1.26 Podwójna Próba Gwałtu
Zabierzcie mnie stąd. Jak najdalej. Chętnie odwiedzę Australię.
Dużo ludzi to za mało powiedziane. Tu jest ich pięć razy więcej niż "dużo". Nigdy nie uwierzę, jak ktoś powie, że jest ich tu mniej niż trzystu. Od nastolatków, którzy zapewne mają ogromne wille i własne jachty, przez normalnych ludzi, jak my, aż po kobiety w metrowych kapeluszach i mężczyzn w garniturach w koty.
- Czy my przypadkiem nie pomyliliśmy adresu? Bo jak na mój gust to wygląda bardziej na psychiatryk. - łapię rękę Katsu, bo przytłaczają mnie ci dziwni ludzie. Przez moje ciało przechodzi dreszcz i fala gorąca, gdy chłopak spłata swoje palce z moimi.
- Nie. Witam na corocznym balu najlepszych projektantów w największej i najbardziej wystawnej sali balowej w Tokio. - blondyn zatacza łuk ręką, pokazując na budynek przed nami.
Rozglądam się dookoła. Ogromna sala balowa otoczona jest z każdej strony ogrodem, przez który biegną alejki. Z prawej strony stoi spora altanka, a obok mała sadzawka ze sztucznym wodospadem. Wszystko jest takie... Bajkowe? Tak, chyba to najbardziej trafne określenie. Zbyt bajkowe. To nie moje klimaty.
- Witam państwa na dziewiątym balu Okami Company! - Na balkonie, który jest zaraz nad wejściem do sali, ukazuje się postać wysokiego, czarnowłosego mężczyzny ubranego w jaskrawoniebieski garnitur. Odważnie, nie powiem, ale chyba dzisiejszego wieczoru już nic mnie nie zaskoczy.
- Kto to jest? - zadaję pytanie czerwonookiemu, gdy mężczyzna zaczyna wygłaszać mowę o całej firmie.
- Orochi Kunda, prezes firmy. - odpowiada roztargniony i rozgląda się dookoła jakby kogoś szukał. Ma tu znajomych? To mało prawdopodobne, ale niby zawsze się tu nudził, więc może z kimś się zakolegował. Co nie zmienia faktu, że coś znowu przede mną ukrywa. - Jeśli się będzie zbliżał to staraj się zachowywać. Albo jak zobaczysz kogoś do niego podobnego.
- Także zapraszam na salę, bal uważam za otwarty! - Prezes kończy po kilku minutach całego wykładu o zasługach firmy i dziękowaniu za przybycie jakimś osobistościom. Ludzie zaczynają klaskać, więc robię to samo.
Wszyscy kierują się w stronę otwartych drzwi wejściowych, gdzie stoją już elegancko ubrane kelnerki z tacami pełnymi lampek wina. Czekamy chwilę, aż tłok się trochę zmniejszy i także wchodzimy na salę. Kiedy tylko stajemy przy wejściu, aby znaleźć rodziców Bakugo, rozglądam się wokoło i poraża mnie piękno wnętrza. Na ścianach, ozdobionych liliowym materiałem, wisi mnóstwo lampek. Okrągłe dziesięcioosobowe stoliki, umieszczone na obrzeżach pomieszczenia, zastawione są wystawną zastawą i dużą ilością żywych kwiatów. Na środku pozostawiono miejsce na parkiet do tańca, a w rogach postawiono stoły z różnorodnymi przekąskami. Zadzieram głowę i oglądam wysoko zawieszony sufit, obwieszony białym materiałem, co dodaje jeszcze bardziej balowy wygląd i powiększa optycznie salę. Jest przepięknie.
- Tam są. Chodź, Mei, zaraz dostaniesz jeść. - Katsuki łapie mnie za rękę i próbuje ciągnąć do stolika, jednak ja pozostaję w miejscu zapatrzona przed siebie. Przede mną jest najlepsza rzecz na świecie. - Co jest z tobą?
- Kaaaatsek... - zaczynam słodkim głosem. - Tam. Dają. Watę. Cukrową. - Wskazuję na kelnerki stojące kilka metrów dalej, trzymające tace z lampkami od wina wypchanymi watą cukrową. - Idź mi po watę...
- Za kogo ty mnie masz? - chłopak spogląda na miejsce, wokół którego biegają bogate dzieciaki. - Te dzieciaki mnie zjedzą.
- Katsuś... - staję na palcach i staram się patrzeć mu w oczy. - Zrób to dla mnie...
- Te bachory mnie zeżrą jako przystawkę.
- Niech cię tylko tkną, a pożałują własnego istnienia. No nie bądź taki... - widzę jak na twarzy blondyna rozkwita lekki uśmiech. Bakugo puszcza moją dłoń, idzie do kelnerki, przy okazji wrzeszcząc na dzieci i zabiera tacę, na której jest jeszcze pięć lampek waty. - Dziękuję!! - piszczę i chcę go pocałować w policzek, jednak chłopak szybko odwraca głowę, przez co dostaje buziaka w usta. Momentalnie robię się cała czerwona i staram się jakoś to ukryć. - Oszukujesz. I nie przy ludziach. Psujesz mi dobre wrażenie.
- Dobra, dobra. - śmiecha się cwaniacko. - Choć już, bo na żarcie nie zdążysz.
W końcu siadamy przy stole, gdzie siedzą państwo Bakugo z jakąś inną rodziną. Dwójka dorosłych rozmawiających z Mitsuki i Masaru, kilkuletni chłopczyk wiercący się na swoim miejscu i około piętnastoletnia dziewczyna, która próbuje zabić mnie wzrokiem i zgwałcić Katsu w tym samym momencie. Milusio.
- Masz pierwszą fankę, panie celebryto. - śmieję się pod nosem, gdy dziewczyna odwraca na chwilę ode mnie wzrok, aby posłać Katsu przesłodzony uśmiech. - No idź, usiądź obok niej.
- Czyżbyś była zazdrosna o tą pierdolniętą Kimoto? - chłopak posyła mi znaczące spojrzenie, a ja staram się nie pokazać po sobie, że jest to prawda.
- Każdy wie, że ty i tak wolisz mnie. Pamiętaj, małe jest piękne. - usiłuję mówić pewnym siebie głosem, lecz nie za bardzo mi to wychodzi.
- I niebezpieczne. - mamrocze pod nosem, że ledwo go słyszę. Naszą wymianę zdań przerwa nam kelnerka, podająca przystawkę. Sałatka z wodorostów wakame (namoczone i odsączone algi połączone z sosem z octu ryżowego, cukru i sosu sojowego posypana sezamem - a/n), mniam. Ale dajcie jakieś mięso, ja się nie wyżywię samą zieleniną. Mam już się brać za jedzenie, gdy zauważam jeden mały szczegół.
- Katsu... Zapomnieli dać pałeczek! - szturcham chłopaka za łokieć i wskazuję na porażającą ilość sztućców leżących wokół mojego talerza.
- Tutaj nie dają pałeczek. - tłumaczy. - Jest sporo gości spoza Azji i przyjęło się, że nie używamy pałeczek.
- To jak ja mam to zjeść?! - oburzam się.
- Widelcem?
- No dobra, wygrałeś... - odpuszczam głowę i patrzę na wszelkie widelce leżące przede mną. Jest jeszcze, kurna, drugi problem. O ile wiem, jak się trzyma widelec, to nie mam bladego pojęcia, który jest do czego. Nie chcąc robić z siebie jeszcze gorszego ciemniaka, kątem oka patrzę na Bakugo i staram się odgadnąć, którego widelca używa. Szybko łapię za ten sam i biorę algi do ust. Zielenina, ble...
I tak dzieje się przy kolejnym daniu. Znowu warzywa... Aż w końcu przychodzi moje zbawienie. Kelnerki chodzą do stołów z dwoma różnymi talerzami i każdy może wybrać danie główne. Na jednym talerzu widzę same warzywa, jednak na drugim jest jakieś czerwone mięso. Jedna z kobiet właśnie idzie w naszą stronę. Szybko wbijam łokieć w bok Katsu, aby zwrócić na siebie jego uwagę.
- Weź to czerwone. Teraz mięsko... - robię błagalną minę. Chłopak chyba nie rozumie, o co mi chodzi, jednak spełnia moją prośbę i gdy kelnerka podchodzi do niego z zapytaniem o wybór dania, prosi o to z mięsem. Podobno pieczony łosoś. Kocham łososia. Pilnuję, jakich sztućców używa blondyn, by użyć ich, kiedy ja dostanę jedzenie. Chwilę później i przede mną ląduje talerz z przepyszną rybą. Mniaaam...
~
Po około pół godziny, gdy wszyscy kończą jedzenie, pierwsze pary kierują się na pakiet do tańca. Razem z Katsu siedzimy sobie spokojnie przy stoliku i przyglądamy się ludziom, oceniając ich stylizacje. Zajmujemy się właśnie krytyczną oceną jaskrawozielonego kapelusza kobiety w długiej, pomarańczowej sukience, gdy nagle Bakugo dostaje od kogoś w tył głowy. Mitsuki. Kobieta, ubrana w elegancką bladoróżową sukienkę, stoi za naszymi krzesłami i patrzy na nas morderczym wzrokiem.
- Coś się stało? - pytam niepewnie. Tak naprawdę zaczynam się domyślać, o co jej chodzi, jednak wolę mieć nadzieję, że się mylę.
- Wy się staliście. - odpowiada zimnym głosem. - Jeśli za pięć minut nie zobaczę was tańczących na parkiecie, to pożałujecie własnego istnienia.
- Co nam niby zrobisz? - stawia się Katsu. Blondynka jedynie lekko się uśmiecha.
- Wystarczy jedno kiwnięcie głową, a napalona Kimoto zaraz tu będzie. - stwierdza i patrzy na mnie. - A do Mei zawołam Tomiji'ego.
- Nie zrobisz tego. - syczy chłopak przez zaciśnięte zęby.
- Ja nie zrobię? Pięć minut. - Mitsuki odchodzi od stołu i zaraz zostaje porwana do tańca.
- Dobra, chyba nie mamy wyboru. - zawiedziona wstaję z wygodnego krzesła i łapię rękę Katsu. - Nie oddam cię dla tego czegoś, więc idziemy tańczyć.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. - wywracam oczami na ten komentarz i staram się złapać rytm piosenki. Niestety ręka blondyna, spoczywająca na moim biodrze, skutecznie mi to utrudnia. Niby to tylko taniec, jednak moje serce zaczyna bić pierdyliard razy szybciej.
Tańczymy tak przez dwie piosenki (o dziwo, jakoś nam to wychodzi!) i mamy już schodzić, gdy zaczyna się moja ukochana piosenka. Nasza piosenka.
Zatrzymujemy się w miejscu i spoglądamy na siebie.
Uśmiecham się i kładę swoje ręce na ramionach chłopaka, zaś on swoje na moich biodrach.
Zaczynamy kiwać się na boki w rytm piosenki, opieram głowę na jego klatce piersiowej i wdycham słodki zapach karmelu. Tym razem pierdolony Pikachu nam nie przeszkodzi.
Tańczymy tak do końca piosenki i później wracamy do stolika. To był najlepszy moment tego balu.
~
Wiele durnych tematów rozmów później do naszej dwójki podchodzi jakiś chłopak. Mniej więcej w naszym wieku, dobrze zbudowany, czarne, ułożone włosy, cwaniacki uśmiech. Już nie lubię gościa. Jest zbyt idealny.
- Katsuki Bakugou? Czy to możliwe? W końcu znalazł sobie dziewczynę? Niemożliwe! - Już za sam jego denerwujący głosik mogłabym go zamknąć z Minetą w piwnicy.
- Nosz kurwa, tylko nie on - klnie Bakugo pod nosem i odwraca się w stronę czarnowłosego z, o ile tak można nazwać ten wyraz twarzy, wymuszonym uśmiechem. Oho, zapowiada się ciekawie. Czyżby Katsuki Bakugo, ten pieprzony cham i dupek, stara się być miły dla kogoś poza mną? Nie ważne, jakie są tego powody i jakie będą skutki, ale ja muszę to zobaczyć.
- Tomiji Kunda. - blondyn wstaje na chwilę z krzesła, aby podać rękę dla "kolegi". - Mei, poznaj Tomiji'ego, syna pana prezesa. Kunda, to Mei Aisaka, moja... Dziewczyna. - Skłaniam lekko głowę na znak przywitanie, choć jestem oszołomiona tym, co powiedział Katsu.
- Niezłą sztukę sobie znalazłeś, Bakugo. - skanuje mnie wzrokiem. Mogę go zabić? Ładnie proszę. Gdyby nie był pieprzonym synalkiem prezesa, już dawno bym mu przedstawiła tą mordkę.
- Dobra, dobra. - Katsu stara się udawać rozbawionego, jednak widzę, że też się zdenerwował. Aww...
Katsu zmienia temat i rozmowa jakoś się toczy. Staram się grzecznie siedzieć i się nie udzielać, jednak mam dość natarczywego spojrzenia Kundy. On mi działa na nerwy.
- Bakugo, mój przyjacielu, mogę prosić twoją partnerkę o jeden taniec? - słyszę pytanie z ust czarnowłosego i gwałtownie odwracam głowę w ich stronę. Nie rób tego. Katsu, nie. Na wszelkie Kit Katy świata nie.
- Ja nie mam na nią wpływu. - zaczyna. Pożałujesz tego, gnojku. - Nie jest moją własnością, jej się pytaj.
- To jak, Mei? Uczynisz mi ten zaszczyt? - wyciąga w moją stronę rękę. Jakim prawem mówi do mnie po imieniu?! Zobaczysz, zmiażdżę ci te stopy moim grubym ciałkiem.
- Oczywiście. - staram się jako tako uśmiechnąć, jednak po moim tonie głosu można wywnioskować, jaka jest prawdziwa odpowiedź. Niechętnie wstaję i podaję mu dłoń. Właśnie się kończy jakaś szybsza piosenka i zaczyna się wolna. No nie.
Kładę ręce na ramionach chłopaka i staram się utrzymywać sporą odległość między nami, jednak on ciągle przyciąga mnie do siebie. Zaraz się zdenerwuję. Staram się rozglądać po sali, żeby tylko nie widzieć jego obleśnej twarzy. Mija pół piosenki, gdy nagle Kunda przyciąga mnie mocno do siebie i kładzie ręce na dole moich pleców. Co on kurwa odpierdala? Nie podoba mi się to. Nawet bardzo. Jednak to, co robi później, przekracza wszelkie granice. Czarnowłosy spuszcza ręce niżej. Jeszcze niżej. I niżej. Dobra, Mei, opanuj się. Łapię go za ręce i przenoszę je na swoje biodra. I znowu. Chwila tańca i jego ręce znów zjeżdżają prosto na moją dupę. Wdech, wydech. Nie denerwuję się. No wcale. Znowu przenoszę jego dłonie, jednak nic to nie daje.
Koniec zabawy.
Przywołuję siłę wilka i zaciskam ręce na jego ramionach. Chłopaczyna krzywi się i syczy z bólu.
- Synoczku - zaczynam wkurzona, lecz nie zaprzestaję tańca - te rączki to trzymaj przy swoim ciałku, jak lubisz to nawet w spodniach, nie wnikam, ale od mojego to się trzymaj na dwa metry dalej, bo jeszcze trochę, a ci z dupy zrobię jesień średniowieczna. Wiedz, że do przyjemności to, to nie należy. Możesz zapytać Katsu. Rzecz jasna, ta rozmowa pozostanie między nami i nic nie wycieknie do twojego ojczulka, bo jak powiem dla Bakugou o tym, że chciałeś mnie obmacywać to "jesień" będzie zbyt łagodnym określeniem na kupę mięcha, która po tobie pozostanie. Rozumiemy się, prawda? - kończę z uroczym uśmiechem i widzę konsternację na jego twarzy. Jednak jego oczy wskazują dokładnie, co odczuwa. Strach, wątpliwości i ból. Dużo bólu. Oj będzie miał przeze mnie sine ramiona.
Na szczęście piosenka kończy się chwilę później i każde z nas jak najszybciej odchodzi w przeciwne strony. I taki koniec mi się podoba. Wracam do stolika i rozsiadam się wygodnie na krześle.
- Jeśli powiesz choć jedno słowo, to nie ręczę, że coś z ciebie zostanie. - warczę, widząc że siedzący obok Katsu ma zamiar coś powiedzieć. Blondyn kiwa głową i zaczyna przeglądać coś w telefonie. Sprawdzam godzinę i wzdycham z cierpiętniczą miną. Dopiero dwudziesta...
~
Po jakimś czasie idę do łazienki, ponieważ cała się upieprzyłam w jakiś sos i dodatkowo rozmazałam tusz z rzęs. Wchodzę do schludnie zaprojektowanego pomieszczenia w kolorach beżu. Korzystam z toalety i staję przed lustrem. Fryzura lekko mi się rozwaliła, a makijaż gdzie, niegdzie się rozmazał. Wyjmuję z torebki potrzebne kosmetyki i szybko go poprawiam.
Wychodząc z łazienki, rozglądam się po parkiecie i zauważam blond czuprynę. Oho, zostawić go na chwilę samego... Idę do stolika, aby mieć lepszy widok. Okazuje się, że Katsu tańczy z tą dziewczyną, która nieskutecznie mordowała mnie wzrokiem. Bakugo stara się trzymać ją w bezpieczniej odległości (czytajcie: tak co najmniej na pół metra) i nie trudno jest nie zobaczyć grymasu bólu i rozgoryczenia na jego twarzy. Szkoda mi go...
- Witam. Jestem Yukine. Zatańczysz?
Niespodziewanie przede mną pojawia się jakiś chłopak. Może z rok starszy, brunet, błękitne tęczówki za okularami w grubych oprawkach, plaster na policzku. Podsumowując jest uroczy i przystojny za razem. I do tego ten podnoszący na duchu uśmiech. Chociaż Katsu się ładniej uśmiecha. Czemu myślę o nim, gdy mam przed sobą mój ideał?
- Oczywiście - przywołuję na twarz jak najbardziej szczery uśmiech. Zgodziłam się tylko dlatego, że jest uroczy, okey? - Jestem Mei Aisaka.
- Wiem... To znaczy, większość osób wie kim jesteś. - brunet drapie się po karku.
- W jakim sensie?
- No bo... Jakby to powiedzieć? Bakugo zawsze był bez partnerek i cały czas siedział przy stoliku. - tłumaczy. - A w tym roku przyprowadził piękność i bawi się jak nigdy. Gratuluję.
- Emm... Dziękuję? - nie wiem, jak mam zareagować. Czuję, że moje policzki się lekko rumienią, po słowach, że Katsu przyprowadził "piękność". To miłe, że ktoś tak o mnie sądzi. Szkoda tylko, że Bakugo nie jest w tym gronie.
Chłopak wystawia ramię, które niepewnie łapię i kierujemy się na parkiet. I właśnie w momencie, gdy stajemy naprzeciw siebie, piosenka się zmienia i moje marzenia o dobrym tańcu popadają w niepamięć. Aktualna piosenka jest porażką. Moją porażką. Zabójcze tempo to mało powiedziane. Czy ja, kurwa, mam tańczyć tutaj twista?! Yukine zaczyna się śmiać i łapie mnie za ręce zaczynając starać się tańczyć w miarę do rytmu. I tak śmiejemy się z naszych nieudanych ruchów do końca piosenki.
- Dziękuję za uda... - zaczynam, lekko się ukłaniając, gdy przed nami nagle pojawia się jeszcze z piątka chłopaków.
- Jeszcze my! - wykrzykują prawie jednocześnie i mam ochotę zapaść się pod ziemię. Niee... Ja nie chcę.
I tak oto pięć kurewsko szybkich tańców później nie zawracamy sobie głowy tańcem w parach. Tańczymy wszyscy razem, śmiejąc się i dyskutując, aż po czas, gdy z głośników zaczyna lecieć Time Of My Life.
- Chodź, moja Baby, wygramy to. - Krzyczy do mnie Kouhei, drabiniasty blondyn i zarazem najlepszy przyjaciel Yukine, łapiąc mnie za ręce i zaczynając tańczyć. Dobra, taki plus, że tańczyłam to kiedyś z Kirishimą. Reszta towarzystwa ustawia się wokół nas i także tańczy.
- Odbijam! - słyszę po chwili tańca głos Yukine i mój partner się zmienia. Znowu chwila tańca i zmiana. Taniec, zmiana, taniec, zmiana, taniec... I tak przez te kilka minut piosenki.
Pod koniec, gdy w prawdziwym układzie główny bohater wyrzuca partnerkę w powietrze, ze mną dzieje się prawie to samo. Wszyscy chłopcy zabiegają się wokoło mnie i wyrzucają wysoko w powietrze, by po chwili mnie złapać. Miałam zawał. Nie, czekajcie, to zatwardzenie serca.
W końcu dziękuję nowym znajomym za taniec i wracam zdyszana do stolika, przy którym zastaję rozchichranego Katsu. On to ma wieczny ubaw ze mnie, tylko mu pozazdrościć.
- To niezłe grono adoratorów sobie znalazłaś. - rzuca uśmiechając się połgębkiem.
- No widzisz, oni chociaż widzą moje powalające piękno. Nie to, co ty... - rzucam kąśliwie i z twarzy blondyna nagle znika uśmiech.
- Nie praw... - urywa. - Dla takich cieniasów jest piękne wszystko co się rusza i jest płci żeńskiej. Ewentualnie chyba, że jest grą wideo. - wywracam oczami na uwagę chłopaka, jednak słysząc następne słowa (których chyba nie powinnam słyszeć, lecz mój słuch, po przemianie w ogromnego wilka, mocno się wyostrzył i nawet pomimo głośniej muzyki je słyszę). - Następnym razem skopię im dupy i nawet się nie spojrzą w twoją stronę.
~
- Głodna jestem.
To nie tak, że spróbowałam już chyba każdej przekąski będącej na tym balu. I nie tak, że większość mi nie smakowała. Rzecz jasna połowę przyniósł mi Katsu, żeby nie było, że jestem gruba. Liczyłam na coś lepszego... Rozglądam się po sali i nagle w kącie, na który wcześniej nie zwracałam uwagi, bo znajdują się tam atrakcje dla dzieci, zauważam moje zbawienie.
Stolik z przekąskami dla bachorów. Żelki, chipsy, czekolada i inne mniamuśne słodkości.
- Parówo, jest plan. - łapię Bakugo siedzącego obok i prowadzę go w tamtą stronę. - Ja się poświęcam, a ty zgarniasz jak najwięcej żarełka.
- Czekaj... - chłopak zatrzymuje mnie w połowie drogi i łapie za ramiona. - O czym ty pierdolisz?
- Jestem głodna, a tam są słodycze. - tłumaczę i próbuję iść dalej, jednak nie mogę się ruszyć z miejsca. - I dzieci. A dzieci są tam niepożądane. Słodycze muszą trafić do mojego brzuszka. Ty mi pomożesz. Masz tylko zabrać jak najwięcej jedzonka ze sobą.
- Chyba rozumiem. - kiwa głową. - Masz zamiar zabić te dzieci na uboczu czy zrobić ogólne widowisko?
- Nie tym razem. - śmieję się i ruszamy do kącika pełnego bawiących się dzieci.
Gdy tam docieramy, podchodzę do gromadki pomiotu szatana i staram się wszystkich zająć, aby nie zwracali uwagi na Bakugo. Poświęcam się nawet i przez chwilę je ganiam, jednak jak tylko widzę, że Katsu skończył swoją robotę, zarządzam taktyczny odwrót.
- Dobra, teraz bawimy się w chowanego! - wykrzykuję, co nagrodzone zostaje aprobatą maluchów. - Wy się schowacie, a ja policzę do tysiąca i będę was szukać!
Dzieciaki zgodnie kiwają głowami i zakrywam oczy zaczynając liczyć. Tylko szkoda, że nawet nie zdążyłam policzyć do dwudziestu i odchodzę stamtąd, wracając do stolika. Dwie korzyści na jednym ogniu, dużo słodyczy i koniec z bachorami do końca balu. Ach, jak ja kocham takie życie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro