Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18

~Bellamy~

Przemierzałem korytarze Arkadii w szybkim tempie. Chciałem jak najszybciej dotrzeć do Clarke, musiałem mieć pewność, że nic jej nie jest. Miałem nadzieję, że zrobiła to o co ją prosiłem. Gdyby coś jej się stało..

Nie Bellamy. Nie myśl o tym. Po prostu ją znajdź. - próbowałem przywołać się w myślach, do porządku. Nie było to łatwe. W końcu dopiero co ją odzyskałem, nie mogłem jej stracić.

Dotarłem do pokoju Clarke. Zapukałem natychmiast, wołając jednocześnie.

-Clarke? Clarke otwórz, to ja Bellamy! - nie otrzymałem odpowiedzi. Serce zaczęło walić mi w piersi. Zapukałem jeszcze raz i wrzasnąłem głośniej, ale wciąż odpowiadała mi jedynie cisza. Nacisnąłem na klamkę i drzwi otworzyły się bez trudu.

Rozejrzałem się w panice po pokoju, ale nie było w nim żywej duszy. Pokój wyglądał na nienaruszony, na pewno nie było tu żadnej walki. Clarke prawdopodobnie w ogóle tu nie dotarła. Mogłem się domyślić, że nie zrobi tego, o co ją poprosiłem.

Byłem jednocześnie wkurzony i przerażony. Byłem zły, że mnie nie posłuchała, ale też zmartwiony na śmierć, że stała jej się krzywda. Zacząłem biegać po korytarzach, wykrzykując jej imię. Pytałem kilka napotkanych osób czy ją widzieli, ale za każdym razem otrzymywałem taką samą odpowiedź. Nikt jej nie widział.

Po chwili wpadłem na pomysł. Zacząłem kierować się w stronę skrzydła medycznego. Nawrzeszczałem na siebie w myślach, że wcześniej na to nie wpadłem. Clarke zawsze bardziej niż o siebie, dbała o innych, mogła być w szpitalu i pomagać rannym.

Niemalże biegłem, skupiony na celu do tego stopnia, że w pierwszej chwili myślałem, że się przesłyszałem. Ale po chwili usłyszałem to znowu.

-Bellamy!

To była Clarke. Mogłem przysiąc, że to ona, wszędzie poznałbym jej głos. Nie byłem pewien skąd dokładnie dochodzi, ale kiedy dziewczyna krzyknęła jeszcze raz, miałem wrażenie, że słyszę ją wyraźniej, a to by oznaczało, że przybliża się do mnie, dlatego postanowiłem stać w miejscu.

-Clarke! - wrzasnąłem w odpowiedzi, by łatwiej jej było mnie znaleźć. Nie minęła minuta, aż zobaczyłem ją na drugim końcu korytarza. Ona też mnie dostrzegła i natychmiast zaczęła biec w moim kierunku.

Spotkaliśmy się w połowie drogi. Wziąłem ją w ramiona i uniosłem do góry, a ona w odpowiedzi zamknęła mnie w morderczym uścisku. Clarke miała parę w rękach i ścisnęła mnie naprawdę mocno, ale miałem to gdzieś. Była ze mną, cała i zdrowa i tylko to się liczyło.

Po chwili jednak zaczęły mnie boleć poranione dłonie, więc opuściłem ją na ziemię. Nie zdążyłem nawet spojrzeć jej w twarz, kiedy pocałowała mnie z taką gwałtownością, że zachwiałem się do tyłu. Kiedy odzyskałem równowagę, odwzajemniłem gest. Miałem ochotę wziąć jej twarz w dłonie, ale czułem, że krew zaczyna przeciekać z bandaży na dłoniach, więc zostawiłem je luźno wzdłuż ciała.

Clarke musiała poczuć, że się spiąłem, bo po chwili oderwała się odemnie. Dopiero wtedy mogłem się jej przyjrzeć i zobaczyłem ogromnego siniaka na jej twarzy. Ogarnął mnie gniew.

-Co ci się stało? Kto ci to zrobił? - spytałem, w myślach już planując zemstę na tej osobie. Ktokolwiek śmiał uderzyć moją Księżniczkę, zapłaci za to.

Clarke zmarszyła brwi, jakby nie wiedziała o czym mówię, ale po chwili sobie przypomniała.

-Ah to. To nic takiego, nie przejmuj się tym. Próbowałam rozdzielić dwójkę kłócących się chłopaków i oberwałam przez przypadek.

Zagotowało się we mnie. Nawet jeśli to było niechcący, miałem ochotę zabić tego kogoś. -Kto to był? Też dam mu w pysk. Oczywiście całkiem przypadkiem.

-Bellamy spokojnie. - Clarke zaplotła mi ręce na szyji i uśmiechnęła się. Mnie nie było do śmiechu. -Przypomniałam sobie. - dodała po chwili.

Spojrzałem na nią, marszcząc brwi. Nie wiedziałem o czym ona gada. Co sobie przypomniała? Po chwili trybiki w mojej głowie zaczęły się powoli obracać.

-Pamiętam wszystko. - powtórzyła Clarke, a do mnie zaczęło docierać znaczenie tych słów. Pocałowała mnie znowu. Miałem wrażenie, że śnię. Minęło już tyle czasu, że sądziłem, że pamięć Clarke jest nie do odzyskania. Dawno nie byłem tak szczęśliwy jak w tamtej chwili.

Clarke chyba zaniepokoił fakt, że nie przytulam jej mocniej do siebie, a moje ręce wiszą bezwładnie, bo oderwała się ode mnie i skierowała na nie wzrok.

-Jezu Bell. - chwyciła mnie za nadgarski i spojrzała na poranione dłonie, a następnie na mnie. -Dlaczego nie mówisz, że jesteś ranny!? Trzeba to natychmiast porządnie opatrzyć. - nakrzyczała na mnie, po czym zaczęła ciągnąć za nadgarstek w stronę jej pokoju.

-Nic mi nie jest Clarke, jest mnóstwo ludzi znacznie poważniej rannych. - próbowałem protestować. Clarke mogła być potrzebna w szpitalu, mogłem sobie sam z tym poradzić.

-W tej chwili to ty obchodzisz mnie najbardziej. - powiedziała, tonem nieznoszącym sprzeciwu. Nie śmiałem się już odezwać.

Kiedy dotarliśmy w końcu do jej pokoju, Clarke nakazała mi usiąść na łóżku i się nie ruszać. A że nie śmiałem się już sprzeciwiać Księżniczce, posłusznie wykonałem jej polecenie. Wyciągnęła z szafki apteczkę i uklęknęła przede mną, by opatrzyć mi dłonie.

Krew zdążyła już całkiem przesiąknąć przez materiał. Nie sądziłem, że rany były aż tak głębokie. Clarke najpierw odwiązała stare bandaże, po czym oczyściła moje dłonie z krwi i przemyła rany alkoholem by je odkazić. Wydałem z siebie ciche syknięcie, szczypało jak cholera.

Clarke spowrotem owinęła moje ręce bandażami. Pracowała w pełnym skupieniu, ani razu nie patrząc mi w oczy. Ja za to nie odrywałem wzroku od jej twarzy. Siniak pod prawym okiem sprawiał, że włączał mi się tryb mordercy i chciałem ukarać tego kto to zrobił. Ale najwyraźniej dzięki temu, Clarke przypomniała sobie wszystko. Wreszcie pamiętała mnie, pamiętała nas. Mogłem już spać spokojnie.

Kiedy Clarke skończyła opatrywać moje dłonie, spojrzała mi wreszcie w oczy i uśmiechnęła się. Odwzajemniłem uśmiech i korzystając z tego, że wreszcie mogłem jej dotknąć, odgarnąłem jej włosy z czoła i pogłaskałem po policzku. Mogłem to wreszcie zrobić bez obaw, że mnie odtrąci, albo na mnie nawrzeszczy.

-Powinniśmy iść sprawdzić co z resztą. Pomóc rannym i w ogóle. - powiedziałem, ale kompletnie bez przekonania. Byłem liderem, powinienem być teraz z moimi ludźmi. Ale prawda była taka, że nie chciałem teraz widzieć nikogo poza Clarke. Wreszcie ją odzyskałem, chciałem położyć się obok niej na łóżku, wtulić się w nią i nigdy nie puszczać.

Clarke westchnęła. -Pewnie masz rację. - powiedziała. Pokiwałem głową i już miałem wstawać, kiedy dodała : -Ale jeszcze nie teraz. - spojrzałem na nią zaskoczony. -Możemy.. No wiesz, posiedzieć chwilę razem i docenić fakt, że jesteśmy razem, cali i zdrowi? - spytała nieśmiało, jakby obawiała się, że powiem jej, że zwariowała.

-Podoba mi się ten pomysł. - odparłem i uśmiechnąłem się jeszcze szerzej niż poprzednio. Położyliśmy się obok siebie na łóżku. -Myślę, że zasłużyliśmy na chwilę odpoczynku od obowiązków. - dodałem po chwili.

Clarke leżała plecami do mnie, a ja schowałem twarz w jej włosach i przytuliłem ją do siebie, jedną rękę kładąc na jej brzuchu. Znowu zacząłem się zastanawiać nad tym, jak sobie poradzę w roli ojca. To prawda, że prawie wychowałem Octavię, ale to było co innego. To było moje dziecko, czułem dwa razy większą presję, bałem się, że zawalę sprawę.

-Co jeśli nie dam sobie rady? - spytałem na głos. Clarke natychmiast pokręciła głową.

-Oczywiście, że dasz. Razem damy sobie radę. Wszystko będzie dobrze. - zapewniła mnie Clarke, a ja uwierzyłem. Jeśli ona tak mówiła, to na pewno tak będzie.

Po chwili milczenia Clarke odezwała się znowu. -Myślisz, że to będzie chłopiec czy dziewczynka? - spytała. Zastanowiłem się przez moment.

-Nie mam pojęcia. - odparłem zgodnie z prawdą.

-A co byś wolał? - dociekała Clarke. Tym razem nie wahałem się z odpowiedzią.

-Najważniejsze żeby było zdrowe, reszta się nie liczy. - Clarke zaśmiała się cicho.

-Masz rację. - przyznała.

-Kocham cię Clarke.

-Ja też cię kocham Bell.

-Na pewno nie tak bardzo, jak ja ciebie. - drażniłem się z nią.

-Cóż, nie będę się spierać. - zażartowała, a ja jedynie zaśmiałem się w odpowiedzi.

Leżeliśmy tak jeszcze około 10 minut, w przyjemnej ciszy, wtuleni w siebie, a uśmiech ani na chwilę nie zszedł z mojej twarzy.
______________________________________
Hej hej! Co myślicie? Zbyt słodko i uroczo, czy raczej cieszycie się z takiego rozdziału, po tym co się działo w poprzednich? 😅

Pozdrawiam.😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro