1.5 Jak Nazwałam Wychowawcę Bezdomnym
Mamy poniedziałek, pierwszy dzień szkoły. Przez te dwa tygodnie spędzone z Katsu było wieeele kłótni, jednak myślę, że się dogadaliśmy. Nasze kłótnie przerodziły się raczej w dogadywanie.
Ale wróćmy do teraźniejszości. Stoję właśnie pod szkołą i zachwycam się nad jej wyglądem.
- Dobra chodź stąd, bo ludzie się na ciebie gapią. - Słyszę głos blondyna za sobą.
Po chwili łapie mnie za ramię i prowadzi w stronę drzwi wejściowych. Idziemy tak, dopóki nie stajemy pod drzwiami klasy. One są gigantyczne! Chociaż gdybym się zmieniła w żyrafę, raczej bym się nie zmieściła. Stoimy razem przed kalsą oznaczoną tabliczką "1A". Czuję lekkie podekscytowanie, mam nadzieję, że w końcu znajdę kogoś, z kim się zaprzyjaźnię.
- A ty co? Boisz się takich leszczy? - Nic nie odpowiadam. - Ojej, mała Mei boi się nowej szkoły. - Nie mogę wytrzymać i parskam śmiechem. - O, humorek wrócił. Ey, nie ma się czego strachać, mała. - Teraz mam ochotę mu przywalić.
Dobra, raz się żyje. Pokonuję niepewność i otwieram drzwi klasy.
~
Po wejściu widzę, że prawie wszyscy są już w klasie, tylko cztery ławki są wolne. Kieruję się za Katsu do ostatniego rzędu i siadam przed nim. Oczywiście Pan MamWszystkoWDupie od razu zarzuca nogi na ławkę. Przyzwyczaiłam się do tego nawyku, on po prostu zawsze nogi ma wszędzie, tylko nie na podłodze. Po chwili podchodzi do niego jakiś granatowowłosy chłopak. Czekajcie, ja go skądś kojarzę. Ach, no tak, to ten imbecyl z egzaminów. Czuję, że za chwilę może się zrobić ciekawie. Ma ktoś popcorn? Jak na razie nie będę się wtrącać, ale jeśli ten człowiek zacznie znowu swoje gadki o prestiżu szkoły to nie ręczę za siebie.
- Zdejmij nogi z biurka! - Powiedzcie mi, dlaczego te człowiek cały czas macha rękoma? Nadaje sobie rytm do mówienia czy jak? Ale bądźmy szczerzy, Pan Robot zaczyna domagać się rzeczy niemożliwych. Słyszę już, jak Katsu szykuje się do kłótni - Nie sądzisz, że to nie wypada? Względem starszych kolegów i ludzi, którzy skonstruowali to biurko?
- Ani trochę. - Głos blondyna brzmi, jakby chciał zabić okularnika. - Z jakiego gimnazjum cię tu przywiało, przydupasie?!
- Z Prywatnej Akademii Somei. - Te słowa wypływają z ust lizusa z namaszczeniem. Nie mogę się powstrzymać i parskam śmiechem, na co ten odwraca się w moją stronę na sekundę, lecz zaraz powraca spojrzeniem do Katsu. - Nazywam się Tenya Iida.
- Somei?! Jak jakiś burżuj? Już nie mogę się doczekać, kiedy cię zmiażdżę!
- Zmiażdżysz?! To okropne! Naprawdę chcesz zostać bohaterem? - Panika w głosie Iidy jest miodem dla moich uszu. Dobra no, koniec tego dobrego, nie chcę trupów pierwszego dnia szkoły. Myślałam, że obejdzie się bez mojej pomocy, no ale trudno.
- Czy możecie się w końcu zamknąć?! - Teraz ja wkraczam do akcji. - Ty, Iida, może znajdziesz kogoś, kto na serio łamie regulamin?! Nie wiem, matka cię w domu bije, jak zrobisz coś nie tak czy jak? Bo srasz o wszystko, jakby ktoś miał cię zabić za to, że się nie przyczepisz.
- Choć raz mówisz... - zaczyna Katsu, ale ja jeszcze nie skoczyłam.
- Do ciebie też mówię, przydupasie! Mogłeś go po prostu przegonić, a nie wdawać się w jakieś gówniane dyskusje. - Myślałam, że zakończyłam całą sprawę. No prawie mi się udało... Pod koniec nikt mnie nie słuchał, ponieważ zwrócili całą swoją uwagę na chłopaka w drzwiach sali. Kojarzyłam go skądś. Ach, to ten, który przeszkadzał (tylko niektórym) na prezentacji egzaminów. Widziałam, że zajął siódme miejsce na egzaminie praktycznym nie zdobywając żadnego punktu za złoczyńców. Ja miałam pierwsze miejsce razem z Katsu.
- Ach, to ty... - lizus oczywiście wyrwał się pierwszy - Jestem z Prywatnej Akademii Somei, nazywam się...
- Daj se siana, Robocie! - wołam z końca klasy.
- Deku! - krzyczy wkurwiony Katsu.
- Kacchan! - spanikowany Izuku robi się cały czerwony.
- Dekuu!
- Kacchan!
- Kto kurwa? - śmieję się pod nosem. - Kacchan? Kaczanek!
- DEKU ZABIJĘ CIĘ! - Blondyn zrywa się z miejsca, lecz od ciągnę go za rękaw, zmuszając go, żeby usiadł.
- Stul pysk, Kacchan. - puszczam mu oczko i odwracam się w stronę tablicy.
- O, te kręcone włosy! - W drzwiach klasy ukazuje się pucata dziewczyna i nasza wymiana zdań się kończy.
Zaczęła tyle nawijać, że nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Obejrzałam się na Katsu, lecz nie mogłam rozgryźć wyrazu jego twarzy, wyglądał na lekko zdenerwowanego, ale też zamyślonego.
- Ciekawe, czy będzie oficjalne rozpoczęcie roku i dzień orientacyjny. I kim będzie nasz wychowawca.
Gdy tak jej słuchałam, zobaczyłam coś dużego, podłużnego i żółtego na podłodze, to chyba śpiwór...
- Zmiatajcie stąd, jeśli przyszliście tu szukać sobie kolegów. To wydział bohaterstwa, a nie miejsce spotkań towarzyskich. - odezwał się śpiwór. Wait! Śpiwór się odezwał?! Teraz dopiero zobaczyłam, że ktoś jest w tym śpiworze.
- Aaa, bezdomny!! Bezdomny w śpiworze!! - Zaczynam krzyczeć jak powalona.
- Nie jestem bezdomnym... - Dość zapuszczony facet zaczyna wychodzić ze śpiwora. - Shouta Aizawa, wasz wychowawca.
- Kurwa, nazwałam wychowawcę bezdomnym - mamroczę pod nosem. Jeśli to nauczyciel, to musi być zawodowcem, tylko ja go nie kojarzę. No cóż, start to ja zawsze mam genialny.
- Załóżcie kombinezony, idziemy na zewnątrz.
***
- Test sprawnościowy?! - Nasza reakcja jest jednakowa, każdy spodziewał się jakiegoś wprowadzenia, zapoznania czy jak, ale nie testu sprawności!
- A co z rozpoczęciem roku? Co z zapoznaniem? - Uraraka, bo tak nazywa się pucata dziewczyna, która wcześniej już nawijała o tych rzeczach, jest oburzona.
- Jeśli chcecie zostać bohaterami nie macie czasu na takie pierdoły. - Nauczyciel stoi do nas tyłem, na jego słowa wszyscy sztywneją. - U.A. jest wyjątkowe ze względu na to, że nikt nie narzuca ograniczeń. Nauczyciele prowadzą zajęcia wedle uznania. - Po tych słowach zerka w naszą stronę. Widzę przerażenie na niektórych twarzach. - Mieliście takie testy w gimnazjum, prawda? Testy sprawnościowe, w których indywidualności były zakazane. Norma zakłada, że pomiary nie powinny uwzględniać wyników z udziałem darów. Ale to nieracjonalne, Ministerstwo Edukacji niespecjalnie wie, co robi. Bakugo i Aisaka, mieliście najlepszy wynik na egzaminie wstępnym. - Oboje kiwamy zgodnie głową. - Jakie były wasze rekordy w rzucie piłką?
- 67 metrów. - Oj, blondasek słabiej ode mnie?
- Aisaka? - Nauczyciel zwraca się w moją stronę.
- 72 metry, psze pana - mówię z lekkim uśmiechem. Katsu spogląda na mnie z żądzą mordu w oczach.
- To teraz spróbujcie z indywidualnościami.
Katsuki rzuca jako pierwszy.
- Wszystko dozwolone, musisz tylko zostać wewnątrz koła. Szybko. Z całej siły.
Chłopak szykuje się do rzutu. Widzę, że bardzo skupia się na zadaniu. Bierze rozmach i wyrzuca piłkę z pomocą eksplozji, oczywiście nie zabrakło jego ukochanego "Shine!!". Obserwuję lot piłki dopóki jest to możliwe. Po kilku chwilach nauczyciel pokazuje nam wynik.
- 705,2 - Widzę zaskoczenie na twarzach innych. - Aisaka, twoja kolej.
Staję w środku koła i skupiam się na przyzwaniu indywidualności. Nie mam zamiaru przemieniać się całkowicie, moja moc pozwala na użycie na przykład tylko siły jakiegoś zwierzęcia. Muszę jednak uważać na tą siłę, moje ciało nie jest przystosowane przykładowo do siły goryla, więc gdybym chciała jej użyć, po prostu mój organizm by tego nie wytrzymał. Postanawiam użyć mocy tygrysa, jako że dużo ćwiczę, moje ciało może wytrzymać jego siłę.
Koncentruję się na indywidualności, czuję moc tygrysa krążącą w moim ciele. Stawiam prawą stopę do przodu, zamachuję się i wyrzucam piłkę w dal. Z uśmiechem odwracam się w stronę reszty. Aizawa spogląda na wyświetlacz i nieznacznie kiwa głową.
- 705,2 - mruczy pod nosem.
Wszyscy jednak słyszą go doskonale, są zadziwieni. A najbardziej Kastuki, gdy patrzę w jego stronę przez chwilę uznanie na twarzy blondyna, jednak widząc moje spojrzenie, przybiera obojętny wyraz twarzy i prycha.
- No dobra, teraz zaczynamy na serio. - Nauczyciel odwraca się do nas z uśmiechem. - A, jeszcze jedno. Osoba z najgorszym wynikiem zostanie wydalona ze szkoły. Wasz los jest w waszych rękach. Witamy na wydziale bohaterstwa w U.A..
Tak właśnie rozpętał piekło. Wrzawa panująca wśród nas była nie do opisania.
- Najgorszy wynik wydalony...?
- To jest pierwszy dzień! Tak nie można...
- To jest niedopuszczalne!
Jednak nauczyciel próbuje nam to wszystko wyjaśnić.
- Klęski żywiołowe, wypadki samochodowe, szalejący złoczyńcy... Nieszczęścia zawsze się gdzieś czają. Świat jest pełen niesprawiedliwych rzeczy. Jeżeli mieliście nadzieję na spędzanie wieczorów w McDonald's, to muszę was zasmucić, przez następne trzy lata U.A. przeprowadzi was przez piekło. To jest właśnie Plus Ultra. Użyjcie swojej siły i intelektu, żeby pokonać wszystkie przeszkody stające na waszej drodze.
Te słowa uświadomiły mi kilka rzeczy. Przykładowo to, że życie nas wszystkich wywróci się do góry nogami. No i może to, że mam ochotę na KitKat'a.
~
Zaczyna się już piąta runda naszych testów: rzut piłką.
- Uraraka!
Dziewczyna podchodzi obojętnie do koła, lekko się zamachuje i rzuca. Próbuję śledzić lot, ale po chwili piłka znika z pola widzenia. Aizawa pokazuje nam wynik i nie możemy uwierzyć swoim oczom, aż krztuszę się batonikiem, którego aktualnie jem (Katsu magicznie miał jednego w kieszeni).
- Nieskończoność?!
Brunetka wraca na swoje miejsce, przy innych, i niewinnie się uśmiecha.
- Midoriya!
Chłopak cały spięty idzie na środek okręgu i niepewnie rzuca. Ale czekajcie... Co jest?! Tylko kilkadziesiąt metrów? Zaskoczony Izuku odwraca się w nasza stronę i nie może wyjść z podziwu. Idę jego śladem i rozumiem jego reakcję.
- Eraserhead! - wykrzykuję. I dodaję sama do siebie. - No tak. Facet nie lubi pokazywać się w mediach, więc go nie skojarzyłam!
Nauczyciel podchodzi do Midoriyi i coś mu przez chwilę tłumaczy. Widzę w oczach chłopaka strach, jednak zaraz się opanowuje i jeszcze raz podchodzi do rzutu. Całe skupienie koncentruje na rzucie. W ostatniej chwili przed wyrzutem widzę, że wybija piłkę tylko opuszkiem palca. Dziwne...
- Panie Aizawa! - Krzyczy uratowany. - Udało mi się! I mogę dalej ćwiczyć!
Wychowawca uśmiecha się do zielonowłosego i pokazuje wynik. 705.3. Pobił nas skubany, ale cieszę się z jego sukcesu. Za to Katsu ma o tym nieco inne zdanie. Rozwścieczony blondyn wpada w furię.
- Co do...! Dary nigdy nie ujawniają się po czwartym roku życia! Co do cholery?! To jest niemożliwe!
Pierwotnie chłopak wpada w osłupienie. Jednak po chwili szarżuje w stronę niewinnego Midoriyi. Chcę już interweniować, jednak bohater robi to przede mną. Kilka metrów przed Izuku, Katsu momentalnie się zatrzymuje. A raczej Coś go zatrzymuje. Szalik Eraserhead'a rozciąga się i owija wokół wściekłego Bakugo. Przez sekundę blondyn nie wie, co się stało.
- Dlaczego to jest takie sztywne?!
- Taa... Ten szalik został uszyty z włókna węglowego i cienkich drucików. - Tłumaczy mu nauczyciel. - Przestań proszę używać swojej mocy... I tak już mam zespół suchego oka...
W końcu Katsuki uspokaja się i możemy przejść do następnych rund.
Reszta konkurencji idzie mi to lepiej, to gorzej. Pod koniec brakuje mi siły, ale kończę na czwartym miejscu w rankingu.
***
- Yyy, dziewczyny? - zamyślona Uraraka zwraca się do nas z pytaniem w głosie. - Nie chciałybyście wybrać się całą klasą na ognisko? No wiecie, zapoznać się i te sprawy...
Jej propozycja zostaje przyjęta zgodnym chórem. Planujemy wszystko, co się da. Po zmianie ubrań czekamy na któregoś z chłopaków, żeby zapytał się reszty. Pierwszy wychodzi czerwonowłosy chłopak, bodajże Eijiro Kirishima.
- O, cześć dziewczyny! Na kogo czekajcie? - Kirishima obdarza nas promiennym uśmiechem.
- Chciałyśmy zorganizować ognisko integracyjne dzisiaj po lekcjach. Wiesz, zapoznanie się i te sprawy. Mógłbyś powiedzieć reszcie?
Chłopak od razu się zgadza i wraca do szatni. My postanawiamy wrócić do klasy.
Już tego żałuję.
~
- Te, Spasikonik! Idziesz czy zostajesz?
Po zakończonych lekcjach mamy wrócić do domu, przygotować się i iść na plażę. Katsu właśnie pogania mnie stojąc w drzwiach klasy, jako że zagadałam się z Jiro, miłą fioletowowłosą dziewczyną z kabelkami od słuchawek wyrastającymi z uszu. Tylko ona wydaje się być w miarę spoko ze wszystkich dziewczyn.
- Dobra, dobra panie Niecierpliwy. Już idę. Pa Jiro, do potem!
Wychodzę z klasy i doganiam blondyna kierującego się do wyjścia.
- Musimy zajść do sklepu po rzeczy na ognisko, marudo. - mówię, wychodząc z placówki.
Chłopak zgodnie kiwa głową. Po kilku minutach jesteśmy już w sklepie. Bierzemy koszyk i poszukujemy potrzebnych produktów. Kilkanaście minut później mamy już wszystko.
- Katsu... - Właśnie stoimy w dziale słodyczy. - Kuup mi żelki... - Robię zbitą minę i spoglądam na blondyna. - W nagrodę, że poszło mi tak dobrze na teście...
W końcu po długich namowach chłopak zgadza się. Idziemy do kasy i wychodzimy ze sklepu obładowani torbami. Szczerze? Zapewne sama zjem połowę tego, co kupiliśmy.
~
Godzinę później jesteśmy już na plaży. Większość osób siedzi przy rozpalonym już ognisku i rozmawia. Siadamy na wolnej ławce i chwilę potem dosiada się do nas Kirishima.
- Jak tam, gołąbeczki? - Wita nas czerwonowłosy i mam ochotę go zabić. Chłopak widząc nasze spojrzenia szybko się tłumaczy. - Bo na rodzeństwo mi nie wygladacie.
- Jeszcze raz tak nas nazwij, to poczujesz moją pięść na swojej modzie. - grozi mu blondyn. Nie mogąc się powstrzymać, chichoczę pod nosem. Reszta klasy patrzy się na naszą trójkę, jak na idiotów, ale co tam.
- Wiecie, co wam powiem? - Pyta po chwili Kirishima. - Coś czuję, że się zaprzyjaźnimy. - A po tych słowach przytula naszą dwójkę ze śmiechem, przez co tak jakby przytulam się do Katsu. Cieplusio.
~
Gdy wszyscy zajadamy się pieczonymi piankami, a Eijiro znów zaczyna się wydurniać. Nagle prosi wszystkich o uwagę.
- Ey, ludziska! Patrzcie! Tu siedzi Sero, - wskazuje na ławkę obok, gdzie siedzi rzeczony chłopak - a tu siedzi Katsu - tym razem wskazuje na blondyna siedzącego pomiędzy nami. Podczas gdy wszyscy próbują rozgryźć, o co mu chodzi, ten popycha Bakugo do tyłu i momentalnie ucieka. - A jednak siedział!
Wszyscy zaczynają się śmiać ze wściekłego Katsu ganiającego za Kirishimą. Po jakiś piętnastu minutach w końcu im to się nudzi i wracają na swoje miejsca.
- A może zagramy w butelkę? - Taka propozycja pada z ust Yaorozu Momo, miłej dziewczyny z darem tworzenia rzeczy za pomocą swojej tkanki tłuszczowej.
Wszyscy optymistycznie przyjmujemy jej pomysł. Szybko siadamy w kole niedaleko ogniska i bierzemy butelkę po wypitym napoju. Pierwsza kręci Asui Tsuyu, dziewczyna-żaba, i wypada na Tokoyami Fumikage, mrocznego chłopaka z głową ptaka, który wybiera pytanie.
I tak trwały kolejne rundy. Izuku miał zdjąć koszulkę i siedzieć tak do końca gry, Toru musiała dać zrobić sobie makijaż, a Mineta miał przestać gapić się na Momo. Teraz butelką kręci Denki Kaminari, ludzka postać Pikachu, która durnieje, gdy użyje za dużo woltów. Zrobiłabym z niego ładowarkę.
- Katsuki Bakugo, pytanie czy wyzwanie?
- Pytania są dla cieniasów... Daj mi wyzwanie!
Po chwili namysłu, Denki uśmiecha się i spogląda to na mnie, to na Kirishimę. Zaczynam się bać...
- Przytul osobę, która siedzi obok ciebie.
Blondyn siedzący na środku prycha pod nosem, jednak przez chwilę się waha. Po wyborze lekko się uśmiecha i przytula Kirishimę. Widząc minę zdziwionego Eijiro, śmieję się pod nosem.
Kilka rund później butelka w końcu zatrzymuje się na mnie. Wybieram wyzwanie od Miny. Uradowana dziewczyna klaszcze w dłonie i tłumaczy mi wyzwanie.
- Masz usiąść na kolanach Bakugo i siedzieć tak, przytulona do niego, do końca gry.
No nie... Oni mnie nienawidzą. Dlaczego muszę robić to cholerne wyzwanie? Nie mogła dać mi przykładowo, nie wiem, Eijiro? To już bym lepiej zniosła. No ale dobra... Niechętnie przesiadam się z ławki na kolana blondyna.
Dobra, cofam wcześniejsze słowa! Ja chcę tu zostać do końca życia! Toż to jest przenośny grzejnik! Tu jest tak cieplutko... Przytulam się szczelnie do blondyna, co przyjmuje pierwotnie z lekkim zdziwieniem, lecz po chwili po prostu obejmuje mnie ramieniem i gramy dalej.
~
Gra skończyła się po dobrych trzydziestu minutach niebiańskiego ciepła. Wracamy do ogniska i zaczynamy gadać o nowej szkole. Po jakimś czasie wpadam na szatański pomysł. Jako że teraz ja siedzę pomiędzy Katsu i Eijiro, odwracam się do każdego oddzielnie i tłumaczę pomysł. Obaj zgadzają się od razu. Podczas gdy wszyscy zajęci są podziwianiem daru Hagakure, nasza trójka wstaje z ławki i kieruje się w stronę Pana Robota. Kiedy jesteśmy za jego plecami, pociągamy go w tył, łapiemy za ręce i nogi i biegniemy do wody. Nikt z klasy nie zwraca uwagi na prośby o pomoc okularnika. W momencie, kiedy woda sięga mi do kolan, puszczamy chłopaka. Krzycząc, wpada do wody, a my wracamy na plażę. No ale nie mogło się obejść bez mojego ciotostwa... Po kilku krokach zaczepiam się o wystający kamień i padam do wody. No pięknie... Teraz będę cała mokra. Cóż, trudno się mówi. Na brzegu Katsu ze śmiechem lituje się nad moim trzęsącym się ciałem i daje mi swoją bluzę.
Chwilę po incydencie z Robotem wszyscy stwierdzamy, że jest już późno i czas wracać do domu.
~
- Jesteśmy! - Tak Katsu ogłasza nasz powrót do domu, krzyczy tak głośno, że zapewne słychać go na drugim kontynencie.
Słyszę kroki na schodach i po chwili przed nami pojawia się pani Bakugo.
- No dobrze, mam nadzieję, że się... - zaczyna, lecz widząc mnie nie kończy. - Mei kochanie, co ci się stało?! Jesteś cała mokra!
Bondynka biegnie do łazienki po ręcznik. Po powrocie wskazuje palcem na syna.
- To twoja wina, tak?!
- Za kogo ty mnie, kurwa, masz?!
Chłopakowi puszczają nerwy. Nie chcę, żeby dostało mu się za moją niezdarność, więc próbuję wytłumaczyć zaistniałą sytuację. Jednak Mitsuki nie chce mnie słuchać, krzyczy na Katsu i wini go za całe zajście. Aczkolwiek chłopak nie jest jej dłużny, kłóci się zacięcie z matką. W pewnym momencie kobieta podchodzi do okna i przez nie wygląda. Zbaraniały blondyn przestaje się wydzierać i próbuje rozgryźć, o co chodzi dla jego rodzicielki.
- Eee... Co robisz?
- Nie zwracaj na mnie uwagi. Po prostu próbuję znaleźć jakąkolwiek osobę, na którą możesz, do cholery, tak się drzeć, bo na pewno nie jestem nią ja.
Po tych słowach kobieta wychodzi z holu.
***
Godzinę później siedzę w swoim pokoju i szkicuję nowy rysunek, rozmyślając nad dzisiejszym dniem. Z zamyślenia wyrywa mnie dźwięk otwieranych drzwi. Odwracam się w stronę nieproszonego gościa i wywracam oczami.
- Po pierwsze, puka się. A po drugie, wyjdź - mówię wracając do wcześniejszej pracy.
- Ey, co od razu wyganiasz? Chciałem się tylko zapytać, jak się czujesz... Mogłaś się przeziębić przez ten upadek.
- Yhm, dziękuję za troskę... A teraz wypierdalaj... - rzucam wściekłe. Nie lubię, jak ktoś się nade mną użala.
- Jaki ty masz, kurwa, problem? - Blondyn podnosi głos. - Nic ci do cholery nie zrobiłem! To moja wina, że jesteś taką sierotą?!
Po wypowiedzeniu ostatniego pytania, dociera do niego, co powiedział. Ale już za późno, przekroczył tą cienką granicę.
- Wiem, że jestem sierotą. Nie musisz mi tego przypominać. - Mówię cichym, spokojnym głosem, ale słychać w nim całą moją wściekłość.
- Nie o to mi... - zaczyna, lecz nie daję mu skończyć.
- Wiesz co? Mam cię, kurwa, dość! Jesteś pierdolonym, zadufanym w sobie dupkiem! Nikogo nie szanujesz, nawet własnej rodziny!
Chłopakowi puszczają nerwy i zaczyna się wojna.
- Ja przynajmniej chociaż mam rodzinę! Nie tak jak ty, wypierdalam się do czyjegoś życia!
- Odpierdol się od mojej rodziny! Nic o mnie nie wiesz!
- A może twoi starzy po prostu cię nie chcieli? Może mieli dość takiego wrzuta na dupie?!
Przesadził. Nie ma prawa tak mówić o moich rodzicach. Nie wie nic o mojej przeszłości, a mnie ocenia. Pod wpływem impulsu biorę pierwszą rzecz, która wpada mi pod rękę i rzucam nią w blondyna. Niestety dopiero po fakcie zrozumiałam, czym rzuciłam.
- Albert! Moje kochanie!
Taak, teraz należą się wam wyjaśnienia. Zapytacie, kim jest Albert? Otóż, moje ukochane Alberciątko jest kaktusem! Taa, nazwałam kaktusa Albert... Ale pomińmy to. Tak więc, jak możecie już wykalkulować, rzuciłam w Bakugo kaktusem.
Dziękuję za uwagę, żegnaj świecie!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro