Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1.16 Boży Napój Iidy

Zaraz po wschodzie słońca kieruję się do kuchni w celu wypicia mocnej kawy. Nie mam nawet ochoty na ubranie się w normalne ciuchy i ogarnięcie włosów. Nie dziś.

Gdy kieruję się do pokoju z parującym kubkiem, spotykam na korytarzu Mitsuki. No super. Nie chcę mi się tłumaczyć, dlaczego nie śpię, lecz wiem, że to mnie czeka. Ta kobieta musi wiedzieć wszystko i chce nad wszystkim panować. Powiedzenia życzę.

- Mei? - zaczyna lekko zaspanym głosem. - Kochanie, czemu nie śpisz?

- Jakoś tak się obudziłam i zasnąć dalej nie mogę. - tłumaczę się nie patrząc jej w oczy.

Ona wyczuje to kłamstwo, gdy tylko zobaczy mój wzrok. Chociaż, każdy raczej mi nie uwierzy, widząc moje podkrążone i zaczerwienione oczy. Nie oszukujmy się, wyglądam okropnie. Trochę jak zombie. Mogłabym przestraszyć niejedno dziecko swoim wyglądem.

Pani Bakugo kiwa tylko głową, nie chcąc zapewne naciskać i kieruje się na parter. Ja wracam do pokoju i sprawdzam wszelkie możliwe social media, popijając kawusie.

~

- Wyglądasz okropnie.

W poniedziałek rano, gdy Kirishima przychodzi pod dom, aby pójść razem do szkoły. Tej nocy, kilka godzin po zaśnięciu, znów miałam ten koszmar. Spałam jakieś trzy godziny. Wypiłam już dwie kawy, lecz dalej wyglądam, jak jakiś wyrzutek. Wory pod oczami są widoczne z kilometra. Nie dałam rady nawet ułożyć włosów, więc związałam je w zwykłego kucyka.

- Dziękuję, za miłe powitanie. Ty też wyglądasz niczego sobie. - rzucam ironicznie. - Spałam jakieś osiem godzin, licząc od sobotniego wieczoru.

- Kim ty jesteś taka zajęta, że spać ci nie daje? - Pyta się unosząc brew. - Bo nie wydaje mi się, że nagle pogodziłaś się z Bakugo.

Kręcę tylko przecząco głową na wymysły czerwonowłosego, woląc tego nie komentować.

~

- Mam coś dla ciebie! - na przerwie obiadowej doskakuje do mnie Kirishima i przystawia przed oczy paczkę żelek i Kit Kat'a. Ugh... Uwielbiam go.

Łapię za słodycze i zabieram się za pałaszowanie. Gdy otwieram paczkę z żelkami za mną pojawia się Kaminari.

- Sierściuch, podziel się posiłkiem! - marudzi pod nosem.

Ja tylko kręcę głową i zabieram słodkości jak najdalej od niego. Blondyn jednak okazuje się szybszy, łapie za opakowanie i wyrywa je z mojej dłoni. Już. Nie. Żyjesz.

- Kaminari, ty... Ty grzmocie! - krzyczę wściekła i gonię biegającego po klasie chłopaka. - Ty tłusta świnio, oddawaj co nie twoje! Jeszcze chwila i własna matka przestraszy się twojej obitej mordy!

Denki jednak nie bierze do siebie moich gróźb i dalej skacze między ławkami. Wydaję wściekły okrzyk i dalej go gonię. W pewnej chwili, kiedy blondyn przebiega obok drzwi do klasy, orientuje się, że w jego wyciągniętej ręce nie ma już słodyczy. W drzwiach stoi Katsuki ze swoim obojętnym wyrazem twarzy.

I wyżera moje żelki. MOJE żelki.

Zawiedziony Kaminari wraca do swojej ławki. Mój współlokator patrzy się na mnie z cwaniackim uśmiechem, jednak ja nie mam zamiaru dawać mu tej satysfakcji i odpuszczając powracam do Kirishimy.

~

- Żeluś? - słyszę wesoły głos Kirishimy za sobą. Odwracam się do chłopaka i posyłam mu lekki uśmiech. Właśnie skończyliśmy zajęcia i wychodzimy ze szkoły. - Chcesz wyskoczyć na ramen?

- Jeszcze się pytasz? - odpowiadam z niedowierzaniem i ziewam. - Ale po drodze skoczymy po kawę, bo zaraz zasnę.

Czerwonooki posyła mi szeroki uśmiech i zaczyna prowadzić do jakieś knajpki.

Po jakiś piętnastu minutach ciszy, wchodzimy do baru. Jeszcze nigdy tu nie byłam. Przestronne pomieszczenie zapełniono stolikami, wokół których stoją różnego rodzaju fotele. Na ścianach wiszą czarno-białe zdjęcia, a kontuar obstawiony jest starymi naczyniami. Panuje tu przytulna atmosfera, a spora ilość osób daje do zrozumienia, że jest to popularne miejsce.

Siadamy przy stoliku obok okna i składamy zamówienie. Kilka minut milczenia później dostajemy posiłek i zabieramy się za jedzenie.

- Nie rozumiem Katsu... - wypalam. Po co ja to mówię?

- Hm? - zdezorientowany Kirishima nie rozumie, o co mi chodzi.

- Katsuki Bakugo, uczeń klasy 1A bohaterstwa w U.A., mój współlokator, bipolarny dupek. - tłumaczę, ale chłopak kręci głową.

- Czemu go nie rozumiesz?

- On mnie nienawidzi! Co ja mu takiego zrobiłam?! - podnoszę głos, nie zważając na ciekawskie spojrzenia innych ludzi.

- Nienawidzi?! Ty chyba żartujesz! - wybucha głośnym śmiechem, prawie wypluwając makaron z ust.

- No na serio! Ostatnio chciałam z nim pogadać - zaczynam tłumaczyć, pomijając podsłuchaną rozmowę z kuchni. - ale on mnie tylko wyśmiał i zwyzywał. Chciałam być miła, a on nazwał mnie szmatą i dziwką!

- Posłuchaj... - czerwonowłosy połyka makaron i mówi dalej. - Posłuchaj, to nie tak, że on cię nienawidzi. Jemu naprawdę zależy na tobie. To właśnie przez to jest mu ciężko cię przeprosić. Bo wie, że źle postąpił.

- A ty niby skąd to wiesz? - pytam unosząc brwi.

- Jak to skąd?! Jestem jego kumplem! - oburza się.

- Ostatnio się tylko kłócicie... - Mówię smutno, ponieważ wszystkie te kłótnie spowodowane są moją osobą.

- Kumple zawsze się kłócą. Ale najważniejsze jest to, żeby się pogodzić. Nie sądzisz?

- To czemu ty tego nie zrobisz? - pytam uśmiechając się podstępnie.

- Bo najpierw ten cham ma cię przeprosić! - Wskazuje na mnie pałeczkami i szeroko się uśmiecha.

Robi mi się ciepło na sercu. Opieram głowę na rękach i patrzę na Kirishimę.

- Kirishima Eijiro... Niby taki prosty chłopak, a im dłużej cię znam, tym bardziej zagadkowy się wydajesz.

~

Siedząc pod ciepłym kocem, rozmyślam nad słowami przyjaciela. Katsu na mnie zależy? Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić. Nie po jego ostatnim zachowaniu. Zamykam oczy, przypominając sobie wszystkie sytuacje od chwili mojego pojawienia się tutaj.

Od jakiś czterech miesięcy mieszkam w tym domu. Początek naszej, jeśli można to tak nazwać, znajomości zaczął się, gdy chłopak uratował mnie przed atakiem robota na egzaminie wstępnym. Kilka tygodni później okazało się, że właśnie u niego będę mieszkać przez najbliższe trzy lata. Pierwsze dni były dość napięte, lecz w końcu się dogadaliśmy. Na chwilę. Już drugiego dnia szkoły, w trakcie kłótni, rzuciłam w niego kaktusem. Jebanym kaktusem. Podczas ataku na USJ bronił mnie w chwilach mojej słabości, a później czekał u pielęgniarki, aż się obudzę. Martwił się o mnie. Chciał uchronić mnie przed durnym konikiem polnym, w skutku czego dostał ode mnie kijem baseball'owym w głowę. Na nocowaniu spałam obok niego. To było takie przyjemne. W końcu na nasze urodziny wysłuchał mnie, gdy opowiadałam o trudnym dzieciństwie. Powiedział, że mogę na nim polegać. Na festiwalu sportowym przysięgnął, że mi pomoże. I to zrobił. Gdy wisiałam bezsilna nad przepaścią, uratował mnie. Pomógł mi też z uporaniem się z natrętnym Monomą. Lecz później znów się pokłóciliśmy. Znów twierdził, że wpierdalam się w jego życie. Gdy przyszedł Kirishima, który chciał mi pomóc, przyszedł do pokoju. Chciał porozmawiać. Jednak na widok chłopaka zdenerwował się i chciał go pobić. Nie pozwoliłam mu na to. To ja przyjęłam jego cios i miałam stłuczone żebra. Później na moim biurku znalazłam kaktusa. Od niego. W dniu wybierania pseudonimów to on mi pomógł. Rzucił samolocik z tym jebanym imieniem, które było idealne. Po praktykach podsłuchałam jego rozmowę. Twierdził, że mu na mnie zależy. Tylko później zwyzywał mnie od najgorszych. Teraz też Kirishima tak twierdzi.

Nie wiem już, co mam o tym wszystkim myśleć.

***

- Do egzaminów semestralnych został już tylko tydzień. - zaczyna Aizawa na lekcji wychowawczej, na co się prostuję. Kurwa. Przez to wszystko, zupełnie o nich zapomniałam. - Mam nadzieję, że pilnie się uczycie. - Taa, bardzo pilnie. - Zapewne słyszeliście, że poza egzaminami pisemnymi, jest jeszcze część praktyczna. Pamiętajcie, żeby trenować zarówno ciało, jak i umysł.

Nosz, kurwa, zajebiście. Nie dość, że na półsemestralnych miałam jedenaste miejsce, to teraz czeka mnie tydzień kucia, żeby pojechać na obóz. Nie dość, że nie mogę spać przez te cholerne koszmary, to jeszcze po głowie cały czas plączą mi się słowa Katsu, podsłuchane w sobotę. "Zależy mi na niej." Jak ci tak kurwa zależy, to to pokaż, a nie wyzywasz.

~

Następnego dnia, w drodze do szkoły, zachodzę do kawiarni po kawę. Ten cholerny koszmar śni mi się każdej nocy i śpię jakieś cztery godziny dziennie. W końcu mnie to wykończy. Wchodzę do klasy z jeszcze gorącym, papierowym kubkiem i siadam w ławce. Nie dany mi jest jednak spokój. Przede mną staje nikt inni, niż przewodniczący. Daj se siana gościu...

- Picie kawy w tym wieku jest niezdrowe. - zaczyna tym swoim pouczającym tonem. - Kawa powoduje...

- Robociu - przerywam mu zmęczonym głosem - nie zadzieraj ze mną teraz, bo nawet te twoje nóżki ci nie pomogą uciec przed moją zemstą, która będzie słodka jak ta kawa, której nigdy nie skosztujesz, bo jesteś jakiś pojebany i nie doceniasz napoju, który zesłali nam sami bogowie prosto z niebios, na uchylenia nam ich bram i skosztowania, jak będzimy się czuć u kresu naszej wędrówki. A teraz zejdź mi z drogi, bo na prawdę szkoda mi wylewać nektaru bogów na takiego niedojebanego robota, któremu definitywnie zacięły się ręce. Dobrze? - ostatnie pytanie mówię z uśmiechem na ustach, jakbym zobaczyła teraz żelki i zarzucając nogi na biurko siorbię głośno napój.

Siedząc tak, rozglądam się po klasie, która chyba nie nadąża, co się wydarzyło. Stojący w drzwiach Kirishima szybkim krokiem podchodzi do mojej ławki i się szeroko uśmiecha.

- Br... - urywa, zastanawiając się chwilę, po czym kończy wesołym tonem. - Sis! To było bardzo męskie! Co nie zmienia faktu, że nadal potrzebujesz snu.

Przybijam z nim piątkę i spoglądamy na Iidę, mamroczącego coś pod nosem. Wytężam słuch i cicho się śmieję słysząc słowa okularnika.

- Nie doceniłem jej... - łapie się za głowę. - Nie doceniłem jej potęgi.... Nie doceniłem siły Kawy!! - Ostanie zdanie wykrzykuje, a reszta klasy odwraca się w jego stronę, patrząc się na niego, jak na skończonego debila.

_______________________________________

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro