❦To niebezpieczne❦
Ojciec kroczył dumnie z wysoko uniesioną głową w kierunku biura obrad, powiewając swoim długim do kolan płaszczem, a my szliśmy za nim w całkowitej ciszy.
Obejrzałem się po osobach, wśród których przypadło mi dzisiaj być.
Zobaczyłem wybijającą się ponad wszystkie inne wysoką postać Dariusza, który uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.
Mimo że na co dzień był dla mnie nauczycielem, dzisiaj zastępował opuszczone rok temu przez Sebastiana miejsce szefa negocjatorów.
Obok niego zobaczyłem szarą czuprynę Gertrudy, która miała za zadanie występować jako obecny lider tropicieli.
Tuż przy moim ojcu szli, cicho do siebie szepcząc, Piotr i jego ojciec, Adam. Obaj wyglądali na niezwykle przejętych.
Damian szedł tuż przy moim boku tak cicho, że jestem pewny, że gdybym nie miał magicznych zdolności, nie mógłbym go usłyszeć. Miał niezbyt zadowoloną minę, jakby wiadomości, które niósł, nie wróżyły dla nas nic dobrego.
Zza wampira zobaczyłem Cezarego, częstującego Feliksa kolejnym papierosem z rzędu.
Nawet nie wiem, jak można tyle wypalić co oni. Chyba prędzej bym się zadusił.
Najgorszym dla mnie momentem było, gdy zobaczyłem łysą czaszkę Samuela i usłyszałem jego niezadowolony zgrzyt zębami. Zacisnąłem mocniej dłoń w pięść, wiedząc, że ta rozmowa nie będzie najłatwiejszą. On ledwo mnie trawił jako "mnie", zwykłego Helsinga, a co dopiero teraz, gdy przeszedłem przemianę. On nie da mi żyć, a co dopiero dojść do słowa.
Od momentu, gdy mnie zobaczył, szedł sztywno i cały czas miał dłoń zaciśniętą na rękojeści sztyletu schowanego za paskiem spodni. Nie, żeby Damian, widząc to, nie był mu dłużny. Od razu na wejściu pokazał mu kły. Od ich pierwszego spotkania przez ten czas nic się pomiędzy nimi nie zmieniło.
Wciąż chcieli wygryźć sobie gardła.
Mam nadzieję, że nie będą chcieli tego dokonać na dzisiejszym spotkaniu.
Obejrzałem się trochę do tyłu, by zerknąć na resztę dziwnie cichych Tepeschów.
Michał szedł z miną ekspresyjną jak kawałek głazu, a jego ojciec ciekawskim spojrzeniem wodził po otaczających go łowcach, którzy nie byli świadomi tego, że właśnie w tym momencie ktoś penetruje ich umysł.
Gracja z Wiktorią ku zadowoleniu ich braci zostały wraz z Asią i moją mamą w innej części budynku, by dotrzymać towarzystwa zagubionemu w nowej sytuacji Ignacemu i trochę go w tym wszystkim wesprzeć, by nie czuł się opuszczony.
Przeniosłem spojrzenie na dwie obce mi kobiety, trzymające się jakby na uboczu całej tej grupy. Obie wyglądały na trochę ponad trzydzieści lat i w porównaniu do reszty, były ubrane normalnie. Nie założyły formalnego stroju łowcy, przez co zapewne się wyróżniały.
Nie... To ja się tu wyróżniałem z tymi olbrzymimi skrzydłami wyrastającymi z pleców.
Feliks, gdy tylko je zobaczył, stwierdził, że natychmiast musi mi zrobić badania. Wręcz wymusił to na Alanie, mimo że tłumaczyłem mu, że nic mi nie jest. Dopiero gdy sam to sobie udowodnił, pozwolił na przeprowadzenie zebrania, nieomieszkając zwyzywać mnie jeszcze za moją głupotę z przyspieszeniem przemiany, jakby nagana od anioła nie była wystarczająca. Dla dobra nas wszystkich interwencja Razjela została zachowana w tajemnicy. Gdyby ktoś się dowiedział... Byłoby źle.
Ale wracając do łowczyń.
Szczerze powiedziawszy... Nigdy ich nie widziałem. Po prostu dowiedziałem się od ojca, kim są i czym się zajmują, co jest dość kłopotliwe. Nie lubię takich niewiadomych o ludziach, z którymi jestem zmuszony bliżej współpracować.
Najbliżej mnie znajdowała się brunetka, więc to na niej skupiłem wzrok.
Miała krótkie do ramion, mocno kręcone, ciemnobrązowe włosy lekko przetykane przy skroniach siwizną. Miała ciemną, opaloną skórę i mocno czerwoną szminkę na ustach, przez co jasne, zielone oczy były wyraźnie uwydatnione. Na białym, dzianym swetrze spoczywał duży, srebrny krzyż, który posiada każdy Cień w Venatores w Europie. Jego odpowiednik spoczywał tuż pod czernią mojej koszulki. Łowczyni, jeśli się nie mylę, była szefową tutejszej sekcji egzorcystów. Jej nazwisko pasuje do tej profesji idealnie - Olga Nabożny.
Druga z kobiet nazywała się Lidia Olender i była mistrzynią zaklęć w tym instytucie.
W przeciwieństwie do drugiej łowczyni Lidia była jasną plamą na czarnym tle, mimo białego swetra Olgi. Błękitna, zwiewna sukienka i białe baleriny nie wskazywały na to, gdzie przypadło jej pracować. Soczyście niebieskie oczy wydawały się błyszczeć, a z ust nie schodził szeroki uśmiech. Nawet długie do połowy szyi kolczyki wydawały się wesoło pobrzmiewać podczas jej kroków. Mimo niedbale związanego koka żaden blond włosek nawet nie śmiał wypaść z tej lichej konstrukcji na głowie. Przyjrzałem się jej uważniej i zobaczyłem delikatnie szpiczaste uszy tuż przy końcach.
Pół elf. - stwierdziłem po dłuższej obserwacji, nie mogąc znaleźć niczego, co by wskazywało na inną rasę.
Czyli jednak nie tylko ja tutaj będę mieszańcem.
Tata otworzył pomieszczenie i wszedł do środka, nawet się nie oglądając.
Wszyscy przelali się przez drzwi jak morze, lecz ja zostałem na końcu, nie chcąc w takim tłoku uszkodzić sobie mojego nowego nabytku w postaci skrzydeł.
Gdy minąłem framugę drzwi, spojrzałem po olbrzymim, czarnym, owalnym stole, przy którym zaczęli siadać już łowcy oraz Tepeshe. W pomieszczeniu o dziwo było jaśniej niż ostatnim razem, gdy wszedłem tu bez pozwolenia podczas jednych obrad.
Tak, słabo się stosuje do zakazów.
Tego dnia wszystkie rolety w oknach były odsłonięte, a duże lampy wyglądające jak te w szkole były włączone, przez co szare ściany wydawały się jeszcze jaśniejsze, a czarna posadzka wydawała się lśnić. Rozejrzałem się za wolnym miejscem i z zadowoleniem zobaczyłem, że jest znacznie więcej krzeseł. Zazwyczaj jest ich jedenaście. Jedenaście dla jedenastu Cieni, lecz dzisiaj zostały dostawione jeszcze trzy dla Tepeshów w miejscach, gdzie zazwyczaj siedzą potencjalni zastępcy szefa. Jedynym wolnym miejscem było krzesło po lewej stronie ojca między nim a Damianem, który siedział z postawą godną arystokraty. Chociaż w sumie to nim jest. Przecież Vlad był niegdyś księciem Rumunii.
Usiadłem na krześle wyłożonym miękką skórą, przyciskając skrzydła do swoich ramion, aby ich mocno nie przynieść. Ostrożnie przysunąłem siedzisko do stołu, lecz nie oparłem pleców o krzesło i spojrzałem wyczekująco w niebieskie oczy Alana, czekając, aż zacznie.
Coraz bardziej byłem zirytowany wbitym we mnie spojrzeniem Ostrowskiego.
Pół elfka chyba widząc moje spięcie, siedząc trzy miejsca od Sama, uśmiechnęła się do mnie pocieszająco.
- Wszyscy zapewne orientujecie się, po co was tu zebrałem. - zaczął czarnowłosy, splatając swoje palce dłoni.
- Zważywszy, że zebrałeś nas tu wszystkich, to sprawa jest jasna. - mruknęła Gertruda, poprawiając ręką swoje włosy, przez co na jej ręce zabrzęczały bransoletki. - Czego się dowiedziałeś?
- Nie ja, lecz nasi sprzymierzeńcy. - spojrzał na trójkę wampirów. - Sebastian podobno na prośbę mojego syna i tego chłopaka... - wskazał na Damiana, którego plecy stężały jak na rozkaz.- ... obiecał postarać się zebrać więcej informacji na temat naszych wrogów.
Kiedy Damian zdążył mu o tym powiedzieć?
Kiedy byłem po nasze walizki u ciotki?
- I udało mu się. - Wsłuchałem się ponownie w to, co mówił niebieskooki.
- Wiecie, że jakiś czas temu pojawiła się u jego watahy dwójka wampirów, zachęcając, aby dołączył do wojny po ich stronie. - Łowcy powoli kiwali głowami, przypatrując się swojemu przywódcy.
Gdy padło imię Sebastiana, mina Samuela szybko się zmieniła na obrzydzoną.
Nikt nie był zadowolony, że Aliszewski się przemienił, lecz nikt nie reagował na to nienawiścią.
Nikt prócz Ostrowskiego.
Musem Sebastian został usunięty ze służby po pierwszej przemianie, mimo licznych sprzeciwów ze strony jego współpracowników. Był bardzo dobrym łowcą i jeszcze lepszym negocjatorem, przez co jego strata mocno uderzyła w organizacje.
- Dwa te same wampiry ponownie pojawiły się na terytorium watahy, żądając spotkania z alfą, co zostało wykorzystane najlepiej, jak się dało. Damian, masz głos z ojcem. - Skinął głową fioletowookiemu.
- Nie dowiedzieliśmy się zbyt dużo, ale to wystarczające, by zdobyć więcej informacji. - Łowcy od razu skupili na nim uwagę, nawet popalający na drugim końcu stołu Cezary, zgniótł papieros w popielniczce, nawet go nie kończąc.
- Wampiry zdradziły Aliszewskiemu, gdzie mają swoją siedzibę... - chciał kontynuować, lecz mu gwałtownie przerwano.
- To, co my tu jeszcze robimy? Zmiećmy ich, dopóki możemy! - zakrzyknął Sam, co spotkało się z dużą dezaprobatą.
- Wysoki jak brzoza, a głupi jak koza. - prychnęła Lidia, patrząc na przedstawiciela sekcji eliminacji bestii.
- Sam, do jasnej cholery! Ogarnij dupę! - warknął Feliks, uderzając pięścią w stół.
Spojrzałem na ojca, nie wiedząc, czemu nie interweniuje.
Alan siedział spokojnie, przyglądając się wszystkiemu z dystansem z łokciami opartymi i blat stołu.
Uspokoiłem się dzięki temu nieznacznie.
Najwyraźniej było to normą i nie trzeba się martwić.
- Co ty możesz wiedzieć!? Ty tylko sobie siedzisz na dupie w lazarecie i bawisz się w składanie i robienie nowych jebanych mutantów jak ona! - Wskazał na zdegustowaną jego zachowaniem Oleander. - Świat się może zawalić przez to nasze czekanie, na chuj wie co!
- Dla twojej wiadomości łysa pało składam także twoich ludzi po tych twoich jatkach, które urządzasz! A przez twoje idiotyczne pomysły spierdoli się to wszystko jeszcze szybciej, więc siadaj na dupę, albo idź tam, proszę! Takim dziecinnym wyskokiem zniszczysz nam wszystkie szanse na wygraną! Zdradzisz nasze informacje przez swoją ignorancję mocy, którą dysponują takie istoty jak wampiry! I ja cię nie pozbieram, jak zrobią z ciebie kupkę połamanych kości!
Mężczyzna patrzył na doktora z miną, jakby oberwał młotkiem od pięcioletniego dziecka - czytaj: Osłupiała i zdumiona.
Uśmiechnąłem się z satysfakcją nieznacznie. Szybko zakryłem usta dłonią, by nikt tego nie zauważył, lecz chyba mi nie wyszło, bo Vlad rzucił mi rozbawione spojrzenie.
- Już? Uspokoiliście się? - mruknęła Olga, patrząc na nich z kpiną.
- Tak. Już mi lepiej. - Odparł Feliks i podpalił kolejnego papierosa bordową zapalniczką proponowaną przez Czarka. Po tym mocno się zaciągnął i spojrzał na skonsternowanego Damiana.
- Możesz kontynuować.
- Znamy siedzibę, ale mamy niewielki problem. Wiemy, kto jest jednym z przywódców rebelii. Mój ojciec miał już wcześniej podejrzenia i najwyraźniej okazały się słuszne. Jednym z wampirów, które są za to odpowiedzialne, jest Nicolas Nita. Z tego, co się orientuję, to już go spotkałeś. - zwrócił się do Piotra, który spojrzał na niego z niezrozumieniem. - To on był wtedy w tej wiosce.
Rokita zacisnął na to tylko usta, odwracając wzrok, zapewne czując smak porażki, skoro pozwolił wraz ze swoimi ludźmi uciec temu wampirów, nie wiedząc, jak ważny będzie dla tej sprawy.
- To jest dla nas zła wiadomość. - Zaczął Vlad, przerywając synowi. - Jeśli jest tam Nita, to i będzie Dimitriu. Ta dwójka nigdzie się bez siebie nie rusza od setek lat. Carol wydaje się kontrolować Nicolasa i jego zapędy. Od zawsze miał problem z kontrolowaniem swojego pragnienia. Zawsze robił wszystko, by wypić swoją ofiarę co do kropelki. Jeśli obaj zaplanowali tę rebelię, nie będzie łatwo ich pokonać.
Ich poziom siły był tylko trochę mniejszy od mojego. Nicolas nie wykazywał zbyt dużych zdolności co do samodoskonalenia, lecz Dimitriu... - przerwał, gdy usłyszał, że ktoś wchodzi do pokoju. Nasze spojrzenia od razu powędrowały do zmieszanej osoby stojącej w rogu.
Uspokoiłem się, gdy zobaczyłem znajomą postać Remusa.
- Przepraszam, że nie w porę, ale wciąż Pan nie odebrał ode mnie listu od Pana ojca. - Powiedział łamaną polszczyzną Remus do mojego ojca, lecz widziałem, że zerknął w pierwszej kolejności na mnie, przez co poczułem się odrobinę niekomfortowo.
Alan jakby sobie o wszystkim przypominając, przejechał dłonią po twarzy w roztargnieniu.
- Tak, tak. Daj mi go. - Wyciągnął dłoń w kierunku chłopaka, który szybko przebył dzielącą nas odległość. - Wiesz, co tu jest napisane? - spytał czarnowłosy, zamaszystym ruchem rozrywając kopertę.
- Nie, proszę pana. - zaprzeczył szarooki natychmiast.
- Dobrze, możesz już iść.
Rumun już chciał opuścić pomieszczenie, lecz zatrzymał go głos Dariusza.
- Niech chłopak zostanie. I tak Alanie będziesz musiał zdać raport swojemu ojcu z tego, co postanowimy, więc lepiej, aby w razie wypadku był tu razem z nami, jak na posłańca przystało.
Tata zaprzestał czytania i odłożył białą kartkę z wiadomością i zaczął uciskać nasadę swojego nosa.
Widząc, że coś jest nie tak, wyciągnąłem rękę po papier i zacząłem czytać dawno nieużytkowany przeze mnie język rumuński.
"Alan, wstrzymaj się z decyzjami w sprawie bitwy. W dniu, w którym dostaniesz ten list, będę w drodze do Polski."
Odłożyłem list i odchyliłem głowę do tyłu, mocno oddychając. Poczułem przez moment ciepłą dłoń na swojej pod stołem, przez co odrobinę się uspokoiłem, ale nie na tyle, by nie zacząć się histerycznie śmiać.
- Chyba nie będzie trzeba, patrząc po ich reakcjach na list. - sapnął Vlad, patrząc czerwonymi ślepiami raz na mnie, raz na mojego ojca, czytając z nas, jak z otwartych ksiąg.
- To nie jest teraz czas na to. - Do pełnej świadomości przywrócił mnie głos Cezarego. - Staruszek przyjeżdża? I co z tego? - prychnął. - Teraz jest ważniejsze to, by zdobyć więcej informacji. Tepesh, gdzie jest ich kryjówka? - zwrócił się do Damiana, który od razu spojrzał na niego, przestając zerkać na mnie w niepokoju.
- W Olsztynie. A raczej w lesie pod Olsztynem w jakiejś opuszczonej ruderze. Podobno rok temu, ktoś doprowadził ją do porządku. Najwyraźniej wampiry już wtedy wszystko planowały, lecz nie wiemy, ile mają ludzi, mimo że Aliszewski wiele razy o to pytał.
- Jeśli ruszymy bezmyślnie do ataku, przegramy z kretesem. - Pokręcił głową Adam ze zrezygnowaniem. Przez chwilę wydawało mi się, że przybyło mu ostatnio jeszcze więcej zmarszczek.
- Adam ma rację. Musimy to zrobić po cichu. - Przytaknęła mu Gertruda. - Poślijmy kogoś na zwiady. - zaproponowała.
- Może to by się udało, gdyby nie to, że podobno solidnie strzegą swojej kryjówki. - Dodał Michał, rozwiewając plan łowczyni. - Podobno wpuszczają tylko nieludzi.
- Mamy dużo mieszańców. Gdy Samuel to mówił, wyglądał, jakby miał zamiar splunąć, patrząc w moim kierunku.
- To nic nie da. Znając Carola, do swoich szeregów przyjął tylko tych, którzy żywią się ludźmi, albo nigdy nie mieli z nimi dobrych stosunków. Nie potrzebuje elfów czy nimf. Są dla niego bezużyteczne, a z tego, co wiem, w swoich łowcach macie głównie, jeśli nie tylko, pokojowo nastawione rasy. Kambiony, które macie, mają za mało ze swojej rasy, by tam iść. - mówił Dracula.
- Macie jakiegoś wampira? - zapytał Michał, wcinając się ojcu w zdanie.
- Co jak co, ale wy powinniście wiedzieć, że nie za bardzo chcecie się mieszać z ludźmi. Większość z was woli zatrzymać czystą krew, a jak już do tego dojdzie, to i tak dziećmi zajmują się klany. Dhampiry są pilnowane wśród was jak oczka w głowie. - westchnął Alan, strzelając palcami.
- A może wy?! - wykrzyknęła nagle Gertruda, prawie wstając ze wzrokiem wbitym w zaskoczonych Draculów.
- Wybacz, ale zostałem stworzony przez tego samego demona. Należeliśmy do jednego klanu. Zna mnie zbyt dobrze. - odpowiedział ciężko Vlad.
- A twoi synowie? - starała się dalej.
- Ja nie mogę. - od razu odpowiedział Michał, przecierając oczy. - Trochę mi teraz wstyd. Przepraszam, ale ostatnio obroniłem jedną z waszych i jeden mi uciekł. Na pewno zobaczył moją twarz, ale ojciec także często ze mną jeździł po spotkaniach między grupami. - spojrzał na czerwonookiego. - Od razu będą kojarzyć mnie z klanem Draculów.
Damian spojrzał na mnie szybko, potem na swoją rodzinę i westchnął ciężko.
- Choć raz się na coś przydało, że nie lubiłem tych spędów. - Przeczesał palcami czarne włosy w zdenerwowaniu. - Mogę pomóc. Mnie nie sądzę, by ktoś tam poznał. Unikałem naszego gatunku, jak tylko mogłem.
- No to sprawa załatwiona. - mruknął Cezary z zadowoleniem.
Znów jego wzrok powędrował w moją stronę, na co od razu odpowiedziałem mu radosnym uśmiechem.
W końcu może się coś udać.
Możliwe, że nawet wygramy tę bitwę.
Fioletowooki na ten gest podniósł kąciki ust nieznacznie, przez co poczułem delikatne łaskotanie w brzuchu.
Już dawno nie widziałem tak szczerego uśmiechu na jego ustach.
Brakowało mi go trochę przez ostatni czas, gdy się nie widzieliśmy.
To głupie, że nie widziałem go tylko dwa dni i już zacząłem tęsknić.
Tak krótko się znamy, a ja już zdążyłem go tak bardzo pokochać?
Nagle uderzyło we mnie, jak niebezpieczne będzie posłanie go w sam środek terytorium wroga.
Spojrzałem z przerażeniem na ojca.
- Tato, to może się źle skończyć, jeśli pójdzie tam samemu.
- Nie wierzysz w jego umiejętności? - zakpił Samuel, patrząc na mnie zmrużonymi oczami.
- Dzieciak ma rację. - Poparł mnie Feliks. - Może nie będzie na siebie zwracał uwagi, ale w razie kłopotów może mieć problem.
- Co dwie głowy to nie jedna. - mruknął Remus za moimi plecami.
Poczułem delikatny dotyk na swoich piórach, przez co trochę się wstrząsnąłem. Uczucie, gdy ktoś ich dotyka, jest strasznie dziwne. Szczególnie jeśli jest to czuły gest. Czuję się wtedy, jakby ktoś dotykał mnie znacznie bardziej intymnie, niż naprawdę.
- Kogo miałbym wziąć? - zapytał Damian, krzyżując ręce na piersi, ewidentnie pokazując, że nie ma ochoty na czyjeś towarzystwo. Wszyscy zamilkli na moment, szukając potencjalnego kandydata na tę misję.
Tylko jedna osoba uśmiechała się do mnie z drwiną w stalowoszarych oczach.
- Alan, ale nad czym ty się zastanawiasz. - zaczął z zadowolonym uśmiechem. - Przecież twój synalek jest idealnym kandydatem do tej roli.
Na to zdanie szerzej otworzyłem oczy, a z gardła Damiana wydobył się agresywny warkot w stronę łysego mężczyzny.
- Zwariowałeś! - krzyknął Feliks, uderzając ręką w blat stołu.
- Nie. Czemu? Nie jest już człowiekiem i jest wyszkolony. Ponadto dogaduje się z tym krwiopijcą całkiem nieźle. - Spojrzał na nas znacząco. - Idealnie. No chyba że boisz się stracić swojego kolejnego mutanta, hm? Już raz cię pozbawiono twoich eksperymentów.
- Zamknij mordę i nie mieszaj moich dawnych badań z tą sprawą! - warknął lekarz, wstając z krzesła.
Chyba każdy w organizacji wiedział, co w przeszłości robił Kalka.
Z jego laboratorium przez wiele lat wychodziły najstraszniejsze mutanty genetyczne ludzi i bestii, które zostawały mu dostarczane do badań.
Nie badał tylko możliwości gatunku, ale i to, ile mogą wytrzymać bólu.
Przez wiele lat łączył operacyjnie liczne organizmy, szukając lepszego połączenia łowców z istotami paranormalnymi.
Wraz z moim dziadkiem szukali nowej, naturalnej broni, która mogliby użyć w polowaniach. Nie wystarczały im już hybrydy, które rodziły się z mieszanek ras, bo było ich za mało.
Szukali czegoś, co ich zdaniem będzie idealne.
W ten sposób powstał projekt "Dziedzictwo".
Projekt, który od dnia mojego poczęcia włączył mnie w badania.
To ja miałem być ukoronowaniem tych badań, lecz Feliks odmówił kontynuowania tego procederu. Odszedł i wyjechał.
Mój dziadek jednak nie zaprzestał i udało mu się. Stworzyli ponownie nefilima. Nie rozumiem tylko, w czym ja niby jestem tak wyjątkowy w porównaniu z resztą hybryd?
U nich od urodzenia ukazują się ich niezwykłe zdolności. Chociażby znacznie większa szybkość, telekineza, zmiana swojego wizerunku, kontrola nad żywiołami, a ja co mam? Lepszy słuch, węch, wzrok, szybkość oraz siłę? To ma każda mieszanka rasowa. Co jeszcze? Skrzydła i dziwne ślaczki na skórze? Tak, to jest zdecydowanie przydatne.
- Spokój! - ryknął Alan, wstając gwałtownie ze swojego miejsca. Obaj łowcy od razu zamilkli. Feliks pokornie ponownie zajął swoje miejsce, kiwając głową swojemu szefowi.
- Posłanie tam Fabiana jest ryzykowne. Nie jest człowiekiem, ale nefilim będzie zwracać na siebie większą uwagę niż choćby ktokolwiek inny. - mówił niebieskooki rzeczowym tonem.
Wstrzymałem na chwilę oddech.
Jeśli Remus miał nam dostarczyć ten list już parę dni temu...
To dziadek jest już w drodze.
Nie wynajmie samolotu, więc przyjedzie samochodem.
Cholera jasna! On może przyjechać już jutro!
Jeszcze tydzień temu byłbym szczęśliwy, że go znowu zobaczę. W końcu to z nim spędzałem wiele czasu w dzieciństwie.
To od niego wszystkiego się nauczyłem o polowaniu, lecz przez ostatnie wydarzenia... Cokolwiek chciał osiągnąć przez przemienienie mnie, nie ma najmniejszego znaczenia. Nie chcę go widzieć. To przez jego człowieka i przez jego rozkazy umierałem na stole operacyjnym u Feliksa.
Jaki dziadek robi coś takiego swojemu wnukowi?
Zacisnąłem pięść na swoim kolanie, starając się nie pokazać, że jestem zły.
Ta akcja może być jedynym, co pomoże mi uniknąć tego człowieka dzień dłużej.
Jestem pewny, że pierwszym, co będzie chciał tu zobaczyć, będzie jego mały eksperyment.
Nie dam mu tej satysfakcji.
- Tato, pojadę. - powiedziałem, patrząc na ojca, który skamieniał w szoku.
- Fabian! To nie jest dobry pomysł. - Pokręcił głową szybko.
- Lepszego nie mamy. - odparłem, patrząc na niego hardo. - Nic nam się nie stanie. Damy sobie radę. W razie problemów, czym prędzej się ulotnimy.
- spojrzałem na Damiana, szukając w nim oparcia dla mojej decyzji. Jedyne co
spotkałem w jego oczach to zmartwienie.
Westchnąłem i ponownie spojrzałem na ojca, który ze zmęczeniem pocierał zaczerwienione oczy.
- Wiesz, że mi się to nie podoba. Nie możecie przecież zabrać ze sobą żadnej broni, co czyni was bezbronnymi.
Michał parsknął pod nosem, słysząc to.
- Co jak co, ale Damian nie jest nigdy bezbronny. - powiedział rozbawiony.
- Alan... - zaczął Vlad, gdy skończył jego syn. - To może się udać. W razie problemów Damian obroni twojego syna.
- W to nie wątpię. - westchnął Helsing.
- Najbezpieczniej będzie, jeśli chłopak będzie udawać bezwarunkowe oddanie Tepeshowi. - zaproponowała Olga, na co każdy łowca w pokoju stężał mimowolnie.
- Chcesz, by jeden z Helsingów udawał niewolnika? - Ryknął śmiechem Samuel. - No, no, jeśli coś takiego wyjdzie, będziecie skończeni wśród łowców. - zwrócił się do mojego ojca zdecydowanie zadowolonym tonem.
- Powiedziałam "udawać". - prychnęła Nabożny. - Nikt tu z nikogo nie robi prawdziwego niewolnika.
- Chyba dziwki. - prychnął pod nosem Ostrowski. Na to zdanie Damian od razu zaświecił kłami.
Położyłem czym prędzej swoją dłoń na przedramieniu chłopaka, by ten się uspokoił.
W tej chwili rozszarpanie komuś gardła nie wchodziło w grę.
Gdyby nie inna sytuacja i gdyby osobą, która miałaby to zrobić, nie byłby Damian, pozwoliłbym na to.
Nienawidzę Samuela, a on życzy mi od przemiany śmierci, więc nie obchodzi mnie, co się z nim stanie.
Nie mam cholernego kompleksu bohatera, by ratować wszystkich ludzi dookoła.
To o Damiana bym się martwił.
Jeśli zabiłby Cienia, mimo że Ostrowski doprowadza wszystkich do białej gorączki, to błyskawicznie byłby na nim wydany wyrok śmierci, a to rozerwałoby mi chyba serce na strzępy.
- Jeszcze jeden taki komentarz, a wylecisz stąd, rozumiesz! - wrzasnął Alan już na granicy wytrzymałości.
Łowca w odpowiedzi tylko prychnął i założył nonszalancko ręce na szeroką pierś.
- Fabian, wiesz, na czym taka więź polega, prawda? - zapytała spokojnym głosem Olga.
- Jasne. - odpowiedziałem pewnie.
Przed laty wampiry licznie tworzyły sobie niewolników, pojąc ich swoją krwią. Krew ta ubezwłasnowolniała ich ofiary, które po tygodniu tego karmienia stawały się prawie
pustymi skorupami bez uczuć. Jedyne, co odczuwały, to bezgraniczną miłość do swojego pana lub pani. Kochały ich, wielbiły i zrobiłyby dla nich wszystko, bez względu na konsekwencje. Zawsze chciały z nimi być i im służyć.
Dla większości wampirów były tylko chodzącymi podajnikami na krew, które spełniały ich każde zachcianki.
Dosłownie każde.
To dlatego Samuel powiedział o dziwkach.
Wampir w zależności jak bardzo przywiązał się do swojego niewolnika i do czego go używał, dbał o niego inaczej. Jeśli były tylko zwykłymi workami na krew, to po prostu utrzymywali je przy życiu, by nie stracić darmowego posiłku. Tacy ludzie byli bardzo bladzi i niezwykle wychudzeni o wyraźnie zapadniętej skórze. Częsta utrata krwi ukazywała się też w postaci cienkich, rzadkich i mocno wypadających włosach i łamliwych paznokciach. Gdyby nie sporadycznie podawana krew ich pana szybko by umierali.
Drugi typ niewolników z większymi upoważnieniami był bardzo zadbany. Gdyby nie to, że bez szemrania spełniały polecenie swojego oprawcy, nikt nie powiedziałby, że jest coś z nimi nie tak.
Ich właściciele znacznie częściej podawali swoją krew swoim pupilom, mocniej ich do siebie przywiązując. Spowalniało to procesy życiowe niewolnika, pozwalając się wampirowi nacieszyć jego bądź co bądź, ale ciałem na znacznie dłużej.
Samuel w tym jednym akurat miał rację. Jeśli ktoś spoza naszego instytutu by się o tym dowiedział, moja rodzina miałaby nie lada problem.
Po pierwsze to byłaby utrata honoru dla naszej rodziny, jak to mówi ciotka Helga, splugawić naszą krew jakąś podrzędną bestią.
Drugim czynnikiem jest to, że od lat Venatores skutecznie tępiło tworzenie takich niewolników. Od dwudziestu lat do tego roku nie stworzono nowego niewolnika, co byłoby uznane za olbrzymie niedopatrzenie łowców i na mnie i na Damiana zaczęłoby polowanie.
- Nie podoba mi się to. - syknął Alan, biorąc głęboki oddech. - Gdybym mógł samemu podejmować decyzje, zabroniłbym wam tej samobójczej misji, ale skoro decyzję podejmuje rada... To trzeba rozstrzygnąć to dyplomatycznie. Kto jest za tym pomysłem?
Większość dłoni została podniesiona w górę. Mój ojciec powiódł spojrzeniem po swoich ludziach i westchnął, czując się przegranym, skoro nawet Dariusz podzielał zdanie, że to jest najlepsze wyjście.
- Dobrze. Kiedy to będzie trzeba wykonać? - zapytała Olga, spoglądając na Tepeshów.
- Ile mamy czasu na przygotowania? - dopytał Piotr.
- Właściwie to wcale. - Vlad wzruszył szerokimi ramionami. - Wszystko musi być przeprowadzone jutro. Mają tego dnia podobno ważne spotkanie. A poza tym, oni i tak nie mogą nic ze sobą zabrać. Jedynie, w co mogą być uzbrojeni, to w swoją wiedzę i umiejętności.
- Tu chyba już nie ma co ustalać. - dodał Damian, z trochę przygnębionym wyrazem twarzy. - Czeka nas trochę drogi jutro. Wszystko, co ważne i co może nam pomóc, omówimy w samochodzie.
- Mój brat ma rację. - przytaknął Michał. - Może teraz zastanówmy się, co zrobić z tym kambionem.
- Szefie, moim zdaniem najlepiej oddać dzieciaka pod opiekę Lidii. - zasugerowała Czartoryska, spoglądając na blondwłosą pół elfkę.
Ta spojrzała na nią w pierwszej chwili zaskoczona, ale prawie od razu jej wyraz twarzy zmienił się na aprobujący.
- To nie taki zły pomysł. - szepnęła, przez moment zatapiając się w myślach. - Mogę go przygarnąć i do niego dotrzeć. A poza tym i tak brakuje mi towarzystwa. - Zaśmiała się, a jej śmiech brzmiał jak para drobnych dzwoneczków.
- Jesteś pewna? - Zaśmiał się nagle Adam. - Jest wiele rodzin, które mógłby go przyjąć pod swój dach.
- Sądzę, że łatwiej mu będzie dogadać się z osobą, która nie jest w pełni człowiekiem. - dodała trzeźwo Oleander, bawiąc się swoimi bransoletkami na nadgarstkach.
- Skoro omówiliśmy już wszystko, to wybaczcie, ale musimy już was opuścić. - zakomenderował czerwonooki.
Trójka Draculów jak na komendę podniosła się ze swoich miejsc i skinąwszy nam głowami, ruszyła do wyjścia.
Zanim to jednak zrobili, poczułem dłoń fioletowookiego na swoim ramieniu.
To stało się od jakiegoś czasu naszym cichym "Do zobaczenia". W odpowiedzi uśmiechnąłem się tylko nieznacznie i odprowadziłem ich wzrokiem.
Gdy wampiry opuściły pomieszczenie, ponownie głos zabrał mój ojciec i skinięciem głowy nakazał sterczącemu za mną Remusowi, opaść na krzesło przy stole. Chłopak zrobił to trochę z ociąganiem i uśmiechnął się markotnie, chyba nie za bardzo chcąc tu w tym momencie być, wiedząc, o czym będziemy rozmawiać.
- Teraz sprawa listu. Nie ukrywam, nie jestem z tego zadowolony, ale mój ojciec przybędzie tu lada dzień i musimy zadbać o to, by nie dowiedział się, co planujemy w związku z buntem. - zaczął od razu brunet. - Jeśli się dowie, co Fabian zgodził się zrobić, nie unikniemy surowej kary. To wam mogę przyrzec.
Wszyscy łowcy od razu przybrali poważne wyrazy twarzy na swoje oblicza. Nawet Samuel musiał się z tym zgodzić.
Jeśli Eduard dowie się, że tak ryzykują, posyłając jego najlepszy obiekt eksperymentalny, może się to źle skończyć dla nich wszystkich i doskonale zdają sobie z tego sprawę.
Od tego, co ustalimy teraz, zależy wiele.
...
Hej! Udało mi się nawet wcześniej dokończyć, niż sądziłam. Kolejny rozdział pojawi się...W sumie to nie wiem kiedy haha. Mam nadzieję, że ten wam się podobał.
A tak poza tym, najlepszego z okazji spóźnionych Walentynek i z okazji Dnia singla! ( W zależności, co świętujecie haha)
Mam nadzieję, że w nowym rozdziale pojawimy się już niedługo. Pa pa! ( ^ - ^ )
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro