Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

❦Wezwanie❦


Ze snu wyrwało mnie mokro i przenikliwy chłód na całym ciele, a w szczególności w okolicy klatki piersiowej.
Z krzykiem podskoczyłem na łóżku i zgarnąłem przemoczone włosy z twarzy.
Gdy wytarłem buzię o kołdrę, posłałem sprawcy tej jakże miłej pobudki, mordercze spojrzenie godne samego bazyliszka.

Nade mną stała wysoka, szesnastoletnia dziewczyna.
Delikatną buzię z lekkim makijażem rozświetlał mściwy uśmieszek, a zielone oczy wesoło się mieniły z powodu dokonanego przed chwilą czynu.
Jasnobrązowe włosy do pasa spięła w starannego francuza. Ubrała się dzisiaj w dziurawe, czarne jeansy i białą bluzkę na długi rękaw z napisem ,,I'm a bad girl''.
Zgadzam się z tym napisem w stu procentach.
Dziewczyna w dłoni dzierżyła swoje straszliwe narzędzie zbrodni z misiem, znane bardziej pod nazwą kubek.

A oto przedstawiam wam moją młodszą siostrę, Joannę Helsing.

- Za co to?! - Miało to być warknięcie, a wyszło piszczenie małej, obrażonej na cały świat dziewczynki.
Jestem kompletną niedorajdą życiową. Nawet wrzeszczenie na siostrę mi nie wychodzi.
Asia skrzyżowała ręce i posłała mi zadowolony, pełen wyższości uśmiech.
- To za ostatnią pobudkę trąbką tuż przy uchu. - odpowiedziała z kpiną w głosie słodkim i ciągnącym się jak miód. - A poza tym, mama cię budziła, ale ty nie chciałeś wstać, więc poprosiła mnie. Ubieraj się i schodź na śniadanie.- rozkazała i ruszyła wolnym krokiem do drzwi, które potem się za nią zatrzasnęły z głuchym uderzeniem.
Do moich uszu powoli docierał stukot stóp schodzących po drewnianych schodach.

Niechętnie zwlokłem się z miękkiego, ciepłego posłania i podszedłem do szafy.
Wygrzebałem z niej jakieś stare, czarne rurki, równie czarną bokserkę i białą bluzę z szerokim kapturem z trochę przycinającym się zamkiem.
Styknie.
Szybko się w nie przebrałem i wyjąłem z mojej skrytki w szafie mały sztylet, który skrzętnie ukryłem za paskiem spodni. 
No co?
Niebezpieczną mam pracę.
Wziąłem spod biurka czarny plecak z różową, włochatą kuleczką, która była żartem ze strony mojej mamy i na szczęście spakowany już wczoraj zszedłem po schodach na parter domu, do kuchni.

Kuchnia była sporym pomieszczeniem o białych ścianach i jasnobrązowych panelach, które panowały prawie we wszystkich pomieszczeniach w tym domu. Pod ścianą naprzeciw wejścia stał rząd czarnych szafek, kuchenka oraz wiele wiszących, również czarnych półek i zlew.
Po lewej okno z białym grzejnikiem pod parapetem, a za to po prawej była duża, srebrna lodówka i mikrofalówka. Na środku kuchni stał duży okrągły stół z sześcioma miejscami.

Na jednym z krzeseł siedziała moja siostrzyczka, a przy kuchence krzątała się moja mama, Eleonora. Miała ona tak jak Asia, długie brązowe włosy, które spięła dzisiaj w dużego koka, a soczyście zielone oczy błyszczały z zadowolenia. 
Tylko wiecie, co mnie najbardziej boli? To to, że one obie są ode mnie wyższe.

Moja siostra, widząc mnie, zaśmiała się rozbawiona i uniosła jedną brew nonszalancko.
- A to co, nieudana podróba Jeffa de Killera?- parsknęła śmiechem.
Spojrzałem po sobie, nie rozumiejąc, o co jej chodzi.
No dobra, ubrałem się całkiem podobnie do jednej z ulubionych creppepast mojej siostrzyczki.
Zdecydowanie powinna chyba je na jakiś czas odstawić. Anime też. Chyba jej już szkodzą.
- Chociaż...gdyby cię przefarbować i dorobić uśmiech... - mruknęła w zamyśleniu.
W moim mózgu zapaliła się czerwona kontrolka na te niby nic nieznaczące.
- Ani mi się waż! - powiedziałem, a raczej syknąłem ostrzegająco i usiadłem miękko na jednym z krzeseł, a mama po chwili nam obojgu podłożyła świetnie pachnącą jajecznicę pod nos i również siadła do jedzenia.

- Powiedz, że jeszcze nóż wziąłeś?- zakpiła siostra, wkładając sobie jajko do ust, ale widząc moją minę i to, że nie zaprzeczyłem, wytrzeszczyła natychmiast oczy.- Poważnie? Ty już nawet do szkoły nosisz broń? Przecież za to są karne punkty. Będziesz mieć kłopoty. - fuknęła.
- Znasz mnie. Poradzę sobie z nauczycielami, a poza tym, większe kłopoty miałem ostatnio, gdy głodny poroniec rzucił mi się do gardła. - powiedziałem i dokończyłem w mgnieniu oka śniadanie, zagryzając jajka kanapką.
Wziąłem plecak w rękę i już miałem wyjść, a raczej wybiec z kuchni, gdy zatrzymał mnie o dziwo poważny głos mamy, co nie często się u niej zdarza. Zazwyczaj jest strasznie pogodna.
- Uważaj na siebie. Kiedyś te twoje nocne wypady samemu na polowania, skończą się źle. Nawet nie myśl, że nie widziałam cię, jak wchodziłeś w nocy do domu przez okno. - powiedziała zmartwionym głosem, przechodząc do cichego prychnięcia pod nosem.
Jej oczy również były takie jak jej głos. Martwiła się. Co na to poradzę? Skinąłem jej głową i uśmiechnąłem się najpiękniej, jak tylko potrafiłem.
Nie dobrze, że zostałem nakryty.
Chociaż to i tak lepiej, niż gdyby zrobił to ojciec, a nie mama.

Pobiegłem pod drzwi, włożyłem szybko buty i wyszedłem na pobliski przystanek autobusowy, prosząc po cichu, by kierował nim znajomy mojego nauczyciela.
Gdy tam trafiłem, od razu zobaczyłem nadjeżdżający z naprzeciwka, pomarańczowy autobus z pięknym napisem ,,Przewóz dzieci"
Podjechał bardzo, bardzo blisko mnie, a ja prawie dostałem drzwiami w łeb.
Fajny dzień się zapowiada!

Wsiadłem niechętnie do pojazdu, przywitałem się z oczekiwanym mężczyzną i przeczesałem  wzrokiem pojazd, szukając wolnego miejsca.
No i z jednego przywoływała mnie ręka pewnego szatyna.
Ruszyłem w tamtą stronę, ale jak na złość, autobus musiał ruszyć, przez co wpadłem z impetem na chłopaka, który mnie usilnie wołał.
Wokół nas rozległy się ciche chichoty kilku siedzących niedaleko dziewcząt.

Aż mi się przypomniało, jak pierwszego dnia mojej przeprowadzki to tego kraju, wszyscy dziwnie na mnie patrzyli przez moje nazwisko, a szkolni dresiarze mnie zaczepili z powodu mojego, jak to ujęli?
A no tak ,,pedalskiego wyglądu".
Nie sądzili chyba, że taki dzieciak, jak ja spuści im łomot.
Teraz moim jedynym problemem jest banda szkolnych yaoistek. One są straszne. To urodzeni stalkerzy. Raz podsłuchałem, jak mówiły o mnie ,,słodki ukeś".
Nie wiem co gorsze, szkolne homofoby, czy zboczone shiperki?

Dawid, na którego kolanach leżałem, zaśmiał się w głos, widząc moją krzywą minę.
- Aż tak na mnie lecisz?- zapytał, zerkając w moje kolorowe ślepka tymi swoimi brązowymi, sarnimi patrzałkami.
- Chyba w twoich snach.- powiedziałem i wreszcie ulokowałem się dobrze na swoim miejscu.
- Dobra, dobra, złość piękności szkodzi.- znów się zaśmiał i poczochrał mi i tak tragicznie wyglądające włosy.
Gdy je poprawiłem, otaksowałem mojego przyjaciela wzrokiem.

Był, jak już mówiłem, szatynem o krótkich włosach.
Dłuższą grzywkę postawił lekko do góry i zaczesał na prawo.
Wielkie, sarnie oczy o barwie czekolady zawsze były w pełni roześmiane. A jeśli mowa o uśmiechu...zawsze, gdy to robił, pokazywały mu się na policzkach słodkie dołeczki, za którymi szalała spora grupa dziewczyn ode mnie z klasy.
Był wyższy ode mnie o głowę i dobrze umięśniony, co było widać na przykład przez czarną koszulkę, która ładnie opinała mu się na brzuchu, ukazując kaloryferek, nad którym ostatnio pracował. Oprócz koszulki miał także powycierane, szare jeansy z dwoma łańcuchami po bokach.
Powiedzcie...jak ja mam się nie nabawić kompleksów?!

- Powiedz mi, jakim cudem ty se jeszcze nikogo nie znalazłeś?-zapytałem, dalej mu się przyglądając z ciekawości.
Dawid zrobił zaskoczoną minę i zmarszczył brwi.
- A co, chętny jesteś? - zaśmiał się, ale po chwili zmarszczył brwi. - Ty tak serio pytasz?
- Nie, dla jaj. Jasne, że serio.
- Nie trafiłem na nikogo, kto miałby to "coś".- odpowiedział spokojnie. - Co ty tak nagle wyskoczyłeś z tym?
- Wiesz, że jestem ciekawski. - wywróciłem oczami.
- O wiem to aż za dobrze!- Przytaknął z przestraszoną miną, chyba przypominając sobie jakiś incydent.- Nigdy nie zapomnę jaką karę dostaliśmy od twojego ojca, gdy przejrzeliśmy jego papiery, albo wtedy gdy podsłuchiwaliśmy tę ważną naradę.
- Oj nie przesadzaj! Nie było tak źle!- Machnąłem lekceważąco ręką.
- Nie było źle!? Dla ciebie bieganie do upadłego i to dosłownie to nic!? - wykrzyczał mi do ucha.
Parę osób rzuciło nam zaciekawione spojrzenie.
Czy oni nie mają własnego życia?
- No dobra, to nie jest nic.- przyznałem mu w końcu rację.
Po paru minutach podjechaliśmy pod naszą szkołę na przystanku, gdzie na początku roku umówiliśmy się z kierowcą.  Wyskoczyliśmy z tego rozklekotanego autobusu i poszliśmy mozolnie do ponurego budynku.

Lekcje mijały bardzo, bardzo spokojnie. Wręcz nudno.
Nauczycielka polskiego zabrała nas do sali informatycznej na film puszczany już z wiekowego, szkolnego rzutnika, więc skorzystałem i przespałem w spokoju całą tę lekcję bez żadnych problemów, odsypiając zarwaną nockę.
Polonistka nawet tego nie zauważyła, zajęta malowaniem swoich olbrzymich szponów czerwonym lakierem.
Jedynie na chemii miałem taki jakby chwilowy podskok adrenaliny.
Nasz chemik wyrwał mnie ni z gruchy, ni z pietruchy do odpowiedzi.
Dostałem chwilowego zawału, bo w jednej chwili ulotniła mi się ze stresu cała wiedza z ostatniej lekcji, ale udało mi się na szczęście wyciągnąć tróje.
Lepsze to niż pała.

Ostatnią lekcją miała być historia z Dariuszem Kasińskim.
Skubany na prawie dwa metry wzrostu, przez co czuje się przy nim jak dzieciak.
Brązowe włosy ma zawsze roztrzepane i chodzi we flanelowych koszulach, jeansach oraz swoich nieodłącznych okularach z cienkimi oprawkami.
Jest naprawdę spoko, mimo że wygląda na wiecznie przepracowanego i znudzonego życiem. Zawsze można ze wszystkim do niego przyjść.
A jeśli chodzi o jego nauczanie, to wystarczy spojrzeć do naszych ocen. Nikt na półrocze nie dostał niżej niż trójkę, co w mojej klasie, jest nie lada wyzwaniem.
Przy okazji czterdziestolatek jest także moim wychowawcą.

Miałem już z Dawidem wejść do jego klasy, która wiecznie pachniała starym papierem i tanim odświeżaczem powietrza, gdy właśnie on z niej wyskoczył jak oparzony.
- Chłopaki, właśnie miałem was szukać. Dostaliśmy wezwanie do stawienia się w siedzibie Venatores. Każdy z łowców, prócz kadetów ma stawić się na naradzie. Na szczęście udało mi się wyciągnąć jakimś cudem zastępstwo za mnie od dyrka, a was później usprawiedliwię.
No, a to jest kolejny jego plus.
Też zabija potwory.
Jak mamy z Dawidem zlecenie i musimy wyjść, to on od razu daje zwolnienie.
Fajnie mieć wtyki w szkole.

- Co się stało, że szef wzywa każdego z łowców?- zapytał spokojnie szatyn, ale słyszałem, jak głos mu lekko drga ku mojej dezaprobacie.
Za bardzo się ekscytuje.
Nie powinien. I nikt nie umie z niego wyplewić tego złego dla każdego łowcy nawyku.
- Nie wiem, ale zabójcy mają się stawić w trybie natychmiastowym.
Po tych słowach Dariusza już o nic więcej nie pytaliśmy i pobiegliśmy na parking tuż przy szkole do znanego nam bordowego, starego golfa nauczyciela. Szybko do niego wpadliśmy i pojechaliśmy w kierunku dużego budynku na obrzeżach miasta, będącego siedzibą naszej organizacji.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro