Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1.30 Powrót Do Rodzinnych Stron

Informacje.

Tego mi trzeba.

Potrzebuję informacji.

Z samego rana wychodzę z pokoju, żeby zjeść szybkie śniadanie. Wczoraj odpowiedziałam Jiro o wszystkim. O dziwo, prawie nie płakałam. Przyjaciółka została przy mnie, póki nie zasnęłam.

Wyjmuję jakiś jogurt i płatki, robię kawę i siadam przy stole. Jest jakoś po siódmej i większość osób jeszcze śpi, więc siedzę w samotności. Ta, kurwa, ja i samotność. Ten związek nie ma prawa bytu w tym mieście. Widząc, kto wchodzi na piętro, przeklinam się w myślach za to, że nie wzięłam telefonu.

- Kogo moje oczy widzą? - zagaja, a ja mam ochotę wydłubać mu te zajebiście czerwone oczy łyżką. - O tej porze i już na nogach?

- Jak widać. - komentuję z wyczuwalną irytacją w głosie. Nie będę rozwydrzoną lalą, która strzela fochy, ale niech też wie, że też mam coś takiego jak uczucia.

- Wyglądasz jak... - Niech nawet nie próbuje kończyć. Wyglądam co najmniej jak gówno. Podkrążone zaczerwienione oczy, blada skóra pełna pryszczy i powyciągana piżama składająca się z krótkich spodenek i trzy rozmiary za dużej koszulki. Piękność ze mnie.

- Daruj sobie. - ucinam i wkładam naczynia do zmywarki. Kocham technologię.

- Jak moja babcia po wychowaniu piątki dzieci. - kończy i nawet będąc odwrócona tyłem, widzę ten jego cholerny uśmieszek na ryju. - A nie, czekaj. Moja babcia wychowała piątkę dzieci i wygląda lepiej niż ty.

Ja wiem. Ja jestem stuprocentowo świadoma, że mówi to, żeby mnie podręczyć. Nie robi tego specjalnie. Nie powinnam się odzywać, ani nic robić. A jednak to robię.

Nie panuję nad sobą. Chwytam pierwsze, co wpadnie mi w rękę i i rzucam tym w jego kierunku. W tych kilku sekundach lotu, z wrażenia aż rymowankę ułożyłam.

Na górze róże,
Na dole mam kołdrę,
Jebłam mu właśnie talerzem w mordę.

Blondyn w ostatniej chwili pochyla się i talerz rozbija się na ścianie.

- Przerzuciłaś się z kaktusów na talerze? Szalejsz! - śmieje się jak gdyby nigdy nic i wyjmuje sok z lodówki.

- Ugh... Pierdol się. - warczę pod nosem i odwracam się na pięcie, idąc się przebrać.

Jak tylko wychodzę z pokoju, od razu kieruję się na zewnątrz. Informacje. Znajdę je tylko w jednym miejscu. Jestem już prawie przy bramie wyjściowej, gdy zatrzymuje mnie robot-ochroniarz. Kurwa.

- Proszę o identyfikator. - skrzeczy. Pieprzona technologia. Wyjmuję z kieszeni plakietkę, którą dostaliśmy na początku roku i wystawiam ją przed siebie. - Brak zgody na wejście, uczniu 409. Proszę o powrót do dormitorium.

- Już, kurwa, idę. - warczę pod nosem i wracam skąd przyszłam. W połowie drogi jednak zmieniam kierunek. Potrzebne mi pozwolenie.

Prawie biegnę w stronę największego budynku na terenie mieszkalnym. Szybko wchodzę do środka i kieruję się na prawo. Wyjeżdżam na ostanie piętro i zaczynam dobijać się do drzwi. Czemu on, kurwa, nie otwiera?! W końcu moja cierpliwość się kończy i po prostu otwieram drzwi. To, co zastaję za drzwiami, rozwiewa moje wątpliwości. Ląduję w ciemnej sypialni, w rogu stoi biurko z laptopem z kotem na pulpicie, ściany zawalone są plakatami różnorodnych rodzai kotów, a na gigantycznym drapaku śpi dwójka czarnych kotów. To na pewno pokój Aizawy. Żółty śpiwór na łóżku to potwierdza.

- Ten to ma niedźwiedzi sen... - mamroczę pod nosem. - Psorze, pobudka. - Mężczyzna bełkocze coś przez sen. I to niby my wczoraj coś piliśmy. - Wstawaj, kurwa! - krzyczę i o mało co nie dostaję zawału serca. Śpiwór momentalnie odwraca się w moją stronę z rządzą mordu w oczach.

- Sprzątanie piętra koedukacyjnego za wulgaryzmy.

- No chyba, kur... - przerywam, nie chcąc zarobić drugiej kary. - No chyba nie.

- Tak. Czego? - wychowawca siada na brzegu łóżka.

- Przyszłam poprosić o pozwolenie na wyjście. - odpowiadam już spokojnie.

- W jakim celu?

- Musze pojechać do Aname.

- W jakim celu?

- Potrzebuję dowiedzieć się kilku rzeczy.

- W jakim celu?

- W celu, kurwa, dowiedzenia się kilku rzeczy! - denerwuję się.

- Dobra. Możesz jechać. - I już? Serio? Zadał mi trzy takie same pytania i od razu pozwolił? Byłam szczrsze przekonana, że zajmie mi to więcej czasu.

- Dziękuję, psorze. - kiwam głową i idę do drzwi. Jednak w progu zatrzymuje mnie jego głos.

- Na poniedziałek piszesz o kulturze języka. Co najmniej trzy kartki. - Wiedziałam, że mnie udupi. Mam już zamknąć drzwi, ale mężczyzna jeszcze nie skończył. - Uważaj na siebie.

- Dziękuję, miłego dnia. - wychodzę. - Co ty tu, kurwa, robisz?!

Od razu za drzwiami spotykam się z czymś twardym. Bakugo.

- Pięć kartek! - krzyczy Aizawa zza drzwi.

- Przyszedłem odwieźć ulubionego nauczyciela. - rzuca sarkastycznie. Bez słowa wymijam go i wychodzę z budynku. Debil.

Od razu biegnę do bramy, pokazuję plakietkę zazwalającą na wyjście i ruszam na przystanek. Mam trochę drogi do dworca i wolę pojechać tam autobusem. Wkładam słuchawki do uszu i czekam na pojazd, który, na moje szczęście, przyjeżdża po kilku minutach. W środku nie ma tłoku, więc mogę spokojnie usiąść.

Już mamy dojeżdżać, kiedy ktoś jeszcze wsiada. No chyba nie. Stawiam swój plecak na siedzeniu obok i dalej przeglądam social media. Jednak ten uparty debil zdejmuje torbę i siada obok. Próbując być niewzruszona tym zachowaniem dalej uparcie przyglądam się durnym obrazkom z internetu.

Karmelek
już pięknie wyglądasz

Karmelek
czemu nie chcesz gadać

Karmelek
meeei

Ja
Spierdalaj.

Tak naprawdę jestem słaba. Tak naprawdę cały czas mu się przyglądam i zmuszam, żeby nie wyjąć tych słuchawek. Jednak wszystko to idzie na marne.

Karmelek
mei kochanie porozmawiaj ze mną

Chłopak bezczelnie wyrywa mi telefon i przy okazji słuchawki i chowa go do kieszeni.

- Oddaj.

- Pogadaj ze mną.

- O czym niby?

- Czemu jesteś wkurzona?

- Nie jestem.

- Jesteś. - chłopak kładzie mi rękę na kolanie, przez co cała się spinam. - Jesteś. O co chodzi?

Nie powiem tego. Nie. Muszę wymyślić coś innego. Muszę spiąć dupę i nie pokazywać, że mnie to ruszyło. Wiem!

- To przez wczorajszy dzień. - zaczynam cicho. - Jak chodziłam do sklepu, spotkałam Tomurę. - Twarz Katsu jakby ciemnieje i zaczynam żałować, że mu o tym powiedziałam. - Dobrze wiesz, że nic mi nie zrobi. To mój brat.

- To złoczyńca. - cedzi przez zęby. On niczego nie rozumie.

- Dobra, to nie ma sensu, jeśli masz mieć do niego problem. - warczę i odwracam się do okna. Mam dość ciągłego tłumaczenia mu, że Shigaraki to moja rodzina i mu ufam.

- Przepraszam, nie chciałem. - łapie mnie za rękę i ściska. - Mów dalej.

- Ani słowa, póki nie skończę. - rozkazuję i opowiadam mu o spotkaniu. Pod koniec blondyn jedynie kiwa głową.

- Czyli, że znaliście się w dzieciństwie. - komentuje zamyślony. - I chcesz znaleźć te rzeczy u Aname? - kiwam głową i nic nie mówię. - Spoko.

Serio? Czy dzisiaj wszyscy mają jakiś dzień zgadzania się na wszystko czy jak? Kij z tym, ważne, że dał mi spokój.

Dojeżdżamy na dworzec i wsadamy do pierwszego pociągu który jedzie do mojego rodzinnego miasta. Podbijam kartę i szukam wolnego miejsca. O tej porze sporo ludzi jedzie do pracy albo na weekend do rodziny, więc jest dość tłoczno.

- Aname wie, że przyjedziesz? - pyta się blondyn, na co kręcę głową.

- Wpadłam na to dziś rano. I tak zawsze jest w domu dziecka, więc to nieważne.

- A co jeśli nie będzie miała żadnych twoich rzeczy? Nie zabrałaś wszystkiego? - No właśnie... To jest możliwość, o której nie chcę myśleć. Jednak podświadomię czuję, że coś przede mną ukryła. Zrobiła to "dla mojego dobra", bo wiedziała, że tak, jak nie szukałam nigdy ojca, tak innych mogłabym szukać. Po śmierci matki postanowiłam sobie, że wolę żyć w niewiedzy i nie będę próbować go znaleźć. Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym go spotkała, ale wiem jedno. Złamałam swoje postanowienie.

Będę szukać ojca za wszelką cenę.

- No cóż, jeśli tak będzie, to zobaczysz sobie jak mieszkałam przez ostatnie dziesięć lat.

Próbuję jakoś wygodnie się usadzić, ale te siedzenia są jakieś, kurwa, upośledzone.

- Wiercisz się jak kot z owsikami. - komentuje siedzący obok Bakugo.

- Patrz, żebyś ty tych owsików się nie nałapał. - posyłam mu mordercze spojrzenie i kapituluję, kładąc głowę na jego ramieniu i podkurczając nogi. Jest znośnie. - Jak dojedziemy, możesz mnie obudzić.

~

Po trzech godzinach jazdy, chłopak mnie budzi i wysiadamy z pociągu. Rozglądam się po dworcu i przypominam sobie, jak przychodziłam tu, marząc o ucieczce od wspomnień.

Zaczynam się cieszyć, że Katsu przywlókł się za mną. Potrzebuję wsparcia. Łapię go za rękę i idę w dobrze znaną mi stronę. Droga do domu dziecka nie trwa długo, po dziesięciu minutach zza rogu wyłania się spory, błękitny budynek.

- Witaj w miejscu, gdzie żelki znikają z prędkością jeszcze szybszą ode mnie słyszącej wołanie na jedzonko. - Wskazuję ręką na placówkę. - Inni nazywają ją "Słonecznym Azylem", albo, jak wolisz, bidulem, przytułkiem, domem dziecka.

- Wygląda przytulnie.

- Zobaczymy co powiesz po wejściu. - ciągnę go do drzwi i wchodzimy do portierni. - Siemson, Tsubasa.

- Mei? Aisaka, po co ty tu wracasz? Znudziło ci się życie w samotności? - Tsubasa Komoko, kocham tego człowieka. Odkąd tutaj przyjechałam, zawsze pilnował portierni. Zawsze pomagał mi przy sprzeczkach z Aname i zawsze mogłam z nim o wszystkim pogadać.

- Jeśli już to bardziej chcę wrócić do samotności. Mam sprawę do Aname. Możemy wejść? - Wskazuję na Bakugo stojącego jakieś dwa metry dalej. Tsubasa podaje mi notatnik, do którego musi się wpisać każda wchodząca i wychodząca osoba. Szybko wpisuję nas i wchodzimy dalej.

Aname skończyła profil wsparcia w U.A., jednak nie mogła znaleźć pracy i w końcu trafiła tutaj. Jest przede wszystkim opiekunką, lecz także uczy. Prowadzi zajęcia w specjalnym warsztacie, znajdującym się na tyłach budynku i właśnie tam się kierujemy. Wychodzimy tylnymi drzwiami do ogrodu.

Przez kilka lat właśnie tutaj spędzałam większość czasu. Gigantyczna śliwa, która nigdy nie owocowała, była moim azylem. Tam przesiadywałam całymi dniami, a czasami i nocami. Byłam tylko kilkuletnim dzieciakiem, szukającym schronienia na tym okropnym świecie. Nikt wtedy nie chciał się ze mną bawić, ani rozmawiać. Ba! Oni się mnie bali! Dlatego też w wieku trzynastu lat zaczęłam włóczyć się po mieście, coraz mniej czasu spędzając w domu dziecka. Wracałam dopiero na noc i to dopiero, gdy wszyscy spali. Będąc coraz bardziej "mroczną" postacią, zyskałam coś w stylu szacunku. Młodsi się do mnie nie zbliżali, rówieśnicy mi zazdrościli, a starsi nawet czasem do mnie zagadywali. Chodziłam na przedmieścia i szukałam opuszczonych budynków. A tam ćwiczyłam. Dawałam z siebie wszystko. Starałam się. Postawiłam sobie jako cel dostanie się do U.A.. I to zrobiłam.

- Kurna, duże to. - słyszę komentarz Katsu na widok obszernego ogrodu. Może i ma rację, ale ja się przyzwyczaiłam do sporego placu zabaw, ogródka warzywnego i altanki. No i dużej "szopy" w kącie. Podchodząc bliżej dochodzą do mnie dźwięki uderzeń i spawania. Dobra, teraz tam wejść i nic nie wysadzić w powietrze. To będzie wyzwanie.

- Yoshida nie dodawaj tego~ - w momencie, kiedy otwieram rozchybotane drzwi, słyszę krzyk Aname i zaraz potem dość potężna eksplozja odrzuca mnie do tyłu tak, że padam na ziemię i ląduję na klatce piersiowej Bakugo.

- I to jest dom dziecka? - pyta ironicznie blondyn i wskazuje na wyrwane z zawiasów drzwi. - Jak dla mnie to bardziej naszą budę przypomina.

- Aname jest po U.A.

- Tak, jestem po U.A.. Po kiego tu przyjechaliście, złamasy moje kochane? - w otworze po drzwiach pojawia się Aname w fartuchu roboczym. Jest cała czarna od wybuchu, a włosy odstają jej na wszystkie strony.

- Przepraszam, Aname... - z kłębów dymu wychodzą inni, a jakiś chłopak staje obok opiekunki. Wygląda mniej więcej na mój wiek, jest dobrze zbudowany i ma chyba blond włosy, ale przez to, że jest cały czarny, nie jestem tego pewna.

- Nie denerwuj mnie Yoshida! - kobieta uderza go w tył głowy. - W końcu puścisz nas wszystkich z dymem!

- No ale ja... - próbuje się tłumaczyć, lecz znowu dostaje po głowie.

- Tane, ja dobrze wiem, że ty nie myślisz i jesteś pierdołą. - Aname łapie go za ramiona i patrzy mu w oczy. Biedaczyna cały trzęsie się pod wpływem jej spojrzenia. - Jednak nie zwalnia cię to z odpowiedzialności za zdrowie przebywających w twoim otoczeniu. Masz to wszystko posprzątać i nie wywołać przy tym kolejnego wybuchu. Inaczej zabronię ci przychodzenia na zajęcia.

- No dobrze, dobrze. - mamrocze pod nosem i odwraca się do wejścia. Czarnowłosa jednak zatrzymuje go.

- A może byś przeprosił gości i mówił wyraźniej?

- Przepraszam za wszelkie szkody fizyczne, na jakie was naraziłem i wszelkie niedogodności. Obiecuję następnym razem bardziej uważać. Wybaczcie idę posprzątać swój bałagan.

- Także, z jakiej okazji widzę te wasze krzywe mordeczki, moi kochani? - odzywa się czarnowłosa, jak tylko chłopak znika w warsztacie.

- Mam sprawę. - Mówię poważnie, na co kobieta kiwa głową. Biorę głęboki wdech i ściskam drżące ręce w pięści. Dlaczego się tak denerwuję? Czuję jak ręka Bakugo oplata mnie w pasie i trochę się uspokajam. Nienawidzę tego, jak na mnie działa. - Potrzebuję rzeczy po matce. Pamiątek, jakiś pamiętników czy listów.

- Ale dostałaś już wszystkie pocztówki i pamiątki z podróży. - widzę, że coś ukrywa. Jej oczy, unikające mojego spojrzenia, ją zdradzają.

- Wiem, że coś jeszcze masz. Musisz mieć. - Mówię cicho, głos zaczyna mi drżeć. Za dużo wrażeń, jak na moją głowę. - Pokaż mi. - przy następnych słowach kłębiące się we mnie od kilku dni emocje wybuchają. - Pokaż mi! - wrzeszczę, łzy zaczynają ciec mi po policzkach, a ja bezwiednie wciskam twarz w bok Katsu. Jestem słaba.

- Najpierw się uspokój. Nie dam ci nic w takim stanie. - odpowiada po kilku sekundach. - Idźcie do altanki, zaraz przyniosę herbatę i coś do jedzenia.

Puszczam w końcu koszulkę czerwonookiego i powoli idę w stronę drewnianej konstrukcji. W połowie drogi jednak skręcam w prawo i kieruję się w inne miejsce.

- Wieczna Śliwa... - podchodzę do drzewa i dotykam jego pnia. Kora pod wpływem mojego dotyku odpada. Nie myśląc długo, robię to, co robiłam w dzieciństwie. Zmieniam się w małego ptaszka i wzlatuję na najniższą gałąź, znajdującą się jakieś cztery metry nad ziemią. Przysiadam na niej i rozglądam się dookoła.

- Mei, co ty robisz?! - słyszę krzyk Katsu z dołu, jednak nie reaguję. - Złaź stamtąd, ono jest doszczętnie spróchniałe!

Zmieniam się w człowieka i siadam, nie zważając na głośne trzeszczenie. Jednak skutek jest fatalny. Trzeszczenie staje się coraz głośniejsze, aż gałąź pęka i spada na ziemię. A ja razem z nią. Z mojego gardła wydobywa się głośny pisk. Zaciskam oczy i się kulę w oczekiwaniu na twarde zderzenie z ziemią, ale tak się nie dzieje. W ostatniej chwili mocne ręce łapią mnie w locie i upadamy kilka metrów od gałęzi. Ląduję na Katsu, który mnie uratował. Próbuję unormować przyspieszony oddech i szaleńczo bijące serce.

- Nic ci nie jest?

Blondyn podnosi głowę i zgarnia mi włosy z twarzy. Jego zakurwiście czerwone oczy patrzą na mnie z troską. Przewracam się na plecy i kładę obok patrząc w niebo.

- Moja biedna Wieczna Śliwa... - mamroczę pod nosem. Czuję dalej na sobie palące spojrzenie chłopaka, więc postanawiam go jakoś uspokoić. I to nie tak, że ja w środku wrzeszczę, płaczę i robię tym podobne rzeczy. Życie nauczyło mnie być dobrą aktorką. No czasami emocje mi przy tym przeszkadzają. - Kurde, to ja aż tak przytyłam przez te trzy lata? Trzeba przejść na dietę.

- Aisaka i dieta? Nigdy w to nie uwierzę. - słyszę za sobą dobrze mi znany głos.

- No wiesz, pięć paczek żelków na dzień, zamiast sześciu. - próbuję się zaśmiać, jednak słabo mi to idzie, ale ten rudzielec i tak będzie się cieszyć.

- Jesz tylko sześć paczek?! Jak to?!

- On mi zabrania! - pokazuję na leżącego obok Katsukiego. Chłopak nie wie co powiedzieć, więc po prostu wstaje i wzrusza ramionami.

- Nie chcę zbankrutować. - mamrocze i przygląda się osobom przed nim. Słyszę, że ktoś tam jeszcze jest. I domyślam się nawet kto.

- Aisaka... Przytyłaś. - słyszę skrzeczenie pewnej pustoblond dziwki.

- Sakura... Dalej wypychasz sobie stanik papierem. - wstaję i macham do niej sztucznie.

- Nie prawda! - protestuje piskiem. Kocham tą zabawę.

- To co ci wystaje spod bluzki? - pytam złośliwie, na co blondyna z przerażeniem patrzy na swój dekolt, sprawdzając, czy aby napewno nie mam racji. - Wygrałam. Zawsze się na to nabierasz.

- Mamy herbatę i ciastka. Chodźcie usiąść. - odzywa się wesoło Maiko i ruszamy do altanki. Przez tą całą sytuację zeszły ze mnie trochę nerwy.

- Dobra to, żeby nie było to jest największy dupek i bipolar tego świata, przez niektórych nazywany Katsuki Bakugo. - Wskazuję kciukiem na idacego kilka kroków dalej chłopaka. Jednak ten jest już oblegiwany przez Sakurę. He he, pomęczysz się trochę.

- Maiko Kaori, była współlokatorka. - przedstawia się rudzielec, na co Katsu jedynie kiwa głową.

- A my się już poznaliśmy. Prawda, przystojniaku? - Sakura wiesza mu się na ramieniu, co zostaje przyjęte dezaprobatą Bakugo.

Ja
Uważaj na kieszenie. To coś ma już sporą kartotekę za kradzieże.

Chłopak posyła mu zdziwione spojrzenie i stara się ukryć telefon przed dziewczyną.

Karmelek
z kim ty się kurwa zadajesz

Siadamy przy stole i rozmawiając, pijemy herbatę. To znaczy ja i Maiko sobie rozmawiamy o szkole. Sakura jest zajęta monologiem o tym, jak to ostatnio była u kosmetyczki, a Katsu wbija w nią mordercze spojrzenie i co chwila strzepuje jej dłoń ze swojego uda.

Po kilkunastu minutach rozmowy do ogrodu wchodzi Aname z jakimś pudełkiem. Automatycznie serce mi przyspiesza, a oddech staje się nierówny.

- Yoshida! - krzyczy i z warsztatu wyskakuje blondyn. - Jak skończysz ogarniać ten burdel to zabierzesz tą gałąź do drewutni!

- Od kiedy ona go tak męczy? - pytam się cicho Maiko. Szkoda mi chłopaczyny.

- Przyjechał na początku maja. - informuje mnie. - Ma potencjał na bycie dobrym inżynierem, ale wiecznie coś mu nie wychodzi.

- Jak się jest pierdołą to i nie wychodzi! - komentuje opiekunka, siadając przy nas. - Przepraszam cię, Mei, ale nie mam dużo czasu. To znaleźliśmy w starym mieszkaniu. Przeczytałam tylko liścik i ukryłam to czym szybciej od policji. Miałam ci to dać, kiedy będziesz gotowa. I chyba w końcu jest ten czas. Należą ci się wyjaśnienia i powinnaś je tu znaleźć. Tylko mam jedną prośbę. Musimy porozmawiać na osobności. - mówi z naciskiem i pozostała trójka posłusznie odchodzi dalej. Jednak Katsu robi to z oporami.

- Chodź tu, zakochańcu. - ciągnie go Maiko. Chłopak tylko klnie pod nosem i także odchodzi.

- O co chodzi? - pytam się niepewnie.

- O ciebie. Tylko i wyłącznie ciebie. - tłumaczy i łapie mnie za rękę. - Martwię się. To znaczy jestem szczęśliwa, że w końcu się odnalazłaś w nowym towarzystwie. Masz kochającego chłopaka.

- To nie jest mój chłopak. - przerywam i zamykam oczy.

- Widzę jak na siebie patrzcie.

- Nic z tego nie będzie.

- Mitsuki mi o nim dużo mówiła. Wiem, że ma problemy z okazywaniem uczuć, ale ty go zmieniłaś. Zależy mu na tobie. - siedzę cicho. Może i go zmieniłam, ale on i tak nie czuje tego co ja. - Dobra, widzę, że mi nie wierzysz. To się jeszcze ułoży. Ale wracając, uczysz się dobrze. Masz duże możliwości. Jednak widzę, że czasami sobie nie radzisz z emocjami. Nie możesz ich w sobie ukrywać. Możesz przy mnie udawać, ja i tak to widzę. Ale chodzi mi o jedno. Nie poddawaj się. Nie załamuj się. Nie rozgrzebuj przeszłości.

- Ale... - zaczynam, lecz po chwili przerywam. Powiedzieć jej? Chyba nie mam innego wyjścia. Opowiadam jej o bracie, o wsztkich naszych spotkaniach. O mojej przemianie w gigantycznego wilka. Kobieta słucha w ciszy. Gdy kończę kiwa tylko głową.

- O większości tych rzeczy wiedziałam, ale dziękuję, że w końcu to powiedziałaś. - stwierdza spokojnie. - Jak mówiłam, nie mam wiele czasu na zajęcie się wami. Weź to pudełko, ale otwórz je dopiero w domu. Nie wiem, co tam jest, ale zrób to na spokojnie.

- Dziękuję. - Mówię tylko i przytulam ją mocno.

Żegnamy się z moimi dawnymi współlokatorkami i wychodzimy z budynku. To znaczy Katsuki zaraz po wyjściu wraca, ponieważ nagle zniknął mu portfel. Gdy tylko wraca kierujemy się na dworzec.

- Możemy jeszcze nie wracać? Pokaż mi miasto. - prosi blondyn, na co od razu się zgadzam. Też nie mam ochoty teraz wracać. Jest pierwsza, a pociągi odjeżdżają co godzinę, więc nie musimy się spieszyć.

Chodźmy po różnych knajpkach, kawiarniach, parkach i jakiś innych miejscach. Pokazuję mu nawet miejsce, gdzie kiedyś stała kamienica, w której mieszkałam. Teraz znajduje się tam gigantyczny wieżowiec i prawie nic nie zostało z moich wspomnień. Po kilku godzinach włóczenia się idziemy do parku, blisko dworca. Zaczyna się ściemniać i robić chłodniej. Siadamy na fontannie i rozglądamy się dookoła.

- Katsu? - odzywam się cicho, kiedy chłopak łapie mnie za rękę i jeździ kciukiem po wewnętrznej stronie.

- Hm? - odwraca się w moją stronę i patrzy mi w oczy. Zakurwiście czerwone oczy, w których odbija się moja niepewna mina. - Co się stało? - Na jego twarz wstępuje niepokój, a palec nieruchomieje. Oto nadszedł czas zjebania tego wszystkiego.

- Co jest pomiędzy nami?

- Ale w jakim sensie? - chłopak udaje, że nie rozumie, jednak ja wiem, że wie, o co mi chodzi.

- Dobra, nieważne. Zapomnij. - wstaję i rozglądam się dookoła.

- Nie. - łapię moją dłoń i przyciąga do siebie, tak, że stoję pomiędzy jego nogami. - Przepraszam. Nie wiem, co jest pomiędzy nami. Sam się w tym wszystkim gubię. Nie chcę cię zranić i, przepraszam, ale nic ci nie będę obiecywał. Sam siebie za to nienawidzę. Nie chcę mówić pustych słów, więc, proszę, poczekaj i daj mi szansę. - całuje mnie w czoło. - Daj mi czas na poukładanie tego chaosu.

I tak właśnie mój nikły płomyczek nadziei rozbłysł nowym, jaśniejszym światłem.

~

Do miasta wróciliśmy około dziesiątej. Złapaliśmy ostatni autobus jadący pod szkołę i wróciliśmy do dormitorium. Jednak to nie był koniec dnia. Zaraz za drzwiami czekała na nas pewna osoba.

- Bakugo, sprzątasz piętro koedukacujne przez najbliższe dwa tygodnie. Od wtorku. W poniedziałek sprząta Aisaka. - takie powitanie szykuje nam Aizawa. - Ciesz się, że mamy dobry rocznik na profilu wsparcia i nie będziesz fundował nowego robota. Dobranoc.

Mężczyzna wychodzi, a my stoimy jak głupi.

- Czy ty spierdoliłeś stąd bez pozwolenia? - pytam unosząc brwi. Chyba nic mnie nie zdziwi.

- Nie mogłem pozwolić, żebyś jechała tam sama.

- Jesteś idiotą do kwadratu.

_______________________________________

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro