18. Maskarada
Spotkanie z Michaśką uświadomiło mi, że nie mam na co narzekać. Ona straciła swoją miłość na zawsze, ale ja mogłam o Ludwika jeszcze zawalczyć. I miałam zamiar to zrobić, jednak jeszcze nie wiedziałam jak. Przecież nie życzył sobie moich odwiedzin. Skoro nie mogłam z nim nawet porozmawiać, to jak mieliśmy się do siebie na powrót zbliżyć? Fagas wszystko skomplikował swoim oślim uporem. Ale nie ze mną takie numery. Prędzej czy później coś wymyślę.
Kilka dni po ostatniej wizycie u Ludwika wstałam rano i postanowiłam działać. Natychmiast wybrałam numer do Wojtka i czekałam, aż odbierze połączenie.
— Cześć, Sandra. Co słychać?
— Cześć. A tak się zastanawiam, co słychać u Ludwika.
— Dobrze, coraz lepiej — odparł Wojtek entuzjastycznie. — Nastąpiła poprawa, wyniki badań rokują dobrze. Neurolodzy uważają, że brak pamięci ma podłoże psychiczne, a nie związane z uszkodzeniem mozgu.
— To znaczy?
— To znaczy że jest duża szansa, że pamięć Ludwika w końcu się odblokuje. Ale trudno stwierdzić czy na pewno się tak stanie i kiedy.
— Ale jest nadzieja? Przypomni sobie?
— Tak, ale nie zrozum mnie źle, lepiej żebyś go przez jakiś czas nie odwiedzała. Nie powinien się denerwować. To nie byłoby dla niego dobre...
— Wiem, nie musisz mi tego tłumaczyć — przerwałam mu. — Rozumiem przecież, że działam na niego jak płachta na byka.
— No właśnie, a nerwy mogłyby mu naprawdę zaszkodzić. Ale nie zgadniesz o co pytał...
— O co?
— O papierosy — zaśmiał się. — A to dobry znak, jeśli chodzi o tę amnezję. Skoro przypominają mu się stare nałogi, to znaczy że mózg pracuje. Wydaje mi się, że Ludwik z dnia na dzień coraz więcej pamięta. Pytał też o Maksa... Na razie jakoś się wywinąłem z odpowiedzią, ale w końcu zacznie coś podejrzewać — westchnął ciężko. Na pewno też mocno przeżył śmierć przyjaciela. — Jak najdłużej trzeba go trzymać w niewiedzy.
Odetchnęłam głośno z ogarniających mnie emocji. Tak bardzo tęskniłam za Ludwikiem, ale musiałam być cierpliwa. Przez swoją natarczywość mogłabym mu zaszkodzić.
— Zaczęliśmy też rehabilitację. Ludwik z początku nie był zbyt chętny do współpracy, ale nagadałem mu i w końcu się zgodził.
— A jak wygląda ta rehabilitacja?
— To są ćwiczenia. Na razie w pozycji leżącej, żeby zbytnio nie obciążać organizmu. Takie tam proste ćwiczenia rąk i nóg, palców, chodzi o pobudzenie mięśni, krążenia krwi... Dotyk też działa pobudzająco na układ nerwowy. Przychodzi do niego codziennie fizjoterapeuta.
— Aha... To dobrze... — powiedziałam w zamyśleniu i nagle mnie olśniło. W nagłej ekscytacji aż krzyknęłam i podskoczyłam.
— Mam!
— Co? — zapytał Wojtek brzmiąc na skołowanego moim nagłym wybuchem.
— Wiem! Słuchaj... A jest możliwość, żebym to ja do niego przychodziła i robiła mu te ćwiczenia? — zapytałam, a na moje usta wkradł się uśmiech.
— A znasz się na tym? — zapytał Wojtek tonem który nieco ugasił mój początkowy entuzjazm, ale ja łatwo się nie poddaję, więc nie miałam zamiaru rezygnować na samym starcie.
— No nie ukończyłam żadnych studiów jeśli o to pytasz, ale w liceum w ramach wolontariatu chodziłam do takiej dziewczyny po wypadku i pomagałam w rehabilitacji. Jakieś tam pojęcie mam.
— To już coś... — uspokoił się Wojtek. — Niech no pomyślę... Mogę podpytać ordynatora, uprzedzę go... Możnaby po prostu obejść przepisy w taki sposób, że rehabilitant i tak by przychodził, a ty byś miała dodatkowe zajęcia z Ludwikiem, na przykład po południu, bo ten fizjoterapeuta przychodzi rano.
— Super. Robimy to — skwitowałam bez cienia zawahania.
— Ale czekaj... Przecież mówiłem ci, że Ludwik cię przegoni jak tylko zobaczy twoją buźkę.
— Ha... Nie doceniasz mnie — zaśmiałam się chytrze. — Pomyślałam też o tym... Ucharakteryzuję się i założę maseczkę, to nie powinno wzbudzić w nim podejrzeń... Na bank mnie nie rozpozna, obiecuję. A nawet jeśli, to szybko sobie pójdę, żeby go nie denerwować.
Wojtek przez dłuższą chwilę się zastanawiał, po czym ku mojej uldze i rosnącej ekscytacji się zgodził.
— No dobra, jeśli chcesz możemy to zrobić nawet jutro.
— Wspaniale. Przygotuję się i przyjdę. O której mam być?
— U Ludwika najlepiej tak ze dwie lub trzy godziny po szpitalnym obiedzie, czyli koło szesnastej. Ale przyjdź godzinkę wcześniej to pokażę ci kilka ćwiczeń, które możesz z nim robić.
— Świetnie. Pasuje mi. To do zobaczenia.
— Powodzenia. I czekaj... Jeszcze coś.
— Tak?
— Jak Ludwik się w tobie nie zakocha, to jest ślepym debilem. W razie nieudanej misji służę ramieniem — dodał Wojtek.
Zaśmiałam się, chociaż było mi smutno. Bałam się, że ten czarny scenariusz może się ziścić. Może już nigdy między nami nie będzie tego, co kiedyś?
Następnego dnia wstałam z samego rana i udałam się na zakupy. Potrzebowałam kupić kilka rzeczy, które pomogłyby mi zmienić wygląd na tyle, żeby Ludwik się nie zorientował. Do koszyka w drogerii wrzuciłam prostownicę oraz nowe perfumy, które według pani konsultantki wzbudzają w otoczeniu zaufanie. Śmiałam się z tego w duchu, ale i tak je wzięłam, bo całkiem spodobał mi się ten ciepły, otulający aromat przywodzący na myśl letni wieczór na jakiejś rajskiej wyspie. Kupiłam też kilka nowych ciuchów i oczywiście w sklepie medycznym profesjonalny, jasnoróżowy uniform pielęgniarki oraz wygodne białe buty. Na koniec zaopatrzyłam się w jednorazowe maseczki higieniczne i dość oryginalne okulary zerówki, których oprawki gdzieniegdzie miały ciemnoróżowe elementy. Postanowiłam całkowicie zaszaleć i kupiłam też soczewki zmieniające kolor oczu na niebieski. Tak... To wszystko powinno go zmylić.
Jako że zakupy zajęły mi sporo czasu, szybko wróciłam do motelu i tam zabrałam się za charakteryzację. Włosy skrupulatnie wyprostowałam i upięłam w wysoki, gładki kucyk. Brązowe tęczówki ukryły się pod niebieskimi, a na nos nałożyłam ekscentryczne okulary, nadające mi lekko futurystyczny wygląd. Tak... Te oprawki wraz z nową fryzurą robiły największą robotę. Sama siebie nie poznałam w lustrze! Na koniec spryskałam się nowymi perfumami i opuściłam motelowy pokój. Uniform pielęgniarski i buty spakowałam do torby z myślą że przebiorę się już w szpitalu.
Wojtek udostępnił mi swój gabinet na resztę przygotowań. Widząc mnie w pełnym przebraniu gwizdnął z uznaniem i uniósł kciuk do góry.
— Nawet bez tej maseczki ciężko by było cię rozpoznać, ale nie radzę jej ściągać. Lepiej być pewnym.
— Myślisz, że mnie nie pozna?
— Nie ma szans... Wyglądasz przepięknie... To znaczy zawsze wyglądałaś... Po prostu teraz inaczej... — zaczął się koślawo tłumaczyć aż w końcu machnął ręką. — Yyy... To może pokażę ci kilka tych ćwiczeń, zanim pójdziesz do Ludwika.
— Jasne — przytaknelam, chociaż już rwałam się do wyjścia.
Usiadłam na leżance, a Wojtek kazał mi się położyć płasko. Poczułam dziwne onieśmielenie, ale mężczyzna uśmiechnął się uspokajająco i zaczął tłumaczyć poszczególne techniki. Unikałam patrzenia prosto w jego oczy o barwie gorzkiej czekolady.
— Na początek weź się za jego dłonie. To najmniej osobista sfera, ludzie witają się podaniem ręki, powinno być najprościej... A więc zaczynając od palców dłoni, zginaj każdy po kolei przez kilka minut, później przesuwaj masowanie do góry, wzdłuż przedramienia, aż do barku. I tak samo z drugiej strony. Nie śpiesz się, rób to z wyczuciem...
Wojtek tłumacząc jednocześnie demonstrował ćwiczenia na moim ciele. Ciężko mi było się skupić, uszy i policzki zrobiły mi się gorące. Co się ze mną działo?
— Jako że jesteś kobietą to radzę odpuścić rehabilitację nóg...
— Czemu?
Wojtek odchrząknął i podrapał się po głowie.
— Widzisz... Mogłoby to yyy... Spowodować spory wzrost tętna, niewskazany w przypadku Ludwika.
Miałam ochotę się roześmiać, ale się powstrzymałam i tylko kiwnęłam głową, pokazując że rozumiem o co chodzi.
— Na koniec możesz jeszcze zrobić masaż głowy. Na głowie są mięśnie przypominające pasy, można je masować takim pociągłym ruchem, używając palców. Pokażę ci... Byłoby łatwiej bez tego kucyka...
— Wiesz, ile się namęczyłem żeby go związać? Nie waż się go ruszać — obruszyłam się, uciekając głową spod palców lekarza.
Wojtek zaśmiał się, ale spełnił prośbę i tylko pobieżnie przejechał palcami po mojej głowie i z tyłu szyi, aż po moim całym ciele przebiegły dreszcze.
— To jak? Załapałaś mniej więcej?
— Tak, prościzna — bąknęłam, podnosząc się do pozycji siedzącej. Starałam się ukryć zakłopotanie.
— W rzeczy samej. Ale nawet tak lekkie ćwiczenia mogą być dla Ludwika pomocne, jest bardzo osłabiony. A... I nie zdziw się, jeśli Ludwik w trakcie zaśnie. Jest jeszcze bardzo śpiący i popołudnia zazwyczaj spędza na drzemce. W ogóle sporą część doby przesypia, co w jego stanie jest jak najbardziej wskazane, wręcz konieczne aby powrócił całkiem do zdrowia. Sen regeneruje mózg i całe ciało.
— Okej... Jak zaśnie to go po prostu zostawię. Czyli ta rehabilitacja jest w tej samej sali, w której cały czas Ludwik przebywa?
Wojtek potwierdził skinieniem głowy. Wyszliśmy z gabinetu na korytarz i ruszyliśmy w kierunku windy. Mężczyzna zatrzymał się przed drzwiami, nacisnął przycisk przywołujący windę i wyjął coś z kieszeni. Spojrzałam na plakietkę z nazwiskiem i wzięłam ją do ręki.
— Wymyśliłem fałszywe dane, żeby Ludwik się nie kapnął... Teraz jesteś Katarzyną Nowak, może być?
Spojrzałam na niego z rozbawieniem, unosząc brwi.
— Już mniej oryginalnie się nie dało?
— Ciesz się, że w ogóle na to wpadłem i zechciało mi się to drukować w mojej przedpotopowej drukarce — odparł, również się śmiejąc.
— Dobra... Dzięki. Za wszystko — powiedziałam, przypinając plakietkę z nowym nazwiskiem z przodu fartucha.
Weszliśmy do windy i wjechaliśmy na dziewiąte piętro.
— No... To powodzenia — Wojtek otworzył mi drzwi prowadzące na oddział, gdzie znajdowała się sala Ludwika.
— Uprzedziłeś go, że będzie nowa rehabilitantka? — zapytałam jeszcze dla pewności.
— Tak. Wszystko ustalone. Nie martw się. Nie powinien cię wywalić jak ostatnio.
— Jesteś tego pewien?
— Nie martw się. Już prędzej z trudem cię wypuści i będzie z utęsknieniem wypatrywał kolejnej wizyty pani rehabilitantki — mruknął, rzucając mi porozumiewawcze spojrzenie.
— Czas rozpocząć maskaradę — powiedział Wojtek i nasunął mi medyczną maskę na twarz.
Ukrywając uśmiech podekscytowania pod materiałem maseczki odwróciłam się, wpatrując się w drzwi, za którymi był Ludwik. Serce biło mi jak szalone. Nabrałam głęboki oddech i ruszyłam do ataku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro