Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

❦Klan Draculów❦

Damian

Gdy wyszliśmy z lochów, od razu skierowaliśmy się do naszego samochodu. Przez całą drogę na parking nie odezwałem się nawet słowem do ojca i chyba niezbyt mu to przeszkadzało, bo szedł dumny jak paw i z zadowolonym uśmiechem na twarzy.

Z czego ty się tak szczerzysz?!
Wydarłem się w myślach, dobrze wiedząc, że on to wszystko usłyszy.
Cholerne czytanie w myślach!

Zamiast odpowiedzi zostałem poczęstowany jeszcze większym i jeszcze bardziej zadowolonym uśmiechem. Czarnowłosy otworzył drzwi i usiadł od strony kierowcy.
Hyyyy...dlaczego on jest moim ojcem?! Co ja takiego zrobiłem, że mnie tak pokarano?

Niechętnie siadłem na miejscu pasażera i włączyłem radio, by całą drogę do domu nie towarzyszyła mi kompletna cisza.
Oczywiście, co pierwsze się włączyło?
Disco polo!
Szybko zmieniłem stacje.
Vlad odpalił silnik i niespiesznie manewrował, wyjeżdżając z parkingu, a ja od niechcenia wyjrzałem przez boczne okno.
Akurat zdążyłem dostrzec jak Helsing wraz z tym blondynkiem, wsiadają do czarnego samochodu i odjeżdżają.
Ja to mam szczęście! Teraz będę musiał się z tym dzieciakiem widywać bardzo często, a jak mojemu ojcu coś do pustego łba strzeli to i nawet codziennie!

Rozłożyłem się wygodniej w skórzanym siedzeniu i zacząłem podziwiać jakże ciekawe widoki za oknem.
Miasto, a raczej miasteczko, las i jeszcze więcej lasu, o jest pole!
Czeka mnie dłuuuga droga.

........

Po pół godzinie dojechaliśmy pod dom.
A mówiąc dom, mam na myśli wielką, trzypiętrową, starą willę szlachecką. Kompletnie nie wiem, skąd ją ojciec wytrzasnął. Gdy ją widzę, od razu kojarzy mi się z typowym domem rodem z horrorów, a bynajmniej tak wyglądała po remoncie. Za willą rośnie całkiem spory las mieszany, w którym lubię przesiadywać. Chociaż tam mam ciszę.

Ojciec zatrzymał się przed podjazdem do garażu, a ja bez słowa skierowałem się do drzwi wejściowych.
Jednym susem przeskoczyłem cztery schodki werandy i stanąłem na wiekowych już deskach.
Przeszedłem jeszcze cztery kroki i złapałem złotą klamkę, którą lekko nacisnąłem. Pchnąłem drzwi i wszedłem do dużego korytarza w kolorze ciemnego brązu. Zdjąłem kurtkę i powiesiłem ją na czarny, drewniany wieszak. Niespiesznie zacząłem iść prosto do salonu, w którym spodziewałem się spotkać resztę mojej narwanej rodzinki.

Od razu jak przeszedłem próg pokoju, coś się na mnie rzuciło z impetem. Ledwo utrzymałem równowagę i stanąłem prosto z niską osóbką, wiszącą mi na szyi.
- Wi, możesz mnie puścić?-warknąłem rozdrażniony.

Dziewczyna niechętnie się ode mnie odkleiła i podeszła do wielkiej, czarnej, skórzanej sofy i na niej usiadła.
Była ona, jak już mówiłem niska, bo sięgała mi ledwo do ramion. Na oko osiemnastoletnia dziewczyna miała delikatną, ale kobiecą figurę. Delikatna buzia o miękkich rysach dodawała jej uroku, tak samo, jak i duże, zielone oczy. Ciemnobrązowe włosy związane w warkocz spokojnie opadały na białą bluzkę, kończąc na czarnych legginsach.

- Czemu jesteś tak wzburzony, Damianie?- usłyszałem za sobą dziewczęcy, delikatny głos.
Obróciłem się i dostrzegłem dokładną kopię Wi.
Tylko że ta oto panna różniła się od tamtej dzisiaj ubiorem.
Miała na sobie letnią, zieloną sukienkę na ramiączka.
Tak, letnią, co z tego, że dopiero marzec!
- Zaraz się dowiesz, Gracjo.- powiedziałem i opadłem ciężko na czarny fotel, stojący naprzeciw kanapy.
Gracja usiadła obok swojej siostry bliźniaczki i zaczęła mi się uważnie przyglądać.

Te dwie panie, jak już pewnie się domyślacie, to moje młodsze siostry. Mimo że są bliźniaczkami i z wyglądu są jak dwie krople wody, to ich charaktery są całkowicie różne.
Wiktoria jest wiecznie roześmiana i żywiołowa ( czasami za bardzo). Rzadko usiedzi na tyłku dłużej niż minutę i mówi wszystko, co jej ślina na język przyniesie.
Za to Gracja ( Bosz...Czemu ojciec pokarał ją takim imieniem?) jest bardzo spokojna i opanowana, prawie w każdej sytuacji. To ona zawsze uspokaja siostrę i najpierw dwa razy się zastanowi, zanim coś powie.

Z sąsiedniego pomieszczenia dobiegł mnie odgłos szurania krzesła, by po chwili zza drzwi wyłonił się chłopak. Miał tak jak bliźniaczki brązowe włosy wiecznie roztrzepane na wszystkie strony świata. Szare oczy z zaciekawieniem omiotły salon i zatrzymały się na naszej trójce. Z wyglądu zawsze wszyscy mu dawali z dwadzieścia trzy lata.
Twarz o charakterystycznych, dla męskich członków naszej rodziny, ostrych rysach była przystojna i dodawała mu trochę charakteru, jak to mówiła prawie każda jego dziewczyna. Szatyn miał na sobie o dziwo czarną koszulkę, przez co było widać, że jest szczupły oraz lekko umięśniony i białe jeansy.
Oto mój starszy brat, Michał.

- Damiś, widzę, że już wróciliście. Gdzie masz ojca?-zapytał, siadając z gracją przy siostrach.
- Ten imbecyl parkuje samochód.- prawie warknąłem na wzmiankę o rodzicielu.
- No, no, no, co cię tak zdenerwowało, braciszku?-zaśmiał się, patrząc mi w oczy.
Doszedł mnie odgłos otwierania i zamykania frontowych drzwi. Przyszedł.
- Spokojnie, zaraz tatusiek wyspowiada się wam, co zrobił.

Jak na zawołanie, najstarszy członek klanu zaszczycił nas swoją obecnością w salonie.
- Tato, co chcieli od ciebie łowcy?- zapytała Wiktoria, jak zwykle nie owijając w bawełnę.
Vlad usiadł w fotelu i odpowiedział córce niezwykle spokojnie, jakby rozmawiali o pogodzie.
- Wezwali mnie, ponieważ podejrzewali nas o wybicie pewnej wioski i całego oddziału łowców. Oczywiście wyjaśniłem Alanowi, że to nie ja, ani żadne z was.
- W porządku, ale skoro wszystko jest wyjaśnione, to dlaczego Damiś wygląda, jakby go miało zaraz rozsadzić ze złości?- Michał nad wyraz spokojnie zadał pytanie, które nurtowało całe rodzeństwo od mojego wejścia do domu.
- Otóż zaproponowałem łowcom pomoc w rozwiązaniu śledztwa...- próbował kontynuować, ale mu się wciąłem.
- Wrobił mnie w tę pomoc! Jestem zmuszony pracować z latoroślą Helsinga!
- Damianie, dobrze wiesz, że to dla dobra naszej rodziny.- westchnął Vlad.- Ktoś próbuje nas wrobić w liczne morderstwa. To już nie pierwszy raz. Już w czterech krajach mieliśmy ten sam problem. Po to w końcu pojechałem do Anglii. Może to być ten sam klan wampirów, który co rusz zabija naszą rodzinę! Musimy coś z tym zrobić!
- Tato, nie wrócisz mamie życia w ten sposób! Pogódź się z tym!- krzyknąłem do niego, dobrze wiedząc, że chodzi tu głównie o jego żonę.
-Wiem.- westchnął ciężko i jakby posmutniał.- Ale jak nic z tym nie zrobimy, mogę stracić także i was. A praca z synem Alana nie powinna być taka zła.
- Niemożliwe, patriarcha rodu Helsing'ów pozwolił swojej pociesze pracować z którymkolwiek wampirem?!-zapytała sarkastycznie Wiki.- Toż to cud się stał!
- Co za ironia. Kiedyś nasze rody toczyły zażartą wojnę, a teraz mają ze sobą współpracować. -Michał pokręcił głową z uśmiechem.

Niby co tu jest śmiesznego?

- A ten synalek, to chociaż przystojny jest?- zapytały mnie bliźniaczki jednocześnie.

- W sumie... Słodki.- odparłem od razu, przypominając sobie jego oczy o różnych tęczówkach oraz delikatnej twarzy i dopiero po chwili zorientowałem się, co właśnie powiedziałem.
Strzeliłem facepalma.
Jakim ja jestem idiotą!

Dziewczyny wyszczerzyły się do siebie i spojrzały na mnie z prawdziwym lennyface'm. Mój brat również szeroko się uśmiechnął i pokiwał głową.
Boszzzz...co oni znowu wymyślili?!
Tata, widząc znaczące miny mojego rodzeństwa i moją zażenowaną, nie wytrzymał i parsknął radosnym śmiechem.

Pokręciłem z politowaniem głową i ruszyłem na schody, prowadzące na wyższe piętra.
- Ej no, Dami, czekaj! Nie obrażaj się! Wracaj!- doszły mnie jeszcze z dołu głosy moich sióstr.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro