Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

PIĄTA


— Pytam ostatni raz i wzywam paramedyków. Gianno, jak się czujesz?

Otwieram oczy. Mój wzrok powoli się wyostrza, a twarz Davida majaczy zdecydowanie zbyt blisko.

— Jest ok — szepczę, czując, jakby na mojej klatce piersiowej siedział muł. Mężczyzna puszcza mój przegub, a ja orientuję się, że do tej pory mierzył mi puls.

— Masz kłopoty z sercem? — pyta diabelnie poważnie. — Wyczuwam lekką arytmię...

— Nie mam nic takiego. — Odtrącam jego dłoń, którą oferuje mi pomoc we wstaniu z podłogi. — Nogi na ścianie? Chryste, to już duża przesada.

Niezdarnie podciągam się i wstaję.

— Ubrałeś mnie w koszulkę, w którą wycierałeś moją cipkę? — Rozbawienie wyraźnie rozbrzmiewa w moim pytaniu. — Jesteś zabawny.

— Bo chciałem ci zapewnić odrobinę prywatności, gdybym musiał wołać Jordiego? — David również wstaje. Unosi wysoko swoje ręce i wyciąga prężne mięśnie.

— Tak, to bezsensowne. — Zrzucam koszulkę, a kapitan z uwagą śledzi każdy wstrząs moich falujących z szybszym oddechem, piersi. — Gdybym naprawdę potrzebowała pomocy, nikt nie przejmowałby się moją prywatnością. Rozcięliby co potrzeba i zrobili swoje. Ciało, to ciało. Moje również jest tylko tym. Pruderia niepotrzebnie ogranicza nasze życie. Gdzie moje ubrania? — pytam z dłońmi skrzyżowanymi pod piersiami. Doskonale wiem, że to je dodatkowo uwydatnia.

David przez chwilę mierzy mnie wzrokiem, a potem opuszcza ręce i wychodzi z pokoju.

Wzdycham głęboko z ulgą, a potem szybko schylam się, aby wyjąć teczkę spod łóżka. Ściskam ją tak mocno, że wgniatam odręcznie narysowany portret na okładce.

Długie, lekko falujące, czarne włosy; spore oczy skryte za kaskadą opadających na nie rzęs, i pięknie wyciosany, kontur delikatnej, acz inteligentnie wyglądającej twarzy. Drobny nos, pełne usta i uroczy dołeczek w brodzie. David oddał każdy, pieprzony szczegół, ale to Gianna, która nie istnieje już od czterech lat.

Wertuję teczkę, a gdy znajduję interesujący mnie artykuł o wypadku samochodowym, wyrywam stronę, i przepuszczam ją przez ostrza niszczarki.

Gdyby tylko wspomnienia można tak łatwo zniszczyć... Wiele bym oddała, aby już żadne do mnie nie wróciło.

— Mam. — Kapitan bez ostrzeżenia wchodzi do pokoju. Od razu zauważa teczkę na moich kolanach. Zatrzaskuję ją i rzucam pod łóżko. Tam gdzie jej miejsce. — I to tyle? Tak po prostu?

Wciągam na siebie krótką spódniczkę w kratkę oraz równie skąpą koszulę.

— Tak, Davidzie. To tyle.

Jego mina mnie paraliżuje, ale wyuczona umiejętność, pozwala przybrać mi maskę obojętnej.

Nie mogę pamiętać. Nie mogę pamiętać. Nie po to był ten wypadek. On nie może się dowiedzieć. Nie może, bo to krzyż dawnej Gianny Lacroix. Nie mój. Nie jego. A już z pewnością, nie nasz.

— Co ty, do cholery, wyprawiasz?! — syczy, blokując swoim ciałem drzwi. — Co się dzieje? Proszę, porozmawiaj ze mną, do cholery! — Pierś faluje mu z emocji, a ja wiem, że to ostatnia chwila w moim życiu, gdy mogę spojrzeć w te piękne, czekoladowe oczy, które kiedyś były moim ukochanym domem.

— Wiesz, czym się zajmuję — szepczę. — Wiesz co robię.

— Masz może na myśli to dziwkarstwo, które ten sflaczaly fiut, chciał ci wmówić? — Nie dowierza. — Oboje wiemy, że to oszczerstwo. Prowadzisz agencję do spełniania bardzo konkretnych życzeń, Gianno. Sprawiasz, że mężczyźni mogą poczuć się jak bohaterzy. Ratunek średniowiecznej damy przed potworem? Widziałem twoje zdjęcia na białym koniu. Strzelanina w banku i uratowana seksowna pracownica? W tej granatowej kiecce wyglądałaś jak seksowna nauczycielka. — Jego dłonie lądują na mojej talii. — Kaskaderka, militaria, sztuki walki, języki czy historia. Kończysz kursy i szkolenia, żeby poszerzać swoje zarobkowe dossier, ale żadna z tych umiejętności nie dotyczy zajeżdżania kutasów. Nie jesteś dziwką, Gianno. Nie mam co do tego wątpliwości

Byłam nią, gdy twoi dwaj bracia i ojciec zabrali mnie na wycieczkę do Północnej Karoliny, i wykorzystali każdy centymetr mojego ciała.

Zaciskam mocno powieki, a jedna łza ścieka mi po policzku.

Nie jestem dawną Gianną! Nie chcę niczego pamiętać. I zrobię wszystko, żeby uwolnić się od swojej przeszłości. Teraz... po wszystkim, co przeżyłam dziś z Davidem, mam pewność, że ostatecznie nadałam nowe życie swojemu ciału.

— Jestem aktorką do wynajęcia. Spełniam męskie fantazje, a te nigdy nie są czyste, Davidzie. — Nie wiem, co widzi w mojej twarzy, ale ja wiem, że na jego wykwita przerażenie. Zupełnie jakby już mógł poczuć smak tego, co nieuniknione. — To było pożegnanie. I jeśli cię to pocieszy: do dnia dzisiejszego, nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo potrzebowałam ciebie, żeby wreszcie być sobą.

— Nie wykorzystałaś mnie... — Ni to stwierdza, ni to zaprzecza.

— Spłaciłam dług, Davidzie. Ale nie dług wobec ciebie, a swojego ciała.

— Gianno — prosi — twoja pamięć, ona wraca, potrzebujesz po prostu, kurwa, czasu...

— Nic nie wraca, Davidzie — ucinam ostro. — Większości nie pamiętam. Misie i moją siostra? — Policzek nerwowo drga mi na wiadomość, o tym drugim. — Dowiedziałam się o tym z twojej teczki.

Mężczyzna sapie, a potem potrząsa głową, jakby nie mógł pogodzić się z prawdą.

— Madeleine codziennie o ciebie pyta, ona...

— Nie chcę wiedzieć. I tak jej nie pamiętam. — Stres ściska mój żołądek w supeł.

— Gianno, kurwa — wciąż to słowo wyrażające jego bezsilność — tak nie można.

— Mam nadzieję, że znajdziesz kogoś, kogo na nowo pokochasz. Nie można żyć przeszłością... kapitanie.

— Dziewczynko — szepcze, a jego pięści mocniej zaciskają się na mojej talii. — Moja mała dziewczynko, mam tylko ciebie.

Kręcę głową, ostro zaprzeczając jego słowom. Kładę dłoń na jego piersi i mówię:

— Masz w sobie bohatera, który kiedyś pomoże i tobie. Wsłuchaj się w niego. On jest autentyczny.

Wymijam go, a on mi na to pozwala. Otwieram drzwi na zewnątrz i gdy mijam się z nim w progu, dodaję:

— Znalazłam dziś siebie. Przykro mi, że cię to unieszczęśliwia, ale już wiem kim jestem. I żadne normy nie będą już moimi okowami. Do widzenia, kapitanie.

Głuchy dźwięk zamykanych drzwi pozwala mi na głęboki oddech. Ruszam przed siebie, po drodze zaglądając do kuchni, gdzie większość strażaków wciąż spożywa mój deser. Wyciągam kilka wizytówek z torebki i zostawiam je na stole.

A potem ruszam do wyjścia.

— To ta cała Gianna od Hardy'ego? — Głośne plaśnięcie niesie się w ciszy. — Szkoda, że jego stary i bracia nie mieli tyle szczęścia... Ała!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro