Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

~Clarke~

Obudził mnie nieziemski ból głowy. Czułam się jakby ktoś wbijał mi w nią tysiące szpilek jednocześnie. Próbowałam ją podnieść, ale nic z tego. Nie dość, że mnie bolała to jeszcze wydawało się jakby ważyła więcej niż zazwyczaj. Zamiast tego otworzyłam oczy. W pokoju było jasno. Za jasno. Zamknęłam je spowrotem. Głowa pulsowała mi jak nigdy. Piłam coś wczoraj? - pomyślałam. Nie mogłam sobie za nic w świecie przypomnieć wczorajszego dnia, a konkretnie wieczoru. Świetnie, kolejna amnezja, tego mi było trzeba. - pomyślałam z przekąsem.

Spróbowałam znowu otworzyć oczy, tym razem z lepszym skutkiem. Rozejrzałam się wokół siebie (na tyle ile mogłam nie podnosząc głowy) po czym zorientowałam się, że to na czym leżę to nie poduszka. A to przez co przerzucona była moja prawa ręka i noga wcale nie było drugą poduszką. Leżałam z kimś. A konkretnie połową ciała leżałam na kimś. Zaczęłam panikować. Zignorowałam ból w czaszce i podniosłam się gwałtownie. Leżałam w łóżku z ostatnią osobą, którą spodziewałam się w nim zobaczyć.

-Wow Księżniczko, zawsze tak się zrywasz z łóżka? - spytał, zaspanym głosem Bellamy. Wydawał się nie być ani trochę zażenowany całą sytuacją. Oniemiałam.

-Co ty tu robisz Bellamy? Dlaczego leżymy razem w łóżku?? O mój Boże Bellamy, błagam powiedz mi, że my nie..

-Spokojnie Księżniczko, do niczego nie doszło. Ale nie musiałaś aż tak dosadnie dawać mi do zrozumienia, jak bardzo byś tego nie chciała. - powiedział Bellamy z westchnięciem, podnosząc się do pozycji siedzącej.

-Nie powiedziałam, że bym nie chciała.. - burknęłam pod nosem. Oczy Bellamy'ego rozszerzyły się gwałtownie, a ja uświadomiłam sobie co powiedziałam. -Więc co się wczoraj stało i dlaczego my... no wiesz? - spytałam szybko, zanim Bellamy zdążył zareagować. Spojrzał na mnie dziwnie, ale po chwili zaczął mówić.

-Cóż.. Przechodziłem obok stołówki, kiedy zobaczyłem cię przy barze. Z reguły trzymasz się z dala od alkoholu więc się zmartwiłem i podszedłem do ciebie. Wyznałaś mi, że pijesz bo nie radzisz sobie ze wszystkim. Z utratą pamięci, Mount Weather. Próbowałem cię pocieszyć i najwyraźniej mi się udało, bo po chwili przestałaś rozpaczać i zaczęłaś mnie podrywać.

-Przepraszam, co zrobiłam? - wtrąciłam. Ja? Miałam podrywać Bella? To jakiś absurd. Bellamy najwyraźniej czerpał z tego niemałą satysfakcję bo szczerzył się jak wariat.

-Dobrze słyszałaś. Stwierdziłaś, że rozumiesz co te wszystkie dziewczyny we mnie widzą, i że faktycznie jestem przystojny, ale nie widziałaś wszystkiego co mam do zaoferowania i chętnie byś to zobaczyła. - powiedział Bellamy, chichocząc. Schowałam twarz w dłonie, miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Nie dość, że go podrywałam to jeszcze próbowałam zaciągnąć go do łóżka. Nigdy więcej alkoholu Griffin. - zanotowałam sobie w głowie.

-O matko, Bellamy przepraszam cię. Musiałeś się czuć strasznie niezręcznie. Boże jak mi głupio. - zaczęłam się histerycznie śmiać. Ale wciąż nie rozumiałam jednej rzeczy. -Skoro my nie.. No wiesz..

-Nie uprawialiśmy seksu? - wypalił Bellamy. Czułam, że robię się czerwona. -Clarke jesteśmy dorośli wyluzuj i mów wprost o co ci chodzi. Pewnie zastanawiasz się co ja tu do cholery robię? - powiedział. Jedyne na co było mnie stać to skinięcie głową w odpowiedzi. Dlaczego on mnie tak onieśmiela? - pomyślałam. -No więc, byłaś delikatnie mówiąc pijana, więc zaprowadziłem cię do twojego pokoju. Od razu padłaś na łóżko. Zdjąłem ci buty i przykryłem kocem, żeby było ci wygodnie i ciepło. Już miałem wychodzić, ale mnie zatrzymałaś. Spytałaś czy z tobą zostanę. Już bez żadnego podtekstu. Domyśliłem się, że dręczą cię koszmary, więc zostałem. Wiem jak to jest. Dobrze mieć wtedy kogoś przy sobie. - wyjaśnił Bellamy.

Byłam zaskoczona. Wydawał się mówić całkowicie szczerze. Był dla mnie taki.. Miły. Myślałam, że już się do tego przyzwyczaiłam, ale chyba się myliłam. Zaskakiwały mnie takie małe gesty jak to, że przykrył mnie kocem bym nie zmarzła. Poczułam ciepło w sercu. Był dla mnie taki dobry, a ja nie raz zachowywałam się jak suka w stosunku do niego. Postanowiłam sobie, że od tej pory będę dla niego milsza. Zasłużył na to.

-Dziękuję. Za to, że zostałeś i nie wykorzystałeś sytuacji. - powiedziałam. Bellamy skrzywił się.

-Za kogo ty mnie masz Clarke? - zapytał. Wydawał się być zraniony. Uświadomiłam sobie jak mogło zabrzmieć to co powiedziałam. Chciałam coś powiedzieć i wyjaśnić, że nie myślę o nim źle, ale mnie ubiegł. -Zapomnij. - powiedział, schodząc z łóżka. Zaczął kierować się do drzwi, ale po chwili wrócił i nachylił się nade mną tak, że nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. -Zaufaj mi Księżniczko, kiedy trafimy do łóżka to zrobisz to całkowicie świadomie i nie będziesz potrzebowała alkoholu by tego chcieć. - powiedział zniżonym głosem, po czym puścił mi oczko i opuścił pokój. Siedziałam oniemiała, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Moje ciało przeszedł dreszcz, ale był to przyjemny dreszcz. Sama nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć.

Kiedy przebywałam z Bellamy'm czułam się.. dziwnie. Nie miałam pojęcia, jak nazwać to uczucie, wiedziałam tylko, że nie czułam się tak nigdy wcześniej. I jeśli miałam być szczera to podobało mi się to.

*Kilka godzin później*

Byłam właśnie w skrzydle medycznym razem z moją mamą, kiedy przez drzwi wparował Bellamy. Był wyraźnie zdenerwowany.

-Doktor Griffin. Clarke. Pilne spotkanie w gabinecie Kane'a. Natychmiast. - powiedział poważnym tonem i wyszedł nie czekając na nas. Spojrzałyśmy na siebie z Abby zdezorientowane, ale czym prędzej ruszyłyśmy za Bellamy'm. Gdy przekroczyliśmy próg gabinetu, ku mojemu zdziwieniu, prócz Marcusa ujrzałam w środku - Ziemiankę. Przynajmniej wywnioskowałam to z jej stroju. Miała długie brązowe włosy, mocny makijaż i niezbyt miły wyraz twarzy. Spojrzałam na Bellamy'ego. Był wściekły, dłonie miał zaciśnięte w pięści. Byłam zdezorientowana.

-Witaj Clarke. - powiedziała do mnie nieznajoma. Przeniosłam spojrzenie na nią i zmarszczyłam brwi.

-Przepraszam ale.. Powinnam cię znać? - zapytałam. Dziewczyna spojrzała na mnie jakbym była niespełna rozumu. W tym momencie postanowił wkroczyć Kane.

-Clarke ma.. Małe problemy z pamięcią. Mały wypadek sprawił, że nie pamięta ostatnich kilku miesięcy. Clarke pozwól, że wyjaśnię. To jest Lexa, przywódczyni klanu Trikru, a także wszystkich innych klanów.

Wysiliłam umysł, próbując przypomnieć sobie to imię. Coś mi zaświtało.

-Lexa? Ta Lexa, która.. - zaczęłam, ale nie było mi dane dokończyć.

-Zdradziła nas wszystkich pod Mount Weather. - powiedział Bellamy. Jego głos ociekał jadem i nie dziwiłam mu się. Czego ona chciała do cholery? Bellamy wydawał się czytać mi w myślach. -Czego chcesz? - warknął na Ziemiankę.

-Rozumiem twój gniew Bellamy. - powiedziała Lexa. -Ale pragnę ci przypomnieć, że zrobiłam to by ratować moich ludzi. Zrobiłam dokładnie to, co ty zrobiłbyś na moim miejscu.

-Nie złamałbym danego słowa. - warknął Bellamy. -Mogliśmy uratować naszysz ludzi wspólnie, ale ty uciekłaś z podkulonym ogonem, jak ostatni tchórz. Wiesz ilu ludzi nie żyje przez ciebie? - Bellamy podnosił głos coraz bardziej. Położyłam mu rękę na ramieniu by go uspokoić. Podziałało. Spojrzał na mnie i wziął głęboki oddech.

-O co chodzi? - spytałam spokojnie.

-Potrzebuję pomocy. - odparła Lexa. Bellamy prychnął, ale spojrzałam na niego groźnie, nadal nie zdejmując dłoni z jego ramienia. Nie odezwał się. Kiwnęłam w stronę Ziemianki, żeby kontynuowała. -Niektóre klany podważają mój autorytet. Nie podoba im się to jak rządzę. Wojna wisi w powietrzu, a mój klan potrzebuje sojuszników. Moje pytanie brzmi : Czy mogę liczyć na pomoc Skaikru w razie wybuchu wojny?

-Chyba sobie jaja robisz ty dwulicowa suko. - powiedział Bellamy.

-Bellamy wystarczy! - wrzasnął Marcus. -Albo się opanujesz, albo wylecisz stąd z hukiem, zrozumiano? - spytał ostro. Bellamy burknął coś tylko pod nosem. Chwyciłam go za rękę, chcąc go uspokoić. Z początku nie zareagował na gest, ale po chwili odwzajemnił uścisk. Lexa spojrzała dziwnie na nasze splecione dłonie, po czym skierowała się do Marcusa.

-Więc jak będzie? - spytała krótko. Kane popatrzył po wszystkich obecnych.

-Myślę, że najlepszym rozwiązaniem będzie głosowanie, za i przeciw. Ja, Abby i Clarke. - powiedział. Bellamy wyglądał jakby chciał zaprotestować, ale w porę ugryzł się w język. -Głosuję za. Pozostałe klany zawsze mogą zwrócić się przeciwko nam, sojusznik jest nam potrzebny. Obie strony mogą na tym skorzystać. Abby? - Kane zwrócił się do mojej matki.

Popatrzyła na mnie, następnie na Lexę i powiedziała tylko krótkie : -Sprzeciw. - Nie wyjaśniła w żaden sposób swojego stanowiska. Marcus kiwnął głową.

-Clarke, masz decydujący głos. - zwrócił się do mnie. Przeanalizowałam w głowie sytuację. Lexa już raz nas zdradziła. To przez nią zabiliśmy 300 osób. Większość niewinnych. Między innymi dzieci. Do oczu napłynęły mi łzy na myśl o tych wydarzeniach, ale powstrzymałam je. Bellamy ścisnął mocniej moją rękę. Blake nie ufał Lexie. A ja ufałam jemu.

-Sprzeciw. - powiedziałam. -Nie narażę naszych ludzi dla zdrajcy.

Bellamy wypuścił głośno powietrze z płuc, Abby również. Marcus nie wydawał się zaskoczony.

-Przykro mi Komandor. Sojusz nie dojdzie do skutku. - powiedział.

Lexa pokiwała głową. -Skoro tak. Wiedzcie tylko, że do tej pory zakazywałam moim ludziom atakować was, nawet po wejściu na nasze terytorium. Od teraz - mogą z wami robić co im się żywnie podoba. - powiedziała i z tymi słowami wyszła w eskorcie strażnika, stojącego za drzwiami.

Spojrzałam na Bellamy'ego. Wciąż trzymaliśmy się za ręce.

-To była dobra decyzja Clarke. - powiedział i odgarnął mi włosy z czoła wolną ręką. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi mając nadzieję, że nie podpisałam na siebie i na moich ludzi wyroku śmierci.
______________________________________

DUM DUM DUM DUUUUM! Czyżby w tym ff w końcu zaczęło się coś dziać??? 😂😂 Jak myślicie, czy Lexa odwali coś złego? Piszcie jakie macie teorie.😆

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro