Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2

Budzę się po godzinie czternastej. Około godziny ósmej rano wstałam, by zrobić śniadanie i podać dziadkom leki. Po wszystkim znowu się położyłam i tak oto wybiła godzina druga po południu. Siadam na łóżku i drapię się w głowę, próbując obmyślić swój plan na dzisiaj. Jedno jest pewne, muszę iść z kotem do weterynarza na wizytę i na koncert. Reszta zależy od mojej weny twórczej co do spędzenia czasu. Wstaję i kieruję swoje kroki w stronę łazienki. Spoglądam w swoje odbicie w lustrze. Mam to co chciałam. Niezmyty tusz rozprowadził się po moich policzkach, zostawiając ciemne smugi. Nie wiele myśląc, ściągam z siebie ubrania i wchodzę do kabiny prysznicowej. Muszę wziąć bardzo długi prysznic... Zajmuje mi ponad dobre trzydzieści minut, zanim wychodzę na dywanik ubrana w ręcznik. Z szafki nad pralką wyciągam suszarkę i zaczynam suszyć swoje włosy. W czasie, gdy moje blond kłaki, nawiewane przez ciepłe powietrze, schną, zaczynam nucić pod nosem. Nie jest to powiązane z żadną melodią, jest wymysłem mojego umysłu. Dzięki niej, szybciej mija mi czas spędzony w łazience. Wracam do pokoju, gdzie szybko przebieram się w luźne ubrania. Z nad szafy ściągam transporter dla kota i idę z nim do salonu. No to czas poszukać tego szarego cudaka. 

- Daisy!! Kici kici! Chodź do mnie kochanie. - rozglądam się po pomieszczeniu, szukając jakiegokolwiek ruchu, który pokazałby mi gdzie znajduje się zwierze. Nagle czuję coś przy swojej lewej nodze. Spoglądam w tamtą stronę i uśmiecham się, kucając. - Cześć cudaku. Idziemy na wizytę do lekarza. Co powiesz na to, by ściągnąć już ten cudny kubraczek z ciebie? - kotka zaczyna bardzo głośno mruczeć, co biorę za odpowiedź twierdzącą. Podnoszę ją lekko i wsadzam do pudła. Zamykam drzwiczki, łapię za rączkę i wychodzę do przedpokoju, gdzie nakładam buty i jeansową kurtkę. Gotowa zabieram telefon, torebkę i zwierzaka, a następnie opuszczam mieszkanie. Samochodem powinnyśmy szybciej dostać się do Pana Darowskiego. Kontener z Daisy wsadzam na miejsce pasażera, a sama sadowię się na siedzeniu kierowcy. Zapinam pasy, odpalam pojazd i ruszamy. Warszawę można by było nazwać miastem wiecznych korków. Nie ważne która część dnia jest, musisz wiedzieć, że na pewno się spóźnisz. Gdziekolwiek zmierzasz, przygotuj sobie godzinę zapasu, którą spędzisz na ulicy. Powoli poruszając się do przodu, przyglądam się ludziom za oknem. Mogę się założyć, że fanki Shawn'a już od samego rana siedzą pod stadionem, by mieć jak najlepsze miejsca i okazję, by go zobaczyć. Nie rozumiem tego i chyba nigdy nie załapię fenomenu fangirling'u. Mam nawet specjalne wkładki do uszu, które wyciszają dźwięki z zewnątrz. Używam je tylko w ostateczności, gdy głowa zaczyna mnie boleć od nadmiernie głośnych odgłosów z areny. Docieram na miejsce półgodziny później, niż planowałam. Wyciągam kota z auta i idę z nim do lekarza. Trzeba zobaczyć, czy jest szansa, by dziewczyna pozbyła się swojego ubranka. Wchodzę do lecznicy i od razu wita mnie uśmiech młodego chłopaka, który tutaj pracuje. 

- To co dzisiaj? - wstaje i pokazuje ręką, żebyśmy weszły do gabinetu. 

- Szwy do sprawdzenia, lub ściągnięcia. - stawiam transporter na stole. - Daisy woli drugą opcję, bo fartuszek zaczyna ją irytować. 

- No to spójrzmy na to cudo. - blondyn podchodzi do miejsca, gdzie znajduje się zwierzę i wyjmuje je. Ściąga zabezpieczającą odzież i przygląda się ranie. - Zagoiło się bardzo ładnie. - spogląda na mnie. - Możemy ściągać szwy, ale dla bezpieczeństwa niech to zostanie. Za kilka dni możemy się tego pozbyć już raz na zawsze. - trzyma w ręku zieloną tkaninę, lekko nią potrząsając. 

- Sorry mała, próbowałam. - głaszczę kotkę, uśmiechając się do niej. W tym czasie mężczyzna ściąga niepotrzebne już szwy z jej brzucha, a gdy wszystko jest już gotowe, zakłada na nią z powrotem ubranko i wsadza do pudła w którym przybyła. - Ile się należy? - zamykam drzwiczki, by zwierzak czasem nie uciekł. 

- Dzisiejszą wizytę uznajmy za prezent. - niebieskooki ściąga lekarskie rękawiczki i wyrzuca do kosza przy ścianie. - Masz dzisiaj wolny wieczór?

- Jestem umówiona. - łapię kontener z Daisy i staję na przeciw chłopaka. - A co?

- Myślałam, że może chciałabyś wyjść na kolację. - pociera kark, patrząc na mnie i wyczekując mojej reakcji. 

- Może kiedy indziej. Na prawdę nie mam ostatnio głowy na spotkania towarzyskie. Przepraszam. - poprawiam ramię od torebki, na chwilę spoglądając na zegarek na moim prawym nadgarstku i orientuję się, że jeśli zaraz nie wyjdę, to najprawdopodobniej spóźnię na koncert. - Muszę już iść. Przyjdę za tydzień. 

- Do widzenia. - nie odpowiadam nic, tylko opuszczam budynek, szybko wracając do swojego samochodu. Odjeżdżam z piskiem opon, bo przypominam sobie o tym, że muszę jeszcze dać dziadkom obiad o którym totalnie zapomniałam. Do tego wszystkiego, dzisiaj przyjeżdża do nas ciocia z wujkiem. Spędzą u nas dwa tygodnie swojego urlopu, w międzyczasie świętując z nami moje kolejne urodziny. Droga powrotna do domu trwała dłużej, niż przyjazd do weterynarza. Wysiadam z pojazdu i wchodzę na górę, skacząc co drugi schodek. Wchodzę do mieszkania i pierwsze co robię, to wypuszczam kota, by mógł sobie pochodzić. Pusty transporter odkładam na szafkę w przedpokoju. Ściągam buty i spoglądam na zegarek. Zostały mi niecałe dwie godziny do rozpoczęcia koncertu, więc muszę się streszczać. 

- Ciocia? - spoglądam zdziwiona na brunetkę. Myślałam, że przyjadą koło dziewiętnastej. 

- Cześć Nel. - podchodzi do mnie i mocno mnie przytula. - Nie widziałyśmy się dobre kilka miesięcy. Opowiadaj jak tam. Zrobiłam dodatkową herbatę dla ciebie. 

- Dziękuję. - biorę do ręki biały kubek i próbuję się napić, ale napój jest jeszcze za gorący. - No wiesz, jak to jest. Od zaliczenia matur pracuję w sklepie z ubraniami. Jeszcze czekam na wiadomość, czy się dostałam, ale możliwe, że od października zaczynam studia farmakologiczne. - uśmiecham się do kobiety, po czym biorę łyk herbaty. 

- Na pewno ci się uda. Wierzę w ciebie słońce. 

- O Nel. Wróciłaś już. - podchodzi do mnie wysoki mężczyzna i mocno przytula. - Dobrze jest cię znowu widzieć. 

- Ciebie też wujku. - uśmiecham się, odwzajemniając gest. - Poza bujniejszym zarostem, nie zmieniłeś się w ogóle.

- Twojej cioci się podoba, a dla miłości zrobi się wszystko. - szepcze mi do ucha. Nasze pogaduszki przenosimy do salonu, gdzie możemy je kontynuować z resztą osób będących w tym domu. Dziakowie kończyli jeść zupę, którą podgrzała im siostra mojej matki. Po śmierci rodziców i ich córki, zżyliśmy się ze sobą. Nie mogli mieć więcej dzieci, więc troszczą się o mnie, jak o własne. Czasami przyłapuję się na tym, że chcę do nich powiedzieć mamo i tato, ale to tylko chwilowa myśl, która szybko znika. Tak, jak Cecylia narzeka na swoją rodzinę, ja nie mogę o swojej złego słowa powiedzieć. Jest więcej, niż tym bym chciała. Mój telefon zaczyna wibrować. Alarm na w razie co, ustawiony rano, po tym, jak wróciłam do łóżka i zapoznałam się z planem dnia Shawn'a. Na biegu wymyślam pretekst, by wyjść z domu. 

- Razem z klasą mamy dzisiaj świętować zaliczenie matur z dobrymi wynikami. Obiecałam wszystkim, że się pojawię. - spoglądam na siedzącą obok mnie parę. Wiem, że kłamstwo nie jest dobrym pomysłem, ale nie chcę narażać się na psucie tego wszystkiego co zbudowałam. Jeśli posypie się choć jeden element z mojej układanki, wszystko legnie w gruzach, a nie chcę tego. 

- Idź i baw się dobrze. - odzywa się kobieta, spoglądając na siedzących obok mnie dziadków. - Dbaj tylko o siebie i w razie problemów dzwoń, a któreś z nas przyjedzie po ciebie. 

- Dziękuję. - całuję oboje w policzki i idę do pokoju. Wyciągam z szafy czarne jeansy, białą koszulkę z napisem "uczeń Hogwart'u", którą dostałam od Shawn'a i na to zamierzam nałożyć czarną, jeansową katanę. Szybko przebieram się i udaję do łazienki, gdzie próbuję się w miarę szybko pomalować. Prosty makijaż z dodatkiem kresek, a wyglądam zupełnie inaczej. Staram się ruszyć, bo nie mogę pojechać samochodem, a spacer tam troszkę trwa. Nasuwam na swój nadgarstek gumkę, by mieć ją przy sobie na w razie co. Przygotowana na koncert, łapię torebkę, telefon, oraz nakładam czapkę z daszkiem i wychodzę z mieszkania, krzycząc tylko krótkie. - Pa! - spacer do stadionu zazwyczaj zajmuje mi koło trzydziestu minut. Z racji, że mamy dzisiaj piękną pogodę, możliwe, że zejdzie mi troszkę dłużej, niż zazwyczaj, bo chcę się zrelaksować przed całą imprezą. Dla mnie to nic wielkiego. Bardziej cieszy mnie fakt, że po roku mogę znowu uściskać swojego przyjaciela. Niby rozmawiamy przez kamerkę internetową i piszemy bardzo często, jedna nic nie zastąpi namacalnego kontaktu z drugim człowiekiem, zwłaszcza tak ważnym. Dokładnie trzydzieści minut przed rozpoczęciem koncertu, dochodzę do stadionu, gdzie czekają już tłumy ludzi. Nie będąc tu pierwszy raz, idę na tyłu, by tamtędy dostać się do środka. Pukam w zamknięte drzwi i czekam na odzew. Po chwili otwiera je duży, masywny mężczyzna. 

- Wejście jest z przodu. Proszę poczekać z resztą. - przed moim nosem zatrzaskują się drzwi, jednak ja nie daję za wygraną i walę ręką jeszcze raz. Nie przyszłam tutaj by sterczeć jak głupia i patrzeć na naklejkę "wyjście ewakuacyjne". - Powiedziałem...

- Ja wiem co powiedział Pan do mnie. Słyszałam to jasno i wyraźnie, jednak nalegam na sprawdzenie, czy czasem nie kazano Panu wpuścić Nel. - mężczyzna spogląda na mnie jak na idiotkę, więc wyciągam komórkę i wybieram numer do menager'a, a ochroniarzowi pokazuję palcem by poczekał. - Andrew? Hej tu Nel. Stoję właśnie przed wejściem, ale nie mogę wejść, bo ochrona nie chce mnie wpuścić. Czy mógłbyś to jakoś załatwić? - uśmiecham się. - Jasne, poczekam. - rozłączam się i jedyne co mi pozostaje, to czekać, aż sprawa zostanie ogarnięta. Nie muszę długo stać na dworze, bo po chwili sam Andrew przychodzi po mnie. 

- Cześć Nel! Chodź. - mężczyzna pokazuje mi ręką, żebym weszła do środka. Omijam zdziwionego dryblasa i witam się z Gertler'em. 

- Dzięki. Już myślałam, że mam po koncercie

- Nie ma sprawy. - idziemy korytarzami do miejsca, gdzie słychać śmiechy i rozmowy. - Około dziesięć minut temu zaczęło się spotkanie z fanami. Jeśli chcesz, możesz wejść do środka, ale w razie co jego garderoba czeka na ciebie pusta. Ja muszę iść przypilnować spraw związanych z koncertem. Baw się dobrze. - i nim zdążę cokolwiek powiedzieć, ciemnowłosy odchodzi z telefonem przy uchu, a ja zostaję sama. Przysuwam się do drzwi, próbując wyczaić dobry moment na wejście. Nie chcę przerywać nikomu, jednak gdy tylko opieram o nie głowę, te się przesuwają otwierając wejście do pokoju. O mało się nie wywracając, wkraczam do środka. 

- Hej. - unoszę swoją dłoń na wysokość ramienia. Moje nagłe wpadnięcie wywołuje lekkie zamieszanie. Wszyscy wpatrują się w moją osobę, jak gdybym zabiła im matkę... - To ja usiądę z tyłu. - zamykam za sobą drzwi od salki i szybko tuptam na tyły, gdzie przy ścianie znajdują się poustawiane stoły. Siadam na jednym z nich i uśmiecham się do szatyna, na co ten odpowiada tym samym. Fanki i fani zadają różne pytania. Jedno z ciekawszych pada dopiero na sam koniec. 

- Shawn, mogę?

- Jasne

- Podobno się zakochałeś. Czy to prawda? - zapada cisza, bo wszyscy chcą się dowiedzieć, jak to wreszcie jest. To kwestia, którą tylko on może wyjaśnić, bo tylko on wie co tak na prawdę czuje. Chłopak przez dłuższą chwilę wpatruje mi się w oczy, co nie umyka mojej uwadze. Żeby dać sobie chwilę, bierze łyka wody. 

- Najwidoczniej nie da się już dłużej ukryć, że podoba mi się pewna osoba. - znowu przystawia do ust butelkę, by się napić, a w tym czasie ludzie zaczynają obsypywać go masą pytań o szczegóły. Na jego szczęście, w porę przychodzi ochroniarz. Zabiera wszystkich ludzi z pokoju, a dla nie pozoru, wychodzę za nimi, jednak zatrzymuję się tuż przy garderobie bruneta, by wejść do niej niezauważona przez grupę. Dziwnie by się zrobiło, gdyby zobaczyli jak wchodzę do jakiegoś pomieszczenia w czasie, gdy według ich mniemania powinnam już iść na halę koncertową. Siadam na kanapie i biorę do rąk jego gitarę. Opuszkami palców muskam struny, tak, że wydają dźwięki. Dobrze nastrojony instrument to podstawa dobrego występu. Nagle do pokoju wchodzi on, przebrany i gotowy do występu. Odkładam gitarę i wstaję, by móc się z nim przywitać. 

- Hej! - podchodzę do niego i wtulam się najmocniej, jak potrafię. 

- Cześć skarbie. - obejmuje mnie rękoma i opiera głowę na mojej. Stoimy tak chwilę, ciesząc się tym momentem, gdy możemy pobyć sami. Stoimy tak dłuższą minutę, do chwili, gdy nie zauważam na zegarku godziny za pięć dwudziestej. 

- Czas na ciebie. Ktoś musi poprowadzić koncert dla tych mas ludzi. - puszczam go, spoglądając mu głęboko w oczy. - Dasz dzisiaj świetny koncert, wiem to. 

- Dziękuję. - chłopak łapie gitarę, po czym opuszczamy jego garderobę i udajemy się w kierunku wyjścia na scenę. Shawn zawiesza na sobie instrument. Pokazuję mu rękoma, że trzymam za niego mocno kciuki, na co ten reaguje szerokim uśmiechem. Spogląda na mnie ostatni raz i wychodzi dać czadu tej nocy.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro