Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

~Bellamy~

Nie wierzyłem w to co się działo. Nie chciałem wierzyć. To nie mogła być prawda. Clarke straciła około ośmiu miesięcy z życia. Osiem miesięcy! Jak miałem jej to wszystko przypomnieć? Jak miałem jej udowodnić, że nie jesteśmy wrogami? Jak miałem zrobić to wszystko kiedy dziewczyna, którą kochałem nad życie patrzała na mnie jakbym był najgorszym co ją w życiu spotkało. Już od dawna tak na mnie nie patrzyła i zdecydowanie nie tęskniłem za tym spojrzeniem.

Chciałem odzyskać moją Clarke. Moją Clarke, obok której budziłem się co rano. Moją Clarke, która obdarzała mnie najcudowniejszym uśmiechem na Ziemi, z którą tyle przeszedłem, podejmowałem wiele trudnych decyzji, której mogłem powiedzieć wszystko. Moją Clarke, która była dla mnie - zaraz obok mojej siostry - najważniejszą osobą na tej planecie. Clarke, za którą byłem w stanie oddać życie i zrobiłbym to gdyby zaszła taka potrzeba. Ale do tego była jeszcze daleka droga.

-Więc umm.. Jak się czujesz? W sensie no wiesz.. Fizycznie. Podejrzewam jak możesz się czuć emocjonalnie. - próbowałem zacząć rozmowę.

-Doprawdy? - odparła Clarke z przekąsem. - Nie sądzę żebyś mógł mieć pojęcie jak się czuje z tym, że nie pamiętam niemal roku swojego życia.

Zacisnąłem powieki i cierpliwe czekałem na odpowiedź mojej dziewczyny. Już nie Bellamy - usłyszałem cichy głosik w swojej głowie. Zamknij się! - powiedziałem w myślach sam do siebie.

-Trochę boli mnie głowa, pewnie od upadku. - usłyszałem wreszcie odpowiedź. Clarke wzruszyła ramionami. - No i chce mi się nieziemsko pić. Poza tym żadnych sensacji.

Sięgnąłem po butelkę wody stojącej przy łóżku, i nalałem jej do stojącej na stoliku szklanki. Następnie podałem ją Clarke. -Prosze. - powiedziałem tylko próbując się uśmiechnąć. Zamiast uśmiechu musiało mi wyjść coś na kształt grymasu bo blondynka spojrzała na mnie dziwnie.

-Dzięki. - odpowiedziała cicho Clarke nie spuszczając ze mnie czujnego wzroku, tak jakbym miał ją zaraz zaatakować albo zrobić coś równie głupiego.

Wypiła łapczywie całą szklankę duszkiem. Naprawdę musiało jej się chcieć pić. Poczułem, że się uśmiecham. -Jeszcze? - spytałem najbardziej niewinnym tonem na jaki było mnie stać. Clarke pokiwała tylko głową i podała mi szklankę. Ponownie wypiła całą po czym odstawiła ją na stolik.

-Więc - zaczęła niepewnie - może zaczniesz mi opowiadać co się działo przez te miesiące? To ci może trochę zająć.

-No tak. Od czego by tu zacząć...

Nie miałem pojęcia od czego zacząć. Ustaliliśmy z Abby - to znaczy ja ustaliłem - że nie powiem Clarke o tym co nas łączyło. Przynajmniej na razie. Tylko bym ją jeszcze bardziej wystraszył i wkurzył. Nie chciałem ryzykować, że znienawidzi mnie jeszcze bardziej. Mogłem tylko mieć nadzieję, że pokocha mnie na nowo. Niesamowicie się bałem, że Clarke nie dość, że nic sobie nie przypomni to nie przestanie mnie nienawidzić. Już nigdy jej nie przytulę, nie pocałuję, nie powiem, że ją kocham. Miałem w planach się oświadczyć. Byliśmy ze sobą tylko 3 miesiące to prawda ale wiedziałem, że nie będę chciał już nikogo innego. Nie miałem oczywiście pierścionka, ani nie wiedziałem jak ten ślub miałby się w zasadzie odbyć ale wiedziałem, że chcę z nią spędzić resztę życia. Sposób w jaki na mnie teraz patrzyła.. Bolało. Bardzo.

-No więc jak pamiętasz flary nie zadziałały. To znaczy zadziałały ale zobaczyli je niestety za późno. Nie patrz tak na mnie wiem, że schrzaniłem okej? Dobitnie mi to uświadomiłaś.

Clarke nie odezwała się. Uznałem więc, że mogę kontynuować.

-Następnego dnia ty i Raven udałyście się w poszukiwaniu radia do skontaktowania się z Arką a ja i parę innych osób poszliśmy szukać Octavii.

-Co się z nią stało? - Clarke wydawała się szczerze zmartwiona o moją młodszą siostrę. Świetnie. Ponownie Octavia była tym "lepszym Blake'iem".

-Ziemianin ją porwał. Zanim spanikujesz powiem ci, że nic się jej nie stało. W zasadzie to ten Ziemianin okazał się nie być taki zły. Ale pozwól, że będę opowiadał pokolei. No więc uratowaliśmy Octavię ale wystąpiły pewne.. komplikacje. Finn nie wyszedł z tego bez szwanku. Ziemianin ranił go nożem. Przetransportowaliśmy do obozu zarówno Finna jak i Ziemianina, z nadzieją, że wyciągniemy od niego jakieś informacje.

-Ale z Finnem wszystko w porządku tak? - zapytała Clarke marszcząc brwi. Tego się właśnie obawiałem. Musiałem jej powiedzieć o Finnie. Nie dam rady tego ukrywać, przecież Clarke zauważy, że nie ma go w obozie.

-Wtedy udało nam się go uratować. W zasadzie tobie się udało. Z małą pomocą Octavii i twojej matki.

-Co znaczy "wtedy"? - spytała Clarke. Zawahałem się. Zacisnąłem dłonie w pięści, bałem się jak dziewczyna zareaguje. - Bellamy mów do mnie!

-Finn nie żyje. - walnąłem prosto z mostu. Zapatrzyłem się w podłogę. Bałem się na nią spojrzeć. Kiedy w końcu podniosłem wzrok, patrzyła ma mnie z niedowierzaniem i łzami w oczach.

-Ale... A-le.. Jak? Jak to się stało, kiedy? Jak to możliwe? - Clarke zadawała tysiąc pytań naraz a ja nie wiedziałem jak odpowiedzieć na żadne z nich.

-Do tego jak to się stało jeszcze dojdziemy. Musiałem ci powiedzieć już teraz, w końcu zauważyłabyś, że go nie ma. - starałem się być w miarę delikatny ale na nic się to nie zdało. Clarke ukryła twarz w dłoniach i zaczęła cicho łkać. Normalnie już dawno bym ją przytulił i głaskał po głowie mówiąc, że wszystko będzie dobrze. Co miałem zrobić w tej sytuacji?

Położyłem jej rękę na ramieniu w nadziei, że nie nawrzeszczy na mnie albo mnie nie uderzy. Nie zareagowała na gest w żaden sposób, więc moja ręka pozostała na jej ramieniu. Usiadłem na jej łóżku, co było niebezpiecznym posunięciem, ale nie obchodziło mnie to. Moja Księżniczka płakała, nie mogłem siedzieć bezczynnie i patrzeć na to. Nienawidziłem gdy płakała. Jej łzy bolały. Jej ból czułem niemal tak dobrze jakby był moim własnym.

-Przykro mi Clarke. Naprawdę. Może i nie dogadywaliśmy się z Finnem ale.. Wiem, że ci na nim zależało. Nie zasłużył na śmierć. Jak mam jej do cholery powiedzieć, że to ona go zabiła? To ją zniszczy.

Clarke spojrzała na mnie oczami pełnymi łez. Policzki miała mokre i czerwone. Moje ręce przestały najwyraźniej współpracować z mózgiem bo sięgnąłem do jej twarzy i zacząłem wycierać ją kciukiem z łez, tak jak to zawsze robiłem.

Clarke nie poruszyła się. Nie zareagowała w żaden sposób na mój gest. Przestała natomiast wreszcie płakać. Jej spojrzenie złagodniało nieco. Już nie patrzała na mnie wzrokiem mówiącym "nienawidzę cię i prawdopodobnie zabiję cię we śnie". Teraz jej wzrok mówił bardziej coś w stylu "nadal cię nienawidzę ale jesteś miły więc może dam ci szansę". Zawsze to jakiś postęp prawda?

Usłyszałem skrzypnięcie otwieranych drzwi. Szybko zabrałem rękę, ale nie zszedłem z łóżka. Abby weszła do pomieszczenia z tacą pełną jedzenia. Położyła ją na stoliku i zwróciła się do mnie : -Ty chyba też powinieneś wreszcie coś zjeść Bellamy. Może dołączysz do przyjaciół na stołówce?

Kiwnąłem tylko głową. Spojrzałem jeszcze raz na Clarke i opuściłem pokój. Dopiero gdy zamknąłem za sobą drzwi pozwoliłem łzom żalu i zmęczenia spłynąć po mojej twarzy. Już nie miałem siły ich powstrzymywać. Kobieta, którą kochałem jak nikogo innego nienawidziła mnie. A ja musiałem sprawić, że pokocha mnie na nowo. Nie wiedziałem jeszcze jak to zrobię. Ale wiedziałem, że muszę.

_____________________________________________________________________________

Hej hej! Muszę przyznać, że pisanie tego rozdziału sprawiło mi ból. Wyobrażenie sobie tego co mógł w tej chwili czuć Bellamy sprawiało ból. No ale cóż.. Miejmy nadzieję, że Clarke będzie na tyle mądra, że dostrzeże dobro w Bellamym ;) Aha i postanowiłam, że rozdziały będą pojawiać się oczywiście w miarę moich możliwości we wtorki i piątki :)

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro