Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10. Codziennie patrz na świat, jakbyś oglądał go po raz pierwszy.

" To dziwne, ale kiedy człowiek się czegoś boi i oddałby wszystko, byle tylko spowolnić upływ czasu, czas ma okropny zwyczaj przyspieszania swego biegu."

~ Harry Potter i Czara Ognia

*

Zirytowany młodzieniec szedł korytarzem, mordując wzrokiem każdą napotkaną osobę. Właśnie opuszczał swoją ostatnią tego dnia lekcję, czyli podwójne Zaklęcia. Nie miał dziś chęci siedzieć i udawać, że lekcja go ciekawi i coś nowego z niej wyniesie. Profesor aktualnie wziął się za temat zaklęć pomocnych w domu, co większa część uczniów miała po prostu opanowane.

Zielonooki zamierzał iść do dormitorium, ale pewna myśl kazała mu zmienić kierunek wędrówki. Skierował się na schody, a następnie na piętro, gdzie znajdowała się nieczynna toaleta dziewcząt. Według jego snów, mieszkał w niej duch, ale w rzeczywistości go nie było. Harry obszedł całe pomieszczenie, nim stanął przed jedną z umywalek.

Dokładnie przyglądał się uszczerbkom na lustrze, w którym widział swoje zamazane odbicie przez warstwę brudu. Załamania i rysy na porcelanie i kranie oraz to czego nie oczekiwał jednak znaleźć. Mała wypukłość, która po bliskim przyjrzeniu się, okazywała się wygrawerowanym w metalu wężem.

Chłopak przełknął ślinę, cofając się.

- Niemożliwe... - jego szept wypełniony strachem, był idealnie słyszalny w ciszy pomieszczenia. Przymknął na chwilę oczy rozważając wszystkie opcje. Przecież to był tylko głupi sen, a ten wzorek to zwykły przypadek. Nic jeszcze z jego wizji czy też mar sennych nie było prawdziwe. Wszystko można było przecież logicznie wytłumaczyć.

Nie mniej chłopak odczuwał jawny strach. Obawę, że to co widzi w czasie snu jest prawdą, że istnieje naprawdę, a nie tylko w jego głowie. Nie był jak szaleniec, który zamyka się w swoim świecie i nie dopuszcza do siebie, że może być on tylko iluzją. Był jak dziecko w labiryncie wspomnień, których nie potrafił zidentyfikować. Wiedział, że nie przeżył tych sytuacji, ale miał wiedzę na temat rzeczy, które w ogóle go nie dotyczyły.

- Otwórz się. - szepnął w mowie węży, a gdy przez chwilę nic się nie działo, chciał wybiec i cieszyć się, że jego wymysły są tylko marnym koszmarem. Nie mniej zgrzyt przyprawiający o ciarki, zakłócił jego początkowe zadowolenie. Zostawił tylko gruz oczekiwań i powoli budującą się prawdę.

To wszystko było prawdziwe.

- Z-zamknij się... - jego głos załamał się lekko. Nie chciał tam schodzić, nie dopóki nie odkryje o co w tym wszystkim chodzi.

Siedział w ziemnym pomieszczeniu przez dłuższy czas, wpatrując się pustym wzrokiem w konkretną umywalkę. Czy tam naprawdę żył, a może bardziej egzystował Bazyliszek? I żaden z dyrektorów tego nie odkrył? Przecież to niemożliwe!

Harry wstał gwałtownie i opuścił szybko starą łazienkę. Mijał obrazy, które przyglądały się z zainteresowaniem młodemu czarodziejowi. Ten nie zwracał na nic uwagi, próbując zrozumieć to co się z nim działo. Czy to może początki obłędu?

Czując jak na kogoś wpada i ląduje na ziemi, jęknął. Zamrugał jak osoba, która została wybudzona ze snu i podniósł się do siadu.

Przed nim stał jeden z gryfiaków, który nie wydawał się zadowolony tą sytuacją. Harry kojarzył go przez to, że widział go ze swoją siostrzyczką. Nie był pewien, na którym roku jest chłopak, ale nie obchodziło go to.

- Potter, uważałbyś jak chodzisz. - skomentował kąśliwie blondyn. Zaciśnięte pięści i ogólna postawa wskazywały na gotowość do ataku i nieuzasadnioną wrogość względem starszego ucznia. Postawa Harry'ego wyrażała jedynie irytację zaistniałą sytuacją. Chłodne, zielone tęczówki nieprzejęte, nieuzasadnioną złością wpatrywały się w chłopaka.

- To mogłeś po prostu mnie ominąć. - odpowiedział spokojnie. Blondyn zmrużył oczy, a po chwili zamachnął się na wyższego chłopaka, który cofnął się w tył, unikając ciosu. Harry widział jak złość błyska w oczach drugiego czarodzieja. - O co ci chodzi?!

- Domyśl się!

*

Zielonooki, przykładał woreczek z lodem do bolącego nosa. Patrzył na siniaka, który odcinał się na bladej skórze blondyna. Pani Pomfrey po okrzyczeniu ich za bójkę, zajęła się nimi idealnie. Nie mniej niektóre ślady walki nie zniknęły jako przypomnienie i nagana. 

- Kpisz sobie ze mnie? - zapytał Potter, nawiązując do tego o czym wrzeszczeli na korytarzu. Viper posłał mu obrażone spojrzenie.

- Ona nie zasłużyła na to co jej robisz. I choć tego nie widzisz ona cierpi.

- Moja ignorancja ją boli? Nie pierdol...

- Panie Potter! - chłopak uniósł pokojowo dłonie do pielęgniarki, która piorunowała go wzrokiem. Cała sytuacja zaowocowała śmiechem młodszego czarodzieja. Harry posłał mu wściekłe spojrzenie.

- Jesteś dupkiem...

- Panie Nivs!

- ... przestań ją winić za głupotę waszych rodziców. Ona nie jest nimi. - Viper wpatrywał się w zielone tęczówki, oczekując jakiejś reakcji. Cisza nie była tym co chciał uzyskać. Starszy uczeń wstał i ignorując protestującą pielęgniarkę, wyszedł.

Nie chciał słuchać jak jakiś dzieciak wypowiada się o sprawach, które go nie dotyczyły. Nie miał on pojęcia jak czuł się Harry będąc odrzucony przez rodziców, zostawiony na pastwę losu. Zielonooki czuł irytacje, gdy ktoś mówił o czymś, o czym nie miał pojęcia. Nie trudno było przecież oceniać kogoś bez wysłuchania też jego wersji.

*

Cedrella wpatrywała się w Severusa Snape'a, próbując znaleźć odpowiedź na zadane pytanie. Nie mniej stres i presja spojrzenia mężczyzny sprawiła, że miała w głowie pustkę. Viper trącił ją pod ławką i przesunął kartkę, na której znalazła to co potrzebowała.

- Po zagotowaniu zostawiamy na chwilę i dopiero po kwadransie na nowo włączmy ogień i dodajemy ostatni składnik jakim jest krew salamandry.

- Brawo, podziękuj koledze za pomoc. - skomentował nauczyciel. Na koniec lekcji zadał im jeszcze wypracowanie na dwie rolki pergaminu, oczywiście na następną lekcję, którą mieli następnego dnia. Uczniowie z dość tęgimi minami opuścili salę.

- Vip nie daję sobie rady na jego zajęciach... - jęknęła rudowłosa. Blondyn posłał jej pocieszające spojrzenie. Objął ją ramieniem, prowadząc w stronę dormitorium. Szybko zostawili swoje rzeczy i postanowili wyjść na błonia przed zbliżającym się obiadem.

Jesienne słońce rozjaśniało kolorowe liście Zakazanego Lasu. Wszystko miało w sobie coś pociągającego. Trzeźwiejsze spojrzenie na powoli przygotowującą się na zimę przyrodę, bywało czymś niezwykłym. Nieuchwytne piękno, które nie do każdego potrafiło dotrzeć.

Rudowłosa zatrzęsła się lekko przez powiew chłodnego wiatru, spojrzała radosnym wzrokiem na jesienny krajobraz. Zbiegła po schodach, nie czekając nawet na przyjaciela, który przewracając oczami spokojnie ruszył za nią.

- Mogłabym więcej czasu spędzać na dworze. - skomentowała, przeciągając się. Blondyn parsknął śmiechem i trącił ją ramieniem wskazując jezioro.

- To chyba rodzinne. - Cedrella spojrzała tam i ujrzała swojego brata, który jakby nigdy nic stał w wodzie. Zdziwienie dziewczyny szybko zniknęło zastąpione troską. Podbiegła do brzegu i lekko zmęczona pokonaną odległością spojrzała na pływającą w wodzie postać.

- Harry! Wyłaź stamtąd bo się przeziębisz! - krzyknęła ze złością. Czarnowłosy za pierwszym razem chyba jej nie usłyszał, ale gdy powtórzyła wołanie prawie zdzierając sobie gardło, odwrócił się w ich stronę.

W zielonych tęczówkach błysnęło zdziwienie nie mniej widząc minę dziewczyny, stwierdził, że lepiej podejść do nich nim ona wejdzie do wody po niego. Nie przejmował się swoją nagością, a zaczerwienione policzki tej dwójki wręcz go rozbawiły. Blondyn zasłonił oczy Cedrelli samemu wciąż wpatrując się w starszego ucznia, który podszedł do kupki ubrań.

- Nie byłym chory. Istnieją specjalne zaklęcia. - powiedział spokojnie machnięciem różdżki osuszając swoją skórę, następnie ubierając się. Viper nie wiedział co powiedzieć czując się skrępowany wcześniejszą bezwstydnością Potter'a.

- Nie mniej ta woda jest lodowata! Ty idioto jest listopad, a ty zachowujesz się jakby był co najwyżej wrzesień. Organizmu tak łatwo nie oszukasz magią! - dziewczyna zirytowana dźgnęła go w pierś, następnie zapinając jego płaszcz i otaczając jego szyję szalikiem, który dobrowolnie podał jej Viper. Rudowłosa posłała mu wdzięczny uśmiech.

Harry zbyt zdziwiony jej zachowaniem nic nie zrobił, tylko stał pozwalając, by ta zachowywała się jakby miał zaraz umrzeć z hipotermii. Zamrugał parę razu odsuwając się od młodszej siostry. Nie wiedział za bardzo jak zareagować na to co robiła.

- Harry...? - brązowooka spojrzała na niego z niepewnością. - ... chciałbyś pójść ze mną do Trzech Mioteł w czasie wyjścia weekendowego?

Czarnowłosy młodzieniec na początku chciał od razu odmówić, lecz coś go powstrzymało. W jakimś stopniu pełna nadziei mina siostry, ale i słowa jej przyjaciela, które w jakiś sposób krążyły mu od pewnego czasu po głowie. To tylko jedno wspólne wyjście, pomyślał nim kiwnął głową na zgodę.

Nie oczekiwał, że rudowłosa uśmiechnie się radośnie i go przytuli. Było to dziwne w pewnym sensie. Chłopak nie wiedział skąd brał się ten entuzjazm dziewczyny i nie rozumiał go. Przecież to miało być tylko jedno nic nie znaczące wyjście, nie będą dzięki temu najlepszymi przyjaciółmi.

*

Jednak, gdy spędził z młodszą parę godzin na włóczeniu się po miejscowych sklepach, musiał sam przed sobą przyznać, że w jakiś sposób Cedrella go zainteresowała. Pełna energii, z dozą poczucia humoru to ona właściwie głównie mówiła. O swoich zainteresowaniach, o szkole, przyjaciołach, dosłownie o wszystkim.

Jakby obawiała się, że chwila ciszy będzie jak znak dla chłopaka, że może wyjść. Zostawić ją samą i wrócić do przyjaciół, na których mógł liczyć. Bała się, że to jedyna okazja, by pokazać mu kim jest, że zależy jej na nim i nie zamierza tak łatwo odpuścić.

Miała nadzieje, że ten dzień będzie pewnego rodzaju początkiem.

Harry za to czuł się delikatnie zagubiony, nie wiedział co ma myśleć o jej zachowaniu i wyraźnej trosce. Cedrella jawnie okazywała mu swoje emocje czym go krępowała. Nie wiedział on jak reagować.

Ściemniało się już, gdy postanowili wracać. Było dość zimno co odczuwało się pomimo ciepłych ubrań. W połowie drogi z nieba zaczęły zlatywać delikatne, białe płatki. Rudowłosa zatrzymała się w miejscu i spojrzała na ciemny błękit, na którym teraz wirowały w swoistym tańcu śnieżynki.

Jak małe baleriny obracały się w powietrzu, w rytm własnej melodii, którą mogą usłyszeć nieliczni. Niektórzy twierdzą, że kołysze je słodka ballada o miłości i radości życia, jednakże są osoby, które opisują brzmienie jako coś nostalgicznego, pełnego tłumionej rozpaczy.

Pieśń straconych w boju, złamanych serc, pełna gorzkich łez smutku, które poruszają w naszych duszach najczulsze  struny. Wszystko kończyło się jednak, gdy ostatnia z białych śnieżynek dotknęła ziemi, kończąc swój żywot, a przy okazji całą melodię.

Harry wpatrywał się wraz z oczarowaną siostrą w niebo. Nie liczył się doskwierający im chłód. Pierwsze płatki śniegu pochłonęły całkowicie ich uwagę. Ta chwila była w pewnym stopniu magiczna, krajobraz z każdą chwilą stawał się bielszy, gdy armia płatków opadała z gracją na ziemie, by otulić wszystko delikatnym puchem.

Coś tak małego niepozornego w pojedynkę, a tak silnego w grupie. Zdolne do zmienienia całego zewnętrznego świata w białą skorupę. Spokojną i cichą wręcz wymarłą, a wciąż pełną życia. Piękną.

- Harry, spędźmy razem święta...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro