Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 8

📚🎼

GABRIELLE

❝Zalążek Sympatii❞

   W poniedziałek rano przerobiliśmy z Alexem notatki o starożytnych twórcach i umówiliśmy się na kolejne spotkanie jutro po treningu chłopaka. Praca szła nam w porządku. Odrzuciłam jego próby rozmowy na inne tematy niż projekt, skupiałam się tylko na wyznaczonym zadaniu, czym chyba nieco go ubodłam. Jednak wolałam nie tworzyć pretekstu, gdzie znów mogłabym się wygłupić.

   Razem z Cole’em kierowaliśmy się na salę gimnastyczną. Chłopak zapisał się na eliminację do drużyny koszykówki, a ja obiecałam, że mu pokibicuję. Kłapał historyczne ciekawostki o Mediolanie, ale wyłączyłam się na chwilę, pozwalając mu się odstresować tą paplaniną.

   Ostatnio moje myśli strasznie pędziły. Wprowadzały niezwykły chaos do głowy, co z kolei gigantyczne męczyło.
Wpadłam w czyjąś klatkę piersiową. Odbiłam się od niej, ale nic wielkiego się nie stało. Poczułam dłonie Cole’a, oplatające mnie w talii, czym uchronił mnie od randki z podłogą. Przykro, kochana, musisz próbować dalej z tym podrywem.

   — Przepraszam — mruknęłam pod nosem.

   — Spoko, nic się nie stało.

   Chłopak szybko mnie zbył. Nie kręcił afery, ani nic podobnego. Minęliśmy się z siatkarzami, wychodzili z sali, a za nimi jak pieski na smyczy szła Williams oraz ku mojemu zaskoczeniu Demi i Call. Śmiały się z nią, wesoło rozmawiały. Wymierzyły mi tym wirtualny policzek. Nie chodziło o Serenę, tylko, jakbym była jedynie opcją w ich życiu. Nie kimś ważnym, ponieważ nawet się ze mną nie przywitały.

   Przywołałam sztuczny uśmiech na twarz. Głupie przewrażliwienie.

   — Powodzenia, Cole!

   — Dzięki, B!

   Przytuliłam go lekko i obserwowałam jego zmagania na boisku. Kozłowanie, dwutakt, podania, strzały do kosza i inne zagrania, ale ich nie rozpoznałam. Kojarzyłam podstawy tego sportu, nigdy nie interesowałam się nim bardziej niż to konieczne. Z zaangażowaniem słuchałam opowiadań Cole, lecz sama podchodziłam do tego z rezerwą.

   — Świetnie ci poszło — pochwaliłam.

   — W nagrodę pójdziemy dziś na imprezę! Potrzebuję rozrywki, ty też sztywniaro.

   Haha, dobry żart.

   — Zwariowałeś? Mój tata zmarł dwa miesiące temu, nigdzie nie idę.

   — Dlaczego? Nie mówię, że musisz być radosna przez całą dobę, ale to by ci nie zaszkodziło. Nie ma ram, które określają, kiedy możesz iść się pobawić, a kiedy nie. I tak nie zwrócisz życia ojcu, a zatapianie się w żałobie nie wpływa na ciebie dobrze, Brie.

   — Zastanowię się — obiecałam.

   Słusznie argumentował, ale wewnętrznie coś mnie blokowało.

   — Wpadnę po ciebie o szóstej, wtedy według szkolnej Plotkary ma się zacząć.

   Wcale się nie zgodziłam, a on już zachowywał się, jakby dokładnie tak uczyniła.

   Napomknął o tej beznadziejnej stronie internetowej, nawet tam nie zaglądałam. Wylewało się z niej jedynie mnóstwo plotek, frustracji i zazdrości. Podziękowałam za takie przeżycia.

   Rozważałam propozycję Cole’a. Znałam go, więc wiedziałam, że odmowa spotkałaby się z uporem. Dla świętego spokoju zdecydowałam pójść, ale tylko na chwilę.

   Ubrałam białą bluzkę z ozdobnym marszczeniem na dekolcie, a do tego granatową spódnicę przed kolano. Założyłam wisiorek od przyjaciela i marynarkę w kratę.Cole pochwalił mój wygląd i pospiesznie podjechał pod szkołę. Upomniałam go, żeby nie szpanował za kółkiem, ale mnie zignorował. Nieco rajdowa jazda wytrąciła mnie z równowagi. Zdenerwowałam się, ale skrzętnie ukryłam wszelkie oznaki.

   — Ale ładnie wygląda — skomentował.

   — Fakt. Te serpentyny na górze robią robotę.

   Salę ozdabiały kolorowe wstęgi zwisające z sufitów. Mnóstwo kwiatów przyczepionych do drabinek i lamp. Naprawdę nastrojowa atmosfera. Z różowymi światłami wyglądała, niczym ogród.

   Zobaczyłam Serenę, Callie i Demi. Ich twarze diametralnie się zmieniły, kiedy też mnie dostrzegły. W końcu przyjaciółki podeszły do mnie i objęły lekko na powitanie. Niezręczność aż kipiała od ich gestu.

   — Gabrielle, wpadłaś. Myślałyśmy, że nie przyjdziesz. To przecież nie twoje klimaty — stwierdziła Demi.

   Ton jej głosu sugerował lekką szpileczkę. Narzekałam na tłumy i ścisk, więc rzeczywiście zawiało hipokryzją, skoro pojawiłam się dzisiaj na właśnie takiej imprezie.

   — Ja ją namówiłem. Dobrze wychodzić ze strefy komfortu — wtrącił obronnie Cole.

   — Oczywiście — zawtórowała Callisto.

   Spędziłam z nimi godzinę, trochę rozmawialiśmy, trochę pochodziliśmy po sali. Chłopak w pewnej chwili się odłączył i znalazł swoich kolegów. Bez jego obecności czułam się odsłonięta.

   — Idziemy się napić? — Demi przekrzyczała głośniki.

   Kiwnęłyśmy z Call z aprobatą.

   Przecisnęłyśmy się przez tłum. Dziewczyny nalały sobie soku, a ja ograniczyłam się do wody.

   — Bishop, jaki zaszczyt — zakpiła Williams.

   Naturalnie. Chyba wylądowałaby w szpitalu, jakby darowała sobie uszczypliwości w moim kierunku.

   — Jednostronny — mruknęłam.

   — Powinnaś bardziej przemyśleć strój — poradziła i poklepała mnie po ramieniu.

   Co jej odbiło? W moim ubraniu nie było nic wyzywającego ani nieodpowiedniego, a po drugie będę zmuszona się odkazić, żeby przypadkiem nie zaraziła mnie bezmózgowiem.

   Plusk.

   — O jejku, ale ze mnie niezdara — rzuciła.

   Przyjaciółki biernie się przyglądały. Jak zawsze. Nigdy nie reagowały, gdy mi dokuczała.

   — Trochę wstyd, że taka ofiara jest naszą cheerleaderką — odcięłam.

   Williams zamrugała, ale wzruszyła ramionami i odeszła. Wkurzyłam się. Moja bluzka nadawała się do wyrzucenia. Czerwień rozlała się i po niej i po marynarce. Prawdopodobnie wiśniowy sok.

   — Gabrielle, tak mi przykro…

   — Pójdę już — przerwałam Callisto.

   Obie mnie nie zatrzymywały. Pospiesznie wybiegłam przez drzwi. Co za upokorzenie. Mnóstwo osób widziało ten incydent, a także mnie w zabrudzonej bluzce. Usiadłam na ławce w korytarzu, by się uspokoić. Przyjaciel nie odbierał, więc wysłałam mu wiadomość, ale nie doczekałam się odpowiedzi. Jak przewidywałam, pojawienie się tutaj okazało się kretyńskim pomysłem.

   — Głupia żmija.

   Parsknięcie śmiechem uzmysłowiło mi, że nie przebywałam tu sama.

   Hayes.

   — Przyszedłeś się nabijać? — spytałam szorstko.

   — Co? Nie, oczywiście, że nie — sprostował. — Widziałem, co zrobiła Williams, więc pomyślałem, że przyda ci się coś na zmianę.

   Podał mi czarną bluzę z kapturem i z jego drużynowym numerkiem. Kiedy zdążył skoczyć do szatni? A może już w niej był? Chyba druga opcja, bo został w samej granatowej koszulce z krótkim rękawem.

   — Nie musisz udawać miłego w szkole. Nie oczekuję tego, bo musimy robić razem projekt.

   Przez jego twarz przemknęła niezidentyfikowana emocja. Uraza, może niedowierzanie?

   — Okej, po pierwsze jestem dla ciebie miły, bo cię lubię — wyjaśnił z nutką irytacji. — Nic złego nie zrobiłem, a jesteś na mnie wkurzona — rzucił z pretensją.

   — Nie jestem na ciebie wkurzona — odparłam zbyt szybko.

   — Jasne, a dziś rano mnie nie ignorowałaś? Nie chrzań głupot — rzucił i usiadł obok mnie. — Jeśli zrobiłem coś nie tak, to mi powiedz. Nie jestem wszechwiedzący.

   Jego ton lekko kąsał.

   — Nabijałeś się ze mnie w parku i w kawiarni.

   — Co? Wcale nie, Gabrielle. Jeśli tak się poczułaś, to przepraszam, ale nie naśmiewałem się z ciebie w żadnej z tych sytuacji. Nie mam w zwyczaju drwić z innych ludzi i  twój przypadek nie odbiegał od normy — wyjaśnił spokojniej.

   Jezus, ale mi głupio. Przyzwyczaiłam się do ataków z wielu stron, że błędnie zinterpretowałam jego zachowanie.

   — Przepraszam, nie powinnam sobie dopowiadać. Głupio mi, że tak cię rano zbywałam.

   Nienawidziłam wywoływać w innych smutku, czy gorszego nastroju. Byłam taka beznadziejna, nawet szkolne relacje potrafiłam zepsuć.

   — Następnym razem, gdy będziemy mieć problem, to mnie o nim poinformuj. Karanie ciszą jest trochę słabe.

   Miał absolutną rację. Nienawidziłam, gdy ojciec używał tej metody, by wymóc pewne ustępstwa. Widocznie się w niego wdałam, skoro postąpiłam identycznie.

   — Jest. Wybacz.

   — Okej, skoro pierwsze nieporozumienia mamy za sobą, to powinno być z górki.

   Trącił mnie lekko ramieniem i zapomniałam o Serenie i jej złośliwości.

   — Ta bluza dalej aktualna?

   — Jak najbardziej.

   Wstałam z siedzenia i podeszłam za szafki. Ubrałam ją na siebie, a miękki materiał mnie otulił. Pachniała jego perfumami, które bardzo przyjemnie mnie otoczyły. Alex spojrzał na mnie z enigmatyczną iskrą.

   Pomyślałam, że moglibyśmy się zakumplować, gdybym posiadła ciekawszą osobowość albo chociaż ładniejszą urodę.

   — Dziękuję.

   — Chodź, teraz jesteś mi winna przynajmniej jeden taniec.

   Próbowałam powstrzymać śmiech.

   — Wiedziałam, że to dobre serce to tylko pozory — zażartowałam.

   — A jednak dałaś się nabrać.

   Ledwo zauważalnie uniosłam kąciki ust.
Wróciłam na salę w jego towarzystwie, a z głośników leciała żwawa piosenka Swift. Od razu poprawiła mi humor.

   Alex podał mi rękę, złapałam ją niepewnie. Przyciągnął mnie bliżej siebie, ale między nami nadal znalazło się nieco przestrzeni, co przyjęłam z ulgą. Poruszaliśmy się zgodnie z rytmem melodii. Obrócił mnie kilka razy przez co wylądowałam w niego ramionach. Znacznie za blisko.

   Już kiedyś z nim tańczyłam i przypomniało mi się, że był niezłym partnerem. Prowadził z wyczuciem, poszanowaniem tempa kolejnych dźwięków, a przede wszystkim nie deptał mi stóp.
Kiedy piosenka się skończyła odsunęłam się. Poczułam się niewłaściwie, jakbym okazała brak szacunku tacie. Nie powinnam się dobrze bawić, skoro on odszedł tak niedawno.

   — Muszę wyjść. — Dałam znać Alexowi.
Pokiwał głową i pomógł mi się przepchać przez tłum. Przy drzwiach złapał nas Cole z nietęgą miną.

   — B, wszystko okej?

   Staliśmy na korytarzu. Powietrze odcinało się od moich płuc, opanowała mnie duszność. Trwała kilkanaście sekund. Przetrwałam ją, ale chłopaków chyba zaniepokoiło, że nie odezwywałam się przez moment.

   — Mówiłam ci, że to zły pomysł. Najpierw ta franca wylała na mnie sok, a teraz… Nie chciałam iść ze względu na tatę.

   — Przestań, przecież nic się nie stanie, jak potańczysz — odpowiedział defensywnie.

   Nie załapał, że dla mnie to coś więcej.

   — Daj spokój, B. Wracajmy — kontynuował.

   — Przestań, nie widzisz, że nie jest w nastroju do imprez? — przerwał Alex. — Jeśli chcesz to podrzucę cię do domu — dodał łagodnie.

   — Jak chcesz zostać, to zostań, Cole. Ja nie czuję się dobrze i wracam do domu.

   — Nie, ja cię odwiozę. Nie powinienem cię przekonywać, skoro od początku nie chciałaś — zreflektował się.

   Poklepałam go po ramieniu i utwierdziłam, że serio nie obraziłabym się, gdyby kontynuował zabawę.
Zdecydowałam się przyjąć propozycję Hayesa. Dodał, że i tak planował zwinąć się wcześniej, więc w sumie złapałam sprzyjającą okazję.

   — Wszystko dobrze? — zapytał, gdy zapinałam pasy.

   — Tak, po prostu pomyślałam o tacie, poczułam się nieswojo i nie mogłabym się dalej bawić. Przytłoczyło mnie to.

   — Rozumiem. Daj sobie trochę czasu. Za kilka tygodni będzie nieco łatwiej. W końcu twój tata zmarł w lipcu, wbrew temu, że już trochę minęło, to dalej wielka zmiana, do której musisz przywyknąć.

   Skinęłam smutno głową i nie umknęło mi, że pamiętał, kiedy zmarł ojciec. Podejrzewałam, że moje własne przyjaciółki, by tego nie zanotowały, biorąc pod uwagę, że olały jego pogrzeb i się nie odzywały do mnie, aż do września.

On z jakiegoś dziwnego powodu to wiedział, a one nie. To spostrzeżenie nieco mnie przygnębiło, lecz z jakiejś strony sprawiło, że poczułam do niego zalążek sympatii.

   — Dziękuję za bluzę, podwiezienie i za rozmowę, Alexander. Całkiem dobrze słuchasz.

   — Tylko, jeśli mówi ktoś ciekawy. — Puścił mi oczko. — Drobiazg, Gabrielle.

📚🎼

#MPM_watt

Twitter i tiktok: hematyt_

Hejka! Będzie mi miło jak zostawicie po sobie jakiś ślad! Każdą aktywność bardzo docenię 💞 szczególnie jak opowiecie, jakie wrażenie macie, co do tej zmienionej wersji 😁

Buziaki!
Julka 🤍

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro