Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

~Bellamy~

Minął tydzień odkąd Clarke upadła niefortunnie i straciła pamięć. Od tamtego czasu próbowałem jej przypomnieć wszystko czego zapomniała. No właśnie - próbowałem. Przez ostatnie parę dni nie miałem dla niej kompletnie czasu. Miałem niesamowicie dużo pracy w Arkadii. Musiałem zastępować dwie inne osoby, które się rozchorowały (chyba jakaś grypa czy coś). Brałem dodatkowe zmiany przy bramie, a oprócz tego chodziłem jeszcze na polowania. Poza tym postanowiliśmy ostatnio, że można by było zbudować swego rodzaju "chatki", żeby było więcej miejsca do mieszkania, głównie chodziło o rodziny z dziećmi. Przy tym również pomagałem.

Sprawiło to, że przez ostatnie kilka dni praktycznie nie widziałem Clarke na oczy. Minąłem ją może ze dwa razy na korytarzu, parę razy widziałem ją podczas dyżuru na bramie, ale nie zamieniliśmy ani słowa.

Tęskniłem za nią. Tak bardzo za nią tęskniłem. Za naszymi rozmowami, za jej uśmiechem, czułymi pocałunkami. Tęskniłem za nią całą tak mocno, że czułem niemal fizyczny ból. Chciałem żeby odzyskała już pamięć. Chciałem ją znowu przytulić, pocałować, zasnąć z nią u boku wtuloną we mnie. Poczytać jej coś tak jak to często robiłem przed snem. Clarke zawsze mówiła, że woli kiedy to ja jej czytam niż kiedy robi to sama, bo "ja robię to lepiej i ładniej". Chciałem moją Clarke spowrotem. Moją Księżniczkę. Moją ukochaną.

Skończyłem właśnie dyżur na bramie i miałem iść pomóc przy budowie jednej z chatek, ale Kane zaszedł mi drogę. Spojrzałem na niego zaskoczony.

-Coś się stało? - spytałem nagle zaniepokojony. Moją pierwszą myślą było, że coś się stało Clarke.

-Tak Bellamy, stało się. Zaharujesz się na śmierć. Marsz do swojego pokoju odpocząć. Nie przyjmuję odmowy. - powiedział stanowczo.

-Ale.. - zacząłem ale nie miałem szansy dokończyć

-Żadnych "ale" powiedziałem. - przerwał mi ostro Kane. -Poradzą sobie bez ciebie. Obserwuję cię od paru dni Bellamy, zbyt wiele pracujesz, Clarke powiedziała mi, że bierzesz dodatkowe warty na bramie. Chcesz się wykończyć?

-Clarke ci o mnie mówiła? - nic nie mogłem na to poradzić, to było pierwsze o czym pomyślałem. To brzmiało niemal jakby Clarke - martwiła się o mnie? Przecież to niemożliwe, myślała że jestem dupkiem bez serca. Kane westchnął.

-Tak, Clarke. Ona się o ciebie martwi Bellamy. Ja też. Proszę cię odpocznij.

Byłem naprawdę zaskoczony. Dlaczego Clarke obchodziło jak dużo pracuję? Zebrałem całą swoją siłę woli by nie uśmiechnąć się na tę myśl. Kiwnąłem Marcusowi głową i posłusznie udałem się do swojego pokoju. Było dopiero późne popołudnie ale byłem wykończony. Kane miał rację, pracowałem za dużo. Ale miałem swój powód. Kiedy pracowałem nie miałem czasu żeby myśleć. A gdy miałem czas - myślałem tylko o Clarke. A ostatnimi czasy myślenie o niej sprawiało nieprzyjemne ukłucie w moim sercu, dlatego unikałem jej jak mogłem i starałem się nie myśleć. Ale kiedyś musiałem odpocząć.

Kiedy tylko dotarłem do swojego pokoju, zrzuciłem z siebie robocze ubranie. Założyłem spodnie od pidżamy i położyłem się do łóżka. Dopiero kiedy odpadłem ciężko na poduszki uświadomiłem sobie jaki jestem zmęczony i śpiący. Już prawie zasnąłem kiedy usłyszałem ciche pukanie do drzwi. Warknąłem niezadowolony, że kiedy w końcu postanowiłem.. no dobra ktoś mnie zmusił, żeby odpocząć od razu ktoś mi ten odpoczynek przerywa. Wstałem z łóżka i otworzyłem drzwi. Prędzej spodziewałbym się uzbrojonego po zęby Ziemianina usiłującego mnie zabić niż Clarke. Ale oto stała przede mną, piękna jak zawsze, z nieśmiałym uśmiechem na ustach. Ale jej uśmiech szybko zbladł kiedy zobaczyła co mam - a raczej czego nie mam - na sobie.

-O Boże obudziłam cię? Bellamy przepraszam, nie chciałam, już sobie idę, musisz odpocząć.. - zaczęła wylewać z siebie słowa z taką prędkością, że ledwo rozumiałem co mówiła. Odwróciła się by odejść ale chwyciłem ją za nadgarstek by ją powstrzymać.

-Spokojnie Clarke, nie spałem. - powiedziałem uśmiechając się do niej i wciąż trzymając za nadgarstek. Uświadomiłem sobie co robię i czym prędzej ją puściłem. -Coś się stało, po co przyszłaś?

-Ja umm.. chciałam tylko sprawdzić co u ciebie, jak się czujesz, dużo ostatnio pracowałeś, od kilku dni nie rozmawialiśmy.. - powiedziała nerwowo, patrząc cały czas w ziemię. Usiłowała zasłonić twarz włosami, ale nie udało jej się zrobić tego całkowicie.

-Rumienisz się Księżniczko? - spytałem szczerze rozbawiony. Nie byłem pewny co ją zawstydziło. Fakt, że byłem bez koszulki czy jej zamartwianie się o mnie. A może i jedno i drugie.
Spojrzała na mnie w sposób, który miał być chyba groźny ale mnie wydał się uroczy i zacząłem się śmiać. Po chwili zobaczyłem, że Clarke próbuje powstrzymać uśmiech cisnący jej się na usta. Nagle przestałem być śpiący. Całkowicie.

Przesunąłem się i gestem zaprosiłem Clarke do środka. Weszła niepewnie do pomieszczenia. Zamknąłem za nią drzwi i zapadła niezręczna cisza. Nie pierwszy raz w ciągu ostatniego tygodnia. W końcu postanowiłem się odezwać.

-Przepraszam, że się nie odzywałem. Miałem naprawdę dużo pracy ostatnio. Oczywiście nie usprawiedliwia mnie to w żaden sposób, w końcu miałem odświeżyć ci pamięć. Obiecuję, że jutro kontynuuję opowieść, masz moje słowo. - powiedziałem.

Clarke nadal wpatrywała się w swoje stopy ewidentnie próbując nie patrzeć na mnie. Sięgnąłem ręką i uniosłem jej podbródek dwoma palcami. -Wszystko okej? - spytałem. Jeśli to było w ogóle możliwe, Clarke zrobiła się jeszcze bardziej czerwona. Jej oczy zaczęły błądzić wszędzie, patrzyła mi prosto w oczy żeby chwilę później przelecieć wzrokiem moją klatkę piersiową i spowrotem. Uśmiechnąłem się. -Widzisz coś co ci się podoba Księżniczko? - spytałem żartobliwie. Miałem déjà vu. Clarke zachowywała się niemal identycznie kiedy pierwszy raz zobaczyła mnie bez koszulki. Tylko, że wtedy hmm.. Sytuacja była nieco inna. A Clarke nie odsunęła się ode mnie tak jak zrobiła to teraz a raczej się przybliżyła. Znacznie.

-Spadaj Blake. - powiedziała Clarke odsuwając się nieznacznie, ale nie potrafiła ukryć uśmiechu. Kochałem ten uśmiech. Tęskniłem za nim. -Nic się nie stało.. To znaczy.. Nie powinieneś tyle pracować. Zaharujesz się. Widzę w jakim jesteś stanie, jesteś wykończony. Naprawdę powinieneś się położyć. - powiedziała. Ponieważ była w dobrym humorze, postanowiłem się z nią jeszcze podrażnić.

-Może chcesz dołączyć? - spytałem z łobuzerskim uśmiechem, który wiem, że Clarke uwielbiała. Zaśmiała się.

-Chciałbyś. - powiedziała. Staliśmy tak jeszcze przez chwilę, uśmiechając się do siebie nawzajem, kiedy Clarke w końcu położyła rękę na moim ramieniu i rzekła : -Odpocznij. - po czym wyszła z pomieszczenia. Położyłem się spowrotem do łóżka po czym pierwszy raz od tygodnia, zasnąłem z uśmiechem na ustach.

~Clarke~

Opuściłam pokój Bellamy'ego z uśmiechem na ustach. Co się ze mną dzieje? - pomyślałam. Od kiedy Bellamy sprawiał, że byłam zawstydzona i nerwowa? Czułam, że policzki mam całe czerwone. Wystarczyło, że cholerny Bellamy Blake ściągnął koszulkę i zapomniałam języka w gębie. Musiałam przyznać - był przystojny. Naprawdę. A oprócz tego najwyraźniej regularnie ćwiczył bo pod koszulką też był niczego sobie.

Przestań Clarke! - skarciłam w myślach sama siebie. Nie mogłam myśleć o Bellamy'm w TEN sposób. To było... dziwne. I nie podobały mi się te nowe myśli formujące się w mojej głowie. To nie wróżyło niczego dobrego.

Korzystając wcześniej z tego, że Bellamy zaczął mnie unikać (bo to właśnie robił, a przynajmniej tak mi się wydawało), postanowiłam spróbować przekonać moją mamę by powiedziała mi cokolwiek o tym co łączyło mnie i Bellamy'ego. Ale nic z tego. Nie powiedziała mi ani słowa, uparła się, że to Bell powinien mi powiedzieć we właściwym czasie. Nie podobała mi się ta odpowiedź. Ani trochę.

Ponieważ nie wyszło mi z Abby spróbowałam szczęścia z moimi przyjaciółmi. Również porażka. Wszyscy mówili mi to samo co moja mama. Zaczynało mnie to poważnie przerażać, wszyscy brzmieli jakbyśmy ja i Bellamy byli conajmniej małżeństwem. Jak bardzo może się zmienić relacja między dwójką ludzi w ciągu ośmiu miesięcy? Na moje nieszczęście odpowiedź brzmiała - bardzo.

Nie potrafiłam rozgryźć Bellamy'ego. Raz był zimny i unikał mnie, zaharowując się. Chwilę później mnie podrywał i wygłaszał jednoznaczne propozycje. Gdzieś po drodze jeszcze, gdy spojrzało się w jego oczy można było niemal zawsze dostrzec ten nieprzenikniony smutek i tęsknotę. Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Nikt nie chciał mi nic powiedzieć, włącznie z Bellamy'm. "Wszystko w swoim czasie". Problem polegał na tym, że zaczynałam się mocno niecierpliwić. Jeśli szybko nie odzyskam pamięci - chyba oszaleję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro