Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5.

- Jedziesz ze mną, tak? - wypijam do końca herbatę, a pusty kubek wstawiam do zlewu. 

- Zawiozę cię i poczekam gdzieś w pobliżu. Gdy skończysz załatwiać swoją wizę, napisz do mnie, a zabiorę cię stamtąd i pojedziemy na zakupy przedwyjazdowe. - brunetka uśmiecha się do mnie, kończąc powoli swoje śniadanie. - Spakuj potrzebne rzeczy, mamy mało czasu. Zgodnie z tym planem co dostałaś, mamy tam być o dwunastej, a jest już dobrze po jedenastej. - nie wiele myśląc, idę do swojego pokoju, gdzie na łóżku leżą poukładane wszystkie rzeczy, które są mi dzisiaj potrzebne. Wstaliśmy dzisiaj późno, a gdy ogarnęliśmy się, były jeszcze dobre dwie godziny do południa. Niestety, gdy zagadujemy się z ciocią, czas mija nam za szybko. Sprawdzam ostatni raz, czy mam przy sobie wszystko, co jest niezbędne. Paszport, moje dwa zdjęcia i portfel z dowodem. Dobieram jeszcze swój telefon, po czym gotowa wychodzę do przedpokoju, gdzie moja ciotka, właśnie nakłada buty. Wyjmuję więc swoje botki z szafki i zakładam je na swoje stopy, a kapcie kładę przy meblu. Dzisiejszy dzień jest deszczowy, więc zarzucam na siebie jeansową kurtkę i łapię w rękę parasol. 

- Gotowa?

- Tak. - poprawiam torebkę i na chwilę wychylam się do salonu, by pożegnać się z pozostałymi domownikami. - Widzimy się później. - wychodzimy z mieszkania i udajemy się na dół, by tam szybko wejść do pojazdu, tak ażeby nie zmoknąć. Ciocia, wpisuje adres w GPS i zaczyna prowadzić w stronę Amerykańskiej Ambasady. - Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.

- Ja po prostu nie wiem czego mam się tam spodziewać. Wieczorem czytałam o tym, że wiele osób nie dostaje wizy i podawali powody. Nie zgadniesz... Wszystkie te powody były powiązane ze mną. 

- Mówiłaś, że ten Andrew, czy jak mu tam było, wszystko załatwił. Tak? 

- No tak, ale...

- Nie ma żadnego ale. Spekulując możesz się tylko nabawić bólu brzucha, bo zaczniesz się stresować. Bądź sobą i zobacz, jak sprawy się potoczą. - samochód zatrzymuje się, a kobieta obraca się w moją stronę. - A teraz idź i nie wracaj bez tego świstka. - uśmiecha się do mnie, przytulając, by dodać troszkę odwagi. Otwieram drzwi od pojazdu i wyciągam parasol, a następnie wychodzę. Spoglądam ostatni raz na kobietę. Kiedy widzę, że zbiera się do odjazdu, zaczynam spacerować w stronę wielkiego budynku. Zatrzymuję się przed samym wejściem i rozglądam, szukając kogokolwiek. Niestety, ale nikogo nie ma. 

- Przepraszam za spóźnienie, ale miałem ważną sprawę do rozprostowania. - zza drzwi wychodzi blondyn z okularami i zawieszonym identyfikatorem. - Wejdź do środka. - wchodzę za nim. Zamykam parasol i spoglądam na niego. - Jestem Michael. 

- Nel. - ściskam jego dłoń, uśmiechając się. Przed nami zauważam kilka bramek, gdzie stoją osoby, który ściągają z siebie różne rzeczy i wyciągają komórki, portfele, oraz inne rzeczy, a przy nich stoi ochrona, która to wszystko pilnuje. Idziemy w tamtą stronę, do bramki dla pracowników. Michael przechodzi bez dźwięków, ale ja muszę pościągać z siebie rzeczy. Do kosza wkładam torebkę, kurtkę, kolczyki i parasol. Przechodzę przez urządzenie, powtarzając sobie, że nie może wydać z siebie dźwięku. Tak też jest. Nie słychać żadnego alarmu, więc podchodzę po drugiej stronie i zabieram należące do mnie przedmioty. Gotowa ruszam z niebieskookim w głąb budynku. Tłum ludzi czeka w poczekalni, którą mijamy i wchodzimy do jednego z pokoi. Duże, wszechstronne pomieszczenie z widokiem na plac przed Konsulatem. Zasiadam na krześle przy biurku, na przeciw blondyna. 

- Masz dokumenty? - chłopak zaczyna coś robić na swoim komputerze.

- Tak. - wyciągam z torebki wszystko i podaję mu. W czasie, gdy on zajmuje się wklepywaniem informacji, spoglądam przez okno. Krople deszczu stukają o ziemię, tworząc melodię, którą nie jeden nazwałby hałasem, ale dla mnie jest to utwór natury, nie do podrobienia.

- Brzydka dzisiaj pogoda, nieprawdaż? 

- Niestety.

- W Nowym Jorku czeka cię upadł, który jest normalny o tej porze roku. Wakacje marzeń, jak to mówi wiele osób, które tutaj przychodzą. - spoglądam na chłopaka, nie dowierzając w to co powiedział. 

- Dostałam wizę?

- Tak? - przysuwa w moją stronę moje dokumenty. - Andrew nie mówił ci, że to tylko formalność?

- Coś mówił, ale nastawiałam się na czekanie w kolejce, góry papierów do wypełniania i rozmów kwalifikacyjnych...

- W takim razie ciesz się, bo ludzi takich jak ty, nie traktuje się tak, jak pozostałych. - uśmiecha się do mnie, co odwzajemniam, chowając swoje rzeczy do torebki. - Muszę cię poinformować, że przesłałem wszystko, jednak w razie problemów na lotnisku, tutaj jest moja wizytówka. - podaje mi małą karteczkę, którą szybko oglądam, a następnie wsadzam między telefon, a etui. 

- Dziękuję. - podchodzimy do drzwi, które blondyn mi otwiera. 

- Nie ma za co i miłego pobytu w USA. - zamyka za mną drzwi, gdy zaczynam kierować się do wyjścia. Gdy opuściłam pomieszczenie, gdzie załatwiałam wizę, moja osoba napotkała się ze spojrzeniami ludzi, którzy czekali z niecierpliwością na wiadomość, czy dostaną wizę. Wychodzę jednak, dumnie krocząc, ale gdy tylko opuszczam budynek Konsulatu, daję ponieść się emocją. 

- YASSSSSSS! - podskakuję, co spotyka się ze zdziwionymi spojrzeniami przechodniów. Wyciągam komórkę, chcąc napisać do swojej cioci, gdy słyszę trąbnięcie. Patrzę przed siebie i dostrzegam jej białego citroena. Nie przejmując się deszczem, podbiegam do samochodu i wsiadam na miejsce pasażera z przodu. 

- I jak? 

- Lecę do USA! - obie zaczynamy krzyczeć z radości. Po niecałej minucie, gdy jesteśmy spokojne, ruszamy przed siebie do galerii. Nadeszła pora na zakupy. 

- A spotkanie? Było tak stresujące, jak mówiłaś?

- No coś ty. Ominęłam kolejkę i nie wypełniałam żadnych dokumentów. - brunetka spogląda na mnie zaskoczona. Zatrzymaliśmy się na światłach, więc mogła sobie na to pozwolić. - Miałaś rację, z resztą jak zawsze. - uśmiecham się w jej kierunku. Samochód rusza dalej, a ja wpatruję się w szybę przed sobą. Wycieraczki chodzą na pełnych obrotach. Rozpadało się na dobre. Zapatrzona w stukające krople deszczu, nie zauważam nawet, gdy już jesteśmy przy zjeździe do podziemnego parkingu. Ciocia, dosyć szybko i sprawnie, parkuje pojazd. 

- Jakiś plan? - zielonooka wyciąga kluczyk ze stacyjki, a następnie spogląda na mnie. 

- Może najpierw ten świetny sklep z bielizną? - zakładam na siebie torebkę i wysiadam. - Potrzebuję nowego stroju kąpielowego, a widziałam ostatnio w reklamie taki jeden, który przypadł mi do gustu. 

- W takim razie idźmy tam.

*jakiś czas później*

- Dziękuję za dzisiaj. - wchodzę do swojego pokoju, mając zawieszone na rękach torby z zakupami i trzymając dzwoniący telefon w ręku. Szybko odbieram połączenie, jednocześnie zamykając drzwi od pomieszczenia swoim tyłkiem. - Hej! - odkładam na chwilę urządzenie, po czym ściągam wszystkie siatki z przedramion. 

- Hej Nel. Jak leci? 

- Cecylia nie mam za bardzo czasu na rozmowy, możemy pogadać później?

- Coś się stało? Coś z dziadkami?

- Nie, nic im nie jest. - biorę głęboki wdech. - Po prostu zadzwonię później. - rozłączam się i wzdycham. Nie umiem z nią normalnie rozmawiać, wiedząc, że cały czas mam przed nią tajemnice, a ona jest ze mną w stu procentach szczera. Zdaje sobie sprawę z tego, iż dla niej nie jest to zbyt miłe, ale potrzebuje czasu, by móc wyjaśnić jej to na spokojnie. Ale żeby to mogło się wydarzyć, najpierw naprostuje sobie kilka spraw w Ameryce. Wyrzucam z każdej z torebek ubrania, a z niektórych buty. Wszystkie rzeczy nie mają już na sobie metek, bo razem z ciocią pozdejmowałyśmy je w samochodzie, głównie ja, ale gdy było czerwone światło, ona też pomagała. Za drzwiami, obok szafy stoi dawno przeze mnie nie używana walizka. To moja jedyna walizka. Jest bardzo duża, w kolorze czerni i żółci. Naklejałam na nią naklejki z miejsc, które odwiedzałam z rodzicami, a później sama, czy z wujostwem. Mam coś z Hiszpanii, Niemczech, Francji, czy Włoszech. Andrew powiedział mi, że mogę zabrać dwa bagaże, więc chyba jeden wielki nie zrobi różnicy. Kładę ją na podłogę i otwieram. Puste przestrzenie, które będę musiała zapełnić. Jak dobrze, że wczorajszego wieczoru zrobiłam searching i napisałam listę tego co potrzebuję ze sobą zabrać w podróż. Trzymając otwarty w telefonie notes, zaczynam chodzić po mieszkaniu, zbierając potrzebne rzeczy. Kiedy wszystko leży na moim łóżku, dzielę to na kilka stert. Ubrania, kosmetyki, obuwie, sprzęt i dokumenty. Zaczynam od sterty ciuchów, bo tego jest najwięcej. Głównie zabieram rzeczy cienkie, ale kilka bluz, czy sweter też pakuję. Bielizna ląduje w małej przeźroczystej kieszonce. Po tym przechodzę do obuwia. By zaoszczędzić miejsca, wsadziłam do ich środka skarpetki. Kolejne są rzeczy do malowania, które układam w srebrnej kosmetyczce, natomiast te do pielęgnacji i kąpieli, do tej zielonej w liście. Zabieram ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Powtarzam to sobie za każdym razem, gdy się pakuję. Jednakże moją cechą główną jest to, że zawsze czegoś zapominam. Jeszcze raz sprawdzam wszystko ze swoją listą, a gdy jestem pewna, że spakowałam to co trzeba, zamykam walizkę. O dziwo bez problemu, a myślałam, że będę musiała na nią usiąść, by zamknąć. Ustawiam bagaż przy szafie i wracam na łóżko, by dokończyć się pakować. Do czarnego plecaka, którego ozdobił Shawn przypinką z Harry'ego Potter'a, wsadzam jeden zapas ubrań, tak na wypadek, gdyby mój bagaż zaginął, co ponoć się zdarza, worek, ładowarkę, powerbank'a, książkę, słuchawki bluetooth i parę okularów przeciwsłonecznych. Zostało jeszcze trochę miejsca, jednak wiem, że chcę kupić sobie wodę i jakąś kanapkę, więc zamykam go i przypinam do niego swoją poduszkę niedźwiadka, którą mam od małego i jeździ ze mną wszędzie. Tak zapakowany plecak odkładam na walizkę. Została mi jeszcze mała torebka, do której wsadzam swoją wydrukowaną i złożoną kartę pokładową, paszport, portfel z dowodem, oraz amerykańskimi dolarami. Kiedy byłyśmy z ciocią w galerii, poszłyśmy do kantoru i wymieniłyśmy polskie złotówki, na amerykańską walutę. - Nareszcie. - kładę się, zamykając na chwilę oczy. Unoszę telefon, chcąc zobaczyć ile czasu zostało mi do wstania. Tylko dwie godziny... Jest już druga w nocy, a o czwartej wyjeżdżam na lotnisko, bo o szóstej już lecę. Na miejscu mam być koło dziesiątej czasu tamtejszego. Chyba lepiej dla mnie będzie, jak pomęczę się jeszcze trochę w Polsce, by wyspać się w samolocie i w jakikolwiek sposób ominąć jet lag'a. Wstaję i kieruję się do kuchni, by zrobić sobie kawę. Do szóstej rano bez snu... Tylko to może mi jakoś pomóc. Nastawiam wodę, a następnie z szafki wyciągam swój ulubiony niebieski kubek i słoik z kawą rozpuszczalną. Nie znoszę tej mielonej. Odrzucające są te całe tak zwane fusy. Tak, jak gdyby piło się wodę z piaskiem. Ohyda. Wsypuję trzy łyżeczki do kubka, a następnie odstawiam kawę na pierwotne miejsce. Podpierając się rękoma o blat, zamykam na chwilę oczy, skupiając się na odgłosach jakie wydaje gotująca się woda. Kiedy do moich uszu dobiega głośne "PYK", łapię czajnik do ręki i zalewam wcześniej wsypane granulki. Do napoju dosypuje jeszcze trochę cukru i dolewam mleka, po czym siadam przy stoliku. Przeciągam się, ziewając. Już dawno powinnam była zasnąć, mój organizm mnie o tym informuje. Popijając napój, sprawdzam swoje social media. Kiedy kubek jest już pusty, zablokowuję komórkę i zostawiam na stole, by w spokoju podejść do zlewu i umyć brudne naczynie. Nie zostawię im brudu po sobie. 

- Oh, Nel. - do kuchni wchodzi moja ciocia, przyszykowana do drogi. - Ty jeszcze nie gotowa?

- Przecież jeszcze mamy dobrą godzinę, by wyjechać na lotnisko. - płuczę kubek, a następnie odkładam go na suszarkę i wycieram swoje ręce w ścierkę. 

- Skarbie, chyba nie spojrzałaś na zegarek. - pokazuje mi swój smartwatch, który wyświetla godzinę pięć po czwartej. 

- Chyba zasiedziałam się przy telefonie dłużej, niż myślałam... 

- Spałaś cokolwiek? - przygląda się mi. - Masz na sobie ubrania z wczoraj.

- Tak wyszło. - uśmiecham się do niej. - To ja pójdę się przebrać i możemy jechać. - kobieta kiwa głową, więc opuszczam pomieszczenie i wracam do swojej sypialni. Z szafy wyciągam najwygodniejsze ubrania, czyli szare legginsy, koszulkę na ramiączkach i niebieską bluzę z kapturem wkładaną przez głowę. Przebieram się w czyste ubrania, nakładam na siebie wygodne adidasy, po czym związuję włosy w kitkę i staję gotowa. Przyglądam się swoim bagażom. To dzisiaj... To znaczy... Pogubiłam się w strefach czasowych. Zakładam na siebie plecak i przewieszam torebkę. Wysuwam rączkę od walizki i zaczynam ciągnąć w stronę drzwi. Zakładam na siebie jeansową kurtkę i czapkę z daszkiem. - Zwarta i gotowa. - wchodzę do kuchni, by zabrać swój telefon. 

- No to jedziemy. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro