Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1.4 Dwa Tygodnie Z Dupkiem Pod Jednym Dachem

Po kolacji, podczas której Mitsuki cały czas mnie przepraszała za zachowanie syna, wróciłam do pokoju i zaczęłam przygotowywać się do snu. Nie to, że chciałam spać, chodziło bardziej o to, że nie chciałam już z nikim się widzieć. Idę do łazienki, zamykam drzwi i przygotowuję sobie kąpiel. Nie zdążam wejść do wanny, a słyszę dobijanie się do drzwi. No super...

- Wypierdalaj z mojej łazienki! - słyszę jakże milutki głos Katsukiego. - Spierdalaj z tego domu! Jakim prawem w ogóle jeszcze tu jesteś?! Nie możesz kurwa zrozumieć, że nikt tu cię nie chce?! Jesteś tylko wyrzutem na dupie! - Mam dość. Jednak się nie poddam, o nie, ja się nie poddaję tak szybko. On jeszcze pożałuje, że się do mnie odezwał.

- Odwal się ode mnie, popierdoleńcu! Mieszkam tu i nie mam zamiaru się stąd wynosić! Przestań lepiej gwałcić te pierdolone drzwi i przynieś mi piżamę! - Taak, niech się do czegoś przyda. Walenie do drzwi ustaje, blondyn pyta, gdzie rzeczona piżama leży, dokładnie mu wszystko wyjaśniam i po kilku minutach słyszę pukanie do drzwi.

- Zostawię Ci to... - nie kończy. Wychodzę z łazienki w jeansach i samym staniku. - Co ty kurwa robisz?!

- Biorę piżamę? - Odpowiadam tonem, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie i zaczynam się śmiać na widok jego miny. Biedactwo nie wie, co ma powiedzieć, stoi bezradnie i gapi się w podłogę. Cnotka się znalazła. - Dzięki! - Zamykam szybko drzwi na klucz.

- Kretynka!

- Tak, tak, miło mi. Co to jest?! - dopiero zauważyłam, że to nie moja piżama!

- Nie mogłem znaleźć tej głupiej piżamy to wziąłem swoją koszulkę i spodenki.

- Czy ty kurwa w życiu szafy nie widziałeś, że koszulki i spodenek nie mogłeś znaleźć?!

- Dobra, nie chciało mi się szukać, okej?! Znając ciebie masz tam taki syf, że nawet bym jej nie znalazł!

- Gościu, nawet mnie nie znasz, a uznajesz mnie za syfiarę. Trochę szacunku.

- Nie mam szacunku do kurdupli.

- Jestem Mei Syfiara, trala-la-la-la-la. - nucę pod nosem i ruszam do wanny.

Po mniej więcej półtorej godziny postanawiam wyjść. Dziwnie się czuję w jego ubraniach, no ale trudno, nie chce mi się już przebierać. Chociaż w sumie koszulkę ma wygodną, a jej napis mówi wszystko o właścicielu, wielki czerwony napis głoszący: "SHINE!". Gdy tylko zamykam drzwi pokoju, słyszę głośny trzask drzwi łazienki. Niech Pan Niecierpliwy nauczy się cierpliwości, nic mu się nie stanie, jak chwilę poczeka. Z triumfalnym uśmieszkiem zakopuję się w pachnącej pościeli i odpływam do krainy płynącej colą i żelkami.

~

Wstaję bardzo wcześnie rano. Po ubraniu się we w miarę ludzkie ciuchy kieruję się do kuchni. W pomieszczeniu od razu zaglądam do lodówki, w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia. Jak mówiłam, mój dar zużywa dużo cukrów i tłuszczu, dlatego też muszę jeść dość dużo i często. W lodówce znajduję mleko, zaś w górnej szafce (niestety przez mój nie cały metr sześćdziesiąt musiałam stanąć na krzesło) moje ukochane płatki czekoladowe. Nie mogłam jedynie znaleźć kawy. Zabieram się za jedzenie śniadania, jednak oczywiście pewien człowiek musiał mi przerwać tę jakże ważną czynność.

- Jeszcze wyżerasz moje ukochane płatki! - Dzień dobry, tak spało mi się wyśmienicie, dzięki za troskę, też kocham te płatki. - Mam już tego dość! Czy ty możesz nie zachowywać się w moim domu, jak w swoim własnym?! Co ty w ogóle masz na głowie?! Piorun cię trzasnął, czy jak?!

Czy on właśnie zaczął wytykać mi moją fryzurę? Nie mogłam wytrzymać, przepraszam. W tej chwili wybuchłam nieopanowanym śmiechem. On ma coś do mojej fryzury? Dobra muszę wam coś wyjaśnić. Moje włosy żyją własnym życiem, po nocy są prawie do nieopanowania. Dzisiaj nie miałam nawet siły ich rozczesać, więc wyglądają mniej więcej jak ptasie gniazdo.

- Kawy mi daj człowieku, a nie w fryzjera się bawisz. - śmieję się.

Ogłupiony moim zachowaniem chłopak przez chwilę stoi w miejscu, rozmyślając co zrobić. Następnie jednak rusza do najwyższej półki i wyjmuje z niej czarną puszkę, która cieszy moje oczy. Kawusia... Po kilku minutach Katsuki stawia przede mną kubek z parującym napojem. Odczekuję chwilę, aby przestygła i łapczywie wypijam duży łyk. Momentalnie moja twarz wykręca się w minę obrzydzenia i biegnę do zlewu, aby wypluć to obrzydlistwo.

- Czemu, kurwa, tego nie posłodziłeś?! - wrzeszczę łapiąc za cukier i wsypując kilka łyżeczek do kubka. Upijam kolejny łyk. Od razu lepiej.

- Ty jakaś nienormalna jesteś czy jak? Kto słodzi czarną kawę? Ile ty masz lat?

~

- Czy ty musisz zostawiać taki syf po sobie?! - Następnego dnia budzi mnie to jakże zacne pytanie. No okej, nie jestem zbyt porządna, ale nie jestem taką skończoną syfiarą.

- Wyjdź z mojego pokoju do kurwy nędzy! Jest siódma rano! Normalni ludzie o tej godzinie śpią! - mówiąc, a raczej krzycząc, te słowa wstaję z łóżka i próbuję wypchnąć blondyna z pokoju. Niestety moje próby są nadaremne, on jest za ciężki! Pochylam głowę i napieram nią w jego klatkę piersiową, idąc w miejscu.

- I tak ci się nie uda! - Czy ja słyszę śmiech w jego głosie?! O nie tego już za wiele! Teraz to ja mu...

- Aaa! Co ty, kurwa, odpierdalasz?! - Wymyślając różnorakie sposoby jego śmierci, czuję nagle, że moje stopy odrywają się od podłogi. Czy on mnie właśnie podniósł?! - Postaw mnie na ziemi! W tej chwili! - To nic nie daje... Chłopak przerzuca mnie przez ramię i kieruje się w stronę łazienki.

- Postawię cię dopiero w łazience i nie wypuszczę z niej póki nie posprzątasz swoich rzeczy. - Choć go nie widzę, jestem stuprocentowo pewna, że się szeroko uśmiecha. Mam. Go. Dość. - Od razu uprzedzam moja matka zamontowała jakieś urządzenia, od których zanikają moce, więc możesz nawet nie próbować zamieniać się w jakiegoś chomika czy szczura u tak jesteś wystarczająco mała i obleśna. - Mówi to i stawia mnie na kafelkach łazienki, jednak od razu łapie mnie za ramię, żebym nie uciekła. Zamyka drzwi, staje w nich i puszcza moje ramię.

- I że co mi kurwa zrobisz, jak nie posprzątam po sobie?! Nie włączysz mi bajeczki na dobranoc?! Czy może mnie tu zgwałcisz?

- Nie, wolę się nie narażać na niebezpieczeństwo. Po prostu nie wpuszczę cię z tej łazienki. A jeśli się nie zgodzisz, mam jeszcze jeden mały plan. - Mówiąc ostatnie zdanie na jego twarzy pojawił się niepokojący uśmiech.

Ja się jednak tak szybko nie poddam, nie ma mowy. Siadam na brzegu wanny i wyciągam telefon. Zaczynam przeglądać zdjęcia na portalu, gdy moja komórka zostaje wyrwana mi z ręki. Zrywam się na równe nogi z zamiarem zabrania siłą mojej własności, jednak blondyn stoi już pod drzwiami z moim smartfonem w tylnej kieszeni jeansów. Dobra ja dam radę bez telefonu, ciekawe ile on wytrzyma stojąc tu jak kołek. Ponownie siadam na wannie i uparcie wgapiam się w swoje nogi.

Po dwudziestu minutach Katsu ma widocznie dość, ponieważ wyciąga coś zza pleców. Po zobaczeniu, co trzyma w rękach sztywnieję. ON. MA. MÓJ. SZKICOWNIK. Miarka się przebrała. Rzucam się w stronę o głowę wyższego ode mnie chłopaka z rządzą mordu w oczach.

- Jesteś jebanym złodziejem! Zabrałeś mój szkicownik! Oddaj mi go! - Skaczę jak pojebana do szkicownika trzymanego przez debila nad głową.

- Oddam ci go, jeśli posprzątasz swój syf. Jak nie, to sobie pooglądam te twoje marne rysuneczki. - Po tych słowach odsuwa mnie od siebie jedną ręką, drugą zaś otwiera szkicownik na ostatniej stronie. Próbuję sobie przypomnieć, co ostatnio rysowałam, lecz widząc jego wyraz twarzy od razu wiem, co tam się znajduje.

- No chyba cię pojebało. - mamrocze pod nosem. - Po pierwsze: jesteś pojebana. Po drugie: Ten czerwony jest trochę za jasny. I po trzecie: moje oczy nie są takie krzywe.

Robię się cała czerwona. Chcąc jak najszybciej zakończyć tę żenującą scenę, zabieram się do sprzątania. Czemu ja to narysowałam!?

- Grzeczna dziewczynka. Jak chcesz to potrafisz. - Mówi to oddając mi szkicownik i komórkę. Gdy tylko otwiera drzwi wymijam go szybkim krokiem i trzaskam drzwiami. Do końca dnia pozostanę czerwonym rakiem.

~

- Zalałeś mi słuchawki, moje nowe słuchawki!

A oto następna kłótnia. Mam już tego człowieka serdecznie dość. Dzwoniłam już nawet do Aname, żeby znalazła mi kogoś innego, z kim mogłabym mieszkać. Niestety powiedziała, że nie zrobi tego, ponieważ przyjaźnią się z Mitsuki i powinnam się w końcu dogadać z jej synem.

- Skurwielu, wydałam na nie całe moje oszczędności!

- Oj nic ci to kurwa nie ujmie, jeśli kupisz sobie tańsze! Mogłaś nie zostawiać ich na blacie przy zalewie! To są właśnie skutki syfiarstwa! - Choć krzyczał, mówił takim tonem, że brzmiało to prawie jak przeprosiny. Ale wait, wait, wait! To nie jest typ, który przeprasza!

- Dobra, spadaj. - mówiąc to kieruję się do pokoju. Mam zamiar dzisiaj skończyć rysować, więc zapewne nie wyjdę do obiadu.

~

Jakiś czas później, gdy robię pranie, postanawiam w końcu oddać piżamę, którą dał mi Katsu pierwszego dnia mojego pobytu tutaj. Minął już tydzień, a my dalej kłócimy się bez końca. Po wysuszeniu ubrań decyduję się na próbę samobójczą. Mam zamiar wejść do pokoju Katsukiego i oddać mu rzeczone koszulkę i spodenki. Niepewnie pukam w drzwi, jednak gdy nie słyszę żadnego odzewu po już dość donośnym pukaniu, lekko uchylam drzwi. Niepewnie wchodzę do jaskini lwa. Widzę blondyna siedzącego przy laptopie, słuchając muzyki. Rozglądam się po schludnie urządzonym pokoju. Wszystko ma swoje miejsce, łóżko jest nienagannie pościelone, książki poukładane autorami na dużej półce. Po dokładnym obejrzeniu wszystkiego chcę po prostu zostawić ubrania na łóżku i wyjść, lecz mój misterny plan idzie w dupę. Gdy chcę wyjść bezgłośnie przez przypadek zahaczam o szklankę stojącą na szafce i ją strącam. Dźwięk tłuczonego szkła rozchodzi się po całym pokoju, a chłopak odwraca się nagle i widząc rozbite szkło, szybko podchodzi do mnie.

- Co ty tu do cholery jasnej robisz?! - Jego głos jest straszny, czuję, że zaraz wpadnie w furię. - Pytam się jeszcze raz, co tu robisz?!

- Ja... Ja przyszłam, żeby oddać ci piżamę... - Nie mam pojęcia dlaczego, ale się go boję. Wskazuję na ubranie leżące na łóżku, mina blondyna minimalnie łagodnieje.

- Mogłaś zapukać.

- I pukałam, ale nie słyszałeś, więc postanowiłam wejść, odłożyć ubrania i wyjść. Nie chciałam ci przeszkadzać. - Dlaczego tłumaczę się tak pokornie? Zawsze mam przygotowaną ripostę na jego odzywki, ale dzisiaj nie mogę nic z siebie wydusić. - Przepraszam, zaraz to posprzątam.

- Uważaj - Katsu mówi to tak cicho, że go nie słyszę. Postanawiam zebrać większe kawałki w rękę, a mniejsze zebrać odkurzaczem. Niestety moja ciotowatość bierze górę, biorąc kawałek szkła do ręki, rozcinam sobie skórę dość głęboko.

- Kurwa! - Patrzę na rękę, z której cieknie pełno krwi.

Jestem sierotą... W każdym tego słowa znaczeniu. Podnoszę się i idę do łazienki, aby przemyć ranę wodą. Będąc przy umywalce widzę odbicie blondyna w lustrze. Wycieram rękę ręcznikiem i mam zamiar wyjść, jednak chłopak nie pozwala mi na to. Bierze mnie za rękę i prowadzi z powrotem do umywalki.

Badawczo przyglądam się naszym twarzom. Jego skupiona, spięta i zarazem łagodna. Czerwone oczy przyglądają się badawczo krwi spływającej po mojej dłoni, a rozwichrzone włosy opadają na zmarszczone czoło. Moja twarz jest całkiem odmienna. Różowe włosy okalają pucowatą, aktualnie zarumienioną twarz. W szarych oczach odbija się obraz blondyna zajętego ręką. Zaciskam blade usta, gdy chłopak ściska dłoń przy ranie.

- Nie możesz tak tego zostawić... - Mówiąc to wyjmuje z szafki apteczkę i bierze wodę utlenioną. - Trzeba to porządnie oczyścić i zabandażować.

- To tylko mała ranka. Nic mi nie będzie.

- Chuj mnie obchodzi twoje zdanie. - warczy zdenerwowany.

Katsu każe usiąść mi na wannę, delikatnie łapie mnie za zranioną dłoń i zaczyna powoli oczyszczać rozcięcie. Gdy po raz pierwszy dotyka rany wacikiem z wodą utlenioną, krzywię się pod wpływem pieczenia. Katsu śmieje się pod nosem z mojej reakcji, więc staram się nie pokazywać mojego cierpienia. Po zakończonym odkażaniu bandażuje dłoń i wstaje zadowolony ze swojej pracy.

- No kurduplu, dziękować nie trzeba. - mówi z uśmiechem. Taak, wiem to aż dziwne, że się uśmiecha, ale jak chce to zyskuje tą umiejętność. Uroczo wtedy wygląda. - Ja idę posprzątać to, co narobiłaś, a ty się tam nawet lepiej nie wchodź, bo zaraz cała się potniesz. A, i możesz wziąć sobie tą koszulkę. I tak jest na mnie za mała. - Po tych słowach wychodzi z łazienki, a ja idę do kuchni, żeby coś zjeść. Przez tą całą sytuację zgłodniałam.

~

- Jebany kurduplu! - Taki oto wrzask dochodzi do mnie z pokoju Katsu pewnego słonecznego dnia. Zauważyliście, że stosunkowo często to powtarza? - W tej chwili chodź tu i to posprzątaj!

- Ale co mam niby posprzątać? - Dobra, taktyka niewiniątka włączona.

- Dobrze, kurwa, wiesz co... - Spoglądam na łóżko blondyna i nie wytrzymuję, zaczynam śmiać się jak nienormalna. Na materacu pod prześcieradłem jest pełno opakowań po moich ulubionych żelkach.

- Ale przecież to twoje łóżko, nie moje. Sam powinieneś po sobie sprzątać, sam tak do mnie mówisz. - Dalej próbuję zgrywać niewinną, lecz widzę, że niedługo i tak wszystko wyjdzie na jaw.

- Przestań pieprzyć. Każdy wie, że jesz te żelki na potęgę. - No i mnie rozgryzł.

Przyznaję się, wczoraj, gdy blondyn był na zakupach, wzięłam zbierane przez tydzień opakowania po żelkach, i schowałam je pod prześcieradło, ponieważ wiedziałam, że dzisiaj będzie zmieniał pościel. Teraz, bez słowa biorę się za sprzątanie, bo nie mam zamiaru marnować go na kłótnie. Chcę jeszcze wyjść do sklepu, żeby kupić rzeczy do szkoły.

~

- Dziękuję, było pyszne.

Właśnie skończyliśmy wspólny obiad.

- Mei, kochanie, mogłabyś dzisiaj pozmywać? Wychodzimy z Masaru na spotkanie i nie mam czasu. - Mitsuki uśmiecha się do mnie. Oczywiście, nie wiem kim musiałabym być, żeby się nie zgodzić.

Gdy wszyscy kończą posiłek, zabieram talerze i kieruję się do kuchni. Zaczynając zmywać słyszę, że ktoś wchodzi do pomieszczenia. Myślałam, że to pani Bakugo coś chce, jednak następne słowa rozwiewają moje wcześniejsze myśli.

- I ty chcesz się niby dostać do suszarki, kurduplu? - Katsuki. - No to życzę powodzenia.

- Po pierwsze, nie nazywaj mnie tak. A po drugie, poradzę sobie, nie bój się. - Mówiąc to odwracam się i posyłam w jego kierunku wredny uśmiech. Jednak zaraz poważnieje. On. Jest. Bez. Koszulki. Dobra, ciało to on ma niezłe. Szybko wracam do zmywania, jednak słyszę, że blondyn podchodzi bliżej.

- Jak mam cię nie nazywać, Kurduplu? - Śmieje się cicho pod nosem. - Dobra nie unoś się taką dumą. Podawaj mi te już czyste.

I tak mija nam popołudnie. Zmywamy naczynia śmiejąc się, bijąc i dogryzając. Muszę przyznać, że nawet miło się z nim spędza czas. Z kuchni wychodzimy z pianą na ubraniach i twarzy i cali mokrzy.

Chyba zaczynam się do niego przekonywać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro