1.29 Jednostka Do Zadań Specjalnych im. Mei Aisaki
Na Wielkiego Gumiżelka, nie... Ja już nie chcę... Stop. Ja chcę! Ja bardzo chcę! Będę się bawić! Muszę się bawić! Po kilku minutach dziewczyna wraca z jakimś pudełkiem. Gdy je otwiera ukazują się nam...
- Patyczki po lodach?
Takie reaguje większość z nas, a przynajmniej tak mi się wydaje. Jedynie Kirishima wypowiada te słowa na głos.
- Otóż nie! - zaprzecza poważnie. - To są RÓŻOWE patyczki po lodach!
- A, to jest różnica... - ironizuję i zabieram jej pudełko. - Jeden, pięć , osiem, dwanaście... - czytam cyferki napisane na górnych częściach patyczków. - Liczyć będziesz nas uczyć? Ja wiem, że nie jestem orłem z matmy, ale bez przesady.
- To jest super gra!
- Majca? Nie. Nie wydaje mi się.
- Gra Mistrza Gildii!
- Gra Mistrza Debili? O takiej nie słyszałem. - wtrąca się Katsu. Jakiś on dzisiaj nadzwyczajnie miły i wesoły jest.
Nie, nie, nie. To nie to. Błagam niech to nie będzie to. Tylko nie ta chora gra. Moje marzenia odchodzą w niepamięć, kiedy Hagakure zaczyna tłumaczyć zasady. To jest, kurwa, to. Najbardziej nieobliczalna gra świata. Dla tych, co nie znają: losujesz patyczek z numerkiem, jest też jeden z napisem "lider". "Lider" wybiera sobie numerek i daje mu wyzwanie. Jakie tylko zechce. Może kazać dwóm numerkom się pocałować, nawet jeśli są to dwie dziewczyny. "Lider" daje trzy zadania, po czym losuje się ponownie. I tak w kółko.
Jeśli ktoś skończy w ubraniach to będzie dobrze.
- Okey, czyli każdy rozumie? - pyta się Mina po zakończeniu tłumaczenia zasad. Większość kiwa zgodnie głowami, więc zaczynamy. Losujemy numerki i oczekujemy na pierwsze zadanie.
- No dobra, mam "lidera". - Zgłasza się Shouji. Dobra, może przynajmniej początek będzie spokojny. - Numerek dwa ma przytulić numerek jedenaście.
Upsik. Jestem jedenastką. Kto kuźwa jest dwójką?!
- To kto będzie tym szczęśliwcem? - wstaję z kanapy i rozkładam ręce. Przez kilka sekund nikt się nie rusza. Aż w końcu "dwójka" wstaje. O kurwa.
- To jest niemoralne.
- Moje życie jest, kurwa, niemoralne. - prycham i popieram ręce na biodrach. - Przytulaj, robocie, i nie pierdol.
Iida przez chwilę się waha, jednak niepewnie podchodzi do mnie i lekko mnie przytula.
- Ty to, kuźde, gigant jesteś. - mamroczę, zadzierając głowę. Metr osiemdziesiąt to, jak dla mnie, za dużo.
Przewodniczący szybko się ode mnie odsuwa i widzę buraka na jego twarzy. Cnotka. Siadamy na swoje miejsca i czekamy na kolejne zadania.
¬ (Tutaj będę sporo przeskakiwać, bo jestem leniwa i nie chce mi się wszystkiego opisywać. Tak więc macie te najdurniejsze pomysły. - A/N)
- Temps pour moi! [Teraz moja kolej!]
To będzie porażka. Zadania od Aoyamy to będzie zło. Totalne zło.
- Numer siedem. - Sero niepewnie podnosi rękę. Niech moc będzie z tobą, przyjacielu. - Powtórz po mnie. Enfoncer moi de cette classe putain. Wszyce sont malades. Kaminari au tonnerre, pédophile minifig pour les chiens, toutes les femmes sans vergogne se déshabillent et personne n'apprécie mon beau caractère. - Aoyama mówi te zdania z taką prędkością, że wydaje się, jakby mówił je codziennie. Chociaż może to robi, co go tam wie.
Hanta dwukrotnie próbuje je odtworzyć, jednak bezskutecznie. Język tak mu się plącze, że ledwo co wypowiada pojedyncze słowa. W końcu się poddaje.
- Nie ma szans, nie zrobię tego.
- W takim razie kara. - Hagakure klaszcze w dłonie. - Każdy kto nie wykona zadania, zdejmuje koszulkę.
¬
- Numer dziewięć jest koniem, numer czternaście jeźdźcem. Dwa kółka wokół salonu. - Takie zadanie pada od Miny. Z kanap wstają Kirishima i Sato. To będzie ciekawe.
- Żee ja mam na nim usiąść i "jechać"? - pyta się niepewnie Kiri, a ja się nie powstrzymuję i zaczynam chichrać.
- W tej kwestii daję wam wolną rękę. Zaiterpretujcie to jak chcecie. - śmieje się różowowłosa.
- Ale ty tak na serio?
- A wolisz siedzieć do końca gry bez koszulki i robić durniejsze wyzwania? - pyta się Kiri.
- Przy drugim nie zrobionym zadaniu, zdejmujemy spodnie! - dodaje Toru, a ja parskam jeszcze większym śmiechem.
I tak oto Eiji ląduje na plecach Sato chodzącego na czworaka wokół salonu.
¬
- Numer cztery przytula numer... - wymyśla zadanie Tsuyu, która w końcu, pod dwóch godzinach, odkleiła się od Yaomomo. Czyli Kami też powinien odkleić się od podłogi, lecz znając jego mógł zasnąć i nie jest tego świadomy. - ... Pięć.
Jakie jest nasze zdziwienie, kiedy numer piąty wstaje, trudno opisać w kilku słowach. Czwórka, czyli Midoriya stoi na środku koła z rozdziawioną gębą i nie wie co się dzieje. Piątka nagle zrywa się z miejsca, szybko go przytula i wraca na kanapę.
- Zawsze wierzyłam, że Tododeku istnieje! - krzyczy Uraraka, jednak jest cała czerwona. Czyżby zazdrosna? Wszystkie dziewczyny, łącznie ze mną, zaczynają piszczeć jak pojebane i przybijać sobie piątki. To się nazywa atak yaoistek.
¬
Tym razem "liderem" jest Ochaco.
- Numer szesnaście zakłada majtki na spodnie i udaje superbohatera.
- Muszę? - próbuje się wymigać Sero.
- Albo Kapitan Majtas, albo goła klata. - wtrącam się ze śmiechem. Moja glupawka przekroczyła jakiekolwiek granice już godzinę temu, zaraz po tańcu brzucha Kiriego.
- Nie wierzę, że to robię... - chłopak idzie do swojego pokoju i po chwili wraca z bielizną założoną na spodnie. - Nigdy więcej gier z wami. Nigdy.
¬
- No w końcu ja... - Kirishima klaszcze w dłonie i szeroko się uśmiecha. Już tylko ja i Bakugo nie byliśmy "liderami". - No to, numer sześć siada na kolana numerowi siedemnaście i go przytula.
Szóstka to ja.
- Teraz się przyznawać, komu zmiażdżę kolanka? - chichoczę i wstaję z miejsca. I widzę dość niebezpieczną rzecz. Czerwoną twarz Deku. A był taki uroczy. Żegnaj, kolego. - Czyli ty. - Wskazuję na niego palcem. Zielonowłosy siedzi na krześle, więc szybko do niego podbiegam i usadawiam się na kolanach. - Nie to, że coś, ale masz jakieś pięć sekund na ucieczkę. - szepczę mu do ucha i wzrokiem wskazuję na Katsu zaciskającego pięści. I mordującego Midoriyę wzrokiem. - Miło było. Czas spierdalać.
- K-Kacchan... Aaa!~ - Izuku zrywa się z miejsca i ucieka z krzykiem do pokoju, a Bakugo zaraz za nim, wykrzykując jakieś przekleństwa.
- To miłość... - wzdycha siedząca obok mnie Momo, na co rzucam jej zabójcze spojrzenie. - Oj no pasujecie do siebie...
- Pasujemy do siebie tak, jak ogórek kiszony do musztardy.
¬
- Grzmot przyszedł! - krzyczę na widok zaspanego Kaminariego. A nie mówiłam, że zasnął? Ja mam zawsze rację. - Idealnie! Teraz losujemy, siadaj, Bro!
- Coś czuję, że dużo mnie ominęło. - blondyn drapie się po karku i siada na wolnym krześle. Niestety Deku do nas nie wrócił. Szybko wyjaśniamy spóźnialskiemu zasady i losujemy numerki. Mi trafia się lider. Nareszcie!
- Dooobra... - muszę chwilę się zastanowić nad wyzwaniem. - Numer piętnaście ma za zadanie... Hmm... Wiem! Masz zagrać jakąś piosenkę uderzając w swoje poślady aż ktoś zgadnie tytuł!
Cały nasz tłum zaczyna się śmiać, a Kaminari, jak gdyby nigdy nic, zaczyna bębnić w swoje pośladki. Najpierw idzie mu to opornie, jednak stopniowo się rozkręca. Większość z nas cichnie, słychać tylko pojedyncze chichoty. Dobrze wiem co "gra", jednak to jest tak śmieszne, że aż szkoda przerywać.
Lecz w pewnym momencie wszyscy przerywamy słuchanie Symfonii Kaminariego i się prostujemy. Tylko blondyn zajęty swoim wyzwaniem, kelpie melodie z zamkniętymi oczami. A wszystko to przez osobę, która wchodzi do dormitorium. Mężczyzna zamyka drzwi i z konsternacją na twarzy przygląda się sytuacji rozgrywającej się przed nim.
Niczego nie świadomy Denki w końcu kończy swój występ.
- Naprawdę jesteście tak głusi, że nie tego nie rozpoznaliście? - pyta się rozśmieszony. Mam już mu pokazać naszego "gościa", jednak on odzywa się przede mną.
- No najlepsze wykonanie "Odd Future" to, to nie było. - komentuje, po czym przywołuje nas ręką. - Ustawić się w kolejce. Natychmiast.
Nie wiedząc, o co chodzi, wstajemy z miejsc i podchodzimy do niego i ustawiamy się zgodnie z numerami z dziennika. Mężczyzna wyjmuje z kieszeni jakieś urządzenie, które po chwili rozpoznaję.
- Dmuchać.
- Psorze, czy pan nas ma za alkoholików? - pytam z pełną powagą unosząc brwi. Większość osób dopiero teraz ogarnia, co on trzyma w ręce i zaczynają się śmiać.
- "Flaga" nad drzwiami i to coś, co przed chwilą widziałem, pozwala mi myśleć, że wypiliście co najmniej o pół litra za dużo.
- Dobra, kampanio, słuchać poleceń przełożonego. Dmuchać ile sił w płucach! - wykrzykuję już ze śmiechem. Tak jakoś się dzisiaj przyjęło, że zostałam "przywódcą tej jednostki". Lepiej nie pytać.
I tak oto po przebadaniu całej klasy Aizawa wychodzi z budynku, a my wracamy do zabawy.
- A może psor się do nas dołączy? - krzyczę, gdy wychowawca ma już zamykać drzwi.
- Dziękuję, ale z obawy o własną godność i zdrowie nie przyjmę tej propozycji. - odpowiada. - Ale jak tylko dostanę jakąś skargę na wasze głośne zachowanie, to możecie się od razu pakować.
¬
- Numer siedem... - To ja! Wiem, że jeszcze nie powinnam, ale wstaję uradowana z miejsca. - całuje w policzek... - Momentalnie siadam z powrotem na kanapę. - numer osiemnaście.
- Mam takie pytanie. - odzywa się Katsu. Oho, czego on chce. Znowu kogoś pobić? - Czy przy takim zadaniu osoba, która ma być, dajmy na to, całowana, może zdjąć koszulkę i nie będzie trzeba robić zadania?
- Emm... - Hagakure przez chwilę myśli nad odpowiedzią. Po co mu taka wiedza? - Chyba tak...
-Okey. - rzuca tylko i zdejmuje koszulkę. Aha. Czyli to ty.
- Ja już jestem strasznie zmęczona. - wstaję i kieruję się do schodów. - Pójdę już do pokoju.
- Ale Mei... - próbuje zatrzymać mnie Miną, jednak kręcę głową i idę dalej.
- Pierdolony kutas. - Będąc na schodach słyszę wyzwisko ze strony Jiro i prawie biegnę do swojego pokoju.
Będąc w nim już ledwo powstrzymuję się od płaczu. Miałam rację. Miałam pieprzoną rację.
- Mei... - drzwi się otwierają i wchodzi Kyouka. Mam ją już wygonić, jednak tego nie robię. Potrzebuję się komuś wyżalić. - Moja biedna Mei...
Dziewczyna siada przy mnie na łóżku i mocno przytula. Po policzkach spływa mi kilka łez.
- Faceci to dupki. - komentuje tylko, gładząc mnie po plecach.
- Zakochiwanie się jest do dupy...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro