3
Stoję przy scenie, częściowo zasłonięta ciemnym materiałem. Bujam się w rytm piosenki, którą właśnie śpiewa Shawn, wsłuchując się w każde jego słowo. Jestem z niego tak dumna, że żadne słowa nie są w stanie tego oddać w sposób jaki ja to czuję. Chłopak oddaje całe swoje serce w każdy z tych utworów. A kontakt z fanami? Pozazdroszczenia. Są dla niego jak rodzeństwo. Sam kiedyś mi powiedział, że czuje się przy nich jak starszy brat, którego przyszli zobaczyć. Stara się znaleźć dla każdego choćby sekundę, ale niestety jego grafik jest zbyt napięty o czym miałam okazję się nie raz przekonać. Wywiady do gazet, występy w radiu, czy telewizji. Gale, pokazy, koncerty... Jest tego tak wiele, że sama często się gubię co ma być następne. Nie zazdroszczę mu jego życia, jednak cieszę się, że mogę być jego częścią. Shawn powiedział, że rozmowy ze mną są lepsze, niż muffiny. Gdy ma gorszy dzień, wystarczy, że usłyszy mój głos i już czuje się lepiej. To działa w obie strony. Nie raz miałam ochotę zapaść się pod ziemię, ale gdy dzwonił mój telefon, nagle znikały wszystkie ciemne chmury z nad mojej głowy. Koncert kończy się, bo brunet żegna się z widownią i kieruje się za kulisy razem z całą ekipą. Schodzę na ziemię i udaję się pod jedną ze ścian. Jak zawsze daje mu chwilę, na rozmowy z wszystkimi ludźmi. Wszyscy mu gratulują udanego występu, a on dziękuje im za pomoc i za to, że byli. Zajmuje im to trochę, jednak przywykłam już do tego.
- To co teraz? - uśmiecham się w jego stronę, gdy ten podchodzi bliżej mnie.
- Andrew zaplanował afterparty. - obejmuje mnie ramieniem. - Potem możemy robić co tylko będziemy chcieli.
- Ty na pewno zaczniesz od przebrania się, bo jesteś bardzo spocony. - brązowooki otwiera drzwi, wpuszczając mnie pierwszą. Zabieram od niego gitarę, siadam na sofę, a instrument wsadzam do futerału. - Jak się czujesz? No wiesz, po tym całym występie?
- Tak, jak gdybym dostał swój list z Hogwart'u. - obraca się w moją stronę, trzymając w rękach przepoconą koszulkę.
- On jeszcze idzie, jestem tego pewna. Twoja sowa po prostu jest tak leniwa, że idzie na pieszo... - moje słowa sprawiają, że szatyn się uśmiecha.
- Chodźmy już. Im szybciej się tam będziemy, tym szybciej znajdziemy czas dla siebie. - chłopak łapie pudło ze swoją gitarą, więc ja wstaję z kanapy i idziemy na zewnątrz, gdzie czeka na nas samochód, który ma zawieść wszystkich na miejsce imprezy. Znam tylko jeden nocny pub. Ten do którego chodzę czasami z Cecylią, gdy obie chcemy trochę potańczyć w towarzystwie ludzi. Nie jest to za często, bo może raz w miesiącu, ale zawsze coś. Jestem jednak pewna, że tam gdzie teraz się udajemy, będziemy daleko od tego klubu, gdzie bywam. Wsiadamy do pojazdu, który rusza przed siebie. Ludzie zaczynają ze sobą rozmawiać, a ja słuchając ich, opieram się o siedzenie, wpatrując w nocne niebo. Nikt i tak nie zwraca na to uwagi, oprócz Mendes'a, który łapie moją dłoń i lekko ściska, uśmiechając się. Droga na miejsce nie trwa długo, jednak wysiadanie to już inna bajka. Nie ruszam się, wypuszczając z samochodu całą grupę ludzi. Przez ten czas trzymam rękę przyjaciela, który na mnie czeka. - Chodź. - lekko ciągnie mnie do wyjścia, a gdy opuszczam pojazd, obejmuje mnie z boku i wchodzimy razem do klubu. - Pójdziesz zamówić drinki? Muszę porozmawiać o czymś z manager'em, okey? - przekrzykuje się z głośnią muzyką, jednak słyszę każde jego słowo. Kiwam głową, więc ten odchodzi, powoli puszczając moją dłoń. Kiedy brunet znika z mojego pola widzenia, podchodzę do baru i siadam na jednym ze stołków.
- Poproszę trzy shoty na rozruch i dwa mocne drinki. - mówię, a gdy obracam się, przede mną stoją już kieliszki z wódką. Nie wiele myśląc wypijam je, a po chwili lekko się wzdrygam. Gorzkie... Jednak jakoś muszę wpaść w klimat imprezy, na którą nie byłam przygotowana.
- Twoje drinki. - na blacie lądują dwa jasnozielone napoje alkoholowe z rurkami i limonkami na brzegach.
- Dzięki. - uśmiecham się do barmana, po czym rozglądam się za Shawn'em. Chłopak stoi po drugiej stronie pomieszczenia cały czas rozmawiając z Andrew'em, co jakiś czas spoglądając na mnie. Wiedząc, że jeszcze chwilę zostanę sama, wracam do drinków i zaczynam sączyć przez rurkę jeden z nich.
- Jak leci? - na obrotowy stołek obok mnie siada jeden z członków zespołu, jak dobrze pamiętam perkusista. Zamawia sobie whiskey, po czym obraca się tak, by siedzieć na przeciw mnie.
- Świetnie, a tobie? - uśmiecham się w jego stronę.
- A wiesz, dobrze. Ręce mnie bolą, jednak wyjdę stąd jako ostatni, tego jestem pewien. - łapie swój trunek i bierze łyka. Mężczyzna chce coś jeszcze powiedzieć, ale zjawia się Mendes.
- Idziemy na kanapę? - mówi mi do ucha, po czym bierze drinka i łapie mnie za rękę.
- Miło się gadało. - macham do chłopaka, łapię swój alkohol i idę za szatynem. Siadamy w loży ułożonej w kształt litery U.
- No to czas na karaoke! - dj ścisza muzykę, oświetlenie się zmienia, a rzutnik świeci na jedną ze ścian. - Ktoś chętny na ochotnika? - rudowłosy rozgląda się po sali, jak gdyby szukał dla siebie ofiary. Zostaje nią jakiś chłopak, którego nie za bardzo kojarzę. Muszę powiedzieć, odważny jest, bo bierze mikrofon i próbuje swoich sił. Przyglądamy się temu, pijąc przy okazji swoje napoje i śmiejąc się. Czas w klubie mija nam na drinkach i słuchaniu występów, aż do pewnego momentu. - A może teraz gwiazda tego wieczoru zaśpiewa coś razem ze swoją towarzyszką?
- Chodźmy, proszę! - dj trafił w moment, gdy alkohol przejął nade mną władzę. - Shawn!! - chłopak nie wiele myśląc wstaje. Podchodzimy razem po mikrofony i czekamy na piosenkę. Myk jest taki, że nie wiemy co nam się trafi. W ten sposób jest o wiele lepiej, niż gdybyśmy my wybierali coś sami. Gdy tylko słyszę pierwsze dźwięki, już wiem co dostaliśmy. Cóż mógłby dostać piosenkarz do śpiewania, jak nie własną piosenkę. Trzymając mikrofon blisko ust, zaczynam się lekko kołysać, a następnie śpiewać razem z przyjacielem jego utwór. Uśmiechamy się do siebie, cały czas ruszając się w rytm muzyki. W pewnym momencie, kiedy wszystko spowalnia, zaczynamy do siebie podchodzić i zatrzymujemy się w chwili, gdy nasze twarze dzielą tylko centymetry. Zapatruję się w niego, pozwalając mu zaśpiewać kawałek piosenki samemu, ale gdy tylko rytm wraca do pierwotnego brzmienia, odwracam się i zaczynam śpiewać, ruszając przy tym swoimi barkami. Kiedy utwór się kończy, robimy słynny ruch z jego teledysku, czyli upuszczamy mikrofony na podłogę. Śmiejąc się, schodzimy na dół i kierujemy się do naszego stolika.
- Co powiesz na to, by zmyć się już stąd? - brunet szepcze mi do ucha. Łapię więc swoją torebkę, a następnie podaję rękę chłopakowi i wychodzimy na zewnątrz. - Nad rzekę? - kiwam głową, a następnie zaczynam biec przed siebie, śmiejąc się. Szatyn nie jest daleko za mną, jednak to ja jako pierwsza docieram na miejsce. Cieszyłabym się z tego zwycięstwa, gdyby nie fakt, że wywalam się o kamień, którego nie zauważyłam. - Żyjesz? - Shawn podbiega do mnie i sprawdza, czy coś mi się stało.
- Nie, umarłam. - wyciągam w jego stronę rękę, po czym ciągnę go w swoją stronę, czyli na piasek. Gwiazdor siada obok mnie i razem ze mną, wpatruje się w tafle wody. Opierając się o niego, nachodzi mnie myśl, że mamy tylko tą noc, bo później leci do Kanady, by tam dać swój kolejny z listy koncert. Ta myśl mnie przytłacza, jednak nie poddaje się jej, bo puki co mamy jeszcze trochę czasu.
- Kocham cię. - szepcze pod nosem, obejmując mnie ręką za plecami i dalej wpatrując się w widok przed sobą.
- Ja też cię kocham Shawn.
- Nel, ale ja kocham...
- Nie kończ. - przerywam mu, odsuwając się od niego. - Błagam, nie kończ tego zdania.
- Dlaczego?
- Bo wtedy już nic nie będzie takie jak wcześniej. Będziemy czuli się dziwnie w swoim towarzystwie. Będę dostrzegała to, że patrzysz na mnie inaczej i zachowujesz się w ten inny sposób. A ty? Nie będziesz mógł przy mnie stać, bo będziesz ciągle myślał o tym, że odrzuciłam twoje uczucia. Ja tego nie chcę. Nie kończmy tego co zbudowaliśmy przez te kilka lat. Zależy mi na tej przyjaźni i to bardziej, niż na jakiejkolwiek kiedykolwiek. - Trzymam go za ręce, wpatrując się w jego oczy.
- Czyli nic do mnie nie czujesz, tak? - trafia w sedno mnie, co powoduje, że spuszczam swój wzrok na stopy. Puszczam jego dłonie i zaczynam nerwowo zgniatać palcami rękawek swojej kurtki.
- J-ja... Nie wiem, okey? - mrukam pod nosem, nie mogąc na niego spojrzeć. Zszokowało mnie to, że chłopak czuje coś więcej, niż tylko przyjacielskie uczucia. Nie byłam przygotowana na takie wyznania. Myślałam, że spędzimy miło wieczór, a tutaj doszło do takiej sytuacji. Jestem bardzo skołowana i zagubiona. Nie potrafię nawet jednoznacznie odpowiedzieć na jego pytanie. Niby jasne jest to, że odpowiedź powinna brzmieć tak, albo nie, jednak nie potrafię wybrać jednej opcji. Do tego to uczucie wewnątrz mnie, jak gdyby łaskotało mnie od środka malutkie piórko. To właśnie to sprawia, że robię coś, czego nikt by się po mnie nie spodziewał. Unoszę się na swoje kolana, a następnie kieruję się w stronę Shawn'a, delikatnie dotykając dłonią jego głowę i złączając nasze usta. Brązowooki przenosi mnie na swoje kolana, próbując kontynuować pocałunek, jednak muszę wziąć oddech, więc odrywam się od niego, uśmiechając się pod nosem.
- Uznam to za odpowiedź twierdzącą. - przyciąga mnie z powrotem do siebie, chcąc kontynuować, jednak jedyne co mu się udaje, to przewrócić nas i spowodować, że walimy się o siebie głowami. Śmiejąc się, leżymy obok siebie, cali w piasku. - Co powiesz na chińszczyznę?
- Jeśli załatwisz ją o tej porze, będę mówić do ciebie magiku. - obracam głowę w jego stronę. Brunet uśmiecha się, po czym wstaje i podaje mi swoją rękę, którą wykorzystuję do stanięcia na równe nogi. Spoglądamy po sobie, a następnie idziemy w stronę hotelu w którym się zatrzymał. Po drodze chłopak pisze jednego szybkiego sms'a, jednak całą resztę czasu poświęca mi. Opowiadamy sobie żarty, śmiejemy i biegamy, ciesząc się po prostu sobą. Przed drzwiami wejściowymi pokazujemy sobie, że musimy być cicho. Wchodzimy do środka, kierując się do windy, którą udajemy się na dwudzieste piętro. Pokój dwa zero jeden trzy to apartament bruneta. - Panie przodem. - wpuszcza mnie pierwszą, więc uśmiechając się, wchodzę do apartamentu. Od razu zauważam stolik z dwoma pudełkami chińszczyzny na wynos i zapaloną jedną małą świeczkę po między nimi. Jestem pewna, że Andrew maczał w tym swoje zacne palce. Przecież magia nie istnieje, prawda?
- Magik. - uśmiecham się, ściągając z siebie katanę i wieszając ją na wieszaku. Pochodzę do kanapy i łapię pałeczki. Wyjmuje je z opakowania i oddzielam od siebie, siadając na kanapie. Łapię pierwsze z brzegu jedzenie, układam kijki w ręku, po czym zabieram się za konsumpcję ryżu z warzywami i kurczakiem. Chłopacy wiedzą co lubię najbardziej. Może w Polsce nie ma za wielu dobrych miejsc z azjatyckim jedzeniem, jednak zawsze lepsze to, niż nic. Brunet opada tuż obok mnie, więc w ciszy jemy, wpatrując się w widok za oknem. Miasto nocą to najlepsza z rzeczy, którą można oglądać. Niby ciemno, ale jednak miejscami jest jasno, bo w niektórych oknach palą się jeszcze światła,. Mimo, że już dawno minęła północ, znajdzie się ich trochę. Nocne marki, czy gracze, to ludzie tacy sami jak my. Może za którymś z tych okien kryje się romantyczne spotkanie, albo dziecko, które nie radzi sobie z lękiem przed ciemnościami... Ziewam, odkładając puste pudełko na stolik i przytulam się do chłopaka, który wcześniej zakończył swój posiłek. - Chyba na mnie już pora. - spogląda mi w oczy, po czym bierze mnie na ręce i niesie do łóżka.
- Nie puszczę cię samą. Zostaniesz tutaj, aż do samego rana. - kładzie mnie na czystą pościel, a sam obchodzi łóżko i siada na jego drugiej stronie. Ściągam ze swoich stóp buty i zrzucam je na podłogę. Przytulam się do poduszki, kolejny raz ziewając. Szatyn zauważa, że zaraz zasnę, więc zbliża się do mnie.
- Słodkich snów skarbie. - całuje mnie w czoło, a następnie kładzie się obok mnie i mocno przytula. Czując się bezpieczna i otulona, zamykam oczy i pozwalam sobie zasnąć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro