1.31 Każdy Ma Jakieś Słabości
Mówiłam coś o tym, że jestem słaba? Jeśli nie, to wybaczcie, ale teraz to mówię. Jestem słaba, nawet bardzo. Normalny człowiek od razu by otworzył to pierdolone pudełko i nie bawiłby się w jakieś smuty i nostalgie, tak jak ja.
Od dwóch dni mamy jakieś pieprzone treningi, gdzie ćwiczymy ataki specjalne. Wszytko pięknie, ładnie, pominę już nawet to, że mam problem z wymyśleniem jakiegokolwiek nowego ataku, ale ja nawet nie dam rady żadnego wykonać przez te moje jebane myśli, domysły, niewiedzę i inne tego typu pierdoły. Serio, jeśli do końca tygodnia to wytrzymam to będzie cud. Próbowałam różnych rzeczy, szybkich przemian, przemian w większe zwierzęta, szybkich ataków małych zwierząt, ale to nie jest czymś, co nadawałoby się na atak specjalny.
Dzisiaj już trzeci dzień ćwiczymy na specjalnej sali przygotowanej przez Cementossa. Niszczę właśnie którąś już z kolei kopię Ectoplasm'a, ale to dalej nie to, czego oczekuję. Krzyczę sfrustrowana i czekam na kolejnego klona, do kolejnych porażek.
- Aisaka, podejdź do mnie! - Z dołu dobiega do mnie krzyk wychowawcy.
Zeskakuję z betonowej platformy i podchodzę do niego z zamyśloną miną. Co robię nie tak? Dobra, inaczej, bo na to znam odpowiedź. Jak wyrzucić z głowy te debilne myśli o tym cholerym pudełku? Jego zawartość ciekawi mnie, jak nic innego, jednak boję się go otworzyć. Boję się, co tam znajdę, a najbardziej boję się tego, że nie wiem, jak na to zareaguję. Moja psychika już tak upadła, że boję się sama siebie. Boję się, że tego nie wytrzymam, że się totalnie złamię. Boję się, a zarazem nie chcę pokazać, jak słaba jestem. Nie chcę okazać swojej słabości, przed Katsukim.
- Aisaka! Mówię do ciebie!
- Prze-przepraszam, profesorze. - przepraszam cicho i opuszczam głowę, czując, jak to wszystko znowu zaczyna mnie przytłaczać. Nie mogę wybuchnąć, nie przy wszystkich.
- Chciałem porozmawiać z tobą o twoich atakach. - zaczyna lekko zamyślony Aizawa. Chyba zdziwiło go to, że nazwałam go "profesorem", a nie "psorem". No cóż, nie mam teraz głowy do takich błahostek. - A bardziej o problemach, jakie masz z nimi, jednak już chyba widzę, gdzie leży ten zasadniczy problem. Załamujesz się, szukasz problemów tam, gdzie ich nie ma, dusisz wszystkie negatywne emocje w sobie.
- N-nie. To nie... - mój oddech przyśpiesza. Zaczyna się, znowu mam atak emocjonalny. Wystarczy, że ktoś wspomniał o problemach, a ja już panikuję. Nienawidzę się.
- Jeszcze wcześniej jakoś to kamuflowałaś, ale teraz można czytać z ciebie, jak z otwartej książki. - ciągnie nauczyciel, a moja szczęka i ręce drżą coraz mocniej. - Wszytkie te twoje zachowania pokazują tylko, jak bardzo nie dajesz sobie rady z po układaniem własnego życia.
- Nie prawda! - krzyczę na całe gardło.
Moje emocje znów wychodzą na zewnątrz i przejmują nade mną kontrolę. Z oczu zaczynają cieknąć łzy, ciało zaczyna drżeć, zaczynam krzyczeć, aż zdzieram sobie gardło. Stoję tak dobrą minutę, aż w końcu zauważam jedną, istotną rzecz. Z oczu nie ciekną już słone łzy, nie słychać mojego krzyku, lecz donośne warczenie, a ciało jest kilka razy większe i pokryte futrem. Znowu jestem Wilkiem.
- Brawo, Aisaka. - Aizawa i Ectoplasm zadzierają głowy, aby spojrzeć mi w oczy. - Kilka dni ćwiczeń i atak specjalny mamy gotowy. Teraz zobaczmy, jak sobie z tym radzisz.
Hala szybko zostaje zmieniona przez Cementossa na potrzeby mojego treningu, a reszta klasy ustawia się przy drzwiach. Dziwi mnie to, że jeszcze nie opadłam z sił, po tak gigantycznej zmianie. Boję się jednak, jak wypadnie to ćwiczenie, ponieważ to dopiero drugi raz, kiedy jestem tej formie.
- Szybka piłka. - odzywa się Ectoplasm, gdy sala jest gotowa. - Staraj się biec jak najszybciej. Pierwsze kółko robisz normalnie, przy drugim i kolejnych Cementoss będzie dodawał ci kolejne przeszkody.
Kiwam głową na znak, że zrozumiałam i znaczynam biec wokół sali. Jest to co najmniej dziwne, zważając na moje rozmiary, jednak całkiem przyjemne. Te prawie dwa i pół metra wzrostu coś dają, świat wokół wydaje się być taki... mały? Kończę pierwsze okrążenie i po kilkunastu metrach przede mną pojawia się betonowa ściana. Długo nie myśląc, przeskakuję ją jednym susem i biegnę dalej. Przeszkody wyrastają, jak na razie tylko na końcach długich ścian, zawsze kilka metrów przede mną. Przy trzecim kole ściany pojawiają się szybciej i częściej, muszę się już bardziej skupiać na tym, kiedy mam wyskoczyć.
Kocham tą formę! Prawie się nie męczę, moja koordynacja jest sto razy lepsza, a zmysły mam wyostrzone jak nigdy. Robię właśnie piąte okrążenie, podczas którego mam wskoczyć na trzy coraz wyższe ściany, po czym z nich zeskoczyć. Popychana nową energią wyskakując z najwyższej przeszkody robię w powietrzu salto i ląduję na ziemi. No prawie, nie wiem czy słowo "ląduję" jest trafne. Chciałam wylądować na czterech łapach i dumnie biec dalej, jednak przez pęd lotu moje przednie łapy się uginają i turlam się kilka metrów, aż zatrzymuję się w dość komicznej pozie (czyt. Z mordą przy podłodze i wypiętą dupą).
Słyszę, jak klasa głośno wciąga powietrze i czeka na moją reakcję. Leżę tak przez dobrą minutę, czakając aż wszyscy umrą z braku jebanego powietrza, jednak nie słyszę żadnych odgłosów umierania. Nie mogąc już dłużej wytrzymać, zaczynam się śmiać, lecz bardziej to brzmi jak warczenie i kaszel w jednym. Podchodzę do klasy i staję przed nauczycielem, jednakowoż ktoś inny zabiera głos jako pierwszy.
- Nie gustuję w zwierzętach, ale powiem ci, Aisaka, że dupencje to ty masz niezłą. - odzywa się zaśliniony Mineta i wszyscy momentalnie odwracają się w jego stronę.
He, he he, he he he. Już nie żyjesz, gnojku.
Długo nie czekając, robię to, co pierwsze przychodzi mi do głowy. Jest to, co najmniej, piękny pomysł, a wykonanie jest jeszcze piękniejsze. Biorę porządny zamach i swoją dużą łapą uderzam wypierdka tak, że przelatuje przez całą długość hali i odbija się od ściany, zjeżdżając z niej niczym zabita mucha. Chyba użyłam ciut za dużo siły.
- Dobra, miałem mu dać karę, ale ty zrobiłaś to lepiej, Aisaka. - odzywa się wychowawca z lekkim uśmieszkiem, na co przynajmniej staram się zadziornie uśmiechnąć, jednak nie wiem, jaki jest tego skutek. - Uznam to jako część ćwiczenia. Wracając, ciekawi mnie ta forma i musimy ją przetestować. Od dziś ćwiczysz przede wszystkim w niej, resztą ćwiczeń zajmiemy się później. Na dziś koniec, wracajcie do dormitorium. - Czarnowłosy kiwa głową i klasa kieruje się do wyjścia. Wracam do ludzkiej formy i także zbieram się do wyjścia. - Bakugo, ty zostajesz. Musimy porozmawiać.
Zaintrygowana tymi słowami na chwilę przystaję, lecz widząc spojrzenie wychowawcy szybko wychodzę za resztą.
~
Po powrocie do dormitorium od razu kieruję się do łazienki, aby wziąć prysznic. Stojąc pod gorącym strumieniem, uświadamiam sobie, że ten trening wybił mi z głowy wszystkie zmartwienia i problemy. Czułam się taka wolna, mogłam i chciałam więcej, byłam wolna od problemów. Jednak wszystko to teraz powraca ze zdwojoną siłą.
Pudełko.
Relacja z Katsu.
Przeszłość.
Ojciec.
Dlaczego człowiek, którego powinnam nienawidzić, człowiek, który mnie zostawił, człowiek, którego nie znam tak mnie interesuje? Dlaczego chcę o nim wiedzieć cokolwiek?
Zaciskam oczy, zadzieram głowę i zmieniam temperaturę wody na zimną. Przez moje ciało momentalnie przebiega coś w stylu bólu, zaczynam wydzierać się na całe gardło, nie zważając na wodę, która czasami wpada mi do ust. Stoję tak dobre kilka minut, aż brakuje mi tchu i zaczyna mnie boleć gardło. Wychodzę z kabiny i zaczynam mocno wycierać ciało ręcznikiem.
- Mei, wszystko w porządku? - słyszę pukanie, a po chwili zatroskany głos Jiro zza drzwi. Kurwa. Jestem przecież w dormitorium, moje wrzaski słyszała cała klasa.
- Tak, tak! Już wychodzę! - odpowiadam zachrypnięta i jak najszybciej ubieram się w przygotowane ubranie. Drżącą ręką otwieram drzwi i szybkim krokiem wychodzę z pomieszczenia. Przechodząc obok zmieszanej przyjaciółki łapię ją tylko na chwilę za rękę i szepczę ciche "przepraszam, kiedyś Ci opowiem". Wbiegam do pokoju, zatrzaskując drzwi i wyjmuję pudło z szafy.
Nie wiem ile czasu siedzę, uparcie wpatrując się w nie. Dziesięć minut? Piętnaście? Może pół godziny? Dlaczego to musi być tak trudne? Dlaczego nie potrafię zrobić tego na spokojnie? Dlaczego jestem taka słaba?
- Mei...
Przez drzwi wpada zdyszany Katsu. Chłopak w przeciągu kilku sekund pokonuje pokój i kuca przede mną, kładąc ręce na moich kolanach.
- Mei, kochanie... - zaczyna kojącym głosem, lecz mu przerywam.
- Dlaczego jestem taka słaba? - wyduszam z siebie te słowa ostatkiem sił. - Dlaczego nie mogę być samodzielna?
- Mei, nie możesz tak mówić. - blondyn łapie mnie za ręce i mocno je ściska. - Nie jesteś słaba, tylko wrażliwa. Nikt nie jest w stanie wiecznie ukrywać swoich emocji, to niewykonalne. Zawsze musimy znaleźć kogoś, kto nam z tym wszystkim pomoże. Kogoś, kto nas wysłucha. Od tego masz właśnie mnie.
- A-ale... - jąkam się i próbuję zatrzymać łzy zbierające się w kącikach oczu. - Nie mogę przez całe życie opierać się na tobie.
- Możesz. - Jego pełne determinacji oczy wpatrują się we mnie, skanując każdy skrawek mojej twarzy, śledzą całą wędrówkę pojedynczej łzy spływającej po moim policzku. - Zawsze i wszędzie, w każdej sytuacji będę przy tobie. Możesz tego nie chcieć, możesz mnie wyklinać, uciekać, jadnak mnie się nigdy nie pozbędziesz. - przyciska swoje wargi do mojej ręki i chwilę przytrzymuje. Po moim ciele rozchodzi się coś w rodzaju nowej chęci życia, miłe ciepło rozchodzi się po wszystkich komórkach, a z oczu znikają łzy. - Otwórz to cholerne pudło i nie duś tak tego w sobie.
Zbierając ostatki sił, przemagam się i zdejmuję wieko pudełka. Pierwszym, co rzuca mi się w oczy jest wyblaknięta kartka. Wyjmuję ją drżącą dłonią i prostuję. List. Tekst jest już dość wytarty, lecz każde słowo da się rozczytać.
Kochana Mei,
Nie wiem, kiedy będziesz czytać ten list, jednak wszystko, co tu napiszę będzie zawsze aktualne. Pamiętaj, nie zawsze możemy wierzyć w każde słowo, póki sami się nie przekonamy o jego prawdziwości.
Minęło już wiele lat od kiedy On odszedł. Wiele lat musiałaś cierpieć, ponieważ ja nie mogłam się z tym pogodzić. Przepraszałam już wiele razy, lecz chcę zrobić to jeszcze raz.
Choroba postępuje coraz bardziej, a ja nie wiem, ile jeszcze wytrzymam. Starałam się zebrać jak najwięcej szczęśliwych wspomnień i odpowiedzieć na wiele pytań, na które odpowiedzi będziesz szukać. Ja jednak mam nikłą nadzieję, że nie będziesz rozgrzebywać przeszłości za wszelką cenę. Boję się, że skończysz jak ja.
To nigdy nie była twoja wina. Nigdy nie byłaś i nie będziesz powodem, przez który On odszedł.
Jego życie było inne. Inne niż życie zwykłych ludzi. Nigdy nie był zły. Odszedł, abyś ty mogła żyć normalnie. Abyś nie była powiązana z Tym światem. Zawsze chciał abyś miała szczęśliwe życie.
Ja to zepsułam. Zepsułam każdą chwilę twojego dzieciństwa. Każdą chwilę szczęścia. Z dnia na dzień zadręczałam się coraz bardziej. Mój początkowy ból związany z brakiem Jego przeradzał się w ból związany z ranieniem ciebie. Każda chwila, kiedy byłaś smutna, doprowadzała mnie do szału.
Wybacz mi.
Mama
Z zaciśniętymi powiekami odkładam kartkę na bok i siedzę tak chwilę. Nie dowiedziałam się prawie nic. Dobra, nie spodziewałam się, że dowiem się całej prawdy, no ale dalej nic nie wiem!
Lekko zdenerwowana zaglądam dalej, przeszukując wzrokiem zawartość, natrafiam na coś wyglądającego na pluszaka. Zaciekawiona łapię za jego głowę i wyciągam go z pudła. Nie przewidziałam jednak jednej rzeczy, otóż pluszak musiał być bardzo stary, kiedy mama pakowała go do tego pudełka, a zważając na to, że minęło od tego wydarzenia jakieś dziesięć lat, to pluszak ten był w bardzo złym stanie. Z mojego gardła wyrywa się najpierw donośny pisk, by po chwili zastąpił go szczery śmiech. Wyciągając miśka za głowę, stare nici nie wytrzymały i po prostu się rozpadły, a w moim ręku została tylko jego głowa. Nie posiadająca oczu głowa z creepy uśmieszkiem. Koszmary do końca życia gwarantowane.
Rzucam oderwaną głowę gdzieś w kąt pokoju i zaglądam dalej. Zostały już tylko trzy rzeczy - dwie ramki i jakieś małe pudełeczko. Łapię za pierwszą ramkę i zgarniam zebrany na niej kurz. To, co ukazuje się moim oczom, przekracza moje najśmielsze oczekiwania.
Dość niska brunetka skąpana w blasku słońca stoi na środku plaży obok dobrze zbudowanego, wysokiego mężczyzny. Na pierwszy rzut oka widać, że są szczęśliwą parą na wakacjach. Oboje są młodzi, mają około dwudziestu lat, szeroko się uśmiechają. Ona jest ubrana w sukienkę odkrywającą ramiona, a on w szorty i podkoszulek. Może i to zdjęcie byłoby dla mnie zwykłe, gdyby nie dwa szczegóły.
Ta kobieta to moja matka.
A ten mężczyzna ma różowe włosy.
Ten mężczyzna to mój ojciec.
To mój ojciec...
Przed oczami robi mi się jakoś ciemno, ciało staje się jakby cięższe, ręce zaczynają drżeć. W jednej chwili opadam na materac łóżka, zaciskając mocno oczy.
Nigdy go nie widziałam. Nie miałam pojęcia jak wygląda. Żadnego opisu, żadnego zdjęcia czy choć słowa opisującego go. Nic.
Nic...
- Kurwa, Mei! - Katsu zrywa się na równe nogi, by zaraz pochylić się nad moim pół żywym ciałem. - Co jest?
- Już... Już jest dobrze... - mamroczę i próbuję wstać. Idzie mi to dość opornie, więc chłopak mi pomaga. - Za dużo emocji, jak na jeden dzień...
- Może odpocznij trochę? - zatroskany łapie mnie za rękę, lecz ją wyrywam, co skutkuje ponowną utratą wzroku.
- Nie. Skończę to. - uparta wyjmuję pudełeczko i powoli je otwieram. O dziwo to nie jest to, czego się spodziewałam. Byłam szczerze przekonana, że będzie tam jakiś wisiorek, a jednak jest tam coś piękniejszego.
Rzecz, którą zawsze podziwiałam. Rzecz, która zawsze towarzyszyła mojej matce. Rzecz, która zawsze mnie zadziwiała.
Pierścionek zaręczynowy.
Małe żelastwo, a tak ważne dla mojej matki. Dość szerokie i ciężkie kółko ozdobione dziwnymi wzorami i małym wilkiem zawsze przypominające jej mojego ojca, a teraz przypominające mi matkę. Biorę pierścionek między palce i przyglądam się mu uważnie. Na moją twarz wstępuje lekki, smutny uśmiech, który powiększa się z każdą sekundą. Zaniepokojony Katsu przygląda się w milczeniu, jak wkładam ozdobę na palec i zaczynam się nią bawić.
- Moje serdelki są za małe na pierścionki. - śmieję się cicho pod nosem, okręcając go wokół palca.
- Znowu ci się zaczyna ta faza? Przestań brać i daj namiary na dilera.
- Nie poddam się tak łatwo! - śmieję się głośno i podchodzę komody. - Jest! - wykrzykuję, gdy znajduję stary rzemyk. Przewlekam go przez pierścionek i zakładam na szyję. Wracam na swoje miejsce i wyjmuję ostatnią rzecz z pudełka.
W końcu jest to, na co czekałam. Zdjęcie dwójki kilkuletnich bachorków. Chłopczyka wskazującego na miejcce, gdzie znajdował się aparat i dziewczynkę gapiącą się na niego swoimi dużymi, szarymi oczami. Chłopczyk ma czerwoną pelerynę, a dziewczynka różdżkę w ręce i koronę na różowych włosach. Chłopczyk to Tenko, a dziewczynka to ja.
- Jak można być tak uroczym?! - dziwi się blondyn, łapiąc się za głowę.
- Oj nie musisz mi tego mówić... Wiem, że byłam~ - moją samopochwałę przerywa głośny jęk Bakugo.
- Dlaczego on jest taki uroczy?!
- What the fuck, myślałam, że go nie lubisz.
- Co nie oznacza, że nie mogę twierdzić, że jest uroczy. - chłopak krzyżuje ręce na piersi i posyła mi urażone spojrzenie.
- To ja załatwię wam randkę. Sobota pasuje?
~
Mieliście kiedyś tak, że próbowaliście zasnąć, lecz sen w ogóle nie przychodził, a później, kiedy już w końcu się wam to uda, przychodzą koszmary? Jeśli nie, to powinniście się cieszyć.
Po jakichś trzech godzinach kręcenia się po całym łóżku, kiedy sen w końcu uraczył mnie swoim przybyciem, przyszło najgorsze zło, jakie mogło mnie spotkać. Koszmary wróciły.
Jest piękny dzień, słońce przebija się przez korony drzew i oświetla cały salon naszego małego mieszkanka. Bawię się z mamą, układając jakieś kolorowe puzzle, gdy nagle słychać przejmujące wycie wilka. Mama w jednej chwili zrywa się na równe nogi i podbiega do komody, mamrocząc niezrozumiałe słowa. Najpierw nie widzę, co stamtąd bierze, jednak po chwili się to wyjaśnia. Kiedy kieruje się do łazienki, już wiem, co stamtąd wzięła. Nagle moje ciało staje się jakby cięższe, otępiałe. W jakby zwolnionym tempie wstaję z podłogi i biegnę za rodzicielką, gdy jednak dobiegam do drzwi łazienki ona już ma wszystko przygotowane. Moja własna matka stoi na toalecie ze sznurem owiniętym wokół szyi. Chcę zacząć krzyczeć, płakać i odprawiać inne rytułały zapobiegające temu zdarzeniu, jednak organizm ze mną nie współpracuje.
- To twoja wina!
Z gardła kobiety wyrywa się przeraźliwy krzyk, a po chwili zagłusza go głośny grzmot. Zostaję oślepiona jakimś światłem tak, że nic nie widzę, a gdy odzyskuję wzrok moje serce prawie staje. Martwa matka wisząca prosto przed moją twarzą z prawie troskliwym uśmiechem. Po chwili następuje kolejny grzmot, po którym sceneria się zmienia.
Jestem w czarnej dupie. Totalnie. Nic nie widzę, nic nie słyszę. Nie wiedząc co robić, zaczynam biec przed siebie. Widok wokół mnie zaczyna się wyostrzać i okazuje się, że biegnę przez las. Wokół siebie wyczuwam obecność innych... Ludzi? Istot? Nie, wilków. Po obu stronach, mniej więcej w odległości trzech metrów ode mnie, biegną dwa srebrno-szare wilki. Z każdym następnym krokiem wycie staje się coraz głośniejsze.
Niespodziewanie coś "wyrasta" przede mną. A raczej ktoś. Wpadam na postać schowaną w cieniu. Słychać kolejny grzmot, a błyskawica rozświetla całą okolicę. Postacią, na którą wpadłam okazuje się być Katsu. Jestem totalnie przerażona, jednak dopiero, gdy staję, moje ciało zaczyna niekontrolowanie drżeć. Blondyn przytula mnie i mocno do siebie przyciska. Staram się myśleć tylko o cieple bijącym od jego ciała, jednak nawet z tym jest coś nie tak. Moje plecy stają się coraz cieplejsze w miejscach, gdzie znajdują się jego ręce. Odsuwam się od chłopaka i spoglądam na jego ręce. Okazuje się, że cała jego lewa ręka jest we krwi. Jest czerwona niczym jego oczy.
Z mojego gardła wydobywa się ciche warczenie, nad którym nie mogę zapanować. Moje ciało przemienia się w ciało gigantycznego wilka. Wyczuwam, co zaraz nastanie, lecz nie dam rady temu zapobiec. Moje ciało wyrywa się do wyskoku, by po chwili opaść z wyszczerzonymi kłami na Bakugo. W chwili, gdy moja paszcza znajduje się idealnie nad jego twarzą, wszystkim wstrząsa ogłuszający grzmot i... Słyszę słowa. Te słowa, na które czekałam.
Budzę się.
Wokół mnie rozlewają się promienie porannego słońca, śpiew ptaków ogłasza piękny dzień. Odklejając mokry od potu materiał koszulki od ciała, wstaję z łóżka i wbiegam do łazienki.
Po godzinie wybiegam z dormitorium i lecę przed siebie. Dopiero będąc na skrzyżowaniu uliczek prowadzących do poszczególnych dormitorii się zatrzymuję.
Mam pół godziny.
Nie mam kiedy się męczyć z zaspanym wychowawcą, więc pozostaje mi tylko jedna opcja.
Ruszam pędem do bramy wyjściowej i, widząc przed sobą robota-ochroniarza, rozpędzam się jeszcze bardziej, przywołując sporo siły i rozwalam go jednym kopniakiem, wybiegając poza teren szkoły.
W tym samym czasie
Katsuki pov.
Obudziłem się dziś pół godziny wcześniej. Od razu po przebudzeniu ogarnął mnie jakiś dziwny niepokój. Zdenerwowany zwaliłem się z łóżka i już miałem iść do łazienki, kiedy moją uwagę przykuła zagięta kartka papieru leżącą na szafce nocnej. To list. Szybko przeczytałem treść naprędce zapisanych słów i momentalnie wypuściłem papier z rąk.
Nie może być.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro