1.9 Ten Jeden Dzień
Powróćmy do jednej szczególnej daty...
***
20 kwietnia
Wstałam dziś bardzo wcześnie. Miałam dużo planów, a jako że była sobota miałam sporo czasu.
Zaraz po przebudzeniu idę się ubrać w jakieś ładniejsze ciuchy. Nie mogę wyglądać niechlujnie w ten dzień. Robię swoją codzienną fryzurę, lekki makijaż i zakładam ubrania. Nie mogę się doczekać dzisiejszego dnia.
~
Minęło już pół godziny od mojej pobudki, a Katsu dalej nie schodzi. Postanawiam iść na górę i go obudzić. Jednak dziwi mnie widok pustego łóżka i ani śladu blondyna, tylko Mietek - ten zdrajca - śpi sobie na jego poduszce. Poza tym cały dom jest pusty.
Właśnie powracają moje wspomnienia i zaczynam się bać, gdy słyszę, jak ktoś wchodzi do domu. Po chwili ten ktoś cicho kieruje się na górę. To najpewniej Katsu, a jeśli chce iść na piętro, musi przejść przez salon, w którym jestem ja. Kiedy blondyn przekracza drzwi wyskakuję na niego z okrzykiem.
- Wszystkiego najlepszego! - krzyczę na cały dom.
Chłopak staje oniemiały.
- Wait... Ale ja nie obchodzę urodzin. Sory miło było, ale nie. - protestuje od razu, lecz ja nie daję za wygraną.
- Nie rób mi tego! Specjalnie wszystko przyszykowałam! - mówię błagalnym tonem. Nagle olśniewa mnie idealny argument. Wskazuję na stolik przy kanapie. - Mam torcik czekoladowy!
Taak, specjalnie kilka dni temu poszłam do cukierni i zamówiłam ten torcik, który kosztował mnie małą fortunę. Dziś z samego rana znów poleciałam tam, aby go odebrać. A jego głupie protesty tego nie zaprzepaszczą.
Ale jednak ostatni argument go przekonał. Nikt, mówię wam, nikt nie kocha tak czekolady, jak on. Chłopak mówi, że musi coś odnieść do pokoju i zaraz wróci.
Katsu dotrzymuje obietnicy i wraca do salonu po jakiejś minucie. Mam szczerą nadzieję, że nie zaglądał do szafy. Taak, wiem, że to brzmi trochu dziwnie. Siadamy na sofie i biorę tort. Postawiłam na cieście jedną świeczkę, ponieważ blondyn zakazał mi stawiania większej ilości, i ją zapaliłam. Cały czas nurtuje mnie, dlaczego chłopak nie obchodzi urodzin. Gdy jemy tort, w końcu go o to pytam.
- Nie ma w tym jakiegoś ukrytego sensu. - mówi z namysłem. - Po prostu nigdy nie miałem jako takich przyjaciół, żeby mieć z kim obchodzić urodziny. Rodzice przez jakiś czas się upierali, jednak w końcu dali sobie spokój. To chyba dlatego, że ostatnim razem wysadziłem mój tort w powietrze. Od tego zdarzenia matka zainstalowała te głupie urządzenia neutralizujące dary.
Śmieję się z opowieści chłopaka i przepraszam go na chwilę. Czas na prezenty. Idę do kuchni i zabieram wszystko, co przygotowałam.
- Dobra - staję naprzeciw blondyna. - Najpierw masz to. - podaję mu całe pudło Kit Kat'ów, co Katsu przyjmuje z zachwytem. - Teraz to - wkładam mu do rąk małe pudełeczko. Gdy czerwonooki zagląda do niego, widzę zdziwienie na jego twarzy. Kupiłam mu kostki do gitary, które sama ozdobiłam. Przyznaję, było to dość męczące.
- Jesteś niesamowita...
- Ale teraz czas na najlepsze - mówię dumnie i idę za kanapę. Katsu grzecznie się nie odwraca, lecz gdy staję przed nim, opada mu szczęka.
- Mei... Czy to moja gitara?! Ja nie wiem co powiedzieć... To jest piękne! - Blondyn nie wytrzymuje, wstaje i zabiera mi prezent z rąk.
No więc tak... Jakiś czas temu Katsu zawitał do mojego pokoju z Mieciem na rękach. Podał mi kota i powiedział coś w stylu: "Zabieraj tego cholernego kota. Porwał mi trzy struny i podrapał całą gi... Nieważne!" Wieczorem zobaczyłam wspomnianą gitarę przy koszu na śmieci i wpadłam na genialny pomysł. Wzięłam się za robotę i ozdobiłam cały instrument rysunkami, przedstawiającymi różne sytuacje, które wydarzyły się od mojego przyjazdu tutaj. Ukazałam tam nasze pierwsze spotkanie, walkę o robota, kłótnie w pierwszych dniach znajomości, kłótnię, gdy rzuciłam w niego kaktusem, nasze pogodzenie się i ostatnie nocowanie. Na samym środku widniał rysunek pokazujący dużego Katsu i małą mnie siedząca na jego głowie. Chciałam, żeby patrząc na tą gitarę, wspominał naszą przyjaźń.
- Dziękuję, Mei... - w końcu Katsu odkłada gitarę i mocno mnie przytula. Nie spodziewałam się takiej reakcji, ale nie narzekam. Mógłbym się do niego przytulać przez całą wieczność. - Chcesz porobić coś razem? Nie wiem, obejrzeć film czy coś?
Zgadzam się na propozycję chłopaka, sprzątam szybko salon i kieruję się do jego pokoju, gdzie on już czeka.
~
Wchodząc do pokoju blondyna zamieram. Nie. Nie. Nie. Nie rób mi tego.
- Wszystkiego najlepszego! - Wita mnie w drzwiach pokoju.
- NIE.
Wychodzę z pokoju. Tak, bez słowa.
Nie myśl o tym. Mei, spokojnie. Oddychaj, nie denerwuj się. Wszystko będzie dobrze. Nie dopuszczaj do siebie wspomnień. To cię zniszczy.
Wychodzę z domu. Słyszę krzyki Katsu, lecz nie zwracam na nie najmniejszej uwagi. Idę przed siebie. Nawet nie wiem dokąd idę.
Przeprowadzając się tutaj, starałam się zostawić przeszłość za sobą. Wszystko było idealnie. Do tego momentu. Ktoś w końcu musiał się tym zainteresować. Ale ja nie jestem na to gotowa. Tak sądzę.
Wylądowałam na plaży. Nawet nie wiem, jak tu trafiłam. Siedzę pod jedynym drzewem w okolicy i zalewają mnie wspomnienia matki.
Był słoneczny dzień. Dzień idealny. Mama zabrała mnie do zoo, a później na lody. Wszystko było super. Aż do momentu, gdy nie minęłyśmy szczęśliwej rodziny. Mama wpadła w swoją przepaść. Ciągnąc mnie boleśnie za rękaw wracała do domu. W naszym mieszkaniu zamknęła mnie w pokoju i słyszałam tylko krzyki, a później płacz.
Jej ataki objawiały się najpierw agresją, a później załamaniem. Jednak mama nigdy mnie nie uderzyła. Wyżywała się na sobie. Była cała posiniaczona. Za każdym razem coś sobie robiła. Albo tłukła wazon na swoim ramieniu, albo polewała swoje dłonie wrzątkiem. Od małego nauczyłam się w takich przypadkach iść do sąsiadki po pomoc. Zawsze po takich atakach następywała fala załamania. Potrafiła płakać godzinami. Następnego dnia matka cały czas siedziała w miejscu. Nie odzywała się. Byłam przyzwyczajona do takich zachowań.
Tego dnia padało. Miałam niespełna pięć lat. Właśnie jadłam obiad, jeśli płatki z mlekiem można nazwać obiadem. Tego dnia mama siedziała cały czas przy oknie w salonie i przyglądała się przechodniom. Sama musiałam o siebie zadbać. Gdy zjadłam, wzięłam porcję dla matki i poszłam do salonu.
- Mamusiu, masz obiad.
Nie reagowała. To było normalne. Podeszłam do okna, wzięłam krzesło i zaczęłam karmić matkę. To była codzienność. Pięciolatka karmi własną matkę. To było chore. Jednak ja byłam przyzwyczajona. Po nakarmieniu rodzicielki złapałam ją za rękę i przyprowadziłam do jej łóżka. Gdy się położyła, przykryłam ją kocem. Położyłam się obok i tak spędziłam ten dzień.
Ze wspomnienia wyrywa mnie krzyk.
- Mei! - Katsu. - Cholera, Mei. Nie rób tak. - Chłopak do mnie podchodzi cały zdyszany. Siada obok i patrzy się przed siebie. - O co chodzi? - Nic nie odpowiadam. - Mei, możesz mi powiedzieć. - Nie reaguję. - Cholera, zaufaj mi. - Blondyn łapie mnie za policzki i odwraca w swoją stronę. - Nie wiem, co się stało, ale chcę Ci pomóc. - mówi łagodnie. W końcu spoglądam na jego twarz, jest zmartwiony. Bardzo zmartwiony.
- Katsu... - mój głos jest ledwo słyszalny. - Przepraszam... Nie mogę tego dłużej trzymać w sobie... Ja... Ja nie daję rady... - w moich oczach zbierają się łzy. Nie płakałam od czasu tragicznego wydarzenia sprzed dziesięciu lat.
- Więc wyrzuć to z siebie. Pamiętaj, jestem przy tobie. I zawsze będę. - Czuję, jak chłopak łapie mnie delikatnie za rękę.
Nie mogąc już wytrzymać, więc opowiadam mu wszystko. Mówię o tym, jak zostawił nas ojciec, jak moja matka popadła w depresję, jak wyglądała moja codzienność. W końcu dochodzę do dnia moich szóstych urodzin. Opowiadam mu o moim strachu i o tym, jak znalazłam matkę.
- Ona... Ona była łazience. Powiesiła się. Zapewne miała atak, gdy spałam. Obok niej znalazłam zdjęcie. Połowa była oberwana. Na tym zdjęciu była moja mama. Uśmiechnięta. Nigdy nie widziałam jej uśmiechniętej. Była taka szczęśliwa. Taka piękna.
Na koniec nie wytrzymuję. Łzy lecą mi po policzkach. Czuję, jak Katsu obejmuje mnie szczelnie. Kładę głowę na jego ramieniu i oddaję się emocjom.
Nie wiem, ile tak siedzimy. Po jakimś czasie uspokajam się trochę i odsuwam od chłopaka. Spoglądam na jego twarz i mówię tylko jedno słowo. Ale w tym słowie kryje się wszystko.
- Dziękuję.
***
Okazało się, że na plaży spędziliśmy godzinę. A jako że zostało jeszcze sporo dnia, blondyn nie daje za wygraną i każe mi przyjąć przygotowane prezenty.
W domu, kierujemy się do jego pokoju i chłopak podaje mi prezent.
- Czekaj! - mam już zajrzeć, gdy Katsu mi przerywa. - Przynieś swój szkicownik.
Nie rozumiejąc, idę do swojego pokoju i wracam po chwili ze szkicownikiem w rękach. Czerwonooki każe mi otworzyć ostatnią stronę. Na Wszechmocnego!
Przede mną widzę rysunek przedstawiający mnie, Kirishimę, Kaminariego, Sero, Minę i Katsu trzymającego mnie na barana. To jest przeurocze!
Patrzę się na chłopaka, który pokazuje, że mogę teraz zobaczyć resztę. Zaglądam do torebki i widzę kilka opakowań moich ulubionych żelków. Szperam dalej i czuję coś miękkiego pod palcami. Nie czekając wywracam po prostu torebkę do góry nogami. I zauważam czarną koszulkę. Kto teraz kupuje ubrania na prezent? No ale... Biorę materiał i patrzę na nadruk. Nie... To jest zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Nadruk przedstawia mnie i Katsu z rysunku ze szkicownika.
Nie powstrzymując się więcej, pobiegam do blondyna. Nie myślę co robię. Jestem zbyt szczęśliwa. Składam buziaka na policzku chłopaka i przytulam go z całej siły.
- Uwielbiam cię... - mówię wtulona w jego koszulkę.
- Wiem, mała, wiem... - Katsu kładzie brodę na mojej głowie.
Cieszę się, że mam takiego kochanego przyjaciela.
~
- No nie! Jesteś niemożliwy! - jedziemy właśnie autobusem do kina. Blondyn stwierdził, że ma ochotę obejrzeć coś razem ze mną.
Będąc w środku ja idę po przekąski, a Katsu kupuje bilety. Nawet nie wiem, na co idziemy.
Kilka minut później kończą się reklamy i w końcu dowiaduję się, co będziemy oglądać. Kurwa! Mówiłam już, że go uwielbiam? On mnie zabrał na film, na który czekałam z niecierpliwością!
~
Po dwóch godzinach seansu wychodzę z sali roześmiana.
- Nie umiesz się bawić! - krzyczę do chłopaka stojąc przy wyjściu.
- Niee, nie wydaje mi się. - Odpowiada poważnie. - To raczej ty jesteś stuknięta i śmiejesz się z takich durnot.
- Nieprawda! - tupię nogą jak dziecko.
- Kogo ja tu widzę! - słyszę znajomy głos. Odwracam się w stronę, z której dochodzi i widzę Kiri, Kami i Minę stojących kilka metrów dalej. - Jest u nasze Metsu!
- Jakie kurwa Metsu? - Katsu nie rozumie.
- No Mei i Katsu. M-e-t-s-u, proste! - Kiri śmieje się z relacji blondyna.
- Co wy tu wogóle robicie? - pytam się przyjaciół.
- My? Ktoś musi być przyzwoitkami! - To oni wiedzieli, że tu będziemy? Później pogadam sobie z Katsukim. - A jesteśmy w trójkę, ponieważ jak to mówili pradawni zwiadowcy: "Jeden mąż może być zdrajcą. Dwóch może być w zmowie. Trzem mężom ufajcie, szanowni panowie"*! Wszystkiego najlepszego Mei!
Po tych słowach zostaję zmiażdżona w grupowym uścisku.
Dalej nie mogę uwierzyć, że mam takich kochanych przyjaciół, na których mogę polegać.
_______________________________________
* - Zwiadowcy - John Flanagan
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro