Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1.10 Dzikie Wyścigi I Brak Sił

To ten dzień. Dzień Festiwalu Sportowego U.A.. Dzień mojej porażki.

Siedzimy wszyscy w naszej "szatni" i wymieniamy się uwagami na temat najbliższego czasu. Staram się podejść do tego wszystkiego na zimno. Uda mi się. Dam z siebie wszystko. Kogo ja okłamuję? Z moją kondycją odpadnę jeszcze przed końcem pierwszej rundy.

- Mei? Żelusiu! - Kiri trąca mnie za ramię i dociera do mnie, że padło jakieś pytanie.

- Umm... Słucham? - odpowiadam niewinnie.

- Taśmociąg się pytał czy się stresujesz, ale nie musisz chyba odpowiadać.

- Uwaga! Wszyscy gotowi?! Zaraz się zaczyna! - Naszą rozmowę przerywa krzyk przewodniczącego. Gdy się odwracam w jego stronę, widzę jak Todoroki podchodzi do Izuku. Kolorowowłosy jest zazwyczaj zamknięty, więc dziwi mnie, że z kimś rozmawia. Zaczynam się przysłuchiwać wymianie zdań.

- Mówiąc szczerze, jestem od ciebie silniejszy. - zaczyna Shoto.

- Huh? T-to prawda. - Midoriya nie wie, o co chodzi.

- All Might obserwuje ciebie, nie mnie. Nie wiem dokładnie dlaczego akurat tobie, ale chcę tylko powiedzieć, że cię pokonam.

W tej chwili Kirishima postanowił wkroczyć do akcji, widząc "deklarację wojny", jak to ujął Kaminari.

- Hey, facet, co się tak wrogo nastawiłeś? Jeszcze nic się nie zaczęło...

- Nie obchodzi mnie to. Nie mam zamiaru być niczyim przyjacielem tutaj. - przerywa mu Todoroki.

- Todoroki, nie wiem czemu chcesz mnie pobić. Jesteś o wiele silniejszy, umiejętności każdego z klasy przewyższają moje. - odpowiada mu Izuku, który wydaje się być jakiś odważnejszy.

- Nie bądź pesymistą, Midoriya. - Eijiro próbuje złagodzić sytuację.

- Ale... Każdy uczeń z naszej szkoły może zostać wielkim bohaterem. I chcę powiedzieć, że nie mam zamiaru być gorszy.

- Dobrze. - tylko tyle odpowiada Shoto.

To się nazywa strach przed przegraną, na który cierpię od kilku lat.

~

- Witamy na Festiwalu Sportowym U.A.! - słyszę głos Present Mic'a, gdy idziemy na stadion. - Jedyny raz w roku, kiedy nasi wschodzący bohaterowie stoczą walkę między sobą! Jako pierwsi... Zapewne wiecie o kim mówię! Cudowne gwiazdy, które pokonały złoczyńców własnymi siłami! Pierwszy rok wydziału bohaterstwa, klasa 1A!

Wchodzimy na boisko i rozglądamy się wokoło. Całe trybuny są zapełnione, każdy jest ciekawy tegorocznych pierwszych klas. Spoglądam na tłumy i się uśmiecham. Muszę zrobić dobre wrażenie. Present Mic przedstawia inne klasy.

- Teraz przysięga! - nagle zauważamy prowadzącą stojącą na podeście. To Midnight. Dziwne, zawsze była u trzecich klas, a nie pierwszych. Pośród tłumu przebiegł szmer zainteresowania. - Zamknąć się! Waszym reprezentantem będzie... Katsuki Bakugo z 1A!

Uśmiecham się na myśl, co blondyn wymyśli. Zapewne wyleci z gadką typu "Jestem Bogiem, wygram wszytko". Chłopak wchodzi na podwyższenie i staje przed mikrofonem z kamienną miną.

- Moja przysięga - zaczyna obojętnym tonem - nie pozostawia żadnych wątpliwości. Zajmę pierwsze miejsce! A wy jesteście doskonałym podkładem do tego. No może oprócz Mei... Tobie mam zamiar pomóc.

Słuchając wypowiedzi Katsu zaczynam się śmiać. Wszyscy wokół mnie wyzywają go i nie mogą uwierzyć, że to powiedział. Ja się tego spodziewałam, no może zdziwiło mnie ostanie zdanie. To dziwne, że Katsu myśli o kimś innym, niż on sam.

Po przysiędze chłopak schodzi ze sceny i staje obok mnie.

- Nie mogłeś się powstrzymać? - pytam rozbawiona. Odpowiedzią jest kręcenie głową blondyna. - Dlaczego powiedziałeś, że masz zamiar mi pomóc? Poradzę sobie bez ciebie!

Na moje słowa Katsu prycha pod nosem i mnie lekko obejmuje. To się już stało jego nałogiem.

- Tobie zawsze przyda się moja pomoc. - odpowiada z cwanym uśmiechem, na co wywracam oczami.

- Dobra, zaczynamy to! - ogłasza Midnight. - Rozpoczynamy od rundy wstępnej! To tutaj odpada najwięcej uczestników! A tą konkurencją będzie... Tor przeszkód!
Będzie to wyścig pomiędzy wszystkimi! Macie za zadanie pokonać cztery kilometry, obwód stadionu! Najważniejsze jest, aby nie wyjść poza tor!

***

- Uczestnicy, na miejsca... - właśnie stoimy przed linią startu i czekamy na rozpoczęcie. Jestem pomiędzy Kirishimą a Uraraką. Muszę uważać, żeby dziewczyna mnie nie odciążyła, gdy zaczniemy bieg.

DING!

Zaczynamy. Na starcie mamy już pierwszą przeszkodę: wąskie przejście. Nie czekając, zmieniam się w kanarka i lecę ponad tłumem. Oto moja technika na tory przeszkód. Nie mam zamiaru bawić się w jakieś przeszkody. Wzlatuję ponad innych i lecę przed siebie.

Po jakimś czasie docieram do drugiej przeszkody. Roboty z egzaminu. Nic trudnego, ale muszę zamienić się w coś szybszego. Stawiam na jastrzębia, ostatnio trochę poćwiczyłam i lepiej panuję nad przemianami. Nie zwracając większej uwagi na roboty lecę dalej. Nagle słyszę głos Present Mic'a.

- Niemożliwe! Mamy pierwszego uczestnika przy pierwszej przeszkodzie! To Mei Aisaka z 1A! W postaci jastrzębia! Wielkie brawa dla pomysłowości!

Śmieję się w duchu z reakcji prezentatora. Tak, jak na treningu bojowym, pierwotnie nikt mnie nie zauważył. Ludzie jednak są ślepi...

Jakiś czas później, Mic ogłasza, że do robotów przybył następny uczestnik. To Todoroki. Całkiem nieźle, ale i tak jestem szybsza. Lecę najszybciej jak mogę i po kilku minutach natrafiam na kolejną przeszkodę. Małe wysepki połączone jedynie linami. Trochę się z tym, co po niektórzy, pomęczą. Dla mnie to nie robi jednak różnicy.

Będąc na środku przepaści czuję, że tracę siły. Nie chcąc ryzykować zalatuję na wysepkę i powracam do ludzkiej formy. Kurwa. Zjadłam pożądne śniadanie, więc powinnam móc być przemieniona przez dłuższy czas. Nie wiem co się stało. No trudno, muszę sobie poradzić bez mocy. Myślałam, że skończę pierwsza, ale teraz nie mam szans. Wchodzę na linę i powoli brnę przed siebie. Niby jest stabilna, lecz i tak sprawia mi wiele trudności.

Będąc mniej więcej w jednej trzeciej długości liny słyszę, że pierwsi uczestnicy dotarli do przepaści. No pięknie... Staram się przyspieszyć, jednak słabo mi to idzie. Jestem na środku, gdy tracę równowagę. Czuję, jak tracę ten minimalny grunt pod nogami i spadam w przepaść. W ostatniej chwili łapię się liny. I tak oto wiszę nad przepaścią. Próbuję się podciągnąć i wspiąć, ale moje wysiłki idą na marne. Próbuję dalej, niestety zużyłam dużo energii i w pewnej chwili puszczam się jedną ręką. Z moich ust wyrywa się cichy okrzyk przerażenia. Jestem w dupie... Skończę ten bieg z jebanym ostatnim miejscem. Jeśli w ogóle go skończę...

Z moich rozmyślań, jak to zakończy się ta runda dla mnie, wyrywa mnie czyjś śmiech. Oczywiście, tym kimś jest Katsuki Bakugo. Czy on musi mieć zawsze rację? Widocznie tak... Gdy śmiech ustaje, słyszę wybuchy i czuję, jak chłopak łapie mnie w pasie i leci ponad przepaścią. On jest niemożliwy...

- Czemu to robisz?! - krzyczę próbując przebić się przez huk eksplozji.

- Taka już moja praca! - blondyn odwraca się w moją stronę z szerokim uśmiechem. Jednak w tym uśmiechu kryje się coś dziwnego, coś co Katsu próbuje ukryć. - Ty zawsze wpadasz w jakieś kłopoty!

~

- Możesz mnie już postawić! - jakiś czas temu przelecieliśmy przepaść, lecz Katsu nie chce mnie puścić. Nie mam zamiaru utrudniać mu drogi do wygranej. Robię jedyną rzecz, która przychodzi mi w tej chwili do głowy. Skupiam się maksymalnie i zmieniam w kanarka. Blondyn dezorientuje się i rozgląda się za mną. A ja próbuję lecieć przed siebie, lecz po kilku metrach tracę ostatnie siły i lecę w dół prawie mdlejąc. No kurwa zajebiście! Nie dam rady nawet przebiec kilku metrów...

Pogrążając się w egzystencji przegranej padam na ziemię i nawet nie dam rady wstać. Jestem wyczerpana, mało brakuje, żebym padła z wycieńczenia. Wpół świadoma czuję silny uścisk w okolicach pasa i słyszę stłumiony dźwięk eksplozji.

- Mei! - słyszę czyjś krzyk przy uchu, ale nie mam siły odpowiedzieć. Jestem taka słaba, jestem bezużyteczną szmatą. - Mei, cholera! Spójrz na mnie! - głos nie daje za wygraną. Z trudem obracam głowę w jego stronę, lecz obraz przed oczami jest zamazany. - Mei! Zajrzyj do mojej kieszeni! Powinien być tam batonik! Zjedz go!

Choć ledwo dam radę się ruszyć staram się wykonać polecenie. Zaglądam do kieszeni i biorę słodycz. Teraz czeka mnie gorsze zadanie - muszę otworzyć opakowanie. Trzymam batona najmocniej jak mogę i staram się rozerwać folię. Dopiero po kilku próbach udaje mi się to wykonać. Odgryzam pół batonika i szybko przełykam gryząc już koleją połowę. Czuję jak siły mi wracają, lecz bardzo powoli. Zapewne starczy mi to na kilka metrów biegu, ale zawsze to coś.

~

Docieramy do ostatniej przeszkody zaraz po Todorokim.

Katsu wybija nas do góry potężną eksplozją i krzyczy do kolorowowłosego.

- Ta przeszkoda nie da rady mnie zwolnić! - jego głos jest przesączony dumą. Taki blondyn potrafi być niebezpieczny. - Wypowiedziałeś deklarację wojny nie dla tej osoby, co trzeba!

Czerwonooki opada na ziemię i wyrzuca nas w powietrze kolejnym wybuchem. Nagle słyszę za nami jeszcze głośniejszą eksplozję. Oglądam się do tyłu i widzę Midoriyę lecącego w powietrzu na kawałku metalu. Niesamowite...

- Deku!! - Katsu jest wkurwiony. - Wracaj tu do cholery!

Bakugo i Todoroki przyspieszają, aby Izuku ich nie przegonił. Jednak chłopak nie potrafi bezpiecznie wylądować, więc ratuje się ostatnim możliwym sposobem. Wbija metal w ziemię pomiędzy chłopakami i wylatuje do przodu. Prosto do mety...

~

- Więc kto zdobędzie pierwsze miejsce w tej jakże trudnej rundzie eliminacyjnej?! - słyszę głos Present Mic'a w głośnikach - Pierwszym, który okrążył, lub okrążyła, stadion jest... Nikt inni niż Izuku Midoriya!

Reszta nie jest już komentowana. Wbiegamy z Katsu na stadion zaraz po Shoto. Jestem cholernie zmęczona, ale adrenalina mnie ożywia. Stoję obok Bakugo i na niego spoglądam.

- Katsu... - zwracam na siebie jego uwagę. - Dziękuję. Dziękuję za wszystko. Gdyby nie ty, byłabym ostatnia. Ale ty obciążyłeś się mną. Pomogłeś mi. Dziękuję. - Mówię te wszystkie słowa na jednym wydechu. Wszystko, co ciążyło mi na sercu. Jestem z siebie dumna. Blondyn robi krok w moją stronę i lekko mnie przytula. Wtulam się w jego tors i mimowolnie uśmiecham.

- Nie trzeba, Mei. Nie trzeba. - chłopak gładzi mnie po plecach. Jego ramiona są takie ciepłe. Gorące. Za gorące. A raczej tylko jedno ramię.

- Katsu. - patrzę się na chłopaka z niepokojem. - Twoje ramię. Te, którym mnie nie trzymałeś. Ono jest gorące. Za gorące. Co ci jest?

- Spokojnie. To nic takiego. Nie musisz się tym martwić. - Blondyn przyciska mnie do siebie, lecz ja nie daję za wygraną. Odsuwam się od niego i patrzę mu w oczy.

- To przeze mnie. Wywoływałeś eksplozje tylko jedną ręką. Drugą trzymałeś mnie. To wszystko moja wina. To jest zawsze moja wina.

- To twoja wina! - wrzask matki roznosi się po całym domu. - To przez ciebie! Nie chciał cię! Odszedł od nas przez ciebie!

Tego dnia napad mojej mamy był bardzo ciężki. Mówiła to wszystko jadowitym tonem. Tylko dlatego, że ojciec odszedł przed moimi narodzinami. Aż dlatego.

Takie ataki były bardzo rzadkie. Matka krzyczała na mnie przez jakąś godzinę, a później spała do późna.
W te dni chowałam się do swojego pokoju i nie wychodziłam. Nie bałam się. Wiedziałam, że nic mi nie zrobi. Nigdy nie robiła. Ale mój widok sprawiał jej ból. Miałam tylko cztery lata, a ona wyzywała mnie od najgorszych.

Ale wiedziałam, że to była zawsze moja wina.

- Mei?

Czuję łzy w oczach. Nie będę płakać. Nie tym razem. Głupie wspomnienia nie doprowadzą mnie do płaczu.

- Mei? Co jest? - cichy głos Katsu przebija się przez resztki wspomnienia. Spoglądam na jego twarz i widzę zmartwienie.

- Już jest okey... - odpowiadam lekko zachrypnięta. Odchrząkam i mówię dalej. - To tylko głupie wspomnienie. Nic więcej. Tylko mogę cię o coś prosić? Nie nadwerężaj się przeze mnie. Nie chcę, żebyś musiał cierpieć z mojego powodu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro