❦Zabójcze trojaczki i biblioteka❦
Przy drzwiach stał z założonymi na pierś rękoma młody chłopak o niezbyt mocnym rysach twarzy, delikatnie umięśnionym, szczupłym ciele, podkreślonym przez czarny, przylegający strój bojowy. Był średniego wzrostu, miał białe włosy, które okalały ładną buzię, a jego lodowato szare oczy zwrócone były w naszym kierunku.
- Em...ja widzę tylko jedną osobę.-mruknął Damian, unosząc jedną brew.
Uśmiechnąłem się szeroko, wiedząc, co chłopcy chcą zrobić. Mrugnąłem porozumiewawczo do białowłosego, a jego uśmiech od razu się poszerzył.
- Widzisz jedną osobę...-Wampir gwałtownie odwrócił się do tyłu, słysząc zimny głos za sobą.
Stał za nim identyczny nastolatek jak ten przy drzwiach, tylko tego czupryna miała kolor mocnego błękitu.
- Bo my chcemy, abyś widział tylko jedną.-dokończył drugi głos ponownie za zdezorientowanym wampirem.
Damian cicho zasyczał, odwracając się do zielonowłosej postaci z kpiącym uśmiechem.
- Co to za cyrk?-warknął młody Dracula i spojrzał na mnie. Wzruszyłem tylko zadowolony z uśmiechem ramionami.
- Żaden cyrk, tylko zabawa, wampirku.-odpowiedział mu z szerokim, trochę strasznym uśmiechem białowłosy, podchodząc do nas luźnym krokiem.
Z krtani Tepesha wydobyło się stłumione warknięcie.
Muszę go szybko uspokoić.
- Miałeś okazję zobaczyć, jak polują nasze trojaczki.-zwróciłem się do fioletowookiego.
- Nie widziałem broni.-odparł zaskoczony, rozglądając się po rodzeństwie.
- Bo nie masz ich widzieć. Chłopaki najpierw pozwalają zobaczyć albo i nie, jednego z nich, a kolejni atakują od tyłu. Najpierw po prostu dezorientują ofiary, atakując w najmniej spodziewany sposób. A ich podobieństwo w tym pomaga. Ich bronie to najczęściej sztylety, kastety i wysuwane ostrza.- wyjaśniłem mu spokojnie taktykę kolorowej trójki.
- Fabiś! Popsułeś nam strategię!-zielonowłosy zajęczał jak kot ze sraczką.
- Uspokój się!-zbeształ go niebieskowłosy, posyłając mu kuksańca w ramię.
- Jak zwykle.-westchnąłem.- Ale mniejsza, to bracia Czartoryscy, kryjący się pod pseudonimami Blue, White i Green.- chłopcy wesoło pomachali z uśmiechami kota z Alicji w Krainie Czarów.
- Green to Arsen.- blondyn odszedł od kompa i zabrał głos.
Zielony zamachał zadowolony nożykiem w powietrzu.
- Blue nazywa się Medard.
- Hej.-szeroki uśmiech wypłynął na jego twarz, a w szarych oczach coś błysnęło.
- A White ma na imię Anioł.
Białowłosy i najstarszy z tej trójki skinął Damianowi głową.
- Fajnie wiedzieć.-mruknął krwiopijca.
- Chłopaki, skoro dostaliście moje zadanie, to chociaż porządnie skopcie tyłki tym demonom.-zaśmiałem się i podparłem nonszalancko o biurko.
Bracia zaśmiali się wesoło, patrząc po sobie.
- Możesz na nas liczyć!-wykrzyknęli wspólnie.
O dziwo Damian także się zaśmiał.
- To wasze mówienie równocześnie jest przerażające.
- Dzięki!
Wszyscy parsknęliśmy zgodnym śmiechem i zrymowali.
- Czy za życia...
- Czy po śmierci...
- Pozytywnie pierdolnięci!
- Uwielbiam was.-mruknąłem przez śmiech i spojrzałem na Juliana, gdy znana wszystkim w organizacji trójka musiała już iść.
- Jules, jakie mam zajęcie zamiast misji z księdzem?
- To akurat masz na za jakiś czas, ale niezbyt ci się spodoba.-skrzywił się delikatnie.- Dostaniesz je mailem, albo w razie czego ci przypomnę, a teraz, co cię tu tak naprawdę sprowadza, bo chyba tylko nie wypłata?
Skinąłem mu głową.
- Potrzebuje naszej bazy danych.
- Po co?-odparł zaskoczony.
- Musimy zbadać to, co wiemy o buncie moich pobratymców.- głos zabrał czarnowłosy, patrząc spokojnie fioletowymi oczami na Orłowskiego.
- Nie wszyscy będą zadowoleni, że udostępniam bazę naszej organizacji wampirowi.
Oparłem się na biurku przed nim z determinacją wymalowaną na twarzy.
- Julian, proszę. Oni w żaden sposób się nie dowiedzą, jeśli siądziemy w bibliotece, a nawet jeśli, to mogą iść na skargę do mojego ojca.- powiedziałem pewnie, patrząc mu w oczy, a on po chwili nie wytrzymał mojego spojrzenia i spuścił wzrok.
- Dobrze.- Nabazgrał coś szybko na karteczce i mi ją podał.- Leć.
- Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć, dzięki.- Odepchnąłem się od biurka i machnąłem ręką w kierunku bruneta.
Od razu ruszyłem żwawym krokiem w sobie znanym kierunku pomiędzy biurkami.
Szybko dopadłem do drzwi na końcu sali i od razu je otworzyłem z rozmachem. Do moich nozdrzy doszedł zapach starych ksiąg i drewna.
Był to przyjemny zapach, no może bez tego wszechobecnego kurzu. Szybko przemieściłem się do jednego z dwóch postawionych tu komputerów. Usiadłem na wygodnym krześle i szybko wbiłem hasło od Juliana.
Gdy moje palce śmigały po klawiaturze, nade mną zamajaczył się cień. Spojrzałem spod grzywki na mojego towarzysza, który jak gdyby nigdy nic opierał się wygodnie o drewniane biurko. Opuściłem oczy i wbiłem kolejne hasło, tym razem do bazy danych organizacji. Chwilę nic się nie działo, by po chwili w komputerze wyświetlił się ciąg zakończonych, czy będących dalej w trakcie akcji. Włączyłem odpowiedni i zacząłem z uwagą czytać.
Kątem oka dostrzegłem, że wampir z zainteresowaniem przyglądał się woluminom, leżącym na zakurzonych półkach.
- Po co jest ta biblioteka? Raczej wiedzę, że mało osób z niej korzysta.- usłyszałem jego głos.
- Biblioteka jest dla młodzików do nauki, no i oczywiście dla osób, które wolą tradycyjne, że tak powiem, sposoby pozyskiwania informacji.- odpowiedziałem, nie odwracając wzroku od monitora.
- Młodziki?
- A co, interesuje cię, jak działają łowcy?- parsknąłem i spojrzałem w końcu na niego.
- Jesteśmy po tej samej stronie. Dlaczego mielibyśmy się o sobie nie dowiedzieć? - Z jego fioletowych oczu wręcz biła pewność w to, co mówił.
No w sumie...- A co byś chciał wiedzieć?
- Może zacznijmy od mówienia do siebie po imieniu, dobrze Fabianie?- mruknął, akcentując w dziwny, ale przyjemny sposób moje imię.
Skinąłem mu powoli głową, gdy dreszcz przechodzący przez moje ciało już minął.
- Dobrze...Damianie, co cię nurtuje wśród łowców?- zapytałem, czując się dziwnie, wypowiadając imię czarnowłosego.
- Może zacznij od tych ,,młodzików".- zdecydował, siadając okrakiem na krześle tuż obok mnie.
- To akurat bardzo proste.-Wzruszyłem ramionami.- Młodzikami nazywamy łowców, którzy dopiero niedawno dołączyli do organizacji i zaczęli się niedawno szkolić. Wiesz o szczeblach łowieckich?
Wampir skinął mi głową.
- Dobrze, mają ten przydomek do łowcy klasy pierwszej. Książki w tej bibliotece zawierają głównie informacje o rasach i sposobach ich zabicia. Takie swoiste bestiariusze. Czasami trafią się książki o broni, walkach, czy o historii organizacji.- Sięgnąłem po najbliżej leżącą, znajomą książkę i podałem ją wampirowi, który zaczął ją przeglądać i krzywił się co jakiś czas z niesmakiem.
- Te opisy zabijania mrożą krew w żyłach.- Pokręcił zdegustowany głową i zamknął szybko książkę, odkładając ją idealnie na miejsce.
Nie mogłem się powstrzymać i parsknąłem wesołym śmiechem.
- Tak. Ma bardzo szczegółowe opisy. Szczerze, to był mój ulubiony bestiariusz w czasie nauki.-Przeniosłem wzrok na oczy Tepesha, który patrzył na mnie jak na wariata i chyba nie wiedział co powiedzieć, bo tylko mruknął gardłowo.
Zaśmiałem się cicho.
Czyżby udało mi się przestraszyć wampira?
Dostanę coś za to?
- Co jeszcze chcesz wiedzieć?- zapytałem, pobieżnie przeglądając sprawozdanie na monitorze.
- Właściwie jest tyle tego, że ciężko wybrać. - Jego śmiech był przyjemny i dźwięczny.
Czyżby wampir zaczął się rozluźniać?
Nawet nie zauważyłem, kiedy przestałem odzywać się do niego z rezerwą, a on nie zachowywał się jak typowy krwiopijca sprzed biura.
Nie taki diabeł straszny jak go malują, co?
Mimowolnie na jego śmiech moje kąciki ust uniosły się w górę.
Nawet nie próbowałem tego ukrywać, bo po co?
I tak pewnie zauważył.
- To może...Jakim cudem gdziekolwiek nie pojedziemy mieszkać z moją rodziną, tam jest jakiś Helsing?
Pokręciłem z uśmiechem głową.
Nie zdziwiłem się, że padło to pytanie. Wszyscy je zadają.
- Otóż...- zacząłem powoli i odwróciłem wzrok od monitora, spoglądając na przejrzyste, fioletowe oczy mojego rozmówcy. - Zacznijmy może od tego, że moja rodzina jest naprawdę baaardzo duża. Naszym zadaniem jest kontrolowanie istot nadnaturalnych w Europie. Poza nią nie mamy aż takich wpływów. Na innych kontynentach zajmują się tym inne wielkie rodziny łowców, większość tak starych, a nawet starszych niż moja. W każdym z państw, no może oprócz Watykanu, on ma osobny system, jest zbudowany główny ośrodek łowców, tak jak ten tutaj i każdym z nich zajmuję się szef wybierany spośród Cieni. I tu dochodzimy do twojego pytania.
Jako rodzina założycieli mamy...nakaz bycia w każdym z tych instytutów.
Każdy Helsing jest uczony i trenowany tak, aby w przyszłości zostać Cieniem, a najlepiej by został tamtejszym szefem. Młodzi łowcy z mojej rodziny, którzy osiągnęli stopień elitarnego łowcy, są rozsyłani po europejskich instytutach, by stanęli do wyboru na przywódcę.
W każdym głównym instytucie musi być co najmniej dwoje Helsingów o randze Cienia.
Wampir jakby przez jakiś czas zastanawiał się, co powiedzieć.
- Czyli nie macie wyboru, jeśli chodzi o wasze życie?
- Mamy. Ale bardziej ten przywilej mają kobiety. Nie rozumiem, dlaczego wszyscy stawiają bardziej na łowiectwo wśród mężczyzn? Mamy dwudziesty pierwszy wiek! Jest równouprawnienie niby!- prychnąłem rozdrażniony, wracając wzrokiem do komputera.
- Ja chyba czegoś nie rozumiem...- mruknął po chwili ciszy, przysuwając krzesło bliżej mnie tak, że jego kolano prawie stykało się z moim udem.
Nie czułem się z tym mimo wszystko komfortowo.
Czułem się przy nim nieswojo, choć całkiem przyjemnie mi się z nim gadało. Po niedługim czasie w ogóle nie przypominał tej samej osoby sprzed budynku.
Niby przypadkiem jednak zmieniłem pozycję na krześle, tak, aby zwiększyć przestrzeń między nami.
- Czego nie rozumiesz?- Zerknąłem szybko w jego stronę.
- Z tego, co się orientuję, to w polskim instytucie jest jeden Helsing na wysokim stołku i to twój ojciec, a gdzie drugi?- Mężczyzna uniósł wąską brew w geście zastanowienia.
Skrzywiłem się, jakbym zjadł cytrynę i położyłem na mojej ręce, spoczywającej na biurku, głowę.
- Moja rodzina pokłada na mnie dużą nadzieję od mojego szybkiego awansu, że osiągnę w przyszłości odpowiedni status. A szczególnie robi to mój dziadek. - westchnąłem ciężko na wspomnienie starszego mężczyzny, którego nie widziałem od dłuższego czasu. Tęskniłem za nim.
- Twój dziadek? Gdzie on jest?
- W siedzibie znajdującej się w Rumunii.
- Rumunii?- Zmarszczył brwi i szybko zamrugał rzęsami.
- Tak, mój ojciec stamtąd pochodzi. Wychowałem się tam. To tam nauczyłem się mówić, biegać, a potem walczyć. To tam miałem pierwsze treningi i pierwsze misje.- Uśmiechnąłem się delikatnie, przypominając sobie moje wcześniejsze dzieciństwo.
Te wspomnienia były tak nostalgiczne i przyjemne, że aż ciepła fala uczuć zalała moje serce. Czasami brakowało mi tamtego miejsca. To tam wszystko się rozpoczęło...Mój pierwszy cel na polowaniu, przyjaciele, moje ukryte hobby, które zna tylko pięcioro osób i pierwsza, prawdziwa miłość....
Tak szybko, jak zatopiłem się we wspomnieniach, tak szybko się z nich wyrwałem i spojrzałem już bardziej obecnie na Damiana.
Wampir siedział z delikatnym uśmiechem i mi się przyglądał.
W jego fiołkowych oczach dostrzegłem wesołe błyski i uczucie rozczulenia.
Szybko zamrugałem i odwróciłem się w kierunku monitora, by jak najszybciej ukryć swoje czerwone jak dorodne jabłuszko policzki.
Czemu ja muszę zawsze tak reagować?! - jęknąłem w myślach, skupiając się na tekście, w którym nie było nic, czego byśmy nie wiedzieli.
To kompletnie nie wynosiło nic do sprawy!
Ten moment wybrał sobie ktoś na wejście do pomieszczenia.
Wraz z wampirem odwróciliśmy gwałtownie głowy w drzwi.
Prawie warknąłem pod nosem jak czystokrwisty wilkołak z nienawiścią i obrzydzeniem na widok faceta, stojącego w przejściu.
Na ustach tego typa ukazał się pogardliwy i pełen wyższości uśmiech.
Jak ja czasami chciałem mu zetrzeć ten wyraz twarzy z tej parszywej mordy!
Migiem wyłączyłem bazę danych na kompie i go włączyłem.
Nie dam sukinkotowi możliwości, by mógł w jakikolwiek sposób mi zaszkodzić.
- A kogo my tu mamy?-W zdecydowanie za małej od nas odległości rozniósł się głęboki, ochrypnięty, wręcz brzmiący jak ścieranie się dwóch ostrzy głos.
Uniosłem wzrok na łysego mężczyznę stojącego metr od nas. Wielki facet patrzył na nas z obrzydzeniem w szarych oczach, stojąc z założonymi na umięśnionej piersi szerokimi ramionami, których nie było widać zza ogromnej liczby tatuaży.
- Nie twój interes, Ostrowski.- prychnąłem i zmrużyłem niebezpiecznie oczy.
Samuel zacisnął ze złością swoją kanciastą szczękę i przekrzywił głowę, eksponując wielką, obrzydliwą bliznę, pozostawioną przez wilkołaka. I dobrze mu tak.
- Może trochę grzeczniej, co? - parsknął, podchodząc bliżej. - To, że jesteś smarkaczem szefa, to nie znaczy, że wszystko ci wolno, a szczególnie nieokazywania szacunku do wyższych stopniem.
- Takich jak ty? - skrzyżowałem ręce na piersi, patrząc twardo w jego oczy. - Podziękuję. Nie będę się korzył przed kimś takim jak ty. Naprawdę czuję żal to tego wilkołak, że nie dokończył swojego dzieła. - Zacisnąłem schowaną rękę w pięść. Muszę się uspokoić. Jeśli za bardzo mnie poniesie... - Ale kto wie, wypadki chodzą po ludziach. Szczególnie gdy jest się łowcą. - kontynuowałem spokojnie.
Twarz mężczyzny zrobiła się czerwona ze słości.
Mocno zaciskał pięści, powodując, że stały się prawie białe.
Nie będę kłamać, sprawiało mi to olbrzymią przyjemność, że to ja doprowadziłem go do takiego stanu. Każdy raczej bał się mu wyrzucić w twarz to, co myśli.
Ja chyba oszalałem, bo robiłem to, od kiedy przyjechałem do Polski.
To może jest głupie, ale nie mogę go zdzierżyć.
Po prostu nie mogę.
- Czy ty mi grozisz, Helsing?
Przez tę łysą czaszkę widziałem, jak mu żyłka pulsuje.
- Nie, tylko ostrzegam. Nasza praca jest niebezpieczna i ty jesteś tego świadom. A wiesz, wiele osób jest chętnych na stołek Cienia. - rzuciłem niby mimochodem.
Kątem oka zobaczyłem, że Damian siedzi na swoim miejscu z zaciętą miną. Miałem wrażenia, że mimo wszystko wyglądał, jakby miał zamiar mi pomóc, gdyby sprawy obrały zły obrót.
- Na przykład ty? - uniósł brew, wciąż cały czerwony.
- Nie, ale za to, co robisz, powinieneś zostać odsunięty od swojego stanowiska. Ba, skazany! - Spojrzałem na niego gniewnie i nawet nie zauważyłem, że wstałem. - Twoje sposoby polowania są niehumanitarne. Nie masz prawa torturować swoich celów, aż umrą z wycieńczenia. Nie masz prawa zabijać nikogo prócz zleconej ci osoby. Zabijanie młodych osobników jest surowo zakazane przez organizacje, a tobie to mimo wszystko uchodzi na sucho. Czerpiesz satysfakcje z tego, że zabijasz wszystkie paranormalne stworzenia. Wręcz się w tym pławisz z nienawiści. Nie powinieneś tego czuć. Oni też mają uczucia, rodziny... Rozumiem, że winni powinni ponieść karę, ale nie ten młody ifryt, którego ostatnio zaszlachtowałeś maczetą na oczach matki i ojca. To było jeszcze dziecko! Nie miało nic wspólnego z pożarami wiosek, które spowodował jego ojciec! - Każde zdanie, które wydobywało się z moich ust, było coraz głośniejsze, aż prawie zmienił się w krzyk.- Myślisz, że taki ktoś jak wampir, wilkołak czy ifryt to potwory, które trzeba tępić bez zastanowienia. Dla mnie największym potworem jesteś ty. - warknąłem z nienawiścią.
Damian siedział, patrząc na mnie w kompletnym szoku.
Nie dziwię mu się, nie spodziewał się pewnie takich słów z moich ust po początku naszego spotkania. Uśmiechnąłem się w duchu, czując ulgę, że w końcu wywaliłem temu dupkowi wszystko, co o nim myślę.
Samuel przez moment stał w szoku, ale zaraz ruszył w moją stronę z zaciśniętą pięścią.
Mimowolnie zrobiłem krok w tył i z przyzwyczajenia sięgnąłem ręką po pistolet.
Gdy mężczyzna wziął zamach, by mi strzelić z całej pary w twarz, drzwi otworzyły się z hukiem.
Ostrowski prędko się odsunął na widok wkurzonego Cezarego, którego wzrok wręcz mroził.
- Co tu się dzieje? - zapytał chłodno brązowowłosy, patrząc po nas uważnie.
Widząc, że moja ręka znajdowała się na pasie z bronią, spojrzał wściekle za łysego łowce i szybko do nas podszedł.
- Sam, Marek cię wzywa. Ma jakiś problem. - powiedział beznamiętnie do wyższego.
Cień tylko rzucił mi jeszcze przed wyjściem z biblioteki wściekłe spojrzenie.
Odetchnąłem z ulgą i spojrzałem z wdzięcznością na niebieskookiego informatyka.
- Dzięki, Cezary, gdyby nie ty, miałbym teraz rozkwaszony ryj. - zaśmiałem się, na co mężczyzna tylko pokręcił z westchnieniem głową, przeczesując nerwowo włosy.
- Prędzej Sam miałby kolejny tunel w uchu. - Wskazał z kwaśną miną na moją broń, ale zaraz przeniósł wzrok na wampira za moimi plecami. - Albo kły w szyi. - Kolejne westchnięcie. - Wiesz, że jego łatwo wkurwić, a szczególnie ty. Fabian, doskonale wiesz, że nienawidzi Alana, bo wciąż chciałby zająć jego miejsce w instytucie. A ty jeszcze go podjudzasz swoim postępowaniem. Jest cholernym konserwatystą, ale takiego typa jak on nie zmienisz. Za bardzo nienawidzi takich jak on. - Wskazał głową na Damiana, który również się podniósł. - Uważaj na siebie dzieciaku, kiedyś możesz nie mieć nikogo do obrony. - Potarmosił mi włosy i skierował się do wyjścia, szepcząc pod nosem. - Muszę się napić.- sapnął jeszcze, jak się odwrócił. - Julian ma dla ciebie kolejne zadanie, chciał, abyś przyszedł do niego zaraz. - I dopiero teraz zniknął za drzwiami.
Spojrzałem w fioletowe oczy Damiana, który podszedł bliżej mnie, co było trudne z powodu różnicy wzrostu.
- Powinienem już iść. I... On ma rację, uważaj na siebie. Musimy przecież rozwiązać tę sprawę. Jak umrzesz, nie będę miał z ciebie pożytku. - uśmiechnął się i odszedł powolnym, ale pewnym krokiem. Parsknąłem i gdy zniknął, skierowałem swoje kroki do Julesa.
Ciekawe co tym razem dla mnie ma...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro