❦Galeria❦
✽ Fabian ✽
Następnego dnia.
Całkiem nieźle wyspany jak na swoje standardy zszedłem do kuchni w kompletnie rozciągniętych spodniach dresowych i białej koszulce, przez co od samego rana mogłem zobaczyć na twarzy mojej mamy dezaprobatę. Kobieta stała przy kuchence, robiąc kompletny zaduch, smażąc na patelni chleb w jajku.
Podszedłem do jednej z szafek, starając się wydobyć z niej resztki szklanek, które jeszcze nie wylądowały w zmywarce, a zaraz potem powędrowałem po butelkę wody ku jasnemu blatowi.
Gdy nalewałem ją do szklanki, zza rogu wyłonił się mój ojciec.
Od razu, gdy na mnie spojrzał, zmrużył oczy, przyglądając się mi od góry do dołu sceptycznym spojrzeniem.
- Co wam tak bardzo nie pasuje z moimi ubraniami do spania? - Parsknąłem zły, siorbiąc zdrowy łyk z trzymanego w mojej dłoni naczynia.
- Nie o to mi chodzi, Fabian. - Pokręcił głową, siadając z cichym stęknięciem na krześle przy stole. - Jak wczoraj wróciłeś do domu po tej swojej samowolnej misji?
Skrzywiłem się, zdecydowanie wiedząc, że Alan był na mnie kompletnie wkurwiony za wczoraj. I w sumie to mu się nie dziwię. Nie lubi niesubordynacji wśród swoich podwładnych, a bądź co bądź, ale wciąż nim jestem. A teraz mówi nie tylko jako szef, ale i ojciec, który martwił się o swoje dziecko.
Ta misja była niebezpieczna... Tak łatwo można było wszystko zepsuć i to słono zapłacić...
- Z.... - mruknąłem cicho pod nosem, przyciskając wargi do ścianek zimnej, prawie pustej już szklanki. Nie chciałem mu tego mówić. Wciąż nie był zbyt przekonany do Damiana. Traktuje go z taką bardziej chłodną akceptacją tylko dlatego, że w jakikolwiek sposób próbujemy pomóc z wampirami.
- Nie denerwuj mnie. - Pokręcił ze zdenerwowaniem głową, patrząc na mnie twardo spod przymrużonych powiek.
- Z Damianem. - odparłem już tym razem normalnie, podchodząc do kuchenki i przewracając pieczony chleb widelcem na drugą stronę, nie wiedząc, co innego mógłbym zrobić.
Patrzenie teraz prosto w twarz na mojego ojca nie wydaje mi się w tej chwili zbyt atrakcyjnym wyjściem.
Na to zdanie nóż, którym mama kroiła pomidora, uderzył mocniej w szklaną tafle zielonej deski do krojenia. Skrzywiłem się na to nieznacznie, wciąż starając się "pomóc" ze śniadaniem, tylko aby udawać, że nie widzę spojrzeń moich rodziców.
Miałem ochotę dziękować wszystkim siłom nadprzyrodzonym, że w tym momencie moja siostra weszła do pomieszczenia, przypatrując się nam uważnie z uniesioną brwią.
- A to co to za ciężka atmosfera?
- A nic, tylko tata martwi się, jak wczoraj wróciłem do domu. - odpowiedziałem szybko, kończąc smażyć ostatnią kromkę.
Talerz nimi zapełniony szybko postawiłem na środek stołu, by potem szybko zanurkować w lodówce w poszukiwaniu czerwonej buteleczki ketchupu.
- Widziałam, widziałam, jak ten twój wampirek odstawił cię pod dom. - wyszczerzyła zęby, siadając naprzeciwko ojca.
Poczułem, jak moje policzki stały się cieplejsze, zwiastując solidnego buraczka na mojej twarzy już od dziewiątej rano. Wychyliłem się zza srebrnych drzwi lodówki z miną jawnie wyrażającą: Nic już kurwa nie mów!
Nie miała kiedy se zrobić znowu tego maratonu anime tylko wczoraj!
Z jednej strony... To w sumie lepiej, że to ona to zobaczyła.
Asia tylko parsknęła pod nosem rozbawiona i zgrabnie zmieniła temat naszej rozmowy.
- Fabian, pamiętasz, że jesteś mi winny przysługę za wczorajsze krycie przed Anką? - wymruczała zbyt przymilnie.
- Em... Tak? - odpowiedziałem niepewnie, nie za bardzo wiedząc, czego mogę się po niej spodziewać.
Ostatnim razem nie wyszedłem na czymś takim za dobrze.
- Bo wiesz, zaraz wakacje, a mi trochę braknie odpowiednich ciuchów...
- O nie, nie zgadzam się! - przerwałem jej prędko, wiedząc do czego zmierza.
Nie cierpię zakupów, szczególnie z nią! Potrafi obejść wszystkie sklepy dookoła i nic nie kupić!
Uśmiechnęła się tylko z wyższością i spojrzała na ojca oczami przypominającymi te tego kota ze Shreka. Zatrzepotała rzęsami i uśmiechnęła się jeszcze bardziej przymilnie.
- Tato, a zawiózłbyś mnie i Fabiana do galerii?
I już wiedziałem, że jestem na straconej pozycji, widząc mściwy uśmieszek niebieskookiego, który próbował to nieudolnie zatuszować kubkiem kawy, który został postawiony na stole przez mamę. Moja rodzicielka nawet nie próbowała ingerować w bieg tej rozmowy. Siedziała tylko i nakładała sobie plastry pomidora na kanapkę ze spokojną miną.
Gdyby nie to, co wczoraj odwaliłem, ojciec nie zgodziłby się na te zakupy, nie podczas tego, co się dzieje, ale teraz... Jawnie chce mi wymierzyć za to karę.
- W sumie... Czemu nie? - Wzruszył ramionami, dalej się mściwie uśmiechając. - Ale tylko do Ełku. Do żadnego Olsztyna nie jadę, czy to jasne?
Joanna pokiwała szybko głową i puściła dziwne oczko do mamy, na co ta jeszcze dziwniej się uśmiechnęła. Zmarszczyłem brwi, siadając do jedzenia, mając dziwne przeczucie, że ta trójka coś ukartowała przeciw mnie.
Przez całe śniadanie nie mogłem wyzbyć się złego przeczucia i siedziałem na krześle jak na szpilkach.
Gdy Asia siłą zmusiła mnie do przebrania się z piżamy, zapakowała mnie na tylne siedzenie samochodu ojca.
Moje krzyki podczas tego wszystkiego zwróciły chyba zbyt dużą uwagę, bo dwie babcie wracające z Biedronki, sądząc po olbrzymich siatach w dłoniach ze znajomym logo, obserwowały przez cały czas tę sytuację, co jakiś czas szepcząc do siebie coś na ucho z oburzonymi minami.
Chyba do końca dnia będą miały o czym plotkować dookoła.
I tak oto przez półtorej godziny obserwowałem przez szybę typowo mazurski krajobraz. Tylko łąki z krowami, lasy i sporadycznie jakieś jezioro.
Przez ostatnie dziesięć minut drogi nawet prawie bym zasnął, gdyby nie jakaś cholerna koleina na drodze i to w środku miasta!
...
Złapałem się na za szyję i rozmasowałem ją, krzywiąc się odrobinę. Za drugim razem coś mocno mi tam chrupnęło i na tyle mocno zabolało, że wolałem to zostawić.
Z ociąganiem sięgnąłem dłonią do drzwi, prowadzących z podziemnego parkingu.
Asia energicznie prawie wyskoczyła na ruchome schody z szerokim uśmiechem na ustach.
Jak dziecko.
Parsknąłem i dołączyłem do mojej rodzinki.
Gdy wjechaliśmy na pierwsze piętro, zielonooka od razu rzuciła się biegiem do CCC, nawet nie patrząc, czy za nią idziemy. Spojrzałem cierpiętniczo na ojca, na co ten tylko się zaśmiał i wzruszył ramionami w zadowoleniu.
- Radź sobie z nią. Ja idę na kawę.
Moje oczy rozszerzył się w szoku na zdanie bruneta.
- Ale ta... - urwałem w połowie, bo kompletnie mnie już się słuchał, tylko odszedł prędko z rękami w kieszeniach.
Stałem jak kołek przez chwilę w szoku, nie spodziewają się, że ot tak mnie z nią samego zostawi.
Gdy się otrząsnąłem, poczułem, jak drobna dłoń łapie mnie za nadgarstek i wciąga gwałtownie do wnętrza sklepu, jojcząc.
- Fabian, chodź, pomóż mi wybrać buty!
Starałem się jej wyrwać moją rękę z mocnego uścisku, ale ta w ogóle nie zwracała na to uwagi, tylko ciągnęła mnie w stronę półek z damskimi sandałami.
- Dlaczego ja? Ja się na tym nie znam! - mówiłem szybko, starając się ją przekonać, aby zostawiła mnie w spokoju, powoli sunąc za nią na śliskiej podłodze. - Czemu nie mogłaś przyjechać tu ze swoją psiapsiółką?
Nagle stanęła i obróciła się w moją stronę z twardym wyrazem twarzy.
- Bo nie. A teraz siadaj.
Nawet nie zdążyłem się obejrzeć za miejscem, gdzie mógłbym to zrobić, a ta już złapała mnie za ramiona i usadowiła na miękkiej, szarej pufie.
Uniosłem wysoko brew, widząc, jak zaraz po tym znika za półkami z okrzykiem: Och, jakie zajebiste koturny!
Z moich ust uciekło mi mocne westchnienie. Potarłem dłonią swoją twarz w geście rezygnacji. Wyprostowałem się na siedzeniu i zacząłem przeczesywać wzrokiem butik w poszukiwaniu Asi. Na moje nieszczęście nigdzie jej nie zobaczyłem. Dookoła były tylko liczne półki, wiele ludzi, między którymi nie za bardzo chciałem dzisiaj przesiadywać i ten wszechobecny zapach obuwia zmieszany z wręcz nieprzyjemnie słodką wonią odświeżacza do powietrza.
Na moją twarz mimowolnie zawitał niezadowolony grymas.
- Mocny charakterek ma ta twoja dziewczyna. - Od mojej prawej strony doszedł mnie głośny rechot ewidentnie skierowany we mnie. Obróciłem się w tym kierunku, marszcząc brwi w niezrozumieniu. Obok mnie siedział wyraźnie rozbawiony czterdziestoletni, lekko już posiwiały mężczyzna przy kości. Obok jego nóg spoczywały liczne siaty, a po jego prawej siedziała blond włosa, także niezbyt szczupła kobieta w podobnym wieku, przymierzająca eleganckie obcasy.
- Słucham? - zapytałem dość uprzejmie, nie wiedząc kompletnie, o co mu chodzi.
Fabian, staraj się choć udawać, że jesteś dobrym, ułożonym dzieckiem.
- Mówię, że twoja dziewczyna ma mocny charakterek. Pamiętaj, tylko nie wpadnij pod pantofel. - ponownie facet zarechotał tubalnie, opierając dłoń o wydatny brzuch.
- To nie jest moja dziewczyna. - odpowiedziałem z mocą, kręcąc szybko głową.
- To pewnie niedługo nią będzie?- zachichotała jego małżonka, odkładając przymierzaną parę butów do różowego kartonu.
W tym momencie miałem ochotę strzelić soczystego facepalma.
- To jest moja siostra. - westchnąłem z braku sił i wstałem, chcąc jak najszybciej od nich odejść. A najlepiej zniknąć z tego miejsca.
- Ups. - Usłyszałem jeszcze tylko ich śmiech, zanim zobaczyłem znajomą, brązową czuprynę tuż przy kasie.
Z radością ruszyłem do niej, widząc, że już w tak szybkim czasie wybrała sobie buty.
...
- Brat? - Usłyszałem Asię, która starała się zwrócić moją uwagę, ciągnąc mnie za rękaw szarej koszulki.
Odwróciłem się w jej stronę z pytaniem w oczach, przy okazji przerzucając trzy kolorowe torebki z jednej ręki do drugiej.
- Co jest?
Usilnie odwracała ode mnie wzrok, rozglądając się z uporem po całym piętrze. Zobaczyłem, że przystępowała niepewnie z nogi na nogę, zapewne nie wiedząc, jak mi coś powiedzieć.
- Poczekałbyś na mnie przez jakiś czas, muszę skoczyć do Empika. - spojrzała na mnie prosząco, wciąż ściskając moje ubranie i trochę nim potrząsając jak mała dziewczynka.
Nie zaskoczyło mnie to.
Ona zachodzi tam zawsze, gdy tu jesteśmy.
- Co chcesz kupić? - westchnąłem, a ona prawie bezgłośnie pisnęła kompletnie rozpromieniona na buzi. Doskonale wiedziała, że się zgodzę. Może potrafimy się żreć przez cały dzień, to i tak jest moją młodszą siostrzyczką i długo nie mógłbym wytrzymać z jej smutną miną i obojętnymi odpowiedziami. - Znowu jakaś książka? Bo raczej nie przybory do rysowania. - Parsknąłem. - Masz tyle talentu w tym kierunku co i ja, czyli wcale. - Zaśmiałem się wrednie, na co dostałem mocnego kuksańca prosto w ramię. Skrzywiłem się, ale wciąż się śmiałem.
- Ha ha ha, bardzo śmieszne. - prychnęła nadąsana, krzyżując ręce na piersi, ale zaraz ponownie się rozpogodziła.
- Jest nowa część mojej mangi i ja MUSZĘ ją mieć!
- Dobra, idź. Ja przy okazji pójdę kupić jakieś dresy, bo ostatnio zniszczyłem na treningu trzy pary, a znając ciebie, to na jednej mandze się nie skończy.
- Dzięki, Fabian! - wykrzyknęła i pognała w stronę odpowiedniego salonu, a ja ruszyłem w przeciwną stronę, przecierając zmęczone oczy.
...
Po dwunastu minutach ruszyłem z kolejną torbą, kierując się w stronę Empiku, gdzie jeszcze powinna być Aśka. Zajrzałem do środka księgarni, ale nigdzie jej nie widziałem.
Nie dobrze.
Obszedłem całe pomieszczenie, ale zniknęła jak kamień w wodę. Usiadłem na ławce i wyciągnąłem z kieszeni spodni telefon, chcąc napisać do niej sms'a, ale w tym samym momencie dostrzegłem jej szarą sukienkę obok salonu jubilerskiego. Ona chyba też mnie dostrzegła, bo pomachała do mnie energicznie, abym do niej podszedł.
Spojrzałem na nią, nic nie rozumiejąc, ale nie mając w sumie innego wyjścia, chwyciłem mocno nasze zakupy i zacząłem prędko zmierzać w kierunku zielonookiej.
Co ona tam robi?
Szatynka powiedziała tylko coś do sprzedawcy z uśmiechem i potruchtała do mnie z maleńką, czarną paczuszką obwiązaną czerwoną wstążką.
- Joasia, o co chodzi? Co to jest? - zapytałem, wskazując na niewielkie pudełeczko w jej dłoniach.
Ta jakby się trochę zmieszała, coś bąknęła cicho i prawie postawiła mi pakunek prosto pod nos, ponownie dzisiejszego dnia odwracając ode mnie swoje zielone oczy.
- Do dla ciebie. Wszystkiego najlepszego z okazji osiemnastych urodzin. - mruknęła, rumieniąc się jak dorodne jabłuszko.
Uśmiechnąłem się radośnie, już wiedząc, dlaczego moja rodzinka rzucała sobie takie konspiracyjne spojrzenia od rana.
To miłe, że zorganizowali mi taki maleńki wypad.
Damian nieoczekiwanie dał im świetny pretekst na wymyśloną zemstę, by wyciągnęli mnie z domu.
Odebrałem prezent z dłoni wciąż stojącej niepewnie Asi ( Naprawdę zawsze krępowała się przed podarowaniem komuś czegoś. Zazwyczaj dawała to coś i uciekała.)
Teraz nie pozwoliłem jej zwiać, tylko zaśmiałem się i mocno ją przytuliłem z całych sił. Ta z zaskoczenia pisnęła i zaczęła się śmiać. Mimo że naprawdę nie przepada za przytulankami, to teraz nie próbowała się wyrywać, tylko grzecznie czekała, aż ją puszczę.
- Dzięki, siostra. - mruknąłem, odklejając się od niej.
- Spoko. Zobacz, czy ci się spodoba. - kiwnęła głową w stronę pudełeczka, przygryzając wargę.
Przekazałem jej torebki i pociągnąłem za połyskującą wstążeczkę, trochę to przeciągając, by jeszcze trochę się podenerwowała. Ale gdy rzuciła mi złowrogie spojrzenie, podniosłem wieczko.
Moim oczom ukazała się czarna, kauczukowa bransoletka ze srebrnymi wstawkami i sporym grawerem.
Była idealna, by szybko nie zniszczyć się przy moim fachu.
Podniosłem ją i obejrzałem na wszystkie strony.
Była dość lekka i naprawdę mi się podobała, choć nie przepadam za takimi ozdobami.
Obróciłem ją na palcach, chcąc przyjrzeć się wygrawerowanemu napisowi. Na metalu widniały ładne, ozdobne litery formułujące się w ewidentnie zamówione zdanie, bo raczej prawie nikt nie posługuje się już łaciną.
Uśmiechnąłem się delikatnie, gdy odczytałem napis.
"Memento de amore"
"Pamiętaj o miłości"
Odgarnąłem włosy, które zleciały mi na oczy, a potem założyłem błyskotkę na lewy nadgarstek, ponownie uśmiechając się do zielonookiej, która miętoliła rąbek swojej sukienki.
- Jest świetna. Dziękuję. Chcesz gdzieś jeszcze iść, bo ja już tak nie za bardzo? - Uniosłem brew, spoglądając na dziewczynę.
- A mogę?
Gdy skinąłem głową, wyszczerzyła się i ruszyła w stronę ruchomych schodów, prowadzących na górę.
Ledwo tam dojechaliśmy, a ta wleciała do Świata Bielizny. Pokręciłem rozbawiony głową, samemu siadając na ławeczce przed sklepem, nie za bardzo chcąc z nią wybierać staniki.
Poprawiłem się na ławce, siadając wygodniej. Raczej za prędko stamtąd nie wyjdzie.
Wypatrzyłem ją po dwóch minutach przy koronkowych kompletach. Ku mojemu zdziwieniu, nie była tam sama. Obok niej stały dwie brązowowłose dziewczyny. Zmrużyłem oczy, starając się im bardziej przyjrzeć. Najważniej moja siostra złapała z nimi wspólny język, bo dyskutowała z nimi zawzięcie z uśmiechem.
Nie, to nie mogą być...
- Michał, ja nie mam do ciebie sił. Daj mi choć jeden powód, dlaczego mielibyśmy nie jechać do Olsztyna, tam jest większy wybór.- Nagle usłyszałem głos, od którego moje serce zaczęło trochę szybciej bić.
Przygryzłem usto, wciąż twardo patrząc w stronę witryny sklepowej.
To cholernie głupie, ale coraz bardziej zaczynam lubić Damiana, a te "lubienie" wymyka się mi coraz bardziej spod kontroli. Częściej zaczynam mu rzucać ukradkowe spojrzenia, czasami wręcz za bardzo wpatrując się w jego fioletowe ślepia.
Nie powinienem czerpać także aż takiej satysfakcji i czuć tych cholernych motylków w brzuchu, gdy wczoraj po prostu dotknął mojego ramienia.
Ostatni raz czułem się tak w Rumunii... Przy osobie, która była dla mnie pierwszym... Pierwszym wszystkim.
Pierwszą miłością, pierwszym pocałunkiem, pierwszym...
Nie ważne.
- Gdzie one po... O, oto pierwszy powód, dlaczego powinniśmy tu zostać.
Usłyszałem głos najstarszego z rodzeństwa Helsing, a później poczułem dłonie na swoich ramionach.
Z początku odruchowo się spiąłem, ale prawie od razu się uspokoiłem.
- Cześć, Fabi! - Usłyszałem wesoły głos nad sobą.
Zadarłem głowę nad siebie, trafiając na roześmiane usta brązowowłosego wampira.
- Hej, Michał. - odpowiedziałem, odwzajemniając uśmiech, ale trochę w mniejszej skali. - Widzieliśmy się już pięć razy, a ty dalej to robisz. Ile razy mam ci mówić, abyś mnie nie straszył? - zganiłem go.
- A ja ci mówiłem, że masz mi mówić Misiu. - udał obrażonego. Nie dało się tego chłopaka nie lubić. Jego optymizm był strasznie zaraźliwy, tak samo jak entuzjazm. Tak bardzo przypomina mi charakterem paru moich znajomych.
- Nie, nie będę tak do ciebie mówić.
- Fabian, doskonale wiesz, że ciężko mu przemówić do rozumu. - włączył się do rozmowy czarnowłosy.
Zaśmiałem się, przyznając mu całkowitą rację.
Jego brat jak coś sobie postanowi, to będzie się tego trzymać, choćby nie wiem co.
Kąciki ust fioletowookiego uniosły się nieznacznie.
Nim się obejrzałem, Tepesh już siedział przy mnie na ławeczce, przyglądając mi się uważnie. Zmarszczył brwi na moment, ale potem zmarszczki na twarzy od zamyślenia zniknęły, ustępując miejsca rozluźnieniu i zadowoleniu.
- Coś się stało? Jesteś jakoś dzisiaj w dobrym humorze. - zapytał, przechylając głowę, przez co grzywka mu się trochę popsuła. Skarciłem natychmiastowo myśl, aby poprawić parę kosmyków, które wypadły.
- To aż tak widać? - Zaśmiałem się dźwięcznie, pocierając dłonie.
- Trochę. - odparł szarooki, zajmując miejsce po mojej lewicy. - No? To, co się stało? - podpytywał, dziobiąc mnie boleśnie palcem w biodro, przez co rzuciłem mu wkurzone spojrzenie. - I co to za bransoletka na twojej ręce co? To od dziewczyny? - mruknął ciszej, chichocząc w najlepsze.
Kącikiem oka zobaczyłem, jak Damian drgną, ale to chyba były moje przywidzenia, bo prawie od razu był na powrót całkowicie rozluźniony.
- Nie. No w sumie dziewczyną to ona jest... - zachichotałem. - To od mojej siostry. - Podniosłem rękę, by mieć lepszy widok na błyskotkę. - A jestem zadowolony, bo ten wypad tutaj zorganizowała właśnie Asia na moją osiemnastkę. - wskazałem sklep za moimi plecami, gdzie zniknęła.
- Nie no, sto lat, chłopie! - szatyn klepnął mnie po przyjacielsku w plecy, śmiejąc się radośnie.
- Wszystkiego najlepszego, Fabian. - wymruczał Damian delikatnie, unosząc kąciki ust w uśmiechu.
- Dzięki, chłopaki. - Parsknąłem wesoło, mimo że zapatrzyłem się nieznacznie na uśmiech młodszego z braci. - A co wy tu robicie? - zmieniłem szybko temat.
- Gracja i ten o tutaj... - czarnowłosy wskazał na szeroko uśmiechającego się szarookiego. -... Chcieli na zakupy, więc ojciec wpakował nas do samochodu i tu wywiózł. W sumie powinienem zorientować się, że tu jesteście, skoro wasz ojciec siedzi tu niedaleko i je sernik z malinami. Chyba tata postanowił mu potowarzyszyć.
- Fabian, nie uwierzysz kto... - Usłyszałem wesoły okrzyk siostry, która z małą, czarną torebką wyskoczyła ze sklepu, a wraz za nią roześmiane córki Tepesha.
- Albo i uwierzysz. - Uśmiechnęła się na widok mężczyzny mi towarzyszących, zatrzymując się gwałtownie. - Cześć. - pomachała do nich, ruszając z miejsca.
Gracja i Wiktoria z zadowolonymi minami doskoczyły do swojego rodzeństwa.
- Widzę, że się już poznałyście. - Wskazałem na bliźniaczki.
- Yhm. - przechyliła na moment głowę, mocno przyglądając się Damianowi.
Skrzywiłem się, rozpoznając ten wzrok. Zacisnąłem mocniej palce na swoich udach, starając się nie zarumienić i przystopować bicie swojego serca, bo wampiry ewidentnie mocno słyszały to dudnienie.
Ona go oceniała.
I to nie jako potencjalne niebezpieczeństwo, ale materiał na chłopaka!
I to dla mnie!
Spojrzałem trochę w bok, starając się zerknąć na wyraz twarzy czarnowłosego pod badawczym spojrzeniem.
Fioletowooki nie uciekł od zielonych oczu, tylko także jej się przyglądał, najpewniej starając się rozgryźć, o co jej chodzi.
Moja siostrzyczka ni z tego, ni z owego uśmiechnęła się ponownie serdecznie i mruknęła do bruneta.
- A więc to ty jesteś Damian. Miło cię poznać tak twarzą w twarz.
Wampir tylko uniósł brew, nie wiedząc, że byliśmy wczoraj tak trochę podglądani.
- Widziałam was wczoraj pod naszym domem, co nie brat?
Mruknąłem pod nosem tylko coś, co w założeniu miało brzmieć jak potwierdzenie, ale wyszedł kot ze sraczką.
Szarooki nie wytrzymał i zaczął się śmiać niepohamowanie.
Jego brat tylko spiorunował go wzrokiem, a Asia przeniosła swoje kocie spojrzenie na niego.
- A my się chyba nie znamy.
- To prawda. - odparł, gdy przestał się śmiać. - Miło mi poznać moja droga, jestem Michał, brat tych tutaj, wskazał na resztę wampirów, uśmiechając się miło do Joanny.
- Hola hola, panie Tepesh, ona jest już zajęta. - zachichotałem, wstając z ławki i podchodząc powoli do szatynki. Stanąłem obok niej i niby przypadkiem zajrzałem do niewielkiej torebeczki, przez co dostałem w potylice.
- A ty gdzie tego żurawia zapuszczasz, co? - ofukała mnie rozeźlona, krzyżując ręce na klatce piersiowej, ewidentnie ukrywając zawartość torebeczki, którą i tak zdążyłem zobaczyć.
Przygryzłem wargę w szelmowskim uśmiechu.
- Bardzo ładny komplecik. To dla Dawida? Wiesz siostrzyczko, tak szybko iść do łóżka... - Nie dała mi dokończyć, tylko ponownie mi się oberwało. Tym razem łokciem prosto w żebra.
Zaczerwieniła się, ale to nie znaczy, że nie dała rady mnie jeszcze pocisnąć.
- Nie planuje niczego takiego! A ty nie powinieneś mnie w tych sprawach pouczać! Znalazła się nadobna dziewica. - w jej głosie było tyle jadu i sarkazmu, że aż nie wytrzymałem i zakryłem ręką swoją twarz.
Z całych sił starałem się ponownie nie zaczerwienić...
Z dość marnym skutkiem.
- No, no, na ciekawe tematy my tu schodzimy, nie przeszkadzajcie sobie, ja z chęcią posłucham. - Zarechotał Michał. Od razu spojrzałem na chłopaka groźnie. Jasnooki szybko przestał śmieszkować, ale to raczej nie było moją zasługą, bo jego brat także w najlepsze ciskał w niego gromy zmrużonymi w złości oczami.
Na usta najstarszego z krwiopijców wstąpił kolejny psotny uśmiech, a zza warg uleciało:
- Ach, jakie zgranie! Wyczuwam tę miłość w powietrzu! Idźcie pogruchotać sobie w tamtym kąciku, bo tak na środku korytarza to nie wypada.
Zanim zdążył się uchylić, dostał od Damiana mocny strzał w głowę, przez co nasze siostry pokładały się ze śmiechu. Wiktoria prawie że siadła na podłodze zginając się w pół, nie mogąc złapać oddechu.
- Michał, zrób mi tę przysługę i idź się utop.
Stalowooki już chciał odpyskować, ale za naszymi plecami rozległ się dźwięczny baryton.
Odwróciłem się prędko, stając twarzą w twarz z szeroko uśmiechniętym Vladem i moim ojcem unoszącym brew w wyrazie kpiny, ale iskierki w jego oczach zdradzały o dziwo rozbawienie.
- Widzę, że dobrze się dogadujecie. Widzisz, Alan, a ty się o nich martwiłeś.
Starszy Helsing rzucił mu tylko mrożące spojrzenie i spojrzał na nas z poważnym wyrazem twarzy. Serce od razu mi się ścisnęło, wiedząc, że jest coś nie tak. Tata stał tak jeszcze przez chwilę, jakby nie wiedząc, jak nam to powiedzieć.
- Może ja spróbuję? - zaproponował Vlad, siadając obok synów.
Niebieskooki tylko skinął mu głową na zgodę i przetarł zmęczoną twarz.
- Dzwonił wasz dziadek. - zaczął powoli wampir, patrząc na nas, jakby starając się ważyć słowa.
Moja siostra ostrożnie przeniosła ciężar z nogi na nogę. Nigdy nie przepadała za Eduardem. Jakoś zawsze nie mogła znaleźć z nim nici porozumienia. Szczerze powiedziawszy, nie dziwię się. Obecny przywódca europejskich łowców od zawsze był zagorzałym łowcą ze staroświeckimi zasadami wśród Helsingów panującymi. Rzadko kiedy rozmawiał o czymś innym niż historia naszej rodziny, polowania, czy interesy, a Asia nigdy nie chciała być zabójcą potworów, tak samo, jak i mama. Ostatnio mówiła, że chciałaby pójść na weterynarie, jeśli dobrze pamiętam, a teraz została wrzucona ponownie w świat, do którego nie chciała należeć.
Gdy czerwonooki zauważył, że żadne z nas, nie chce mu przerwać, kontynuował.
- Watykan, tak jak przypuszczaliśmy, został opanowany przez zorganizowaną grupę wampirów. - westchnął ciężko. - Papież, wraz z innymi dostojnikami tego państwa jest przetrzymywany w katakumbach pod miastem, a ich miejsce zajęli zmiennokształtni, podszywając się pod nich. Najwyraźniej nie zależy im na razie na wszczęciu popłochu, wśród ludności. Wciąż wydają się czekać i zbierać siły, a to miasto wydało im się idealnym miejscem na to. Odcięli was przez to od wsparcia kapłanów chrześcijańskich, ponieważ fałszywy papież wydał nakaz, aby duchowni nie udzielali wam wsparcia w najbliższych miesiącach. A to nie dobrze. Do tych wampirów coraz chętniej przystępują demony, więc będzie potrzeba znacznie więcej wykwalifikowanych egzorcystów. Łowcy mimo niesamowitego wyszkolenia, nie są w stanie walczyć i odmawiać kilkuminutowej modlitwy, rysując pułapki.
O dziwo głos postanowił jednak zabrać mój ojciec, uprzejmie przerywając Tepeshowi gestem dłoni.
- Pół godziny temu udało się jednej grupie Venatores ze Szczecina złapać dwójkę krwiopijczych terrorystów jako zakładników. Na nasze nieszczęście nie udało nam się od nich niczego wydobyć. Połknęli niezwykle silną truciznę, własnoręcznie przez nich przygotowaną. Wciąż nie wiadomo, z czego ona się składała, ale skoro z łatwością zabiła dwa silne wampiry, musiała być przerażająca. Wiemy tylko tyle, że ta dwójka chciała zwerbować do swoich szeregów tamtejszą grupę czartów. Dobrze dla nas, bo im się nie udało. Diabeł Iskrzycki, który przebywał tam w tamtym czasie, odesłał krwiopijców z kwitkiem, nieźle ich przy tym obijając. Najwyraźniej nie za bardzo spodobał mu się interes z nimi. Stwory żywiące się ludźmi, nie są przychylni ideom wąpierzy. Jeśli te upiory zgarną całą rasę ludzką i zrobią z niej bydło, nastąpi dla innych bestii czas głodu.
- Tato, w tej historii jest jakieś drugie dno, prawda? - mruknęła sztywno Joanna. - Jesteś zbyt zdenerwowany jak na to, czego się dowiedziałeś. Widzę, jak nerwowo pocierasz ręce.
- Ona ma rację, prawda? - zapytał się ostrożnie Damian, rzucając mi zaniepokojone spojrzenia.
Jak bardzo musiało bić serce Alana, skoro fioletowooki wyglądał, jakby miał zaraz do mnie podejść i starać się dodać mi choć odrobinę otuchy, przed czymś okropnym, co miał powiedzieć czarnowłosy?
Ojciec nie zwrócił uwagi na pytanie chłopaka, tylko spojrzał na mnie, a moje gardło zacisnęło się jak w imadle, gdy zobaczyłem wręcz natłok uczuć w błękitnych oczach mojego rodziciela.
Najbardziej przez nie wszystkie przebijał się strach, ból, żal i smutek.
Poczułem, jak po moich plecach przeszedł dreszcz, słysząc jego z chwili na chwilę coraz bardziej urywający się głos.
- Fabian, przepraszam, wybacz mi, próbowałem go przekonać, wręcz błagałem go, by tego nie robił, lecz on nie słuchał. Ojciec nawet nie dawał mi dość do słowa. Gdybym próbował go powstrzymać siłą, zabrałby się z powrotem do Rumunii. Synku, to jest okropne miejsce na takie rozmowy, ale nie mogę już dłużej czekać, jeśli nie dam mu potwierdzenia za pięć minut, zapakuje się w samolot i tu przyleci. Odbierze nam cię. - Pokręcił głową prawie że w histerii.
- Tato? Co się dzieje? - szepnąłem prawie bezgłośnie.
- Eduard ponowił projekt "Dziedzictwo".
To jedno zdanie sprawiło, że moje ciało prawie całkowicie odmówiło mi posłuszeństwa.
W jednej chwili miałem wrażenie, że zaraz zemdleję.
Nie chcę. Nie znowu.
Serce biło mi mocno jak dzwon, a oddech stał się urywny i świszczący. Poczułem, jak łzy niekontrolowanie zaczęły mi spływać po policzkach. Próbowałem je wytrzeć trzęsącymi się dłońmi, ale nie dałem rady.
Gdyby nie silne ramiona Damiana, mam wrażenie, że upadłbym na podłogę.
Uczepiłem się chłopaka kurczowo, jakby był moją jedyną deską ratunku, starając się złapać oddech i uspokoić swoje uczucia.
Damian był pewnie przerażony moim stanem. Prosił, bym spojrzał na niego, odezwał się, kazał mi mocno oddychać, tak samo, jak i Asia po mojej drugiej stronie, ale ja jedynie o czym mogłem myśleć w danym momencie, to moje wspomnienia... I ból im towarzyszący.
.....
Cześć wam!
Oto taki mały rozdział ode mnie jeszcze przed nowym rokiem. Mam nadzieję, że się cieszycie i że wam się spodoba (n_n)
Jest on może trochę krótszy od ostatniego, ale wyciągnęłam w nim na wierzch trochę więcej z przeszłości Fabiana.
Pojawiła się też nawa pewnego projektu, jak myślicie, czym jest ten projekt?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro