Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1.22 Historia Pewnego Dachowca

Mei pov.

Straszny ból głowy.

Pieczenie na lewym przedramieniu.

Obolałe mięśnie.

Hałas za oknem.

Takie bodźce docierają do mnie zaraz po przebudzeniu się. Otwieram oczy i czekam aż znikną czarne plamki, po czym podnoszę się do pozycji siedzącej. Dlaczego spałam w ciuchach, które miałam na sobie wieczorem? Dlaczego jestem w domu, a nie na obozie? Rozglądam się po pokoju i zauważam tacę z jedzeniem stojącą na szafce nocnej. W tej chwili mój brzuch odzywa się, prosząc o dostarczenie posiłku. Powoli zdejmuję kołdrę i siadam na skraju łóżka, biorąc miskę z tacy. Płatki ryżowe na mleku z owocami, mniam. Biorę się za jedzenie i próbuję sobie przypomnieć, co się wczoraj takiego stało.

Pamiętam trening. Pamiętam ogłoszenie nocnego zadania. Pamiętam jak szykowaliśmy się do wejścia do lasu. Pamiętam atak złoczyńców. Pamiętam ucieczkę do obozu. Pamiętam ogłoszenie celu złoczyńców.

Ogłoszenie celu złoczyńców.

Zaciskam oczy. Kolejne wspomnienia wczorajszego wieczoru zaczynają przewijać się przed moimi oczami.

Bieg przez las. Spotkanie i przegrana walka z Dabim. Rozmowy z Dabim. Próba ucieczki od złoczyńców. Złapanie "celu". Moja rozpacz. Polana, na której zbierali się inni złoczyńcy. Przybycie Midoriyi i innych. Walka ze złoczyńcami. Zmiana w wilka. Porwanie Katsu.

Katsu.

To wszystko moja wina. To ja jestem przyczyną każdego nieszczęścia. Zrywam się z łóżka i zataczając się, idę do łazienki. Klękam przed toaletą i zwracam wszystko, co przed chwilą zjadłam. Wstaję, podchodzę do umywalki i odkręcam wodę. Patrzę się w swoje odbicie w lustrze.

Różowe włosy do łopatek, jedno pasmo do ucha. Duże szare oczy, teraz opuchnięte i podkrążone. Nieduży nos, aktualnie cały czerwony. Blada cera z lekko zaczerwienionymi policzkami.

Spoglądam na lewą rękę. Bandaże ciągną się do połowy przedramienia. Pamiętam co się wczoraj działo. Rozwijam jeden z bandaży i widzę dość głęboką ranę ciętą, która nie zdążyła się do końca zagoić. Co ja najlepszego chciałam zrobić? Dociera do mnie, że gdybym to zrobiła, nikomu bym nie pomogła. Przysporzyłabym wszystkim tylko jeszcze więcej problemów. Pochylam głowę i przemywam twarz zimną wodą. Po chwili podnoszę głowę i ponownie patrzę w lustro.

Widzę wysoką dziewczynę. Ma długie czarne włosy sięgające prawie do pasa. Długie, gęste rzęsy okalają jej czekoladowe oczy. Jasne policzki ozdabia spora ilość piegów. Wydaje się być bardzo silna.

Nie.

Nigdy nie miałam kompleksów i tak się nie stanie. Powracam do normalnego wyglądu. Nie mogę wyobrażać sobie innej rzeczywistości. Ona nie istnieje.

Wychodzę z łazienki i idę w przeciwną stronę niż powinnam. Otwieram powoli drzwi i niepewnie wchodzę do pomieszczenia. Jak zawsze wszystko jest poukładane i schludne. Poza biurkiem, tam zawsze panuje syf, kiła i mogiła. Podchodzę do niego i biorę do ręki nasze zdjęcie.

Wrócę do ciebie.

On wróci, jakaś nikła cząsteczka mnie w to wierzy. Muszę w to uwierzyć całą sobą. Odkładam ramkę i podchodzę do łóżka. Kładę się na brzuchu, wbijając głowę w poduszkę i wdychając zapach. Zapach, który jest tu wszechobecny.

Zapach karmelu.

Nagle czuję jak Mietek wskakuje na łóżko, idzie w stronę mojej głowy i kładzie się centralnie na niej.

- Spieprzaj kocie. Ja tu rozwodzę się nad egzystencją mojego istnienia, przeszkadzasz mi. - Mówię w poduszkę, biorę kota zdrową ręką i rzucam nim w drzwi. Słyszę tylko zrozpaczone "miau" i głuche uderzenie w drewno. Niezrażony kot po chwili wraca na łóżko i kładzie się przy moim boku. Takiego przyjaciela mi potrzeba.

Nie mam pojęcia, ile tak leżałam. Może minęła godzina, może dwie, a może tylko pięć minut. Nie mam pojęcia. Nie wiem nic, poza trzema rzeczami. Potrzebuję obecności Katsu, świeżego powietrza i dużej ilości kawy.

Pierwsza potrzeba jest awykonalna, lecz poradzę sobie inaczej. Wstaję z łóżka i podchodzę do szafy. Otwieram ją, wyjmuję pierwszą z brzegu bluzę i zakładam ją na siebie. Po kawę udaję się do kuchni, w której spotykam Mitsuki.

- Cześć Mei, chcesz śniadanie? - Okey, rozumiem, że niektórzy zachowują zimną krew w kryzysowych sytuacjach, ale nie spodziewałam się czegoś takiego.

- Słucham? - pytam z niedowierzaniem. - Katsu został porwany, a ty proponujesz mi śniadanie?! To chyba jakiś żart...

Chyba zareagowałam trochę za mocno, no ale przepraszam, nie mogłam tak tego zostawić. Kobieta jednak niewzruszona patrzy mi w oczy.

- Kochanie, wiem że się o niego martwisz, ale ja jestem jego matką. - tłumaczy spokojnym głosem. - Dobrze wiem, że te kmiotki nic mu nie zrobią, tylko on im spuści niezły łomot. Jeśli pół miasta zostanie w całości to będzie dobry wynik. Nie ma się czego martwić, jeśli już to bardziej bym się martwiła o życie niewinnych ludzi przebywających w pobliżu.

Daję Kit Kata na to, że moje brwi aktualnie znajdują się przy linii włosów. Chyba nigdy nie zrozumiem podejścia do życia tej kobiety.

- To chcesz to śniadanie? Do pracy idę dopiero za godzinę, więc mogę Ci coś przygotować.

- Nie, dziękuję. Przyszłam tylko po kawę. - odpowiadam niepewnie i wlewam wrzącą wodę do wcześniej przygotowanego termosa. Mam już wyjść z kuchni, gdy zatrzymuje mnie głos kobiety.

- Nie martw się o tego małego gnojka. Powinnaś się cieszyć, że masz od niego spokój choć na kilka dni. Jeszcze się z nim namęczysz w swoim życiu.

Nic nie odpowiadając wychodzę z pomieszczenia i idę do pokoju. Biorę pusty plecak leżący pod łóżkiem, pakuję do niego poduszkę, termos z kawą i paczkę żelek z tacy. Nagle zauważam leżąca na niej kartkę.

Przepraszam, że cię zostawiłem. Mama kazała mi wracać do domu i zająć się dzieciakami. Odezwij się do mnie jak się obudzisz. Masz zjeść śniadanie i pisać co godzinę.
Kirishima x

Szybko piszę SMS'a do przyjaciela i tłumaczę, że wszystko jest w porządku. Otwieram okno i wychodzę na świeże powietrze.

~

- Mietek, cholero jedna, co ty tu robisz?

Od kilku godzin siedzę na dachu domu i zdążyłam wypić już pół kawy z termosu, wpatrując się w niebo. W odpowiedzi słyszę ciche mruczenie kota, kładącego się na moich kolanach.

- A może chciałbyś przynieść mi obiad? - pytam się kota i sama sobie odpowiadam. - No tak, nie pomyślałeś o tym...

Jak bardzo jest ze mną źle, jeśli rozmawiam z kotem? Chyba bardzo, ale kij z tym. Tylko on mnie rozumie.

- On nie przyniósł, ale ja już tak.

Słyszę zdyszany głos Masaru kilka metrów dalej. Odwracam w tamtą stronę głowę i widzę mężczyznę wychylającego się spod dachu. Czekajcie, czy tam jest drabina? Ja tu się tyle męczyłam z wejściem na ten dach rynną i dopiero teraz się dowieduję, że tu jest drabina? Życie jest niesprawiedliwe.

- Nie sądziłem, że wchodzenie po drabinie jest tak męczące... - Brunet w końcu wdrapuje się na dach i siada obok mnie.

- Kawy? - wyciągam w jego stronę termos, który przyjmuje z wdzięcznością.

- Dziękuję, moje dziecko. - odpowiada biorąc porządnego łyka. Chwilę później podaje mi hamburgera. - Mei, możemy porozmawiać?

- Hm? - przez to, że mam pełną buzię nie mogę wypowiedzieć ani słowa. Szybko przełykam posiłek i odpowiadam. - O czym dokładnie?

- Chodzi o ciebie. Dokładniej o ciebie i Katsu.

Tego się nie spodziewałam. Nie wiem, czy jestem gotowa na taką rozmowę. Moja relacja z blondynem jest zbyt zagmatwana. Lubię go, ale niektórych jego zachowań nie rozumiem i mam ich czasami dosyć. Jednak gdy nie ma go w pobliżu, czuję jakąś pustkę i niepewność.

- Wiem, że się o niego martwisz. - Moje rozmyślania przerwa głos mężczyzny. - Może tego nie okazuje, ale mu na tobie zależy. Jesteś dla niego ważna. Ma wybuchowy charakter i czasami powie kilka słów za dużo, jednak to dobry chłopak. Dba o tych, których kocha. Nie będę pytał o szczegóły, ale powiedz mi jedną rzecz. Zależy ci na nim?

- Huh... - Nie wiem, co powinnam powiedzieć. Trudno, jak coś to wyjdę na idiotkę, ale powiem mu co mi leży na sercu. - Napewno mi na nim zależy. Nawet bardzo. W jego towarzystwie czuję się bezpieczna. Nie mam pojęcia dlaczego, ale tak jest. To on ratuje mnie w kryzysowych sytuacjach, pomaga mi. Jednak gdy mówił mi tyle przykrych słów, nic nie rozumiałam. To bolało. Jednego dnia dogadujemy się super, a drugiego dnia wyzywa mnie od najgorszych. Mimo to, gdy się kłócimy, jakaś cząstka mnie umiera. Potrzebuję jego towarzystwa.

Nie wiem, dlaczego to wszystko powiedziałam, ale taka jest prawda. Nie obchodzi mnie, co Masaru o mnie pomyśli. Musiałam się w końcu komuś wygadać. Po mojej wypowiedzi następuje chwila ciszy, którą przerywa cichy głos mężczyzny.

- Rozumiem. - stwierdza patrząc się na mnie. Ja jednak leżę na plecach z głową zwróconą w lekko różowe niebo. Zmrok, moja ukochana pora dnia. - Katsu nigdy nie posiadał umiejętności poprawnego okazywania uczuć. To sprawia mu wielką trudność. Jednak, gdy się go pozna bliżej, jest inny. Troskliwy, opiekuńczy i nawet wrażliwy.

Wrażliwy Katsu? Tego jeszcze nie grali...

- Proszę cię tylko o jedno. - ciągnie dalej. - Daj mu jeszcze jedną szansę.

Po tych słowach mężczyzna wstaje i podchodzi do krawędzi dachu. Chwilę później jego sylwetka znika i zostaję sama z Mietkiem.

Jeszcze jedną szansę.

Czy potrafię jeszcze raz zaryzykować? Czy potrafię jeszcze raz mu zaufać? Czy potrafię jeszcze raz być z nim szczęśliwa?

Odpowiedź jest tylko jedna.

Nie.

Ponieważ potrafię to zrobić jeszcze wiele razy.

~

Przez następne dni siedzę na dachu. Nawet tu śpię. Schodzę tylko do toalety i po więcej kawy. Posiłki przynosi mi Masaru. Siedzimy obok siebie nic nie mówiąc i przyglądamy się otaczającemu nas krajobrazowi. Tak wyglądają te dni, w których wyczekuję na powrót Katsu.

On do mnie wróci.

***

Plaża. Zmierzch. Morze. Katsu. Ja.

Siedzimy na molo i przyglądamy się wodzie. Żadne z nas się nie odzywa, lecz jest to przyjemna cisza. Kładę się na deskach pomostu i wpatruję w różowiące się niebo. Przymykam oczy i czuję jak chłopak zaczyna gładzić moje włosy. To takie przyjemne. Wtulam się w bok jego nogi.

- Mei...

Jego głos jest cichy. Taki kojący. Taki realny. Chcę coś odpowiedzieć, lecz nie mogę.

- Tęskniłem za tobą, Mei...

To tylko sen, nie zatracaj się w nim. Jak się obudzisz on zniknie. Tylko się zawiedziesz.

- Mei, obudź się...

Choć tak bardzo tego nie chcę, wykonuję polecenie. Otwieram oczy, oczekuję chwilę aż znikają czarne plamki. Dalej widzę ciemność. Co dziwnejsze, dalej czuję jak ktoś gładzi mi włosy. W jednej sekundzie zrywam się do pozycji siedzącej, przez co przed oczami znów mam czarne plamki. Odwracam głowę w prawo i nie wierzę własnym oczom. To niemożliwe. Niemożliwe...

Rozczochrane blond włosy, czerwone oczy, lekki uśmiech i blizna pod prawym okiem.

- Katsu...

- Mei.

To nie jest prawda. To tylko sen. Zaraz się obudzę i on zniknie.

- Jak ty...

- Przecież powiedziałem, że do ciebie wrócę.

Nie mogę w to uwierzyć.

Przesiedziałam kilka dni na tym jebanym dachu, zamartwiałam się jak idiotka, a on teraz siedzi sobie jak pan na włościach i debilnie się uśmiecha. Nie mogę się powstrzymać i podarowuję mu siarczysty cios w policzek z otwartej dłoni. Słychać tylko głośne "plask" i syk blondyna. Lekko uderzyłam w spuchnięte prawe oko. No tak, na obozie dostał od Kirishimy.

- Za co? Nie ładnie tak bić poszkodowanego. - odzywa się z lekkim oburzeniem.

- Musiałam sprawdzić, czy jesteś prawdziwy. - stwierdzam obojętnie i ponownie zadaję cios w policzek. - A to za to, że musiałam się o ciebie martwić. A, jeszcze za to, że przez ciebie komary mnie pogryzły.

Mam już zadać trzeci cios, jednak chłopak łapie mnie za rękę.

- Okey, zrozumiałem. - stwierdza dalej trzymając moją dłoń. - Czyli nie tęskniłaś.

Dopiero docierają do mnie pewne informacje. Katsu tu naprawdę jest. Czuję jego ciepłą dłoń trzymającą mnie za nadgarstek. On wrócił. Żyje. Nic mu się nie stało. Czuję jak w kącikach moich oczu zbierają się łzy, by po chwili spłynąć po moich policzkach. Z gardła wyrywa się cichy szloch, a ciało zaczyna drżeć.

- Tak bardzo mi cię brakowało...

Tylko tyle jestem w stanie powiedzieć. Blondyn przyciąga mnie do siebie i zamyka w szczelnym uścisku.

- Przepraszam. Przepraszam za wszystko. Za całego siebie. Sprawiałem ci tak wiele przykrości, tylko za to, że byłem zbyt słaby. Przy tobie się zmieniłem. To ty pokazałaś mi jakim jestem debilem. Zraniłem cię tak wiele razy, a ty dajesz mi kolejną szansę. Nie zasługuję na to. Nie zasługuję na ciebie. Chciałem pobić przyjaciela, tylko dlatego, że byłem o ciebie tak cholernie zazdrosny. Chciałem mieć cię na wyłączność. - Katsu przerywa na chwilę, w jego głosie czuję poczucie winy. - Na festiwalu sportowym byłem tak zaślepiony wściekłością, że nie zrozumiałem, jak bardzo cię zraniłem. Postawiłem, że przemogę swoją dumę i cię przeproszę. Jednak gdy zobaczyłem ciebie i Kirishimę razem, coś we mnie pękło. Byłem wściekły. Nie mogłem uwierzyć w to, co widziałem. Chciałem go uderzyć, za to, że nie był ze mną szczery, ale ty go zasłoniłaś. Znowu cię zraniłem. A ja chciałem tylko cię przeprosić. Gdy byłaś w szpitalu, podrzuciłem ci tego kaktusa, nie wiem po co. Podczas wyboru pseudonimów widziałem, że masz z tym problem i pomogłem ci. Elemental. Od początku pasowało mi to do ciebie, jesteś takim nieodłącznym elementem mnie. Nagle chciałaś ze mną porozmawiać, jednak byłem zbyt słaby. Gdy mieliśmy jechać na obóz, poprosiłem Aizawe, żeby posadził cię ze mną. Potrzebowałem twojego towarzystwa, choć wiedziałem, że ci się to nie spodoba. Kiedy obudziłaś się cała przerażona, nie obchodziło mnie to, że jesteś na mnie zła. Musiałem ci pomóc. W dzień ataku pogodziłem się z Kirishimą i poprosiłem Jiro, aby przekazała ci wiadomość ode mnie. Chciałem Ci w końcu to wszytko wyjaśnić i cię przeprosić. Jednak mi się nie udało.

Zapada cisza. Słychać tylko odgłosy towarzyszące wiecznie żywemu miastu i moje szlochanie. W końcu podnoszę głowę i patrzę w oczy blondyna.

- Wybacz mi ten ostatni raz, Mei.

Nie odpowiadam nic przez kilka minut. Potrzebuję czasu na przemyślenie wszystkich słów chłopaka. Jedno wyrażenie wyryło mi się w pamięci.

Byłem o ciebie tak cholernie zazdrosny.

A gdyby to się nie wydarzyło? Gdyby nie było tam Kirishimy? Czy pogodzilibyśmy się wcześniej? Czy wszystko by się zmieniło?

Nie obchodzi mnie to. Nie obchodzi mnie przeszłość. Obchodzi mnie tylko to, co dzieje się tu i teraz.

- Wybaczę ci nawet jeszcze sto razy.

Szeroki uśmiech chłopaka jest najlepszym lekiem na wszystkie zmartwienia. Wróć, to co dzieje się później jest bardziej skuteczne.

Katsu łapie moje policzki w dłonie i przybliża swoją twarz do mojej. Patrzę się głęboko w jego intensywnie czerwone oczy. Biorę głęboki wdech, przez co do moich nozdrzy wdziera się mocny zapach karmelu i chwilę później nasze usta się złączają. Czuję ciepło rozchodzące się po moim ciele i lekki uścisk w okolicy brzucha. Nie obchodzi mnie, że jestem cała zapłakana i zapewne wyglądam jak siedem nieszczęść. Najważniejszy jest tylko on, on i jego usta złączone z moimi. Nie wiem ile trwa ten pocałunek, lecz jak dla mnie mógłby trwać całą wieczność. Gdy w końcu się od siebie odrywamy, na moją twarz wpływa lekki uśmiech, a policzki stają się czerwone od rumieńców.

- Dla takiej chwili warto było być porwanym przez twojego braciszka. - stwierdza blondyn i składa krótkiego całusa na moich ustach.

_______________________________________

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro