Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7. Im większa miłość, tym większy chaos.

Voldemort – powiedział cicho Riddle – jest moją przeszłością, teraźniejszością i przyszłością, Harry Potterze...

Wyciągnął z kieszeni różdżkę Harry'ego i zaczął nią wywijać w powietrzu, wypisując świetliste litery:

TOM MARVOLO RIDDLE

Potem ponownie machnął różdżką, a litery pozmieniały miejsca:

I AM LORD VOLDEMORT

~Harry Potter i Komnata Tajemnic

*

Błękitne tęczówki z chłodem wpatrywały się w chłopaka pod nim. Nie zdradzały jednak tego co czuł Tom. Mężczyzna czekał aż jego podopieczny coś powie, ale ten tylko leżał i wpatrywał w niego wielkimi oczami.

Czarna brew uniosła się w pytaniu, gdy wzrok mężczyzny uchwycił rumieniec na policzkach Harry'ego.

- Nie spodziewałem się ciebie, po tym jak mnie unikałeś pod koniec wakacji. - stwierdził, przeszywając zielonookiego wzrokiem. Ten speszył się chyba jeszcze bardziej i zerwał ich kontakt wzrokowy.

- Ja... mówiłeś, że mogę przychodzić jeśli coś będzie nie tak. - wymamrotał Harry. Dopiero wtedy Tom zobaczył ślady łez i lekko zaczerwienione oczy. Chwycił podbródek młodszego chłopaka i lekko podniósł jego głowę, przechylając ją w obie strony.

Wstał z gracją i opuścił pomieszczenie, czym zbił z tropu młodzieńca, który usiadł powoli na łóżku. Okrył się szczelnie kocem i wstał, by oprzeć się o parapet. Spojrzał przez okno, by zobaczyć ciemne tereny posiadłości oświetlaną jedynie przez księżyc i migoczące gwiazdy.

Uwagę Harry'ego przykuły kształty, które wychwycił na granicy lasy, przyłączonego do terenu rezydencji Riddle'a. Wpatrywał się w lekko nieuchwytne niczym duchy postacie i ciemniejsze, które wraz z nimi krążyły wokół drzew, czasami wybiegając na teren przed linią lasu.

Gdy uchwycił w ciemności jasne fiołkowe tęczówki jednej ze zjaw, poczuł się jakby coś go przyciągało.

Nim się spostrzegł szedł na bosaka przez rozległy trawnik. Wilgotna i chłodna trawa drażniła jego stopy, a mroźny wiatr szarpał jego skąpym strojem. Zerknął na atramentowo czarne niebo będąc w jakimś stopniu oczarowany tą chwilą. Gdy zielone tęczówki napotkały wątłą postać zjawy, wszystko przestało mieć znaczenie.

Fiołkowooka postać z gracją drapieżnika zaczęła przybliżać się do chłopaka ani na chwilę nie zrywając kontaktu wzrokowego. Chłopak nawet nie zwrócił uwagi na dwie podobne istoty i czarne stwory o szkarłatnych ślepiach.

Chodź do nas... Pomożemy ci... Zemścimy się...

Odezwała się z pozoru delikatnym, dźwięcznym głosem zjawa. Wyciągnęła do chłopaka bladą dłoń, która prawie nikła w mroku.

Harry nie rozumiał o co chodzi, ale prowadzony impulsem podniósł powoli dłoń. Ich palce prawie się zetknęły, gdy zielonookiego odrzuciło boleśnie w tył. Wściekłe zawodzenie rozniosło się wokół, wręcz raniąc uszy słuchaczy.

- Dość. Odejdźcie stąd. - chłodny głos Toma był wypełniony wściekłością. Władcze spojrzenie jakie posyłał postacią było zastanawiające, ze względu na ich uległą postawę od kiedy się pojawił. Niczym spłoszone zwierzęta, zaczęły cofać się w stronę mroku lasu. Tylko ich wzrok zdradzał wściekłość względem mężczyzny, stojącego przed młodym czarodziejem, który był już prawie ich, wystarczyła, by jeszcze chwila, a mogli, by się zemścić, zabić...

- T-tom...? - zielone oczy wpatrywały się w opiekuna z obawą. Mężczyzna wręcz promieniował złością, a jego błękitne tęczówki miały w sobie ten morderczy błysk, przez który Harry miał ochotę zniknąć. Jednak gdy wzrok Riddle'a skierował się na niego, po prostu złagodniał.

- Memoria Praeteritorum, Harry. - powiedział, odwracając się w jego stronę. Wpatrywali się w siebie przez chwilę. Zielonooki chciał zapytać o co w tym wszystkim chodzi, ale nie zdążył ponieważ jeden ze szkarłatnookich stworów rzucił się na Toma, wyrywając z jego ust okrzyk zaskoczenia, a następnie bólu.

Zemsta... Zemsta... ZEMSTA!

Skrzekliwe okrzyki wywołały gęsią skórkę na skórze młodego czarodzieja. Nie mniej wstał lekko chwiejnie i wysłał impuls mocy w stronę stworzenia, które rozszarpywało wręcz plecy Toma. Słone łzy spływały po twarzy Harry'ego, gdy udało mu się dojść z ciemnowłosym do domu.

Prawie nieprzytomną postać położył na kanapie w salonie. Ściągnął z niego czarną, poszarpaną szatę i zaniósł się głośniejszym płaczem na widok rozoranych pleców Riddle'a.

- Przepraszam, to moja wina. - wymamrotał, przecierając twarz. Wziął różdżkę mężczyzny, jako że swoją zostawił w Hogwarcie. Ciche zaklęcia lecznicze sprawiły, że krwawienie ustało, a rany w miarę możliwości czarnowłosego zasklepiły się. Nie mniej ten przywołał szybko eliksiry, które miał nadzieje, że pomogą Tomowi.

Gdy był już pewny, że zrobił wszystko co mógł, podniósł mężczyznę i lekko zataczając się, ruszył do jego sypialni.

*

Czuł obejmujące go ramię i ciepłą postać obok niego. Otworzył powoli oczy i ujrzał, że leży wtulony w nagi tors Toma, który spokojnie, jakby nigdy nic sobie spał. Harry oblizał usta i przełknął szybko ślinę. Podniósł się, starając się przy okazji nie obudzić mężczyzny.

Wykręcił się tak, by móc ocenić stan pleców poszkodowanego. Dotknął delikatnie zaczerwienionych śladów, poczucie winy uderzyło w niego z podwójną mocą. Gdyby tylko został w sypialni, a nie... Czując jak ramię obejmujące go w pasie, mocniej przyciąga go do siebie zmarszczył brwi. Po chwili poczuł jak zostaje dociśnięty do łóżka, a przeszywające błękitne tęczówki badają jego twarz.

- Przyjmuję przeprosiny. - mruknął ochrypłym tonem Tom. Wydawał się zadowolony z zaistniałej sytuacji. Harry za to przytulił się do niego jak koala i nie zamierzał puścić go w najbliższej przyszłości. - Spokojnie mały. Nie tak łatwo mnie zabić...

- Wczoraj nie wyglądałeś najlepiej. - warknął zielonooki, odpychając mężczyznę. Ten posłał mu delikatny uśmiech i bez większego wysiłku przewrócił chłopaka na poduszki na nowo nad nim zawisając. Z tą różnicą, że teraz trzymał jego nadgarstki w żelaznym uścisku. - Riddle nie wkurzaj mnie.

- Bo co mi zrobisz? - zapytał ze złośliwym uśmiechem. Słysząc zirytowane fuknięcie i czując jak chłopak szamocze się bezsilnie w jego uścisku, zaśmiał się z rozbawieniem. Zielonooki starał się nie zarumienić przez bliskość, półnagiego mężczyzny.

W wakacje było to głównym powodem unikania Riddle'a. Po prostu każdy najmniejszy kontakt z nim sprawiał, że Harry rumienił się jak dorodna piwonia. Wiedział, że nie powinien myśleć o Tomie w ten konkretny sposób, ale to stało się nagle.

Zaczął zwracać uwagę na osoby o tej samej płci, w czasie swojego piątego roku.

Gdy powiedział o tym Armenowi ten odparł, że podejrzewał to. Oczywiście wpadli na głupi pomysł i, by sprawdzić prawdziwość swych podejrzeń wymknęli się ze szkoły, by pójść do klubu. W swój plan wciągnęli Saggitariusa i Oriona, którzy za śmiechem się zgodzili.

Po dość męczącej nocy dostali jeden z najdłuższych szlabanów w historii Hogwartu, a listy od opiekunów w tej sprawie jasno mówiły co oni myślą o tego typu wybrykach.

Na Toma zaczął patrzeć w ten sposób w wakacje, gdy to wyjechali sobie na wycieczkę po Grecji. To był dla niego ciężki czas, więc starał się jak najmniej czasu spędzać z opiekunem. Nie mniej zaczęło to budzić podejrzenia nie tylko Toma, ale i Armena. Riddle można powiedzieć, że poczuł się urażony jego zachowaniem, ponieważ chciał spędzić z nimi miło czas, a tu proszę.

Po powrocie sytuacja się nie poprawiła.

- Tom, mam szkołę. Muszę wracać. - oznajmił Harry, a jego głos wydawał się lekko niepewny. Przymknął powieki nie mogąc znieść przeszywającego spojrzenia. Było jasne, że Riddle w ten sposób chce się na nim w jakiś sposób zemścić.

Mężczyzna uśmiechnął się lekko, siadając na biodrach młodszego czarodzieja.

- Tym razem ci odpuszczę, ale następnym razem musimy wyjaśnić parę spraw. - oznajmił wstając. Harry wydał z siebie westchnienie ulgi. Wiedział, że musi ogarnąć swoje myśli i swój popęd do czasu następnej rozmowy.

*

Czarnowłosy oparł głowę na dłoni patrząc na nauczyciela z niezrozumieniem. Nie lubił eliksirów, miał z nich dobre oceny, ale nie takie jakie by go zadowalały. Po prostu był to jedyny przedmiot, którego pomimo chęci nie mógł opanować do perfekcji i go to niezwykle irytowało.

- Jako, że jesteście na kursie rozszerzonym... Wierzę, że dzisiejszy eliksir nie sprawi wam kłopotu. Wywar Tojadowy. Ktoś wymieni potrzebne składniki? - Severus Snape rozglądał się z niechęcią po klasie. Miny uczniów mówiły same za siebie, żaden z nich nie zamierzał się wyrywać do odpowiedzi. Powodem jednak nie była niewiedza.  Czarnooki zmrużył oczy, ignorując wiercącą się na swoim miejscu dziewczynę. Brunetka o gęstych lokach jako jedyna podniosła rękę, jakby ignorując resztę klasy, która nie zamierzała się odzywać.  - Skoro nikt z was nie jest na tyle rozgarnięty, by...

- Do wykonania tego eliksiru jest nam potrzebny dyptam i akonit oraz...

- Zamilcz. Ravenclaw traci dziesięć punktów za twoją bezczelność Granger. - słowa mistrza Eliksirów oraz mina krukonki rozbawiła paru uczniów. Uczniowie domu Slytherina mieli świadomość, że Snape nie toleruje, gdy ktoś odzywa się niepytany. Inni uczniowie znajdujący się w klasie mieli większe lub mniejsze pojęcie o charakterze tego nauczyciela i również milczeli, ale panna Granger zawsze chciała wykazać się swoją wiedzą czym irytowała innych. 

Lekcja minęła im na słuchaniu narzekań nauczyciela, który koniec końców wyżył się na nich, bo nie zdążyli nic zrobić.

======================

Rozdział byłby wcześniej, gdybym nie zapomniała go opublikować XD
Mam nadzieje, że miło przebiegają wam tygodnie szkoły i życzę powodzenia w nauce, do której sama powinnam się zaraz wziąć :)

Miłego dnia Misiaki!

S.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro