Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5.Kocha się za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości.

- Dzisiaj nikogo nie zabijesz. - odparł Harry, krążąc wokół Voldemorta i wpatrując się uważnie w jego oczy. - Już nigdy nikogo nie zabijesz. Nie rozumiesz tego? Byłem gotów oddać życie, żeby powstrzymać cię przed skrzywdzeniem innych.

- Ale nie oddałeś!

- Ale byłem gotów, i to się liczy. Uczyniłem to, co moja matka. Oni są zabezpieczeni przed tobą. Nie zauważyłeś, że żadne rzucone przez ciebie zaklęcie nie zadziałało? Nie jesteś w stanie ich dręczyć. Nie możesz ich tknąć. Nie jesteś skłonny do uczenia się na własnych błędach, prawda, Riddle?

- Jak śmiesz?!

- Śmiem. - odparł Harry. - Wiem o rzeczach, o których ty nie masz zielonego pojęcia, Tomie Riddle. Znam wiele istotnych szczegółów, których ty nie znasz. Chcesz sobie posłuchać, zanim popełnisz kolejny błąd swojego życia?

Voldemort milczał, ale krążył wkoło, a Harry wiedział, że uzyskał nad nim chwilową przewagę i utrzyma go na dystans, dopóki tamten wierzy, że istnieje choćby nikła szansa, że Harry ujawni jego największą tajemnicę...

- Czyżby kolejna ckliwa historyjka? - spytał Voldemort, wykrzywiając twarz w szyderczym grymasie. - Stara śpiewka Dumbledore'a, miłość, która wszystko, nawet śmierć zwycięży, a która nie wybroniła go przed upadkiem z wieży, jak stara, szmaciana lalka? Miłość, która nie przeszkodziła mi zdeptać twoją szlamowatą matkę jak karalucha i nie wydaje mi się, aby ktoś kochał cię tak mocno, żeby zasłonić cię przed moim atakiem, Potter. Co więc powstrzyma cię przed śmiercią, kiedy uderzę?

- Tylko jedno. - rzekł Harry i dalej krążyli wokół siebie z wolna, wpatrzeni w siebie i rozdzieleni przez ostatnią tajemnicę.

- Skoro to nie miłość uratuje cię tym razem... - rzekł Voldemort. - to chyba musisz pokładać nadzieje w swojej magicznej mocy, których ja nie posiadam, lub broń potężniejszą niż moja?

- Dokładnie tak. - odparł Harry i ujrzał osłupienie, które błyskawicą przemknęło przez wężową twarz Voldemorta. Voldemort zaczął się dziko i ponuro śmiać, co było jeszcze gorsze niż jego wrzaski, a ściany Auli po tysiąckroć odbijały ten śmiech. *

Zielone oczy otworzyły się powoli, patrząc w ciemność przed nimi. Rozpraszało ją tylko słabe światło budzącego się za oknem dnia. Młodzieniec usiadł na łóżku, uspokajając dziwnie przyśpieszony oddech.

Znowu to samo. Sen, któremu bliżej było do wizji, wspomnienia. Ale czasami było to wręcz marą senną, niekończącym się koszmarem.

Dezorientacja wypełniała powoli uspokajający się umysł czarnowłosego. To wszystko zaczęło się, odkąd zaczął naukę. Dziwne sny, które pokazywały mu coś, czego nie przeżył. Parę sytuacji, jakby wyrwanych z kontekstu, niczym pomieszane kawałki puzzli. W jednym był dorosły, w drugim był dzieckiem. Wszystko tak realne, jakby prawdziwe.

Ale historia, która się z tego układała, nie była jego... prawda?

Harry pokręcił głową, chcąc odgonić natrętne myśli. Wstał z łóżka i spojrzał na swoich śpiących współlokatorów. O obecności Draco mówiła tylko jego jasna czupryna wystająca spod kołdry. Za to Armen leżał do góry nogami na swoim łóżku, przytulony do poduszki w kształcie czarnego nietoperza, którą dostał od Harry'ego na 13 urodziny.

Czarnowłosy uśmiechnął się na tą odmienność. Nie chciał im przeszkadzać w odpoczynku, po tym jak wczoraj późno poszli spać. Zabrał ze swojej szafki nocnej książkę, opowiadającą o magicznym rdzeniu każdego czarodzieja. Dostał ją od Toma na urodziny. Mężczyzna twierdził, że to dość ciekawa lektura, którą powinien się zainteresować. Wierzył mu.

Okazało się, że pomimo nie raz trudnego języka, niezrozumiałego dla trzynastoletniego chłopaka, książka była wręcz kopalnią informacji o czystej, nieograniczonej magii. Harry, który dzięki opiekunowi pragnął poszerzać swoją wiedzę, wręcz pochłaniał dzieła, które ten mu dawał. Czasami przyjaciele bądź kuzyni z trudem odrywali go od nowej lektury.

Tak więc teraz przeszedł do Pokoju Wspólnego Slytherinu i z książką w dłoniach usiadł w fotelu przy płonącym wesoło kominku. Otaczała go nieprzerywana cisza. Dzięki niej już po chwili stracił całkowicie kontakt ze światem. Jego umysł odciął się od rzeczywistości, zaczął analizować i przetwarzać przeczytane informację.

W czasie, gdy uczniowie jego domu zaczęli wstawać i przygotowywać się do ostatniego w tym tygodniu dnia zajęć, czarnowłosy po prostu w spokoju sobie czytał. Dopiero szturchnięcie w ramię wybudziło go z tego stanu. Uniósł wzrok znad książki i spojrzał na parę identycznych chłopaków.

- Witaj, nasz braciszku** - przywitali się niemal jednocześnie, co wzbudzało w wielu osobach dreszcz strachu. Bliźniacy Black byli kropka w kropkę tacy sami, jedynie parę szczegółów, jak gestykulacja, słownictwo czy też w niektórych sytuacjach mimika twarzy potrafiła zdradzić, który to który. - Mamy pomysł, jak umilić nam niedzielny poranek w tym tygodniu. Co ty na to?

- W zamian za wsparcie, wy pomagacie mi z wypracowaniem na Zielarstwo. - oznajmił z lekkim uśmiechem Potter. Ci chwilę milczeli, aby, po tym krótkim zastanowieniu, skinąć na znak zgody głowami. Na ich ustach również błąkały się uśmiechy. Harry wstał z dotychczasowego miejsca, przeciągając się. - Idę zbudzić chłopaków, zanim znowu zaśpią. Ach, ci arystokraci...

Jego dramatyczne westchnięcie przerwał głośny śmiech kuzynów. Sam zachichotał i odszedł w stronę pokoju dzielonego z przyjaciółmi i Teodorem Nottem. Z ciemnowłosym minął się przy wejściu do ich sypialni. Przywitali się ze sobą, ale żaden nie zagaił rozmowy, więc Teo wyszedł, a Harry zdążył odłożyć książkę.

- Malfoy, Hekate. Wstawajcie, za chwilę kończy się śniadanie! – krzyknął, stojąc w drzwiach łazienki, do której wszedł, gdy tylko postacie na łóżkach zaczęły się poruszać.

Po szybkim prysznicu i ubraniu obowiązkowego stroju wyszedł z pomieszczenia, by ujrzeć zaspane twarze przyjaciół. Ci zaczęli się przepychać do drzwi łazienki, do której dostał się jako pierwszy Armen. Draco złapał się za bolące na skutek przepychanki miejsce, prychając. Szatyn pokręcił głową z lekkim uśmiechem. Zabrał swoje rzeczy i ruszył do wyjścia z pokoju. Wiedział, że z chłopakami zobaczy się w Wielkiej Sali.

* * *

Trzech zmęczonych długim dniem chłopców usiadło na brzegu jeziora. Ich ostatnia lekcja wymagała od nich dużo energii, więc teraz z ulgą położyli się trawie. Ciepłe promienie słońca przyjemnie ogrzewały ich skórę, a spokój i cisza pozwalały na odpoczynek.

W Hogwarcie dni ocieplały się już coraz bardziej, przez co uczniowie woleli spędzać czas na dworze, a nie ślęczeć nad pracami domowymi.

- Harry, skąd znałeś to zaklęcie? Przez całe trzy lata nic o nim nie było, a i nauczyciel był zdziwiony...

- Tom. - odparł sennym głosem rozciągnięty w słońcu Armen. Potter kiwnął potwierdzająco głową, a na jego usta wpłynął samoistnie lekki uśmiech. Ostatnio dostał od opiekuna paczkę wraz z listem, w którym informował go, że niestety przez pierwsze dwa tygodnie zbliżających się wakacji nie będzie go w domu, bo wyjeżdża.

Oczywiście przez połowę treści wiadomości przestrzegał Harry'ego i Armena, by nie zniszczyli mu rezydencji wraz z chrzestnym zielonookiego, Syriuszem. Starszy mężczyzna ponoć zgodził się zaopiekować chłopcami na czas nieobecności Toma.

Potter wysłał zapewnienie, że dadzą sobie radę. Podziękował również za przesłaną książkę, traktującą o wężomowie i Salazarze Slytherinie, który jako pierwszy został opisany jako wężousty. Zapytał też o powód wyjazdu, ale nie otrzymał odpowiedzi. Szatyn westchnął cicho i zerknął na jasne niebo.

Cieszył się, że za miesiąc będzie znowu w domu.

Draco miał jechać do krewnych z Francji, a bliźniaki namówili ojca na Norwegię. Zapraszali nawet Harry'ego z Armenem, ale ci grzecznie odmówili, twierdząc, że wolą odpoczywać we własnym domu. Mieli tam ciszę i spokój, której obaj w jakiś sposób potrzebowali po całym roku szkolnym.

- Kończymy czwarty rok, kto by się spodziewał... - mruknął Draco z delikatnym uśmiechem, który lekko ocieplał jego arystokratyczne, chłodne rysy twarzy. Jasne kosmyki zaczesane do tyłu przestały się układać, tworząc na jego głowie nieład.

- Na pewno nie wasi rodzice. - mruknął Sagittarius z rozbawieniem w oczach. Jako ci starsi, nie raz żartowali z młodszych przyjaciół i wytykali im ich wiek. Nie mniej, gdy ci potrzebowali ich pomocy w pracach domowych czy podciągnięciu ocen z jakiegoś przedmiotu, zawsze byli skorzy do współpracy. Stanowili dość zgraną grupę, która w razie problemów wspierała się wzajemnie.

- Saggiś, zamilknij. - prychnął Armen ku rozbawieniu reszty. Nie trzba było dużo czasu, aby każdy z nich zaczął się śmiać.

Ich śmiech niósł się po błoniach Hogwartu. Inni uczniowie spędzający wolny czas na dworze czasami zerkali na grupkę koło jeziora. Radosne postacie przekomarzające się ze sobą, by rozluźnić się po paru godzinach zdobywania wiedzy. Z racji tego, że rozpoczynał się weekend, nikt nie przejmował się powoli upływającym czasem.

Dopiero w czasie kolacji zielone błonia Hogwartu opustoszały, a uczniowie w wesołych humorach zaczęli się zbierać w Wielkiej Sali na posiłku.

*

Harry ziewnął, ciągnąc za sobą ciężki kufer, a obok niego wlókł się zaspany Armen. Chłopcy minęli witające się z utęsknieniem rodziny, by dotrzeć do wyjścia z peronu 9 i 3/4. Na stacji Kings Cross, obok ściany stał czarnowłosy mężczyzna o krystalicznie szarych, jasnych oczach. Gdy tylko zobaczył dwóch chłopców uśmiechnął się i podszedł do nich. Po przywitaniu się ze sobą cała grupa przeszła w bardziej ustronne miejsce, skąd się aportowali.

Po pojawieniu się w domu zjedli wspólną kolację, po czym obaj nastolatkowie poszli do pokoju Armena. Tam rozmawiali, leżąc na łóżku i nim się spostrzegli, zasnęli.

Gdy parę godzin później zajrzał do nich Syriusz, ci spali, przytuleni do siebie. Wyglądali wręcz uroczo, przez co młodszy z Blacków uśmiechnął się lekko. Widząc ich spokojne twarze, przypominał sobie, jak usłyszał od Jamesa, że ten wyrzekł się małego Harry'ego. Przed tym wydarzeniem nigdy nie myślał, że przyjaciel jest do czegoś takiego zdolny. Pokłócili się, a Syriusz odnowił kontakt z bratem, a następnie zaczął umawiać się na wizyty u Riddle'a, by móc spędzać czas z chrześniakiem.

==========================================================================

* fragment  "Harry Potter Insygnia Śmierci" , skopiowany z tłumaczenia internetowego

** nie chodzi tu o jakie powiązania rodzinne, a o więź między chłopakami. Dla Oriona i Sagittariusa Harry stał się dla nich równie ważny jak oni dla siebie.

[rozdział betowany]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro