rozbawienie. Z głośnika wydobył się odgłos powstrzymywanego śmiechu.
— Nie jestem małą dziewczynką! Może pan sobie darować te złośliwości — rzuciłam z urazą i zamilkłam, czując jak uszy mi płoną.
Hrabia znów zaśmiał się cicho i przeciągle westchnął. Ewidentnie się ze mnie nabijał. Co za dupek! Prychnęłam pod nosem.
— Życzy pan sobie, abym udała się do gabinetu? — zapytałam po chwili przesadnie uprzejmym tonem.
— Och, nie śmiałbym prosić pani o nocne spacery po pałacu. Jeszcze by się pani znowu zgubiła — zażartował, wzbudzając we mnie kolejne fale irytacji.
— Świetnie. To nawet lepiej, bo nie chce mi się nigdzie łazić. Ale oczywiście rozumiem, że nie zamierza mnie pan w takim razie odwiedzić w moich komnatach? — dopytałam, chcąc zyskać pewność na czym stoję. Nie wiedziałam, co może przyjść do głowy temu zblazowanemu hrabiemu. Może nagle zachciałoby mu się rozrywki.
— Sądzę, że gra miałaby o wiele większy sens, gdybyśmy mogli porozmawiać... Twarzą w twarz — powiedział w zamyśleniu.
A więc jednak.
— Aczkolwiek wolałbym, aby wciąż nie wiedziała pani, jak wyglądam. Dlatego chciałbym, o ile nie będzie pani miała nic przeciwko, prosić panią o zasłonięcie oczu — rzucił ostrożnie, chyba nie będąc pewnym mojej reakcji.
Zasłonięcie oczu?! Może jeszcze związanie rąk? Nie ma mowy! Co za absurdalny pomysł.
— Chyba pan sobie żartuje! — prychnęłam. — Nie zgodzę się na coś takiego. Aż tak mi nie zależy na rozmowie z panem. Może pan mi pokazać twarz, wtedy będę skłonna do szczerej rozmowy. Nie mam zamiaru bawić się w żadne zasłanianie oczu. Jak pan szuka takich wrażeń to źle pan trafił — syknęłam jeszcze, żeby facet nie miał wątpliwości.
— Hmm... Rozumiem, oczywiście — westchnął wyraźnie niezadowolony. — Trudno. Naprawdę nie miałem złych intencji, ale rozumiem pani obawy. W takim razie pozostaje nam telefon — podsumował z wyczuwalnym zawodem w głosie.
Poprawiłam poduszkę i usiadłam wygodniej, starając się zebrać myśli. O co miałabym go zapytać? Trzy pytania. I muszę uważać, żeby nie zadać takich, na które sama nie chciałabym odpowiedzieć.
— Dobrze, czyli ja zaczynam, tak? — zapytałam, czując że serce bije mi w piersiach jak oszalałe. Wyrwałam się z tym pytaniem nie mogąc dłużej znieść oczekiwania. Co ma być to będzie.
Nabrałam głęboki wdech. Luz. To tylko głupia gra. Spokojnie.
— Słucham zatem — mruknął Mentor niskim głosem, od którego dreszcz przebiegł mi po karku. — Czego chciałaby się pani o mnie dowiedzieć? Przypominam o limicie. Tylko trzy pytania — zaznaczył, po czym upił łyk jakiegoś napoju. Wyraźnie usłyszałam odgłos przełykania. Czyżby hrabia dodawał sobie odwagi odrobiną czegoś mocniejszego? Sama nabrałam chęci na spory łyk czegoś wysokoprocentowego.
— Pani Michalino...
— Chwilę, już...
Zastanowiłam się... O co mogłam go zapytać? Skupiłam się i natychmiast przyszło mi do głowy oczywiste pytanie, które tak naprawdę było obecne w mojej głowie odkąd pojawił się między nami ten temat.
— Dobrze, ekhm... — odchrząknęłam i wyprostowałam się, jakbym brała udział w jakimś egzaminie. Nabrałam oddech i pozwoliłam pytaniu wydostać się na zewnątrz. — Po co tak naprawdę potrzebna jest panu żona? — wypaliłam, starając się tak ułożyć pytanie, aby hrabia nie mógł się z niego wywinąć.
— Wiedziałem, że pani o to zapyta... — zaśmiał się. Czy rozbawieniem starał się ukryć zdenerwowanie? A może bawiła go ta cała rozmowa? Zdałam sobie sprawę, że tego wieczoru od jego śmiechu niemal każdorazowo mój żołądek wykonywał jakieś dziwne salto. Dlaczego tak na mnie działał? Nie powinnam w ogóle reagować na tego mężczyznę w taki sposób.
— Odpowiem na to pytanie ogólnikowo, ale szczegółów dowie się pani, jeśli pomyślnie przejdzie pani próby. W innym razie ta wiedza nie będzie pani do niczego potrzebna. A odpowiadając na pytanie, po co mi żona... Najprościej ujmując, chcę mieć przy sobie osobę godną mojego zaufania, której będę mógł powierzyć pewne zadanie do wypełnienia. Zadanie niezwiązane z... Jakby to nazwać, pożyciem małżeńskim — odpowiedział, cedząc powoli każde słowo, jakby bojąc się powiedzieć za dużo.
Chociaż odpowiedź była enigmatyczna, to i tak byłam w ciężkim szoku.
— Myślałam, że żona jest panu potrzebna... Do innych spraw... — wyrwało mi się, lecz szybko pożałowałam swojego komentarza.
— Widzi pani... Jeśli obawiała się pani, że będę oczekiwał, jak się pani ładnie wyraziła, innych spraw, to może być pani spokojna. Chyba nie sądzi pani, że płaciłbym fortunę za coś, co równie dobrze mogę mieć za darmo? — rzucił swobodnie.
Skromny to on nie jest — przyszło mi na myśl.
— Cóż... Miło to słyszeć — odparłam, siląc się na lekkość. Poczułam się z jednej strony uspokojona, a z drugiej dziwnie urażona. — Czyli rozumiem, że się panu nie podobam?
I znów pytanie wydostało się z moich ust, zanim zdołałam je powstrzymać. Dlaczego? Pomyśl pięć razy, zanim się odezwiesz, albo i dziesięć. Kolejna złota sentencja, tym razem mojej babci... Cóż, nie tym razem, babciu Lusiu.
— Tego bym nie powiedział. Zależy, co ma pani na myśli?
— Może pan interpretować do woli — wykrztusiłam, chowając się niemal w całości pod kołdrą. Tak jakby mogło mnie to ukryć przed Mentorem.
— Generalnie wpisuje się pani w mój gust — powiedział ostrożnie. Mój brzuch dostał lodowatą pięścią w sam środek. Dyplomatycznie, nie ma co.
— Cóż... Wygląda to teraz tak... Zadała pani już drugie pytanie, na które sama musi teraz odpowiedzieć — poinformował zadowolony z obrotu spraw. Wyczułam to.
— Nie... To nie było pytanie... — próbowałam się wycofać.
— No jak to nie? Oczywiście, że było. I odpowiedziałem na nie, więc teraz oczekuję odpowiedzi od pani.
— Niby jak miałby mi się pan podobać bądź nie podobać, skoro ani razu nie widziałam pańskiej twarzy? — wypaliłam bez zastanowienia.
— Pani Michalino... Nie spodziewałem się, że jest pani tak powierzchowna. Ocenia pani ludzi po wyglądzie? Przyznam, że nieco się rozczarowałem.
Całe moje ciało oblało się gorącem wstydu. Skóra na mojej twarzy wręcz paliła. Tak naprawdę wcale nie zwykłam oceniać ludzi po ich wyglądzie, ale tak to zabrzmiało... Chociaż zaraz, zaraz. Była to idealna okazja, żeby zniechęcić do siebie Mentora, czyż nie? Czyż nie tego chciałam?
— Tak, dokładnie, oceniam ludzi po wyglądzie, szczególnie mężczyzn. Wygląd jest dla mnie bardzo istotną kwestią, nie ukrywam... — ciągnęłam, czując, że chciałabym zapaść się z zażenowania w materac i już nigdy z niego nie wychodzić.
— Pani Michalino... Miała mnie pani traktować z szacunkiem i nie drwić sobie ze mnie kolejnymi próbami oszustwa.
No świetnie. Skurczybyk znów mnie przejrzał. Czy naprawdę tak łatwo można było ze mnie czytać, czy to Mentor odznaczał się ponadprzeciętną przenikliwością?
— Wciąż nie odpowiedziała pani na pytanie.
— Czy mi się pan podoba? Otóż, biorąc pod uwagę to, ile o panu wiem... — zrobiłam przerwę, jakbym się mocno zastanawiała nad ostateczną odpowiedzią. — Hmm... Nie, ani trochę. Widzi pan... Nie lubię bogatych i przemądrzałych snobów, a pan się do nich bez wątpienia zalicza — powiedziałam najsłodszym głosem, na jaki mnie było w tym momencie stać.
— Oj... Grabi sobie pani... — odpowiedział rozbawionym tonem. — Ale przyjmę te obelgę z godnością i pokorą. Czyli nie podobam się pani. Będę musiał z tym jakoś żyć. Albo to zmienić — skwitował, a ja mogłam przysiąc, że świetnie się bawił. Co za psychol!
— Wykorzystała albo lepiej rzec zmarnowała już pani dwa pytania... — zaczął, bezczelnie śmiejąc się z mojej wpadki.
— Nie zmarnowałam, biorąc pod uwagę fakt, czego się o panu dowiedziałam. A nie... Ja tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że jest pan wyrachowanym draniem i manipulantem. Zaprzeczy pan? Nawet żony pan sobie do tej pory nie znalazł w normalny sposób... A może żadna pana nie chciała i musiał pan sobie kupić jak ostatni frajer? — rzuciłam ze złością, chcąc mu dopiec do żywego.
— Ojej... Jakże mi przykro, wykorzystała pani w tym momencie limit pytań — skomentował z wyczuwalną satysfakcją w głosie.
— Nie... To nie były pytania. To były pytania retoryczne!
— Pozwoli pani, że sam to ocenię. Według mnie odpowiedzi wcale nie są takie oczywiste. Ale skoro pani z góry z taką pewnością zakłada, że wszystko o mnie wie...
— Dobrze już, dobrze. Przepraszam... Poniosło mnie — wydusiłam z trudem.
Ten człowiek działał mi na nerwy i nie panowałam nad sobą, a należałam do osób raczej spokojnych i miłych. Co się ze mną działo?
— W porządku. Ale pytania padły i nie mogę udawać, że nic się nie stało. Takie są zasady gry. Zatem będę łaskaw uchylić pani rąbka tajemnicy z mojego, widocznie bardzo panią fascynującego, życia prywatnego. Otóż faktycznie przez całe życie pojawiło się kilka kobiet, które chciało mnie... Usidlić. Ale wszystkie próby kończyły się fiaskiem — uściślił, a ja nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że tym kobietom stała się krzywda. — Ach... Jeszcze sugerowała pani, jakobym był draniem i manipulantem. Cóż... To zależy od okoliczności. Rzeczywiście potrafię, jakby to ująć... Być nieprzyjemny na tyle, że ktoś mógłby określić mnie mianem drania. I często używam różnych forteli, aby dostać to, czego chcę — potwierdził bez krztyny zakłopotania.
I tak oto wyczerpałam limit. Hrabia miał rację. Zmarnowałam wszystkie trzy pytania przez swój brak samokontroli. Nie umiałam trzymać języka na wodzy. Żałosne. Teraz jego kolej. Bałam się, o co mnie zapyta ten chytry lis.
— Pytanie pierwsze — usłyszałam w telefonie. Całe ciało miałam spięte, tak jakbym za chwilę miała być osądzona na własnej rozprawie sądowej.
— Czego się pani najbardziej w życiu obawia? — zapytał mężczyzna cicho.
Przełknęłam ślinę i zastanowiłam się. Przecież odpowiedź była oczywista. Dlaczego on o to pyta?
— Obawiam się... Boję się, że zrobi mi pan krzywdę i że nigdy nie wrócę do domu — odparłam, mając ochotę się rozpłakać po wypowiedzeniu tych słów.
— Pani Michalino... Przecież obiecałem. Żadna krzywda się pani nie stanie. Ma pani moje słowo — powiedział cichym, uspokajającym tonem.
Cisza. Rozwleczona, rozciągnięta w ciemności jak namiot, zagłuszający wszelkie dźwięki dochodzące ze świata. Tylko mocne bicie serca i spokój powoli spływający po ścianach tej kopuły. Ulga. Usunięcie strachu. Przynajmniej jego części.
— A pan? Boi się pan czegoś? — zapytałam po dłuższej chwili, ciesząc się, że może jednak dowiem się czegoś istotnego o Mentorze.
— Tak. Boję się jednego.
— Czego?
Mentor długo zbierał się do odpowiedzi, a kiedy zawbral w końcu głos, wydawał się przygnębiony.
— Boję się, że wszystko, o co walczyłem przez całe życie, zostanie zaprzepaszczone przez... — urwał.
— Przez? — nacisnęłam, chcąc po prostu wiedzieć. Nie wiedziałam dlaczego, ale pragnęłam dowiedzieć się o tym człowieku jak najwięcej. Własnoręcznie odkryć jak najwięcej jego kart. To zaczynało być fascynujące...
— Przez co? — powtórzyłam pytanie.
— Nieważne...
— Proszę dokończyć myśl. Nie może pan zostawić urwanego w połowie zdania.
— Przez coś, na co nie mam większego wpływu — dokończył szybko. — Wystarczy. Drugie pytanie...
— Ale...
— Jakie jest pani największe marzenie? — zapytał, nie zważając na moje protesty.
— Obecnie? Żeby to wszystko się skończyło i żebym mogła bezpiecznie wrócić do domu, do rodziny — odparłam nieco obrażona tym, że nie pociągnął swojej poprzedniej odpowiedzi.
— Mam na myśli największe marzenie, wynikające z pani najgłębszych pragnień, pochodzące prosto z serca, nie ze strachu czy chwilowych obaw.
— Hmm... — zawiesiłam się na chwilę. — Najbardziej chciałabym... — zaczęłam, ale urwałam, czując opór przed takim odsłanianiem swojej duszy przed obcym mężczyzną.
— Tak? Czego by pani najbardziej chciała? — dociskał, a ja wyczułam, że z tej całej rozmowy chyba najbardziej mu zależało na tej odpowiedzi.
— Chciałabym móc kiedyś stwierdzić, że nie jestem zwykłym szarakiem, niewyróżniającym się z tłumu nic nieznaczącym elementem całości. Osiągnąć coś ponad. Przeżyć coś ponad. Ponad zwyczajną linią horyzontu szarości i zwyczajności. I nie chodzi mi o sławę czy jakieś dokonania. Chciałabym sama przed sobą móc kiedyś szczerze stwierdzić, że moje istnienie jest ważne, istotne, potrzebne innym, wartościowe. Obiektywnie i subiektywnie wartościowe — zakończyłam kulawo, niezadowolona z tej ekspozycji.
Po co się tak przed nim odsłaniasz? Głupia...
Przymknęłam mocno powieki w ogarniającym mnie zażenowaniu.
Hrabia milczał, widocznie analizując moje słowa wypowiedziane tak spontanicznie, bez namysłu. Te słowa wydostały się z moich ust jakby samoistnie, pod wpływem chwili. Teraz tego żałowałam...
— Dziękuję za szczerość. Naprawdę ją doceniam — powiedział w końcu.
— A pan? Jakie pan ma największe marzenie? — zapytałam, bardziej chcąc odwrócić uwagę od swojego wyznania, niż usłyszeć co on ma do powiedzenia w tym temacie.
— W zasadzie nie różniące się od tego, co pani przed chwilą powiedziała...
— Ale nie można tak! Niech pan chociaż uzasadni to rzekome podobieństwo — zaperzyłam się, nie pozwalając mu tak łatwo się wywinąć.
— Dobrze, skoro pani tak nalega... Chciałbym, aby moje wysiłki miały wpływ na innych ludzi. Na ich wybory, osądy, przemyślenia. Chciałbym, aby moja praca przyniosła korzyść innym.
— Jaka praca? O czym pan mówi? — zapytałam zaintrygowana.
— Pani swój limit już osiągnęła, więc żadnych dodatkowych pytań — uciął, a ja ze złością musiałam przyznać mu rację. Zgodnie z umową to on mógł zadać mi jeszcze jedno pytanie, na które ewentualnie mógł też odpowiedzieć on sam.
— Ostatnie pytanie. Jeśli miałaby pani opisać siebie w trzech różnych słowach, to jakie cechy przede wszystkim by pani uwzględniła? — zapytał tym swoim mentorskim tonem.
— Naiwna, nieostrożna, przewrażliwiona... — rzuciłam pierwsze co przyszło mi na myśl.
— Nie pytałem o jakieś drobnostki. Chodzi mi o główne cechy pani osobowości — sprecyzował z pewną dozą irytacji i niecierpliwości.
— No to nie wiem...
— Proszę się zastanowić. Niech się pani przyłoży do odpowiedzi.
— Dobrze... Niech będzie w takim razie... — zawahałam się, szukając w głowie sensownej odpowiedzi. — Jestem nieśmiała, niezdecydowana, boję się ryzyka...
— Nie sądzę, pani Michalino. A przynajmniej nie są to główne cechy pani osobowości. Ale popracujemy nad tym.
— A niby skąd pan wie? Nic pan o mnie nie wie. I nie. Nie będziemy nad niczym pracować. Nie ma mojej zgody.
Hrabia westchnął, ale dał za wygraną, bo nie naciskał więcej.
— A pan? — zapytałam, kiedy już się nieco uspokoiłam.
— Analityczny, zdeterminowany, oddany — wymienił bez cienia wątpliwości.
— Oddany czemuś czy komuś? — dopytałam.
— Żadnych. Dodatkowych. Pytań. Cóż... Dziękuję za rozmowę, była niezwykle interesująca.
— Tak. Jasne... — odparłam, szczerze wątpiąc w jego słowa.
Mentor chyba wyczuł moje nastawienie bo natychmiast spróbował je skorygować.
— Jest pani intrygującą młodą osobą. Chciałbym panią poznać jak najlepiej. I jak na razie poznawanie pani jest fascynującą podróżą. Cieszę się, że zaczęła się pani trochę otwierać. Mam nadzieję, że za jakiś czas rozkwitnie pani w całości.
Chyba w swoich snach, hrabio od siedmiu boleści.
— Zobaczymy... — zbyłam go krótko, speszona jego zainteresowaniem. Uszy mi płonęły.
Nie było we mnie nic ciekawego. Niepotrzebne tyle gadałam o tych marzeniach. Niech myśli, że jestem beznadziejnie tępa. Lepiej żebym nie wydawała mu się interesująca.
— Miłych snów, pani Michalino. Mam nadzieję, że przyjemna noc przed panią.
— Tak, wzajemnie, dobranoc — pożegnałam się z wymuszoną uprzejmością.
— Do zobaczenia niebawem — zakończył tajemniczo.
Do zobaczenia? Niby jak, skoro mieliśmy się nie widywać? Nie zdążyłam o to zapytać, bo usłyszałam tylko monotonny dźwięk zerwanego połączenia.
Jeszcze długo nie mogłam zasnąć, zastanawiając się, po jaką cholerę ten człowiek-zagadka sprowadził mnie do pałacu? Jakie zadanie miał na myśli? Dlaczego to akurat mnie wybrał do tej roli?
Pytania piętrzyły się w moim umyśle, niczym książki na biurku przed sesją egzaminacyjną. Musiałam po prostu wziąć byka za rogi i stawić im czoło.
Przecież nie muszę tego robić. Nie zostanę jego żoną, więc nie muszę się tym martwić.
Ale martwiłam się. Bo podświadomie czułam, że hrabia nie zaakceptuje odmowy. Czułam, że to już przesądzone. Choćbym nie wiem się starała go zniechęcić, on i tak będzie dążył do osiągnięcia celu. A ja byłam mu do tego potrzebna.
Byłam dla niego narzędziem, sposobem, rozwiązaniem.
Oboje prowadziliśmy grę, tylko że w miarę rozgrywki coraz bardziej uwidaczniała się jego przewaga. Zbijał moje piony z planszy z dziecinną łatwością.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro