❦Klan Draculów❦
✽Damian✽
Gdy wyszliśmy z lochów, od razu skierowaliśmy się do naszego samochodu. Przez całą drogę na parking nie odezwałem się nawet słowem do ojca i chyba niezbyt mu to przeszkadzało, bo szedł dumny jak paw i z zadowolonym uśmiechem na twarzy.
Z czego ty się tak szczerzysz?!
Wydarłem się w myślach, dobrze wiedząc, że on to wszystko usłyszy.
Cholerne czytanie w myślach!
Zamiast odpowiedzi zostałem poczęstowany jeszcze większym i jeszcze bardziej zadowolonym uśmiechem. Czarnowłosy otworzył drzwi i usiadł od strony kierowcy.
Hyyyy...dlaczego on jest moim ojcem?! Co ja takiego zrobiłem, że mnie tak pokarano?
Niechętnie siadłem na miejscu pasażera i włączyłem radio, by całą drogę do domu nie towarzyszyła mi kompletna cisza.
Oczywiście, co pierwsze się włączyło?
Disco polo!
Szybko zmieniłem stacje.
Vlad odpalił silnik i niespiesznie manewrował, wyjeżdżając z parkingu, a ja od niechcenia wyjrzałem przez boczne okno.
Akurat zdążyłem dostrzec jak Helsing wraz z tym blondynkiem, wsiadają do czarnego samochodu i odjeżdżają.
Ja to mam szczęście! Teraz będę musiał się z tym dzieciakiem widywać bardzo często, a jak mojemu ojcu coś do pustego łba strzeli to i nawet codziennie!
Rozłożyłem się wygodniej w skórzanym siedzeniu i zacząłem podziwiać jakże ciekawe widoki za oknem.
Miasto, a raczej miasteczko, las i jeszcze więcej lasu, o jest pole!
Czeka mnie dłuuuga droga.
........
Po pół godzinie dojechaliśmy pod dom.
A mówiąc dom, mam na myśli wielką, trzypiętrową, starą willę szlachecką. Kompletnie nie wiem, skąd ją ojciec wytrzasnął. Gdy ją widzę, od razu kojarzy mi się z typowym domem rodem z horrorów, a bynajmniej tak wyglądała po remoncie. Za willą rośnie całkiem spory las mieszany, w którym lubię przesiadywać. Chociaż tam mam ciszę.
Ojciec zatrzymał się przed podjazdem do garażu, a ja bez słowa skierowałem się do drzwi wejściowych.
Jednym susem przeskoczyłem cztery schodki werandy i stanąłem na wiekowych już deskach.
Przeszedłem jeszcze cztery kroki i złapałem złotą klamkę, którą lekko nacisnąłem. Pchnąłem drzwi i wszedłem do dużego korytarza w kolorze ciemnego brązu. Zdjąłem kurtkę i powiesiłem ją na czarny, drewniany wieszak. Niespiesznie zacząłem iść prosto do salonu, w którym spodziewałem się spotkać resztę mojej narwanej rodzinki.
Od razu jak przeszedłem próg pokoju, coś się na mnie rzuciło z impetem. Ledwo utrzymałem równowagę i stanąłem prosto z niską osóbką, wiszącą mi na szyi.
- Wi, możesz mnie puścić?-warknąłem rozdrażniony.
Dziewczyna niechętnie się ode mnie odkleiła i podeszła do wielkiej, czarnej, skórzanej sofy i na niej usiadła.
Była ona, jak już mówiłem niska, bo sięgała mi ledwo do ramion. Na oko osiemnastoletnia dziewczyna miała delikatną, ale kobiecą figurę. Delikatna buzia o miękkich rysach dodawała jej uroku, tak samo, jak i duże, zielone oczy. Ciemnobrązowe włosy związane w warkocz spokojnie opadały na białą bluzkę, kończąc na czarnych legginsach.
- Czemu jesteś tak wzburzony, Damianie?- usłyszałem za sobą dziewczęcy, delikatny głos.
Obróciłem się i dostrzegłem dokładną kopię Wi.
Tylko że ta oto panna różniła się od tamtej dzisiaj ubiorem.
Miała na sobie letnią, zieloną sukienkę na ramiączka.
Tak, letnią, co z tego, że dopiero marzec!
- Zaraz się dowiesz, Gracjo.- powiedziałem i opadłem ciężko na czarny fotel, stojący naprzeciw kanapy.
Gracja usiadła obok swojej siostry bliźniaczki i zaczęła mi się uważnie przyglądać.
Te dwie panie, jak już pewnie się domyślacie, to moje młodsze siostry. Mimo że są bliźniaczkami i z wyglądu są jak dwie krople wody, to ich charaktery są całkowicie różne.
Wiktoria jest wiecznie roześmiana i żywiołowa ( czasami aż za bardzo). Rzadko usiedzi na tyłku dłużej niż minutę i mówi wszystko, co jej ślina na język przyniesie.
Za to Gracja ( Bosz...Czemu ojciec pokarał ją takim imieniem?) jest bardzo spokojna i opanowana, prawie w każdej sytuacji. To ona zawsze uspokaja siostrę i najpierw dwa razy się zastanowi, zanim coś powie.
Z sąsiedniego pomieszczenia dobiegł mnie odgłos szurania krzesła, by po chwili zza drzwi wyłonił się chłopak. Miał tak jak bliźniaczki brązowe włosy wiecznie roztrzepane na wszystkie strony świata. Szare oczy z zaciekawieniem omiotły salon i zatrzymały się na naszej trójce. Z wyglądu zawsze wszyscy mu dawali z dwadzieścia trzy lata.
Twarz o charakterystycznych, dla męskich członków naszej rodziny, ostrych rysach była przystojna i dodawała mu trochę charakteru, jak to mówiła prawie każda jego dziewczyna. Szatyn miał na sobie o dziwo czarną koszulkę, przez co było widać, że jest szczupły oraz lekko umięśniony i białe jeansy.
Oto mój starszy brat, Michał.
- Damiś, widzę, że już wróciliście. Gdzie masz ojca?-zapytał, siadając z gracją przy siostrach.
- Ten imbecyl parkuje samochód.- prawie warknąłem na wzmiankę o rodzicielu.
- No, no, no, co cię tak zdenerwowało, braciszku?-zaśmiał się, patrząc mi w oczy.
Doszedł mnie odgłos otwierania i zamykania frontowych drzwi. Przyszedł.
- Spokojnie, zaraz tatusiek wyspowiada się wam, co zrobił.
Jak na zawołanie, najstarszy członek klanu zaszczycił nas swoją obecnością w salonie.
- Tato, co chcieli od ciebie łowcy?- zapytała Wiktoria, jak zwykle nie owijając w bawełnę.
Vlad usiadł w fotelu i odpowiedział córce niezwykle spokojnie, jakby rozmawiali o pogodzie.
- Wezwali mnie, ponieważ podejrzewali nas o wybicie pewnej wioski i całego oddziału łowców. Oczywiście wyjaśniłem Alanowi, że to nie ja, ani żadne z was.
- W porządku, ale skoro wszystko jest wyjaśnione, to dlaczego Damiś wygląda, jakby go miało zaraz rozsadzić ze złości?- Michał nad wyraz spokojnie zadał pytanie, które nurtowało całe rodzeństwo od mojego wejścia do domu.
- Otóż zaproponowałem łowcom pomoc w rozwiązaniu śledztwa...- próbował kontynuować, ale mu się wciąłem.
- Wrobił mnie w tę pomoc! Jestem zmuszony pracować z latoroślą Helsinga!
- Damianie, dobrze wiesz, że to dla dobra naszej rodziny.- westchnął Vlad.- Ktoś próbuje nas wrobić w liczne morderstwa. To już nie pierwszy raz. Już w czterech krajach mieliśmy ten sam problem. Po to w końcu pojechałem do Anglii. Może to być ten sam klan wampirów, który co rusz zabija naszą rodzinę! Musimy coś z tym zrobić!
- Tato, nie wrócisz mamie życia w ten sposób! Pogódź się z tym!- krzyknąłem do niego, dobrze wiedząc, że chodzi tu głównie o jego żonę.
-Wiem.- westchnął ciężko i jakby posmutniał.- Ale jak nic z tym nie zrobimy, mogę stracić także i was. A praca z synem Alana nie powinna być taka zła.
- Niemożliwe, patriarcha rodu Helsing'ów pozwolił swojej pociesze pracować z którymkolwiek wampirem?!-zapytała sarkastycznie Wiki.- Toż to cud się stał!
- Co za ironia. Kiedyś nasze rody toczyły zażartą wojnę, a teraz mają ze sobą współpracować. -Michał pokręcił głową z uśmiechem.
Niby co tu jest śmiesznego?
- A ten synalek, to chociaż przystojny jest?- zapytały mnie bliźniaczki jednocześnie.
- W sumie... Słodki.- odparłem od razu, przypominając sobie jego oczy o różnych tęczówkach oraz delikatnej twarzy i dopiero po chwili zorientowałem się, co właśnie powiedziałem.
Strzeliłem facepalma.
Jakim ja jestem idiotą!
Dziewczyny wyszczerzyły się do siebie i spojrzały na mnie z prawdziwym lennyface'm. Mój brat również szeroko się uśmiechnął i pokiwał głową.
Boszzzz...co oni znowu wymyślili?!
Tata, widząc znaczące miny mojego rodzeństwa i moją zażenowaną, nie wytrzymał i parsknął radosnym śmiechem.
Pokręciłem z politowaniem głową i ruszyłem na schody, prowadzące na wyższe piętra.
- Ej no, Dami, czekaj! Nie obrażaj się! Wracaj!- doszły mnie jeszcze z dołu głosy moich sióstr.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro