Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1.20 Kolejny Bipolar Na Mojej Drodze

Kolejny dzień obozu. Kolejna nieprzespana noc. Kolejny trening.

Moje ciało składa się w dziewięćdziesięciu procentach z kawy i nienawiści do całego świata.

Znowu nie mam apetytu, wyglądam jak zmasakrowany zombie, a moja mina wyraża więcej niż tysiąc słów. Okropnych słów.

- Mei, żyjesz? - słyszę zmęczony głos nad sobą i uświadamiam sobie, że lekko przysnęłam w postaci wilka. Zapewne, w takiej sytuacji, bym nawet nie usłyszała tego pytania, ale wyczulony słuch tego zwierzęcia mi to umożliwia. Nie wstając z pozycji leżącej, zmieniam się w człowieka.

- Nie, umieram. Zostaw mnie w spokoju. - odpowiadam i z gracją wieloryba przewracam się na plecy.

- Aisaka, nie leń mi się tu! Nie pozwoliłem ci na przerwę! - słyszę krzyk wychowawcy za sobą. Odwracam głowę w jego stronę i przysięgam, gdyby spojrzenie mogło zabijać, on byłby martwy już od pierwszego dnia szkoły. - A ty, Kirishima, wracaj do swojego ćwiczenia. W tej chwili.

- Tak jest, profesorze. - odpowiada posłusznie czerwonowłosy i zaczyna się oddalać.

- Phi, lizus... - prycham i kładę, do tej pory podniesioną, głowę na ziemię.

- Aisaka, bo nie będzie obiadu. - Karci mnie Aizawa, na co niechętnie się podnoszę, wypowiadając wiązankę przekleństw pod nosem.

Trzydzieści minut treningu wytrzymałościowego w postaci wilka.
Przerwa na odzyskanie energii.
Pięćdziesiąt zmian w różne zwierzęta.
Przerwa.
I tak w koło.

Ta rutyna mnie zabije.

~

Pić. Jeść. Spać.

Tylko tego mi do szczęścia potrzeba.

No dobra, może dodajmy do tego zlikwidowanie kilku osób z mojego życia. Ale to taki mały dodatek.

Podchodzę do ciężarówki, gdzie stoi woda i wypijam pół butelki na raz.

- Co ważniejsze, dzisiaj w nocy klasy zmierzą się ze sobą w teście odwagi!

Momentalnie wypluwam wodę, którą jeszcze przed chwilą miałam w ustach.

- Po intensywnym treningu, potrzeba wam intensywnej rozrywki! - Pixie-Bob krzyczy, aby każdy usłyszał. Czuję strużkę wody spływającą po mojej brodzie, lecz nie zwracam na nią uwagi. Okey, rozumiem, że i tak nie śpię całymi nocami, ale bez przesady! Wiem, że już o tym mówili, jednak byłam zbyt zmęczona i moj mózg dopiero to przetrawił. Mi nie trzeba jakichś durnych zabaw w podchody! Wystarczy, że zamknę oczy na pięć minut, to mogę posikać się w majty ze strachu. Sam widok lasu zaczyna mnie już przerażać, jeszcze trochę i popadnę w paranoję.

~

- Przerwa! Macie piętnaście minut na odpoczynek! - słyszę w głowie głos Mandalay. Jej Telepath czasami mnie przeraża.

Wszyscy zbierają się przy ciężarówce i łapią za wodę i jakieś przekąski. Staję na uboczu, łapiąc za butelkę wody i przyglądam się reszcie. Wszyscy są zmordowani, każdy po kolei siada lub kładzie się na ziemi z cichym jękiem. Moje spojrzenie zatrzymuje się na dwóch osobach rozmawiających o czymś zaciekle. Kirishima i Bakugo. Dyskutują przyciszonymi głosami, więc nic nie słyszę. Wiem, że mogłabym wyczulić swój słuch i ich podsłuchać, lecz tego nie robię. Nie chcę tego robić. To ich sprawa i nie powinnam się w to mieszać, już wystarczająco zepsułam ich przyjaźń. W końcu przyjaciele przybijają męską piątkę, chyba się pogodzili. Odwracam już głowę, gdy kątem oka zauważam jeszcze jedno zdarzenie. Nagle prawa ręka Kirishimy wylatuje do przodu i spotyka się centralnie z twarzą Katsu, który chwieje się i robi kilka kroków w tył. Zadowolony Ejijro klepie go po ramieniu i kieruję się do miejsca, gdzie stoi woda. Taka codzienna sytuacja.

Odwracam wzrok od lasu i zajmuję się spożywaniem ogromnej kulki ryżowej owiniętej w nori. One są przepyszne! Kończę przekąskę i wycieram usta dłonią, po czym kieruję się w stronę worków na śmieci, aby wyrzucić pustą butelkę.

Gdy mam wracać na swoje miejsce ćwiczeń, widzę kolejną dziwną scenę. Bakugo rozmawiający z Jirou. Tego jeszcze nie grali. Chłopak przez chwilę coś tłumaczy zdiwionej dziewczynie, po czym podaje jej jakąś karteczkę. Fioletotowłosa kiwa jedynie głową i odchodzi. Dziwne... I smutne zarazem. Katsuki pogodził się z Kirishimą i do tego rozmawia z Jirou, a do mnie ma wiecznie jakieś problemy albo uprzykrza mi życie. To niesprawiedliwe. I to wcale nie tak, że jestem zła z tego powodu.

~
A oto nadszedł czas nocnego zadania.

Pierwsza straszy klasa B. No super, jak mi taki Monoma wyleci na ryja to zawał murowany. Do tego jeszcze do kogo mnie przydzielili? Do pieprzonego przewodniczącego! Każda para wychodzi co trzy minuty, a my jesteśmy siódmi, więc idziemy prawie ostatni. Może dla klasy B już się znudzi i nie będą tak bardzo straszyć, plus dla mnie. Jest tylko jeden problem. Mianowicie cała trasa przebiega w środku lasu, co oznacza, że będziemy iść wąską ścieżką. W połowie drogi znajduje się, o zgrozo, mała polanka na której czeka Ragdoll z karteczkami z naszymi nazwiskami. Chyba nie wyjdę z tego żywo. Taki plus to tylko to, że straszący nie mogą straszyć nas bezpośrednio.

- Paro piąta, wasza kolej!

Dobra na polanie zostaliśmy tylko ja, Iida, Ojiro, Mineta i Midoriya, jako uczniowie i Pixie-Bob, Mandalay i Tygrys jako opiekunowie. Pięć osób z naszej klasy i Monoma (przynajmniej mi na ryja nie wyskoczy) mają zajęcia wyrównawcze w obozie z Aizawą.

Została jakaś minuta do wyjścia szóstej pary. Jeszcze tylko cztery minuty i nasza kolej. Głęboko wyciągam powietrze, aby się trochę uspokoić i w tym momencie wyczuwam jakiś dziwny zapach. Po chwili zastanowienia rozpoznaję go. Dym. Zadzieram wysoko głowę i widzę czarne smugi nad lasem. Pożar. Odwracam głowę w stronę Pussycats w celu zaalarmowania ich, lecz oni także to zobaczyli.

- Stanęliście na naszej drodze, Koteczki.

Po moich plecach przechodzi dreszcz, mięśnie sztywneją.

Uważaj na swoich przyjaciół.

Shigaraki, obiecuję Ci, przy najbliższym spotkaniu wykastruję cię i później uduszę tymi twoimi łapami. Mój cały strach odchodzi na bok, zaczyna mi szumieć w uszach od zbierającej się we mnie wściekłości. Odwracam wzrok w stronę, z której dochodzi głos i widzę jakiegoś jaszczura i gościa z betonowym słupem trzymajacego nieprzytomną Pixie-Bob przy ziemi. Zajebie cię, gnoju.

- Miło was widzieć, uczniowie U.A.! - odzywa się jaszczurowaty i mam ochotę się na niego rzucić i wydrapać oczy. Tak dla własnej przyjemności. - No więc Jesteśmy Przednią Strażą Przymierza Złoczyńców!

Nie wnikam jak oni nas tu znaleźli, nie interesuje mnie to w tej chwili. Teraz myślę tylko o tym, jak się ich pozbyć.

- Jak sądzicie, zmiażdżyć jej tę śliczną buźkę? - Jak sądzicie, przestawić mu ten krzywy ryj? - No powiedzcie!

- Spróbuj tylko, a... - zaczyna Tygrys, lecz jaszczurowaty mu przerywa.

- Wstrzymaj się, siostrzyczko Mag! Ty też się uspokój, Tygrysie! - powstrzymuje ich. - Wszystko zależy od tego, czy władza nad życiem i śmiercią jest zgodna z zasadami Staina!

Następny piźniety na jego punkcie... Tryb fangirl wam się włączył, czy jak?

- Jam jest Spinner, który zakręci jego marzenia tak, by stały się rzeczywistością! - wykrzykuje biorąc do rąk pierdyliard mieczy i noży związanych ze sobą.

- Spinnerem to ty se możesz zakręcić przed nosem, żeby się uspokoić! - Krzyczę w jego stronę, na co ten na chwilę kieruje swój wzrok na mnie, lecz zaraz odwraca się w stronę Tygrysa.

- W dupie mam, kim jesteście, sukinsyny! - Oho, chyba się trochę zdenerwował.

Spinner rzuca się na Tygrysa coś wykrzykując, a Mandalay każe nam uciekać do obozu. No super... Ja chcę walczyć!

- Aisaka, nie rób jaj. Idziemy stąd! - słyszę krzyk Ojiro, który po chwili łapie mnie za ramię i ciągnie w przeciwną stronę. Po kilku metrach poddaję się i staram się jak najszybciej dobiec do obozu.

~

Kurwa. Jestem tak wściekła, że w drodze do obozu wywaliłam się chyba z pięć razy. Mam rozwalone kolano i chyba złamany palec, ale przez adrenalinę buzującą w moich żyłach nie czuję bólu. Dobiegamy właśnie do obozu. Nagle, wbiegajac na plac przed budynkiem, naszym oczom ukazuje się Aizawa przytrzymujący przy ziemi jakiegoś faceta. Typowy widok.

- Dajesz psorze! - wykrzykuję entuzjastycznie, co zostaje nagrodzone krytycznym spojrzeniem Iidy.

- To wy? - wychowawca odwraca się w naszą stronę i na chwilę traci czujność, przez co złoczyńca wstaje z ziemi. Gościu jest dość wysoki, ma czarne włosy i blizny na całym ciele, jak na moje oko ma około dwudziestki. Eraser Head ma zamiar przyciągnąć go do siebie za pomocą swojego krepującego szalika, lecz ten przechodzi przez jego ciało jak przez masło i go rozpoławia. Całe jego ciało zaczyna się rozpływać jakby było z wosku, aż zostaje tylko kałuża. A był nawet przystojny. Meh...

- Wejdźcie do środka, zaraz wracam. - wykrzykuje wychowawca i wbiega do lasu.

Posłusznie wchodzimy do budynku i kierujemy się do pomieszczenia, gdzie odbywały się zajęcia wyrównawcze.

- Mei! Nic ci nie jest?!

Gdy tylko wchodzimy do sali, podbiega do mnie Kirishima i łapie za rękę. Nieświadomie ściska załamany palec, przez co się krzywię.

- Co ci się stało?! - puszcza moją dłoń i patrzy na zsiniały palec. Chwilę później obok zjawia się wychowawca klasy B z apteczką i zajmują się moimi obrażeniami, wypytując o całe zajście.

- Tak jak mówiła Mandalay, na polanie pojawiła się dwójka złoczyńców. - zaczynam opowiadać, nie zwracając uwagi na ból przy usztywnianiu palca lewej dłoni i pieczenie przy odkażaniu rany. - Nad lasem widać też dym, więc możliwe, że go podpalili. Gdy tylko zaczęła się walka, kazali nam wracać do obozu. Midoriya poszedł po Koute. Biegnąc tu wywaliłam się pare razy i stąd mam te obrażenia. Przed chwilą był tu jakiś złoczyńca, ale Eraser Head go pokonał i powiedział, że zaraz wróci.

Vlad kiwa głową i kończy bandażowanie ręki. Cicho dziękuję za pomoc i siadam na jednej z ławek.

- Do wszystkich uczniów obu klas! W imieniu zawodowego bohatera, Eraser Head'a, zazwalam na podjęcie walki! - W mojej głowie rozbrzmiewa głos Mandalay. W końcu ktoś poszedł po rozum do głowy! Wszyscy chcą wyjść i walczyć, lecz nauczyciel od razu wybija nam to z głowy. Pozwolenie jest dla tych, którzy nie mają innego wyjścia. Jednak okazuje się, że Mandalay jeszcze nie skończyła. Następne słowa mrożą mi krew w żyłach. - Znany jest jeden celów złoczyńców! Jest to niejaki Kacchan!

Reszta słów do mnie nie dociera. Nie wiem nawet kiedy i jak wybiegam z budynku, choć wydaje mi się, że wyskoczyłam przez okno, biegnąc przez las. Dopiero po kilkuset metrach przystaję na chwilę i rozglądam się po okolicy. Szczerze? Nie mam pojęcia gdzie jestem. Przywołuję wytężony słuch i zamykam oczy skupiając się na otaczających mnie dźwiękach. Słyszę gdzieś w pobliżu odgłosy walki. Lekko na prawo, tam musi być polana, na której walczą Pussycats i złoczyńcy. Moją uwagę jednak przykuwa coś innego, huk eksplozji. Dokładnie na wprost mnie. Próbuję mniej więcej określić, jak daleko to jest, lecz rozchodzące się echo mi to uniemożliwia.

- A wie panienka, że niebezpiecznie jest tak chodzić samej po lesie?

Moje ciało momentalnie sztywneje słysząc męski głos przy uchu. Szybko opanowuję przerażony wyraz twarzy i odwracam się w stronę głosu. Napotykam spojrzenie turkusowych tęczówek. Złoczyńca, którego pokonał Aizawa.

- Facet zejdź mi z drogi, bo nie ręczę za siebie, a nie chcę ci popsuć twojej mrraśnej buźki. - rzucam wściekle i próbuję go wyminąć. Ten jednak po chwili łapie mnie za ramię i przytrzymuje.

- Czekaj, co? - pyta lekko zdezorientowany. - Jesteś sama w lesie ze mna, czyli przestępcą, inni raczej nie usłyszą odgłosów walki i mówisz mi, że mam Ci zejść z oczu? I do tego, że mam cytuję "mrraśną buźkę"? Co to w ogóle znaczy?!

- Nie chce mi się powtarzać, więc potwierdzę. - odpowiadam złośliwie.

Nie mam zamiaru się z nim bawić. Szybko przeobrażam się w wilka i odskakuję od czarnowłosego, co powoduje gwałtowny ból rozchodzący się po całej łapie. Jebane złamanie. Mężczyzna uśmiecha się i wysyła w moją stronę strumień niebieskiego ognia. Nie powiem, efektowne. Szybko reaguję i po chwili znajduję się na prawo od płomieni. Cieplusio, nie powiem. Turkusowooki nie daje mi czasu na reakcję i atakuje ponownie. Po kilku takich zagraniach zaczynam czuć coraz większe zmęczenie. Coś czuję, że się ze mną bawi. Zmieniłabym się w kota, ale boję się, że przemiana zużyje końcówkę mojej energii. To wszystko wina tych pieprzonych snów i treningów! Marnuję tylko jakże ważny czas na zabawę z tym gościem, gdzie powinnam szukać Bakugo. Choć dalej jestem na niego wkurzona, no ale dał mi curry.

No dobra, raz się żyje.

Jednak ten trening coś dał, przemiana trwała jakieś trzy sekundy. Tylko szkoda, że zostało mi energii na góra pięć minut. Facet, widząc moją zamianę, zmienia taktykę. Teraz wysyła w moją stronę kule ognia. Jeszcze więcej skakania, yay... Chyba czas na taktyczny odwrót. Po kolejnej fali ognistych kul szybko odskakuję i próbuję uciec. Moja próba jest jednak nadaremna, już po chwili przede mną pojawia się ściana ognia, która uniemożliwia mi dalszą ucieczkę. No kurwa pięknie! Jeszcze sobie futerko przypaliłam... Pozostaje mi tylko czekać na dogodny moment do kontrataku.

Jednak mój plan znów idzie w pizdu. Po kilku falach ognia moja siła się kończy i powracam do ludzkiej formy, bezsilnie upadając na ziemię. Czarnowłosy cicho się śmieje i podchodzi do mnie, związując mi ręce sznurem. Milusio.

- Jeśli miałeś mnie zamęczyć i nie dopuścić do innej walki, trzeba było mnie jebnąć kamieniem, tak jak ostanio, mrrasiaku. - Mówię cicho, lecz w moim głosie czuć wyrzut. Mężczyzna uśmiecha się krzywo i wywraca oczami.

- Dostałem taki rozkaz i wolałem się choć raz go posłuchać. - tłumaczy się, na co podnoszę lekko brwi. Przestępca łapie mnie za ramię i pomaga wstać, po czym zaczyna prowadzić w nieznanym mi kierunku. - Twój braciak był tak wkurzony, jak powiedziałem, że się z tobą zabawię, że aż wolałem nie ryzykować.

Prycham lekko pod nosem i mam już rzucić jakąś kąśliwą uwagę, lecz się powstrzymuję. Rozglądam się po okolicy, ale otaczają nas drzewa i nic więcej. Przez całą drogę przyglądam się profilowi twarzy złoczyńcy.

- Tak w ogóle się jeszcze nie zapoznaliśmy, mrrasiaku. - mamroczę pod nosem, co zostaje nagrodzone zdziwionym spojrzeniem napastnika. - Mei Aisaka jestem, mrrasiaku. - akcentuję ostatnie słowo i czarnowłosy lekko się krzywi. Co ja robię? Chyba mam za dużo adrenaliny w krwi.

- Po pierwsze, nie powonno cię to interesować. - zaczyna wyliczać. - Po drugie, wiem jak się nazywasz. I po trzecie, przestań mówić na mnie "mrrasiak".

- Jaki władzczy... - komentuję cicho i wywracam oczyma. - No to tak, interesuje mnie jak się nazywa mrraśna psiapsióła mojego braciszka, to nie fair, że ty wiesz kim jestem, a ja nawet nie znam twojego imienia, a przestanę tak na ciebie mówić, jak mi powiesz jak się nazywasz. - kończę i wydymam policzki na znak zirytowania.

- Po co ci to? - pyta patrząc na moją twarz. - Żeby wydać mnie policji i bohaterom? Czy może poczekasz te kilka lat i sama mnie przyskrzynisz?

- Taa, gdybym taka była, mój braciszek dawno już byłby w pierdlu. - komentuję i próbuję zrobić uroczą minę, co raczej nie bardzo mi wychodzi przez zmęczenie. - No chociaż nazwisko...

- Nie. Skończ. - ucina, lecz widzę jak kąciki jego ust się podnoszą. Dam mu chwilę spokoju i w końcu ulegnie.

Idziemy w ciszy przez kilka minut. W pewnym momencie czarnowłosy przerywa ją.

- Todoroki. - mamrocze pod nosem. Unoszę brwi i patrzę się na niego jak na idiotę.

- Nie lubię mieszańca... Jakiś wiecznie ponury i chłodny taki jest. Nie to co ty, gorący mrrasiaku. - rzucam, nie wiedząc co innego powiedzieć. - Po co zaczynasz jego temat?

- Touya Todoroki. - mówi wyraźniej.

- Nie znam jego rodziny... - odpowiadam i próbuję rozgryźć, o co mu może chodzić.

- Jebać konsekwencje, mogłem pierdolnąć cię w ten łeb i chociaż miałbym spokój. - marudzi. - Mów mi Dabi.

- Czekaj... - mój powolny mózg potrzebuję dłuższej chwili na przetrawienie tej informacji. W końcu mnie oświeca i aż przystaję w miejscu. - Jesteś rodziną mieszańca?! Ale jak?! Masz na nazwisko Todoroki?! - podnoszę głos, lecz po chwili mężczyzna zakrywa mi usta dłonią.

- Jeszcze głośniej... All Might cię jeszcze nie słyszy. - mówi zirytowany. - Tak, mam na nazwisko Todoroki i nawet nie waż się tego nikomu mówić, bo nie ręczę za siebie. - Moja odpowiedź to jedynie kiwnięcie głową, ponieważ jego ręką dalej znajduje się na mojej twarzy. - Tyle Ci wystarczy.

Czarnowłosy zabiera dłoń i ciągnie mnie dalej w las. Jednak moja ciekawość jest niepowstrzymana i daje się we znaki.

- Ale czy on wie? Czemu masz czarne włosy? Farbujesz się? - pytania wylewają się z moich ust niczym Niagara. Dabi klnie pod nosem i ponownie zakrywa mi usta.

- Jesteś strasznie upierdliwa, wiesz? - pyta retorycznie i przyspiesza kroku. Dobra zostało mi tylko jedno wyjście. Czas na cios ostateczny. To tylko jeden ruch, dasz radę Mei. Dobra, w najgorszym wypadku powiesi mnie na najbliższym drzwie i spali żywcem.

- Czy ty, do cholery jasnej, mnie właśnie polizałaś?! - Udało się! Moja stara sztuka uwalniania się od zakrywania ust jest dalej skuteczna!

- Masz gorącą dłoń, mrraśny Dabi. - komentuję ze śmiechem, na co ten wywraca oczami.

- Jednak widzę podobieństwo pomiędzy tobą i Shigarakim. - stwierdza, patrząc się przed siebie. - Jesteście tak samo jebnięci.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro